Cześć, tęskniliście misiaki? Wybaczcie, że tak długo nic nie pisałam, ale po pierwsze przygotowania do świat i same święta pochłonęły mój czas, a po drugie wena się zbuntowała i poszła w cholerę. Dogadać się z nią nie szło, zatem rozdział przez wiele dni stał nietknięty po napisaniu parunastu zdań. Dobijało mnie to, ze nic nie jestem w stanie napisać i myślałam, że komuś serio coś zrobię. Obyło się bez ofiar na szczęście, aczkolwiek patrząc na ten rozdział nie jestem pewna, czy taki stan pozostanie, bo nie jestem z niego szczególnie zadowolona. mam nadzieję, że mi wybaczycie, ze go tak skopałam.
Dziś mamy zatem ostatni dzień roku 2012 i z tej okazji chciałabym wszystkim życzyć Szczęśliwego Nowego Roku i oby rok 2013 był o stokroć lepszy od tego, który właśnie się kończy. Mam nadzieję, że w nowym roku spełnią się wasze marzenia i osiągnięcie wszystkie postawione przed sobą cele. Dziękuję wam za to że jesteście ze mną i wciąż czytacie to opowiadanie. Dajecie mi siłę i chęć do dalszego pisania. Ponad pięć tysięcy wizyt, tyle komentarzy, jesteście po prostu wspaniali <3. Oby tak dalej! Pozdrawiam was serdecznie i życzę jeszcze udanego Sylwestra misiaki :D.
- Możesz przestać się tak na mnie gapić, Louis? - spytałam zniecierpliwiona, kiedy Tomlinson pognał za mną do jadalni wciąż obdarzając mnie tym samym dziwnym spojrzeniem, które powoli wyprowadzało mnie z równowagi.
- Chyba nie wierzysz w to, co tam napisali? - skrzywiłam się nieznacznie i pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.
- Pewnie bym nie uwierzyła, gdybyś nie zrobił takiej miny - stwierdziłam, rozkładając talerze na stole.
- Daj spokój - jęknął Lou, który najwyraźniej pluł sobie w brodę za to, że dał to po sobie poznać. - Dobra, może nie całkiem ten artykuł to same bzdury, Harry faktycznie był z Caroline i rzeczywiście się widzieli wczoraj i to jeszcze tylko dlatego, że Caroline odwiedziła jego matkę. Nic więcej - wytłumaczył, choć nie miałam najmniejszego pojęcia dlaczego właściwie to robił. Uniosłam lekko jedną brew do góry przyglądając mu się z lekkim zaskoczeniem.
- Po jaką cholerę ty go tłumaczysz? - zadałam mu pytanie. - I co mi do tego co i z kim robi Harry?
- Serio będziesz się wypierać? - spojrzał na mnie z politowaniem.
- Do czego zmierzasz?
- Liam co nieco mi powiedział - oznajmił, co mnie nieco zainteresowało.
- Do rzeczy - ponagliłam go.
- Lubisz go i zdecydowanie nie jest ci obojętne co i z kim on robi.
- Serio nie macie o czym rozmawiać z Liam'em? - prychnęłam, nie mogąc uwierzyć, że Liam rozmawiał o mnie z Lou. Nie czułam się zbyt dobrze z tą świadomością. Już miałam zamiar się rozprawić za to z Payne'm. - Mój szanowny przyjaciel się myli. Owszem nawet go polubiłam, ale bynajmniej nie do tego stopnia, by mogło mnie to obchodzić - rzekłam, zmuszając się do kolejnego kłamstwa. Dlaczego nie mogłam normalnie się do tego przyznać i powiedzieć, że obchodzi mnie to tak, że wręcz rozsadza mnie od środka i miałam ochotę krzyczeć bez powodu. Zamiast tego wypierałam się tego na wszelkie możliwe sposoby, jakby za przyznanie się do tego groziła surowa kara. Duma to naprawdę strasznie głupia rzecz, która nie pozwalała mi na wyrażenie swojej frustracji przez tą całą sytuację ze Styles'em.
- Tak? To dlaczego masz istny mord w oczach? - zapytał wyraźnie rozbawiony. Popatrzyłam na niego spode łba i już się nie odzywałam w ogóle na ten temat tylko w milczeniu dalej rozkładałam talerze. Chwilę później do jadalni wszedł zaspany Niall, który widząc co robię uśmiechnął się szeroko na ten widok i nie wiele myśląc, zasiadł przy stole, czekając na posiłek. Po nim, swoją obecnością zaszczycił nas Liam, któremu posłałam krzywe spojrzenie, co go nieco zdezorientowało.
- O co chodzi?
- Niechcący jej się wygadałem, o czym ostatnio rozmawialiśmy - odpowiedział mu Lou.
- Louis - jęknął Payne patrząc na mnie z miną zbitego psa.
- To nie jego wina, że ty mu opowiadasz nie wiadomo co - mruknęłam niezadowolona.
- Jak miło, mała - Lou uścisnął mnie mocno, tak mnie zaskakując, że o mało nie wypuściłam trzymanego talerza z rąk.
- Nie zmienia to faktu, że jestem zła za te wszystkie insynuacje - powiedziałam, lecz Louis tylko rozczochrał moją czuprynę, śmiejąc się pod nosem.
- Mogę wiedzieć dlaczego z samego rana jesteś nie w humorze Audrey, bo chyba ni tylko dlatego, że rozmawiałem z Tommo na twój temat? - zapytał Liam zajmując miejsce obok Niall'a, który najprawdopodobniej by zasnął przy stole, gdyby nie musiał czekać na jedzenie. Louis w tym czasie wyszedł z jadani kierując się w stronę kuchni, po czym wrócił z gazetą w ręku. Zacisnęłam usta i nie odzywając się już, powróciłam do swojej roboty.
- Dlatego jest zła - powiedział Louis pokazując Liam'owi gazetę. Ten zrobił dziwną minę i spojrzał na Lou nieodgadnionym wzrokiem, następnie przenosząc swoje spojrzenie na mnie.
- Ale wiesz, że...
- Tak, tak, wiem, że nie wszystko co piszą w gazetach to prawda - dokończyłam za niego znudzona.
- W takim razie o co chodzi?
- O nic - westchnęłam z rezygnacją. Louis z kolei zacmokał z dezaprobatą.
- I weź tu zrozum dziewczyny - stwierdził, a co Liam wzruszył ramionami. Nialler najwyraźniej wciąż nie kontaktował, bo tępo wpatrywał sie w swój pusty talerz.
- Może ktoś pójść obudzić Zayn'a? - zapytałam nieco niepewnie, jednocześnie zmieniając temat.
- A nie możesz iść sama? - odezwał się Lou patrząc na mnie z pytaniem w oczach.
- N..nie - zająknęłam się.
- No idź, na ciebie nie będzie tak wrzeszczał za obudzenie, jak na nas - to powiedziawszy Louis niemal wypchnął mnie z jadalni. - Śniadanie sami sobie weźmiemy - powiedział jeszcze, ażebym się tym nie przejmowała. Stałam jeszcze przez chwilę w korytarzu przygryzając lekko dolną wargę, aż w końcu zdecydowałam się isć na górę i skierować się do pokoju Zayn'a, który pokazywali mi zeszłego wieczora. Nie byłam znowu taka pewna, czy faktycznie by na mnie nie nawrzeszczał za obudzenie, dlatego miałam takie opory, kiedy już otwierałam delikatnie drzwi prowadzące do jego pokoju. Spał przytulając się do poduszki, co wyglądało niezwykle uroczo, ale w życiu nie powiedziałabym czegoś takiego na głos. Ostrożnie podeszłam do jego łóżka i delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem, lecz z początku nie odniosło to pożądanego skutku. Spróbowałam ponownie i wówczas jego ręka wystrzeliła do góry, jakby odganiał natrętną muchę i uderzył mnie prosto w twarz. Jęknęłam głośno i najwyraźniej to wystarczyło, by go zbudzić ze snu, bo natychmiast otworzył oczy i widząc mnie, zerwał się z łóżka w trybie natychmiastowym.
- Nic ci nie jest, Audrey? - spytał zmartwiony przypatrując się mi, jakby oceniał wyrządzone przez siebie szkody uprzednio kładąc ręce na moich ramionach. Wpatrywałam się w jego ciemne oczy usiłując coś mu odpowiedzieć, ale niespecjalnie mi to wychodziło, a gdy zdałam sobie sprawę, że chłopak stoi przede mną jedynie w samych bokserkach, spłonęłam rumieńcem i zrobiłam jeden krok do tyłu.
- Przepraszam, wiesz, że nie chciałem cię uderzyć, prawda? - spytał spoglądając na mnie z lekkim niepokojem. Pokiwałam głową, powoli wycofując się w stronę drzwi.
- Żyję, więc jest dobrze - zaśmiałam się nerwowo, obracając całą sytuację w żart - Miałam ci powiedzieć, że śniadanie jest gotowe. I przepraszam za obudzenie - rzekłam i speszona czmychnęłam czym prędzej z jego sypialni.
Później przez całe śniadanie unikałam jego wzroku, choć było to trudne, zwłaszcza, kiedy prosił mnie o podanie pieczywa, ale dzielnie to zniosłam i po śniadaniu szybko zabrałam się za sprzątanie ze stołu. Nieocenionym pomocnikiem okazał się Niall, który z dziwnym zapałem począł zbierać talerze i zanosić je do kuchni razem ze mną. Nie komentowałam jednak tego, cieszyłam się jedynie, że nie musiałam robić tego sama.
Po posiłku spędziliśmy jeszcze czas w swoim towarzystwie oglądając w salonie jakiś program śniadaniowy, a następnie chłopcy musieli się zbierać, aby zdążyć na wywiad. Mieli wrócić parę godzin później więc stwierdziłam, że nie opłaca mi się w ogóle ruszać z ich domu i spokojnie zaczekam na nich, w międzyczasie przygotowując obiad. Zanim jednak się do tego zabrałam, wyłożyłam się wygodnie na kanapie z pilotem w ręce i lenichowałam tak przez spory kawał czasu, aż w końcu dostałam sms'a. Wyciągnęłam telefon i wzdychając ciężko przeczytałam wiadomość od Harry'ego.
"Jesteś na mnie zła?"
No tak, chłopcy już musieli mu coś wspomnieć. Wywróciłam oczami i napisałam mu tylko, że nie jestem na niego zła i wreszcie zabrałam sie z powrotem do pracy, co było niezwykłą przyjemnością. Nikt nie patrzył mi na ręce, nikt nie mówił, że coś źle robię, albo, żebym trzymała się dokładnie przepisu. Nie mówił mi, żebym się nie wychylała i nie wydziwiała w kuchni. Miałam wolną rękę. Uśmiech przy pracy automatycznie cisnął mi się na usta. Pogrążona w swoim żywiole latałam z miejsca na miejsce co chwilę wyciągając coś z szafek, jednocześnie nieco dokładniej zaznajamiając się z ich zawartością. Przy włączonym radiu, śpiewając sobie pod nosem, przygotowywałam posiłek, tracąc kompletnie poczucie czasu, jak zawsze, gdy robiłam coś równie pochłaniającego. Kiedyś to był taniec, teraz, gotowanie. Nagle dostrzegłam koło drzwi jakiś cień, którego wcześniej nie było. Podniosłam wzrok i zaskoczona upuściłam trzymaną przez siebie chochlę, której używałam do sosu. Ta upadła z brzękiem na podłogę, a oparty o framugę drzwi Harry zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie z rozbawieniem. W końcu ruszył ze swojego miejsca w moją stronę, a ja natomiast schyliłam się po upuszczony przedmiot, chowając się jeszcze za szafką do momentu, kiedy nie ujrzałam przed sobą butów Styles'a. Niechętnie wróciłam do pozycji pionowej, nawet na niego nie patrząc powróciłam do pracy. Jeśli miałabym być szczera to bardziej chyba byłam zła na siebie, aniżeli na niego. Przecież on mógł robić co tylko chciał w tej kwestii i nie powinnam mieć o to pretensji. Z kolei byłam zła na siebie, ponieważ uświadomiłam sobie, że zaczęłam tak świrować tylko dlatego, że byłam zwyczajnie zazdrosna. Zazdrosna o dojrzałą kobietę, z którą nawet nie mogłam konkurować. Czułam się o stokroć gorsza od niej i nawet jeżeli faktycznie nic już ich nie łączyło, ta świadomość nie dawała mi spokoju. Nie byłabym w stanie w najmniejszym stopniu jej dorównać. Skrzywiłam się nieznacznie, próbując przestać zawracać sobie tym głowę.
- Nawet się nie przywitasz? - spytał Harry, patrząc na mnie z powagą.
- Cześć - rzuciłam obojętnie. Zaczęłam sądzić, że byłam istną mistrzynią w odpychaniu od siebie ludzi.
- Audrey... - zaczął zmartwiony i wtedy do kuchni wszedł Zayn, którego wzrok spoczął na nas, a następnie na garnku z sosem. Styles posłał mu wręcz mordercze spojrzenie, na co Zayn tylko wzruszył ramionami.
- Kiedy będzie obiad? - spytał opierając się łokciami o blat kuchennej szafki. Minęła chwila za nim mu odpowiedziałam, że za dziesięć minut. Uśmiechnął się i zaczął kierować swe kroki w stronę drzwi, jednak przez nie zaraz do kuchni wpadł Niall.
- Stary, nie wytrzymałem, nie da się tam wysiedzieć, kiedy tu są takie zapachy - powiedział jednym tchem. Ja i Zayn parsknęliśmy jednocześnie śmiechem podczas gdy Harry wydawał się być wytrącony z równowagi. Chwilę później dołączył do nas Liam posyłający Harry'emu przepraszające spojrzenie oraz Louis, który zaczął się droczyć z Horanem.
Harry najwyraźniej chciał ze mną porozmawiać, ale nie miał takowej szansy, z czego właściwie się cieszyłam, bo tego nie potrzebowałam. Nie chciałam się również tłumaczyć dlaczego tak naprawdę byłam zła, więc w tamtej chwili najlepszym wyjściem było zamiecenie problemu pod dywan.
Nie wiem ile minęło czasu, może dwa, trzy dni, od kiedy zaczęłam ograniczać kontaky z Harrym do absolutnego minimum. Będąc w Londynie traciłam zupełnie poczucie czasu, a wynikało to z tego, że zwyczajnie dobrze się bawiłam. Jak nie spędzałam czasu z chłopakami to wychodziłam gdzieś na miasto z bratem, albo po prostu siedzieliśmy w jego mieszkaniu i graliśmy w jakieś gry, nierzadko dołączał do nas jego współlokator.
Tej nocy nie spałam zbyt dobrze. Przekręcałam się z boku na bok i przebudzałam się co chwila, w efekcie o piątej rano byłam już na nogach. Nie budząc smacznie śpiącego brata wymknęłam się zaspana z pokoju kierując się prosto do kuchni nie przejmując się tym, że paraduję w skąpej piżamie, będąc przekonaną, że Brent wciąż spał w swoim pokoju. Jakże się myliłam. W chwili gdy otworzyłam lodówkę chcąc znaleźć w niej mleko, kanapa w salonie zaskrzypiała. Odwróciłam się w jej stronę i zauważyłam spoglądającego na mnie Brent'a, na którego ustach czaił się uśmieszek, wzbudzający u mnie niezbyt przyjemne dreszcze. Przez to niezdarnie uderzyłam głową w drzwiczki lodówki. Jęknęłam żałośnie i już chciałam zrezygnować ze swoich planów, kiedy nadchodzący w moją stronę chłopak zagrodził mi drogę ucieczki. Usiłując się nie zawstydzić, wyciągnęłam karton z mlekiem, podczas gdy Brent usiadł na szafce kuchennej, taksując mnie wzrokiem.
- Widzę, że nie marnujesz dnia - odezwał się, na co kiwnęłam tylko głową, jednocześnie nalewając mleko do szklanki. - Lecisz już do pracy? - spytał, lekko przekrzywiając głowę.
- Nie, mam jeszcze trochę czasu - odparłam, spoglądając na wciąż nieco zaspanego Brent'a.- Dlaczego spałeś na kanapie?
- Zasnąłem podczas oglądania filmu. Nie udało mi się obejrzeć do końca. Oglądnęłabyś razem ze mną końcówkę? - po chwili zastanowienia zgodziłam się, a następnie prędko pobiegłam aby się przebrać. Chwilę później chłopak zaczął mi mniej więcej tłumaczyć o co w filmie chodziło, po czym go włączył. To był pierwszy raz kiedy spędzałam czas sam na sam z Brent'em, pomijając rzecz jasna to, że mój brat spał w swoim pokoju kilka metrów dalej. Całkiem miło spędziliśmy czas, żartowaliśmy, śmialiśmy się, co w końcu obudziło Humphrey'a, który wychodząc z pokoju popatrzył na nas dziwnie, jednocześnie kierując się w stronę łazienki. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że mam małe opóźnienie, więc czym prędzej zaczęłam się zbierać do wyjścia, kiedy poczułam czyjeś palce oplatające mój nadgarstek. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na uśmiechającego się do mnie Brent'a.
- Musisz iść dzisiaj do pracy? Ja mam dzisiaj wolne, moglibyśmy wyjść gdzieś na miasto - zaproponował, co właściwie mnie nieco zaskoczyło. Podrapałam się po skroni po czym skrzywiłam się uświadamiając sobie, że jestem głupia chcąc robić sobie wolne z tak błahego powodu.
- Wybacz, ale muszę iść. Może kiedy indziej - odrzekłam posyłając mu przepraszający uśmiech, by następnie wyjść z mieszkania.
Ostatecznie w domu chłopaków spędziłam jakieś tylko trzy godziny, bo mieli dzień zawalony wywiadami i przeróżnymi sprawami, które musieli pozałatwiać, więc mieli nie wracać do domu aż do wieczora, więc odpadło mi robienie obiadu oraz kolacji. Jako, że miałam wolne popołudnie stanęło na tym, że umówiłam się na mieście z Brent'em. Nie spodziewałam się, że dojdzie do tego, że umówię się z kumplem swojego brata, ale szczerze nie chciałam się nad tym rozwodzić, ponieważ chciałam zwyczajnie spędzić miło czas, a także pozbyć się durnych myśli o Harry'm, który tego ranka wystarczająco nie dawał mi spokoju próbując jakoś ze mną porozmawiać, co jednak nie odniosło skutku. Byłam wredna i dręczyłam tym Styles'a, miałam tego pełną świadomość, ale przerażała mnie sytuacja, w której się znalazłam i to, że on zdecydowanie za bardzo zaprzątał moją głowę. Moje działania były idiotyczne, zdawałam sobie sprawę, że wiele dziewcząt oddałoby wszystko, byleby być na moim miejscu, ja z kolei postępowałam na odwrót. Co było ze mną nie tak? Komplikowałam sobie życie, zamiast je ułatwiać. Trzeba się nazywać Audrey Munroe, żeby robić rzeczy tak pozbawione sensu.
W każdym razie dzień spędzony z Brent'em mogłam zaliczyć do udanych. Pokazał mi co nieco w Londynie, zaprowadził w parę ciekawych miejsc, których sama w życiu bym nie odkryła. Popołudniu zjedliśmy obiad na mieście po czym powoli zaczęliśmy kierować się do mieszkania. Dobrze się bawiłam, aczkolwiek nie wyobrażałam sobie Brent'a w roli kogoś innego niż tylko dobrego kumpla. Poza tym, mój brat za spotykanie się z jego kumplem chyba by mnie mnie zamknął w pokoju i przywiązał do kaloryfera. Tym lepiej więc dla mnie.
Wieczór z kolei spędziłam w pokoju brata czytając książkę, którą wzięłam z domu i która okazała sie na tyle interesującą lekturą, że pochłonęła mi ogromną ilość czasu. Pewnie czytałabym ją dopóki nie padłabym ze zmęczenia, jednak wołanie Humphrey'a sprawiło, że musiałam odłożyć książkę. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę z której dobiegał głos mojego brata. Ruszyłam zatem na korytarz i zobaczywszy stojącego tam Liam'a zmarszczyłam czoło.
- A co ty tu robisz? - zapytałam zaskoczona jego obecnością.
- Porywam cię na imprezę - powiedział obdarzając mnie szerokim uśmiechem.
- Nie idę na żadną imprezę - zaprotestowałam. - Z resztą nie mam się w co ubrać - dodałam zgodnie z prawdą. Nie spodziewałam się, że będę w Londynie imprezować, toteż nie zabierałam niczego szykowniejszego.
- Tak myślałem, że to powiesz, dlatego zabrałem jego - zza jego pleców wyszedł Louis szczerzący do mnie zęby. No tak, to było do przewidzenia.
- Moja przyjaciółko, zaraz coś zaradzimy na twoje problemy - rzekł i bez żadnych ceregieli pociągnął mnie za rękę w głąb mieszkania, musiałam go pokierować do pokoju Humphrey'a, tam z kolei zaczął się dopytywać gdzie chowam swoje ciuchy. W taki też sposób zaczął przeszukiwać moje ubrania niemalże w identyczny sposób co, kiedyś w moim domu. Przyglądałam się temu z rozbawieniem, ale kiedy Lou pokazał mi co wybrał, zrzedła mi mina. Skąd do jasnej cholery w moich rzeczach znalazła się krótka, czarna spódnica? Dostałam ją półtorej roku wcześniej od mamy, ale ani razu nie miałam jej na sobie. Musiała mi się zaplątać w moje rzeczy, jakim cudem jej w ogóle nie zauważyłam?
- Nie ma mowy, nie ubiorę tego.
- To po co to brałaś? - zapytał jakże trafnie, ale nie udzieliłam mu odpowiedzi na to pytanie. - Nie marudź, tylko ubieraj - nakazał, rzucając we mnie jeszcze jakąś bluzką. Wywróciłam teatralnie oczami i udałam się do łazienki, aby się przebrać. Kiedy wróciłam Louis popatrzył na mnie z dumą i rozczochrał mi włosy.
- Harry'emu się spodoba - rzucił w żartach. zmrużyłam oczy ze złości i chwyciłam poduszkę z łóżka, którą cisnęłam w Tomlinson'a. Nie zdążył jej złapać i w efekcie uderzyła go prosto w twarz.
- O ty mała zołzo - mruknął i zaraz chwycił mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam głośno i uderzyłam go pięścią w plecy. Jak ja nie lubiłam, gdy to robił.
- Cholera, Lou, mam spódnicę na sobie - jęknęłam, a chłopak roześmiał się.
- No i co? - odparł jak gdyby nigdy nic. Westchnęłam ciężko, po czym chłopak wyniósł mnie z pokoju. Minęliśmy Brent'a, który wydawał się w ogóle nie wiedzieć co się dzieje w jego mieszkaniu. Popatrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem, ale chwilę później straciłam go z oczu. Lou postawił mnie na ziemi dopiero kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, gdzie Liam i Humphrey ucięli sobie pogawędkę. Humphrey zmierzył mnie wzrokiem, gdy stanęłam przed nim i podrapał się po karku.
- Tak idziesz? - uniósł lekko brwi do góry, a ja tylko rozłożyłam bezradnie ręce.
- Spokojnie, my się nią zaopiekujemy - powiedział do niego Liam, klepiąc go po ramieniu.
- No, ja myślę - mruknął Humphrey, na co roześmiałam się głośno, uświadomiwszy sobie, że właśnie doświadczyłam braterskiej troski z jego strony. W całkiem dobrym humorze w towarzystwie Lou i Liam'a wyruszyłam na imprezę, nie mając nawet pojęcia co to za impreza i gdzie ona się odbywa, miałam jednak przeczucie, że wcale taka dobra to ona nie będzie.
poniedziałek, 31 grudnia 2012
piątek, 14 grudnia 2012
Rozdział XVI
Dziś krótko, zwięźle i na temat, tak jak obiecałam, wstawiam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że was zainteresuje do tego stopnia, że będziecie chcieli skomentować. Do niczego oczywiście nie zmuszam, ale zawsze to fajnie widzieć komentarze od was ;). Rzecz jasna dziękuję za te, które już zostawiliście pod poprzednimi rozdziałami i za odwiedziny na blogu. Ponad cztery tysiące! Jesteście naprawdę świetni <3.
Podróż pociągiem była całkiem przyjemna, pomijając
fakt, że ludzie dziwnie mi się przyglądali, kiedy siedziałam w okularach, a
potem w czapce zsuniętej na twarz, co było zdecydowanie potrzebne, jako, że
Liam kilkakrotnie był zaczepiany przez jakieś dziewczyny, które prosiły go o
autograf. I mogłabym przysiąc, że ktoś robił nam zdjęcia, co niespecjalnie mi
odpowiadało, ale musiałam jakoś to przeżyć. Rozmowa z Harry'm szybko się
zakończyła, ale uznawszy, że pewnie miał coś ważnego do zrobienia, więc nie
zawracałam sobie głowy jego nagłą chęcią zakończenia połączenia, choć miałam
dziwne przeczucie, ze coś się stało.
Podczas wysiadania z pociągu, który zatrzymał się
na dworcu w Londynie Liam pomógł mi z moimi torbami. Sam z kolei dysponował o
dziwo tylko jedną, więc nie stanowiło to dla niego problemu, choć upierałam
się, że poradzę sobie z nimi sama. Chłopak jedynie zaszczycił mnie pełnym
politowania spojrzeniem, nie mając najmniejszego zamiaru tego, co miałam do
powiedzenia na ten temat. Kiedy przemierzaliśmy dworzec, lawirując między całą
masą ludzi zauważyłam w oddali znajomą sylwetkę, przeciskającą się między
grupką osób, wyglądających mi na turystów. Zsuwając nieco ciemne okulary z nosa
pomachałam drugą rękę do brata i ruszyłam szybciej, a dopiero po chwili się
zorientowałam, że przy moim boku brakowało Liam'a. Odwróciłam głowę i
zauważyłam, że mój przyjaciel został z tyłu zatrzymany przez fanki. Westchnęłam
ciężko i kręcąc głową ze zrezygnowaniem ruszyłam w jego stronę, aby wziąć swoją
torbę, którą chłopak zmuszony był postawić na ziemi, aby mieć wolną rękę. Nikt
nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, bo Liam był zbyt wielką atrakcją, by
ktokolwiek mógł zawracać sobie głowę zwyczajną dziewczyną kręcącą się wokół
tłumu, chociaż odnosiłam dziwne wrażenie, że ktoś mi się przyglądał.
Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo zainteresowanego moją osobą nie zauważyłam,
pomimo tego, że to dziwne uczucie wcale nie zniknęło. Dziewczyny zaczęły się
przepychać, a ja nie miałam możliwości przejścia obok nich, aby wziąć swoją
własność. Jakaś dziewczyna przez przypadek na mnie wpadła i mruknęła coś pod
nosem niezadowolona, po czym znów wpadła w tłum rozpychając się łokciami.
Szaleństwo. Było znacznie gorzej od tego, do czego już zostałam przyzwyczajona.
A może tak mi się wydawało tylko dlatego, że chwili byłam stanowczo zbyt blisko
rozszalałego tłumu fanek, które przekrzykiwały się nawzajem i wołały coś do Liam'a,
ale ciężko było właściwie cokolwiek zrozumieć. Naprawdę szkoda mi było
chłopaka, na którego te wszystkie dziewczyny wręcz się rzucały.
Nie chcąc zostać staranowaną przed coraz większą
ilość przybywających fanek, zmuszona zostałam do wycofania się na bezpieczną
odległość. Po chwili poczułam, że czyjeś palce zaciskają się na moim ramieniu.
Odchyliłam lekko głowę i ujrzałam mojego brata, który uśmiechał się szeroko,
choć z pewnym zaniepokojeniem zerkał w stronę atakowanego zewsząd Payne'a.
Niewiele myśląc wypuściłam trzymaną przez siebie torbę z rąk i odwracając się,
uścisnęłam mocno swojego brata, który zaśmiał się, odwzajemniając uścisk.
- Dobrze cię widzieć, młoda - powiedział,
puszczając mnie w końcu.
- Ciebie też, Humph - wyszczerzyłam zęby w szerokim
uśmiechu mierząc brata wzrokiem. Wydawał się być wyższy od czasu, kiedy po raz
ostatni go widziałam, a przez to wyglądał jeszcze bardziej tyczkowato.
- Chciałaś się dostać przez ten tłum do Liam'a? -
spytał podnosząc z ziemi moją torbę. Potrząsnęłam twierdząco głową. - Nie ma
szans, żebyś tego dokonała. Te dziewczyny są szalone. Jak szedłem w waszą
stronę jakieś nastolatki przepchnęły się tuż obok mnie lecąc na złamanie karku
i krzycząc coś na temat Liam'a.
- Taa, szalone. Ja już wiem, że też byś chciał być
tak oblegany przez dziewczyny jak on - stwierdziłam ze śmiechem. Humphrey
jedynie przewrócił oczami, lecz kącik jego ust uniósł się lekko ku górze.
Przyglądałam się temu zamieszaniu ze zmartwieniem, ale wiedziałam, że nic nie
mogłam zrobić, aby pomóc w tej chwili przyjacielowi. Musiałam przeczekać
najgorsze, chociaż wydawało się, że to nie skończy się nigdy, gdyż przybywały
kolejne dziewczyny, a po nich następne i następne. Dworzec kolejowy
zdecydowanie nie był bezpiecznym miejscem. Kiedy ja tak obserwowałam wydarzenia
znów odniosłam wrażenie, że ktoś się uparcie na mnie gapi. Zmarszczyłam czoło i
znów zaczęłam poszukiwania i wówczas natrafiłam na spojrzenie jakiś trzech
dziewcząt, które gdy tylko zauważyły, że na nie popatrzyłam, odwróciły wzrok.
- Co jest? - spytał Humphrey i ściągnął czapkę z
mojej głowy. Popatrzyłam na niego z przerażeniem i usiłowałam mu ją odebrać,
lecz ten droczył się ze mną podnosząc ją tak wysoko, że nie było takiej
możliwości, abym mogła ją dosięgnąć.
- Oddawaj.
- Po co ci to wszystko? - spytał, zerkając na
trzymaną w górze czapkę, a następnie wskazując na ciemne okulary. - Też już
jesteś sławna, że musisz się ukrywać? - spytał. Można by powiedzieć, że
zdjęcia, które ukazały sie na portalach plotkarskich nieco temu sprzyjały, więc
dlatego, aby nie pozwolić na to, bym wzbudzała jakąkolwiek sensację swoją osobą
ze względu na to, że kręciłam się w pobliżu chłopaków ze sławnego zespołu,
lepiej było się ukrywać. Nie zamierzałam jednak powiedzieć bratu dokładnie, o
co chodzi, więc powiedziałam mu tylko część prawdy.
- Nie jestem sławna i nie zamierzam, więc dlatego
się ukrywam, żeby nikt nie mógł mnie rozpoznać na jakichkolwiek fotkach
zrobionych przez paparazzi - Humphrey popatrzył na mnie, chwilę się namyślając,
po czym wcisnął mi czapkę z powrotem na głowę. W tym samym momencie zauważyłam
jakiś dwóch rosłych mężczyzn żwawym krokiem przemierzających dworzec i
kierujących się prosto w stronę Liam'a. Spoglądałam na nich zaciekawiona, kiedy
zaczęli przepychać się między fankami, prosząc je o zachowanie dystansu.
Ochroniarze zaczęli torować sobie drogę razem z Liam'em zmierzając w naszą
stronę, z czego dziewczęta nie były zadowolone, ale też nie mogły nic na to
poradzić. Kiedy w końcu do nas dotarli, zauważyłam, że ochroniarz, który szedł
za Liam'em, niósł moją torbę oraz gitarę w futerale. Liam po tych niespełna
parunastu minutach wyglądał tak, jakby spędził tam co najmniej parę godzin.
Widząc mojego brata uśmiechnął się do niego i przywitał się uściskiem dłoni, ja
z kolei z przepraszającym wzrokiem próbowałam odebrać swoje rzeczy od
ochroniarza, który wcale nie zamierzał mi ich oddać. Zaczęłam się zastanawiać
czy to dlatego, że sądził, że należą do Payne'a, ale Liam szybko rozwiał moje
wątpliwości mówiąc, że mężczyzna zaniesie moje rzeczy gdzie tylko będę chciała.
Ustaliliśmy, że zabiorę się z Humphrey'em do jego
mieszkania, aby móc się rozpakować, zjeść coś i trochę odpocząć, a Liam, który
z dworca miał odjechać razem z ochroną, podstawionym samochodem, miał przyjechać
po mnie wieczorem, aby zabrać mnie do ich domu, żebym przywitała się z
chłopakami.
Wpakowałam się do rozklekotanego samochodu mojego
brata po uprzednim wrzuceniu do bagażnika swoich toreb przy pomocy dość
małomównego ochroniarza Liam'a. Zatrzasnęłam za sobą drzwiczki z takim
trzaskiem, że aż się przestraszyłam, że coś uszkodziłam, ale Humphrey mnie
uspokoił. Jadąc spoglądałam na mijane po drodze budynki z zafascynowaniem, co
wzbudziło w Humphrey'u wyraźne rozbawienie, zwłaszcza po tym, gdy dojrzał
szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Dawno nie widziałem twojego uśmiechu -
powiedział po chwili, zerkając na mnie kątem oka.
- Bo dawno się nie widzieliśmy - odparłam kręcąc
się na swoim miejscu i zaglądając do schowka w desce rozdzielczej, gdzie
znalazłam jakąś płytę, papierki po cukierkach i opakowanie po Happy Meal'u, na
co uniosłam lekko brwi do góry spoglądając na brata jakbym przyłapała go na
robieniu jakieś totalnie idiotycznej rzeczy. Chłopak zrobił głupią minę i
wzruszył ramionami.
- Nie, to nie dlatego - ciągnął temat.- Kiedy
ostatni raz się widzieliśmy też się nie uśmiechałaś. Wcześniej również. A przez
telefon brzmiałaś jakoś radośniej w ostatnim czasie. Nawet nie masz pojęcia jak
dobrze jest widzieć cię szczęśliwszą - powiedział, posyłając mi uśmiech.
Istotnie odkąd w moim życiu znów pojawił się Liam, a w pakiecie z nim reszta
jego zespołu, uśmiechałam się częściej, częściej też byłam w lepszym nastroju.
Faktycznie byłam szczęśliwsza, mimo niekoniecznie przyjemnych sytuacji, które także
miały miejsce. Ale czy to było ważne? Raczej nie, bo najważniejsze było to, że
moje życie nabrało barw i nie było już tak monotonne jak wcześniej.
Razem z Humphrey'em wgramoliliśmy się z moimi
torbami po schodach na pierwsze piętro budynku, w którym mieszkał. Chłopak
nacisnął łokciem klamkę i otworzył drzwi. Weszłam za nim do środka rozglądając
się po pomieszczeniu. Był to wąski korytarz, w którym nasza dwójka plus dwie
torby i futerał z gitarą w środku ledwie się mieściła. Brat wskazał głową
drogę, którą powinnam iść. Ruszyłam więc za nim wzdłuż korytarza, a następnie
weszłam do ostatniego pomieszczenia po lewej stronie, który był jego pokojem.
Niebieskie ściany, łóżko w rogu, drewniane, rozlatujące się biurko z
komputerem, ogromna szafa, która także pamiętała lepsze czasy, komoda, fotel i materac
ułożony przy ścianie, tuż obok drzwi. Minimalistycznie, ale całkiem przyjemnie.
Odłożyliśmy moje rzeczy na bok, po czym Humphrey pociągnął mnie za rękę
wyprowadzając ze swojego pokoju i prowadząc, jak się później okazało, do
salonu, gdzie na kanapie leżał jakiś chłopak. Jak się domyślałam, współlokator
mojego brata. Kiedy uświadomił sobie, że nie jest sam, podniósł wzrok i zerknął
na nas, następnie zrywając się z miejsca w trybie natychmiastowym. Jego usta
wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, kiedy mierzył mnie wzrokiem od góry do
dołu. Naprawdę peszyło mnie takie zachowanie ze strony facetów i mimowolnie
moje policzki delikatnie się zaróżowiły, a ja miałam nadzieję, że ten fakt
jednak umknął ich uwadze.
- Audrey, to jest Brent, Brent, to jest moja
siostra Audrey - przedstawił nas sobie. Chłopak wyciągnął rękę w moja stronę,
którą niepewnie uścisnęłam, przyglądając mu się z pewną rezerwą. Miał ciemne,
krótkie włosy, które wyglądały, jakby on sam próbował nieudolnie je podcinać.
Jednocześnie tworzyły one idealny kontrast do jego bladej skóry. Z kolei jego
szare oczy wciąż się we mnie wpatrywały. Ledwo pozbyłam się tego uczucia bycia
obserwowaną na dworcu, to teraz jeszcze Brent nie spuszczał ze mnie wzroku. Niby
powinnam się przyzwyczaić zważywszy na to, że Harry robił dokładnie to samo i z
czasem przestałam zwracać na to szczególną uwagę, jednak kiedy robił to ktoś
inny czułam się niezręcznie. Odwróciłam wzrok i wpatrywałam się przez dłuższą
chwilę w jakiś punkt wyswobodzając uprzednio dłoń z uścisku chłopaka.
- Niezmiernie miło mi poznać - zwrócił się do
mnie, a następnie przeniósł w końcu swoje spojrzenie na mojego brata. -
Jesteście głodni? Przed dziesięcioma minutami zamówiłem pizzę. Niedługo powinni
ją dostarczyć - powiedział. Jak tylko powiedział coś o jedzeniu, uświadomiłam
sobie, jaka byłam głodna. Oprócz ulubionych orzechów w czekoladzie nic nie
jadłam od samego rana, a dochodziła prawie siedemnasta. Cieszyłam się zatem, że
Brent zatroszczył się już o posiłek. Nie pozostało więc nic innego jak czekanie
na dostawcę. W tym czasie postanowiłam zająć się swoimi torbami. Humphrey powiedział,
że zrobił mi trochę miejsca na półkach w swojej szafie, co niezwykle mnie
ucieszyło, ze względu na to, że nie musiałam trzymać swoich ciuchów w torbach.
To było niewygodne. Otworzyłam szafę i od razu zaatakowały mnie wypadające z
półki ciuchy brata, które zamiast leżeć złożone w kostkę na półce, upchane były
w niej na szybkiego. Spojrzałam przez ramię na brata, który podbiegł do mnie i
zaczął zbierać swoje ciuchy z przepraszającym uśmiechem na ustach. Pokręciłam
głową z dezaprobatą i odebrałam je od niego wzdychając ciężko.
- Ja się tym zajmę. Pewnie na ostatnią chwilę
wszystko tam upychałeś? - spytałam, choć odpowiedź była jasna. Humphrey zrobił
minę zbitego psa, a ja zaśmiałam się cicho, widząc to. Niewiele myśląc, zajęłam
się układaniem jego ciuchów, choć ten usilnie próbował mnie od tego odwieść,
twierdząc, że jestem gościem i nie powinnam tego robić, ale wytaczając porządne
argumenty, że skoro będę musiała dzielić z nim szafę, to musi być w niej
idealny porządek, więc lepiej byłoby, abym ja to zrobiła. Ostatecznie ja
wygrałam, choć może nie była to wygrana bitwa, z której powinnam być dumna.
Jakieś dwadzieścia minut później przybył dostawca z zamówioną pizzą, której
zapach przywołał mnie do salonu w ekspresowym tempie. Zajadaliśmy się pizzą
pośród śmiechów i ożywionych rozmów. Nawet z Brent'em ucięłam sobie krótką
pogawędkę, kiedy Humphrey poszedł do łazienki zetrzeć ketchup ze swojego
podkoszulka, jako że nie mógł jeść pizzy jak cywilizowany człowiek, tylko na
upartego wpychał sobie ogromny kawałek do ust. Po jedzeniu posiedziałam sobie z
chłopakami przed telewizorem, gdyż tak się najadłam, że ledwo mogłam się
ruszać, a dopiero później zabrałam się do wypakowywania swoich rzeczy, z czym w
miarę szybko się uporałam i miałam potem jeszcze trochę czasu na pogadanie i
podroczenie się z bratem, za czym tak tęskniłam.
Dopiero po jakimś czasie otrzymałam wiadomość od
Liam'a, że zamierza już po mnie podjechać. Napisałam mu dokładny adres, a gdy
zatrzymał się pod budynkiem, wyszłam z mieszkania, na wszelki wypadek
zakładając czapkę z daszkiem należącą do Liam'a i wskoczyłam do jego samochodu
z uśmiechem na ustach.
- Ta czapka chyba ci się spodobała, co? - zauważył
z rozbawieniem.
- Tak, jest świetna. I nie wiem gdzie ją trzymałeś
do tej pory, ale pachnie mi ona serowymi chrupkami. Przez to czuje się w niej
tak swojsko - wytłumaczyłam mu, co go jedynie jeszcze bardziej rozśmieszyło. W
końcu ruszyliśmy przy dźwiękach piosenki dobiegającej z samochodowego radia. Na
nasze nieszczęście utknęliśmy w korku, więc droga nam się przedłużała, ale Liam
powiedział, żebym się nie martwiła ewentualnymi dojazdami, bo niespełna dwadzieścia
minut zdecydowanie mi na to wystarczy. Przy okazji wyraził swoje nierozumienie
odnośnie tego, dlaczego nie wolałam zamieszać na ten czas u nich, jednak ja
zagłuszyłam go ich piosenką, która właśnie leciała w radiu i wytknęłam język
niczym małe dziecko. Chłopak nie skomentował tego w żaden sposób, lecz na jego
ustach wciąż czaił się uśmiech.
Wreszcie udało nam się dotrzeć na miejsce. Brama
wjazdowa została otworzona i wjechaliśmy na teren ich posiadłości, której
przyglądałam się przez okno samochodu z rozdziawionymi ustami, dopiero po
chwili orientując się, jak to idiotycznie musiało wyglądać.
Opuściliśmy auto i skierowaliśmy się do drzwi,
które Liam otworzył przede mną, zapraszając mnie do środka. Ledwo weszłam, a
usłyszałam swoje imię wykrzyczane przez Lou, którego głos dobiegał z dość
daleka. Dopiero chwilę później zauważyłam jego osobę biegnącą w nasza stronę. Zaczęłam
się zastanawiać, czy nie lepiej uciekać, ale nawet jeśli chciałabym to zrobić,
to by mi się to nie udało, bo Tomlinson zaraz mnie dopadł i ze śmiechem
podniósł mnie do góry, jakbym nic nie ważyła, ściskając przy tym tak, że byłam
pewna, że jak tak dalej pójdzie oczy wyjdą mi na wierzch.
- Louis, możesz mnie już puścić. Aczkolwiek miło
jest zostać tak powitaną - ledwo wykrztusiłam i kiedy chłopak zdał sobie sprawę,
z jakim trudem to powiedziałam, puścił mnie posyłając mi zawadiacki uśmiech.
- A ciebie miło jest w końcu widzieć, mała.
- Nie przesadzaj, rozmawialiśmy przecież ostatnio
przez Skype'a - odparłam, lecz ten pokręcił głową.
- To nie to samo - powiedział i rozczochrał mi
włosy, które zaraz zaczęłam doprowadzać do porządku, przyklepując je. W końcu w
zasięgu mojego wzroku pojawił się Niall, który wyszczerzył się do mnie i
również powitał mnie uściskiem, aczkolwiek nieco słabszym od tego, który
zafundował mi Lou.
- To co, kiedy nam coś ugotujesz? - spytał po
chwili, przez co Liam spojrzał na niego krzywo.
- Audrey dziś nie jest po to, żeby gotować -
odparł mu.
- Ale chętnie to zrobię - stwierdziłam, a
następnie zauważyłam, że Horan uśmiechnął się triumfalnie. Liam z kolei
westchnął ciężko, a potem cała trójka poprowadziła mnie w stronę salonu. Po
drodze natknęliśmy się na Zayn'a, który najwyraźniej właśnie szedł do nas się
przywitać. Popatrzyłam na niego nieco niepewnie, a on tak po prostu posłał mi
uśmiech, który bynajmniej nie był wymuszony, chyba, że zaczęłam mieć jakieś
problemy ze wzrokiem. To mnie ucieszyło, ponieważ martwiłam się tym, że Zayn
nie będzie zbytnio zadowolony z mojej obecności. W prawdzie starał się być
grzeczny i mimo wszystko nie doświadczyłam jego niechęci do mnie, ale miałam
wrażenie, że tak czy siak Zayn za mną nie przepadał. A może po prostu byłam
przewrażliwiona. Albo może zrobiłam coś nie tak, przez co wyrobił sobie o mnie
nienajlepsze zdanie. Nie miałam najmniejszego pojęcia i nieco mnie to
nurtowało, bo reszta chłopców wydawała się raczej chętnie spędzać ze mną czas.
- Fajnie, że jesteś, Audrey - powiedział zaraz i
brzmiało to całkiem szczerze. Na tę chwilę więc porzuciłam swoje przemyślenia
na ten temat, uznając, że może nie ma się czym martwić. Odwzajemniłam jego
uśmiech wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę, lecz kiedy zorientowałam
się, że popatrzył mi w oczy, odwróciłam wzrok. Nie miałam najmniejszego
pojęcia, dlaczego Malik tak mnie onieśmielał.
Podążyłam w końcu za chłopakami do salonu, który
okazał się ogromnym pomieszczeniem, urządzonym w raczej nowoczesnym stylu, lecz
mimo tego był całkiem przytulny. Rozglądałam się po nim oczarowana, kiedy
poczułam, że ktoś wbija palec w moje ramię. Zmarszczywszy czoło odwróciłam
głowę i spojrzałam na Lou.
- I co, podoba się?- spytał, a ja kiwnęłam głową w
odpowiedzi. - Jak nas nie będzie, to spokojnie będziesz mogła sobie porządzić w
naszym królestwie - wyszczerzył się, następnie ciągnąc mnie za rękę, chcąc
oprowadzić mnie po reszcie tego ogromnego domu. Niall, Liam, a nawet Zayn nam
towarzyszyli. Obchodziliśmy niemal wszystkie pomieszczenia, kuchnię jednak
zostawili na koniec. Musiałam się z nią jak najszybciej zaznajomić. Chłopcy
przyglądali mi się z rozbawieniem, gdy przeszukiwałam niemalże każdą szafkę,
ale nie zwracałam na to uwagi. Na koniec otworzyłam wypchaną po brzegi lodówkę i
z uśmiechem odwróciłam się do nich.
- To na co macie ochotę? – spytałam, a
dostrzegając radość w oczach Niall’a roześmiałam się.
- A mogłabyś zrobić kurczaka? – blondyn odpowiedział
pytaniem na pytanie.
- Jasne. O ile takowego macie – odrzekłam. Jak się
okazało, mieli, bo Nialler wiedząc, że przyjadę zaopatrzył się w kurczaka,
chcąc mnie przy najbliższej okazji poprosić o jego przygotowanie. Cała reszta
również wyraziła chęć zjedzenia przygotowanego przeze mnie posiłku, więc czym
prędzej zabrałam się do pracy. Blondyn wyraźnie ciągle chciał mi pomagać, a ja
woląc, żeby za bardzo nie ingerował, wysyłałam go co chwila po przyprawy i
składniki. Louis z kolei ciągle mnie zagadywał, Liam również dorzucał swoje
trzy grosze, tylko Zayn siedział cicho, cierpliwie czekając i przyglądając się
przygotowaniom posiłku.
- Gdzie tak w ogóle jest Harry? – zapytałam niby
od niechcenia. Zakładałam, że też tu będzie, ale najwyraźniej się myliłam.
- A co, stęskniłaś się za nim? – Tomlinson uniósł
lekko brew do góry, zadając to pytanie.
- Nie, skądże – mruknęłam, powracając wzrokiem do
swojej pracy.
- Będzie jutro około południa, niedługo przed
wywiadem, jaki mamy udzielić – odpowiedział mi Niall, stawiając obok mnie
przyprawę, o którą wcześniej go poprosiłam.
- Coś nie tak z jego mamą? - zadałam kolejne pytanie, zwyczajnie
martwiąc się sytuacją.
- Nie, wszystko w porządku, o ile można tak
powiedzieć o kimś, kto nie może się ruszyć z łóżka i nie może uciec przed
towarzystwem Harry’ego – zaśmiał się Louis. – A ty przypadkiem z nim dzisiaj
nie rozmawiałaś?
- Rozmawiałam, ale krótko, bo szybko musiał
kończyć i zastanawiałam się, co się stało – wyjaśniłam skąd brały się te moje
pytania o Styles’a. Lou zrobił dziwną
minę, lecz zaraz odbiegł od tematu.
Kiedy w końcu skończyłam przygotowywać kurczaka,
przenieśliśmy się do jadalni, gdzie podałam posiłek chłopcom. Jako, że ja byłam
pełna po zjedzeniu pizzy, darowałam sobie wypychanie w siebie kolejnej dawki
jedzenia. Niall spoglądał na mnie dziwnie, kiedy siedziałam przy stole razem z
nimi bez talerza, jedynie pijąc sok jabłkowy.
- Czemu nie jesz?
- Nie jestem głodna – to stwierdzenie sprawiło
tylko, że Liam zaraz postawił przede mną talerz, a Louis nałożył na niego taką
ilość jedzenia, że nawet sam Horan nie byłby w stanie tego zjeść. Popatrzyłam
na niego jak na wariata i potrzasnęłam głową. – Nie ma szans. Nie zjem tego.
- Dzidzia nie chce jesć? Może dzidzię nakarmimy? –
Lou zwrócił się do mnie takim głosem, jakim zwykle zwraca się do małych dzieci.
Parsknęłam śmiechem, słysząc to.
- Louis, uspokój się – nakazałam śmiejąc się
jednocześnie, lecz chłopak już nabił na widelec kawałek kurczaka, usiłując wepchnąć
go prosto do moich ust.
- Liam, weź ją przytrzymaj, bo mi ucieknie – nie spodziewałam
się, że Payne mu po może. Jednak ku mojemu zaskoczeniu podszedł do mnie i
położywszy ręce na moich ramionach, mocno przycisnął mnie do krzesła.
- I ty przeciwko mnie? Jak możesz – wyjęczałam, mimo
wszystko wciąż się śmiejąc i wiercąc, aby się wyrwać. W efekcie kawałek
kurczaka wylądował na mojej koszulce. Lou mimo tego pozostał nieugięty i nadal
usilnie próbował mnie nakarmić. Dopiero, kiedy kawałki jedzenia znalazły swoje
miejsce w moich włosach poddałam się i obiecałam, że będę już jadła z nimi,
pomimo tego, iż miałam wrażenie, że jeśli cokolwiek zjem to zwyczajnie pęknę z
przejedzenia. Zaczynałam podziwiać Horan'a i jego żołądek bez dna.
- Cała jesteś brudna – stwierdził Zayn zerkając na
mnie. Delikatnie się zaczerwieniłam i zaczęłam szukać wzrokiem czegoś, czym
mogłabym wytrzeć ubrudzoną twarz. Kiedy
niczego takiego nie znalazłam wstałam od stołu chcąc udać się do łazienki.
Louis parsknął śmiechem patrząc na Malik’a.
- Istne mistrzostwo, jeśli chodzi o rozmowę z
płcią przeciwną, Zayn – ironicznie skomentował jego wypowiedź. Ten posłał
Tomlinson’owi krzywe spojrzenie, podczas gdy ja, idąc i patrząc na nich, o mało
nie wpadłam na ścianę. Niall, który to zauważył zaśmiał się, z kolei Liam
zapytał gdzie się wybieram. Gdy mu
odpowiedziałam, postanowił mi na wszelki wypadek jeszcze raz pokazać drogę do
łazienki.
W czasie, kiedy przemywałam twarz Liam mówił mi,
że byłoby fajnie, gdybym mogła przyjechać do nich około ósmej rano następnego dnia,
a także dowiedziałam się, że ma zamiar dorobić mi klucze, ale zanim to zrobi,
postanowił oddać mi swoje, więc gdy już wróciłam do jadalni, by dokończyć
posiłek, chwilę później Liam wrócił z kluczami dla mnie.
- Nie boisz się, że was okradnę w nocy, wynosząc
wasze osobiste rzeczy by sprzedać je waszym fankom? – spytałam w żartach, a
Payne tylko popatrzył na mnie z politowaniem.
- Z tobą mógłbym zostawić chociażby paczkę twoich
ulubionych orzechów w czekoladzie i wiedziałbym, że nie tkniesz jej nawet palcem,
bo nie należy do ciebie.
- Pokładasz ogromną wiarę w moją uczciwość, Liam –
rzekłam, siadając z powrotem przy stole i odgarniając w z twarzy zbłąkany
kosmyk włosów.
- Po prostu dobrze cię znam – odparł uśmiechając się
do mnie.
- Wasza dwójka najwyraźniej ma to ze sobą
wspólnego – zauważył Louis.
- Wcale nie – wtrącił Niall, patrząc na Liam’a. –
On ostatnio wyjadł mi moje chrupki – burknął blondyn.
- Nie marudź, miałeś przecież jeszcze jedną
paczkę.
- Nie miałem – zaprzeczył Horan, krzyżując ręce na
piersi.
- A ta w twoim pokoju pod łóżkiem? – Nialler
zamyślił się na dłuższą chwilę.
- No dobra, miałem – westchnął z rezygnacją. - Ale
zaraz, co ty robiłeś w moim pokoju? – zmarszczył czoło. Ja, Louis i Zayn przyglądaliśmy się im z
rozbawieniem wymalowanym na naszych twarzach.
Po skończonym posiłku posiedzieliśmy jeszcze
wspólnie w salonie. Niall razem z Liam’em grali w jakąś grę na playstation,
Zayn wyszedł na papierosa, ja z kolei rozmawiałam z Lou i zanim się
spostrzegłam było już po dwudziestej trzeciej, więc musiałam już wracać do
mieszkania swojego brata. Liam odwiózł mnie, mówiąc jeszcze, czym mogę dojechać
z rana do ich okolicy. Najwyraźniej wszystko już sprawdził, abym nie musiała
się tym przejmować i zastanawiać się, jak się tam dostanę. Wytłumaczył mi
wszystko, a kiedy wysiadłam pod budynkiem, w którym mieszkał mój brat,
podziękowałam Liam’owi za wszystko, co dla mnie zrobił, choć on traktował to jak zwyczajną,
przyjacielską pomoc.
Następnego dnia bez problemu dojechałam do celu.
Okazało się, że przystanek autobusu znajduje się niespełna kilometr od domu
chłopców, więc musiałam jeszcze do niego dojść. Po drodze wstąpiłam jeszcze do piekarni,
która przywołała mnie do siebie zapachem świeżego pieczywa. Niewiele myśląc
zaopatrzyłam się w świeże bułki, po czym ruszyłam dalej. Jednak w pewnym momencie znów się
zatrzymałam, gdyż moją uwagę przyciągnęła gazeta codzienna wystawiona na
wystawę sklepu. Podeszłam bliżej, chcąc się jej przypatrzeć. Mój wzrok się nie
mylił i dobrze widziałam, że na jednym ze zdjęć na pierwszej stronie znajdował
się Harry w towarzystwie jakieś kobiety. Zaciekawiona wstąpiłam do sklepu, aby
dokonać jej zakupu, ale zamierzałam dopiero przeczytać ją później.
Gdy dotarłam do domu chłopców otworzyłam sobie
bramkę, następnie drzwi, podarowanymi przez Liam’a kluczami i skierowałam się
natychmiast do kuchni, zachowując się możliwie jak najciszej, zakładając, że
wszyscy śpią, skoro panowała głucha cisza. Zostawiłam gazetę na blacie szafki
kuchennej, a chwilę później zabrałam się za przygotowywanie śniadania dla
chłopców. Z pełną lodówką miałam pełne pole do popisu, a dysponując także dużą
ilością czasu mogłam sobie pozwolić na szaleństwa w kuchni. W efekcie, dopiero
godzinę później wyszukane śniadanie było gotowe. Zastanawiałam się, czy nie
lepiej ich obudzić, ale uznając, że to jednak nie jest najlepszy pomysł, usiadłam
sobie przy niewielkim stoliku znajdującym się w kuchni, uprzednio zabierając
kupioną przez siebie gazetę.
Otworzyłam ją na odpowiedniej stronie przypatrując
się zdjęciom Harry’ego, a dopiero potem zerknęłam na nagłówek. „Harry Styles i
Caroline Flack znowu razem?” Zmarszczyłam czoło i zaczęłam czytać artykuł.
„Caroline Flack widziana była pod szpitalem w Chester,
do którego w zeszłym tygodniu z licznymi obrażeniami odniesionymi w wypadku
samochodowym, trafiła matka Harry’ego Styles’a z One Direction, Anne Cox. Od
tamtej pory Styles nie opuścił miasta, wciąż odwiedzając swoją matkę.
Wczorajszego popołudnia doszło do spotkania między
trzydziestodwuletnią Caroline Flack i osiemnastoletnim Harry’m Styles’em. Byli
partnerzy spędzili ze sobą czas i razem odwiedzili Anne.
Czyżby idol nastolatek na całym świecie wrócił do
prawie o połowę starszej prezenterki? Ich związek był szeroko komentowany…”
- Co czytasz? – przerwał mi Louis. Automatycznie
podniosłam głowę opuszczając gazetę z nieco nietęgą miną. Właściwie sama nie wiedziałam,
co mam na ten temat myśleć. Lou przyglądał mi się niepewnie i wtedy dopiero
spojrzał na trzymaną przeze mnie gazetę. Momentalnie zbladł i jeszcze raz
popatrzył na mnie. Twarz Lou mówiła mi wszystko. Z zaciętym wyrazem twarzy
zamknęłam gazetę i rzuciłam ją na stół, wstając ze swojego miejsca i wymijając
chłopaka ruszyłam w stronę szafek, żeby wyciągnąć talerze i sztućce, aby móc
nakryć do stołu.
- Reszta już wstała? – spytałam obojętnie, a Louis
po chwili zastanowienia potrząsnął głową.
- Zayn jeszcze śpi – odpowiedział patrząc na mnie
tak, jakbym właśnie dowiedziała się, że zginęła cała moja rodzina i nic sobie z
tego nie robiła. Zignorowałam to i najzwyczajniej w świecie udałam się wraz z
talerzami do jadalni, udając, że ten artykuł wcale mnie nie obchodzi.
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Rozdział XV
Oto przed wami rozdział piętnasty, miśki moje kochane. Naprawdę chciałam go napisać w piątek, ale cóż, nie wyszło, za to, mam nadzieję, uda mi się w ten piątek zamieścić kolejny. Zobaczymy jak to będzie. Rozdział piętnasty jest pewnym zakończeniem, a jednocześnie początkiem pewnego okresu w życiu głównej bohaterki, więc od szesnastego zacznie się nieco bardziej rozwijać akcja na co czekałam praktycznie od początku, bo właśnie na to miałam najwięcej pomysłów. Pewnie mogłabym to wszystko streścić w znacznie mniejszej ilości rozdziałów, ale nie zrobiłam tego z prostej przyczyny - to wszystko jest bardzo istotne w kształtowaniu się relacji między bohaterami, jak i przyszłych wydarzeń. Chciałam, abyście mieli pełny obraz tego wszystkiego, więc nie chciałam niczego pomijać. Tak to wyglądało mniej więcej w mojej głowie, więc pozwoliłam sobie na rozpisanie tego aż w tylu rozdziałach, które tak naprawdę mogę dopiero nazwać początkiem. Ale dość gadania, zapraszam do czytania :D.
Siedziałam niemalże nieruchomo na swoim miejscu wbijając swoje spojrzenie w Liam'a, który do tej pory uśmiechał się szeroko ukazując rząd białych zębów, lecz gdy zobaczył moją minę, nieco spochmurniał. Musiał zdać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jego propozycja może być przeze mnie odrzucona.
- Liam, to naprawdę miłe z twojej strony, że proponujesz mi wyjazd do Londynu, ale dobrze wiesz, że nie mogę. Pobyt w Birmingham był krótki, więc mogłam sobie na to pozwolić, ale nie mogę znowu zostawić ojca, tym bardziej, że powinnam już dawno zająć się szukaniem pracy. Obiecałeś mi w tym pomóc - przypomniałam mu o tym, na co chłopak nieco się zmieszał. Najwyraźniej kompletnie o tym zapomniał, przez co było mu teraz głupio. Podrapał się niepewnie po skroni i usiadł obok mnie, zawieszając głowę. Intensywnie nad czymś się zastanawiając, zmarszczył czoło i wpatrywał się w milczeniu w podłogę. Szturchnęłam go lekko łokciem, ale nie było żadnej reakcji z jego strony.
- Och, Liam myśliciel. Przygotuj się na kolejne pomysły, ja się tymczasem zmywam - zwróciła się do mnie Ruth, która pośpiesznie wstała z kanapy i skierowała się ku wyjściu z salonu. Pożegnałam ją uśmiechem, a następnie spojrzałam na Liam'a, który w tym samym czasie popatrzył na mnie. Z jego miny wywnioskowałam, że właśnie wpadł na jakiś pomysł, aczkolwiek nie byłam pewna, czy chcę go usłyszeć.
- A gdybyś pracowała dla nas? - spytał z nadzieją w głosie. Spojrzałam na niego jak na wariata, lecz on wydawał się tym w ogóle nie przejmować. Co więcej, on mówił śmiertelnie poważnie.
- To znaczy? Co miałabym robić?
- To, co ci wychodzi najlepiej. Gotować - uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej wybitnie zadowolony ze swojego pomysłu, do którego ja byłam raczej sceptycznie nastawiona. Oczywiście wierzyłam w to, że Liam to przemyślał, nawet w tak krótkim czasie, bo był rozsądną osobą, która nie podejmowała pochopnych decyzji i nie próbowała namówić kogoś do wcielenie swojego pomysłu w życie bez uprzedniego zastanowienia się nad tym. W tej zatem kwestii mogłam ufać, że nie wyszłabym na tym źle, choć wciąż miałam wątpliwości. Jak zawsze. Nie powinno to nikogo dziwić.
- Nie sądzę, że...
- Daj spokój, Aud, to jest znakomity pomysł - przerwał mi z niewiarygodnym entuzjazmem, jakiego się po nim nie spodziewałam. - Będziesz miała pracę, zarobisz więcej niż w knajpie, a będziesz musiała gotować jedynie trzy razy dziennie, a nie zawsze, bo nie wiadomo co akurat nam wypadnie, chociaż to też zależy od zachcianek Niall'a - wytłumaczył, wpatrując się we mnie niemal błagalnie. - Proszę, cię, Audrey. Naprawdę dobrze jest mieć przyjaciółkę z powrotem przy sobie. Nie chcę, żebyśmy znowu stracili kontakt.
- Nie stracimy - odrzekłam, kręcąc głową. - Będziemy utrzymywać kontakt telefoniczny. Jakoś to będzie, przecież tak czy siak będzie musiało do tego dojść, bo ja w Londynie nie mogę siedzieć wiecznie. Poza tym, mamy jeszcze trochę czasu
- Mamy dwa dni - zaskoczył mnie tą wypowiedzią. Byłam przekonana, że mają więcej wolnego. Szczerze nie chciałam się jeszcze żegnać z Liam'em, bo nie wiadomo kiedy mogłaby się jeszcze nadarzyć okazja do spotkania. Niezwykle szybko przyzwyczaiłam się do jego obecności, której brakowało mi przez tyle miesięcy. I tak jak on, nie chciałam, żebyśmy stracili kontakt, miałam zamiar się już o to postarać, mimo iż wiedziałam doskonale, że to może być ciężkie. Może i nie miałam zbyt wielkiego pojęcia o życiu gwiazdy muzyki pop, ale z tego co opowiadali chłopcy, było to istnym szaleństwem. Masa obowiązków i niemalże minimum czasu dla siebie. Wywiady, występy, sesje, nagrania, to zajmowało im większość czasu. I rozumiałam, że trudno jeszcze kontaktować się z przyjaciółmi w tym wszystkim, jednakże wyszłam z założenia, że skoro ostatnio jakoś się to udawało, gdy wrócili na tydzień do Londynu, to potem też się to uda.
- Aud, chociaż zastanów się nad tym i nie skreślaj tego pomysłu. Mogłabyś zamieszkać u nas, więc nie byłoby żadnego problemu z zakwaterowaniem.
- Nie dość, że miałabym brać od was pieniądze to miałabym jeszcze u was mieszkać? Nie czułabym się z tym dobrze - odparłam z kwaśną miną. Już i tak wiele im zawdzięczałam, a przez to miałam wrażenie, że nigdy nie będę w stanie się odwdzięczyć za ich pomoc. Jakże po tym miałabym spłacić swój dług wdzięczności?
- Potraktuj to jak normalną pracę, tylko z ciekawszym towarzystwem - stwierdził uśmiechając się do mnie szeroko. - Nie daj się prosić - nalegał wciąż. A myślałam, że to Styles był uparty. Liam jeśli chciał też potrafił być. Przez ten czas kiedy się nie kontaktowaliśmy można było o tym zapomnieć.
- Pomyślę o tym jeszcze i dam ci odpowiedź - odrzekłam, a ta deklaracja mimo wszystko zadowoliła chłopaka.
- Serio się nad tym zastanów, a nie tylko mnie zbywaj - powiedział zaraz posyłając mi pełne powagi spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on objął mnie po przyjacielsku ramieniem.- Jest jeszcze jeden plus twojego ewentualnego wyjazdu do Londynu - zaczął, a ja popatrzyłam na niego pytająco. - Zobaczysz się ze starszym bratem, a on też za często w ostatnim czasie tu nie bywał, prawda? - zgodziłam się z nim skinieniem głowy. Istotnie, Humphrey nie dysponował zbyt dużą ilością wolnego czasu, aby przyjeżdżać do rodzinnego domu, a i też my nie mieliśmy go dużo, aby odwiedzić go w Londynie. Obowiązki zdecydowanie utrudniały nam kontakt, ale chociaż tyle, że staraliśmy się rozmawiać przez telefon tak często, jak to tylko było możliwe. Nic jednak nie mogło zastąpić rozmowy twarzą w twarz ze starszym bratem, który zawsze był dla mnie niewiarygodnym oparciem. W każdym razie, ten postawiony przede mną argument sprawił, że serio zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. I tym razem to Liam musiał mnie wyrywać z zamyślenia, z wybitnym rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Wiedział, że tym dał mi nieco do myślenia.
Resztę dnia spędziliśmy u niego w pokoju leżąc na łóżku plackiem, wpatrując się bezsensu w sufit i rozmawiając, jednocześnie zajadając się serowymi chrupkami, które Liam tak uwielbiał. Było tak, jak parę lat wcześniej, kiedy życie nie okazywało się takie skomplikowane, a w wakacje rzeczywiście miało się wolne i robiło się tylko i wyłącznie to, na co miało się ochotę. Teraz oboje poznaliśmy trudy niemal dorosłego życia. Ja pomagałam utrzymać rodzinę i zajmowałam się domem, a Liam robił karierę i wkroczył do tego szalonego świata, o którym przeciętni ludzie mogą jedynie czytać w gazetach. Tak wiele się zmieniło, a jednak my nie zmieniliśmy się prawie wcale. Poniekąd nawet byliśmy wciąż tymi samymi dzieciakami, co te parę lat temu, a rozmowa jaką toczyliśmy przez parę ładnych godzin i wspólne wygłupy dały mi tego świadectwo. Obrzucaliśmy się chrupkami jak małe dzieci, śmialiśmy się z totalnych głupot, które normalnie nikogo by nie śmieszyły. Wzięło nam się nawet na wspominanie zabawnych i ciekawych sytuacji, jakie miały niegdyś miejsce, co niejednokrotnie sprawiało, że łapałam się z brzuch, który zaczynał mnie boleć z ciągłego śmiechu, nie mówiąc już nawet o gardle. Chrypkę miałam przeraźliwą, ale to tak czy inaczej mnie nie powstrzymywało przed dalszym śmiechem i dyskusjami z przyjacielem.
- Mogę ci zadać pytanie? - odezwałam się, kątem oka zerkając na Liam'a, który właśnie trzymał laptopa na swoich kolanach i jak zauważyłam, przeglądał twitter'a, co jakiś czas odpisując swoim fanom. Spojrzał na mnie i odłożył laptopa, najwyraźniej sądząc, że mam zamiar zadać mu jakieś poważne pytanie, co mógł wnioskować po moim wyrazie twarzy jak i tonie wypowiedzi.
- Jasne.
- Jak długo Jason i jego kumple cię dręczyli? - spytałam, a twarz Liam'a nieco stężała. - I nie mów mi, że tylko na tym obozie, bo w to nie uwierzę po tym, czego się dzisiaj dowiedziałam.
- To znaczy?
- On razem ze swoimi przyjaciółmi najwyraźniej wciąż czerpie satysfakcję z prześladowania innych. Koleżanka mi to dziś powiedziała - wyznałam, nie wdając się w szczegóły, bo to nie było konieczne.
- Jeśli mam być szczery to niespecjalnie mnie to dziwi - odparł cierpko.
- Zatem jak długo?
- Skończyło się jakiś rok przed tym, jak po raz drugi zgłosiłem się do x factora. Jego kumpel, który chodził ze mną do szkoły, przepisał się, więc całą resztę widziałem już naprawdę bardzo rzadko. Zwykle jedynie w twoim towarzystwie, ale wtedy wyjątkowo dobrze się zachowywali. Mimo tego, że cię okłamywał, chyba byłaś dla Jason'a ważna, skoro tak mu zależało na tym, abyś się nigdy nie dowiedziała o tym, co wyprawia, bo zdawał sobie sprawę, że byś tego nie pochwalała.
- Gdybym faktycznie była dla niego ważna, to by mnie nie okłamywał - skwitowałam i skrzyżowałam ręce na piersi. - Ale nie rozumiem, dlaczego nic nie mówiłeś przez tyle czasu.
- Z tego samego powodu, dla którego ty też nigdy nie chciałaś mówić, gdy coś było nie tak - odpowiedział mi wzruszając ramionami. Zastanowiwszy się nad tym doszłam do wniosku, że strach przed przyznaniem się do słabości i porażek, to najgłupsze co może być i oboje mogliśmy się poszczycić totalną głupotą w tej kwestii.
- Liam...- zaczęłam, a chłopak popatrzył na mnie pytająco. - Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek coś złego się będzie działo, albo po prostu będziesz miał jakiś problem, to mi o tym powiesz. - poprosiłam, a kąciki jego ust uniosły się ku górze w uśmiechu.
- Obiecuję - powiedział, a następnie oberwałam od niego poduszką w ramię i w taki też sposób całą powagę sytuacji diabli wzięli, choć miałam nadzieję, że Liam jednak wziął do siebie moją prośbę. Jako przyjaciółka chciałam wiedzieć o jego problemach i o tym, co go dręczy. Bo w końcu jak inaczej mogłabym mu pomóc?
Cały następny dzień spędziłam zastanawiając się nad propozycją Liam'a, jak i na rozmawianiu z Humphrey'em przez telefon, który stwierdził, że byłoby świetnie, gdybym przyjechała do Londynu, aczkolwiek ten martwił się tym, że opuszczę pracę, bo oczywiście wciąż nie poinformowałam go to tym, że już nie pracuję, dlatego w końcu musiałam przekazać mu tą informację, jak zwykle źle się czując z powodu tego, że tak długo go okłamywałam. Pytał mnie o powód rezygnacji z pracy, a ja wciąż nie potrafiłam mu powiedzieć prawdy. A dzień wcześniej prosiłam Liam'a, żeby już zawsze mi mówił, kiedy będzie coś nie tak, a ja teraz nie potrafiłam powiedzieć prawdy własnemu bratu. Doskonale mogłam się odnaleźć w roli Payne'a, bo robiłam dokładnie to samo, właśnie w tej chwili. Czułam się z tym źle, ale wiedziałam, że ta wiedza na nic mojemu bratu się nie przyda, tym bardziej, że było to już przeszłością, a mogłoby go to tylko niepotrzebnie zmartwić.
W każdym razie Humphrey powiedział, żebym się nie zastanawiała długo nad przyjazdem, tylko jak najszybciej pakowała walizki i przyjeżdżała razem z Liam'em, bo on już mi będzie szykował miejsce do spania w swoim pokoju. Po jego entuzjastycznej reakcji na mój ewentualny przyjazd, po prostu nie miałam serca odmawiać teraz Liam'owi. Tak bardzo chciałam się zobaczyć z bratem, jednocześnie tak bardzo potrzebowałam pracy, że coraz bardziej ten pomysł mi się podobał. Ostatecznie zapoznałam z tym pomysłem tatę, który tym razem nie był aż taki chętny do wyrzucenia mnie z domu do innego miasta. Nie wynikało to z tego, że twierdził, że sobie nie poradzi beze mnie, chociaż on by tego nie przyznał za żadne skarby świata, ani nie wynikało to z tego, że ja mogłabym sobie nie poradzić w Londynie. Tata po prostu się martwił, że miałam być tak daleko od niego, na tak długo, chociaż sama nie miałam pojęcia ile mógłby trwać mój pobyt w Londynie. Ale mimo wszystko nie miał nic przeciwko temu, więc nie pozostało mi nic innego, jak zawiadomić Liam'a o podjętej przeze mnie decyzji.
Tak jak się spodziewałam niezwykle go to ucieszyło. Do tego stopnia, że po uściskach, niemal wykopał mnie ze swojego domu, abym zaczęła już się pakować, bo następnego popołudnia mieliśmy wyjechać. Poszłam za jego radą i postanowiłam zacząć faktycznie przygotowywać się do wyjazdu, robiąc listę rzeczy które musiałam zabrać i które musiałam jeszcze przed wyjazdem zrobić, a właściwie rozpisać, czym tata musiał się zająć pod moją nieobecność, tak samo jak i Charlie, skoro to on właściwie większość czasu miał spędzał w domu. Chłopak nie był jakoś szczególnie zadowolony z mojego wyjazdu, a ja sądziłam, że to pewnie z tego powodu, że sam będzie musiał sobie przygotowywać posiłki i cześć moich obowiązków spadnie właśnie na niego. Miałam chociaż nadzieję, że nie postanowi sobie tych obowiązków zwyczajnie zbagatelizować i rzeczywiście się zamie tym, czym mu kazałam się zająć, bo obawiałam się, że inaczej po moim powrocie, dom trzeba byłoby odkopywać spod sterty brudów.
Kolejny ranek spędziłam na zakupach. Musiałam zaopatrzyć lodówkę, ażeby rodzina mi nie pomarła z głodu. Nie to, żebym wątpiła w umiejętności organizacyjne mojego taty i brata, chociaż tak na dobra sprawę faktycznie w to wątpiłam, dlatego postanowiłam się tym zająć jeszcze przed wyjazdem. Lawirowałam zręcznie między sklepowymi półkami w supermarkecie, wrzucając odpowiednie rzeczy do wózka, łącznie z trzema paczkami orzechów w czekoladzie dla siebie, na drogę. Za ten przysmak mogłabym dosłownie zrobić wszystko.
Wyjeżdżałam akurat wózkiem z alejki, gdy niespodziewanie natrafiłam na coś na swojej drodze. Tym czymś, a raczej kimś okazał się postawny chłopak. Mój były chłopak. Że też musiałam ostatnio tak często się na niego natykać.
- Wybacz - wybąknęłam pod nosem przeprosiny, usiłując go wyminąć, jednak Jason zastąpił mi drogę. To było niewiarygodnie wkurzające, kiedy ciągle ktoś nie chciał mnie przepuścić.
- Nie ma w pobliżu twojego szanownego przyjaciela, który sobie w końcu o tobie przypomniał? - spytał, opierając ręce o sklepowy wózek. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego z niezadowoleniem.
- Nie powinno cię to obchodzić, czy tu jest, czy go nie ma - prychnęłam, wciąż uparcie chcąc go ominąć, choć ten nie dawał mi na to żadnych szans. Był zbyt silny. Nic się w tej kwestii nie zmieniło od czasu, kiedy byliśmy razem.
- A ten drugi, jego kumpel, co się do mnie rzucał? - zmrużył oczy i rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu, najprawdopodobniej, Harry'ego. Najwyraźniej nie bardzo mu sie to spodobało, ze wtedy w kawiarni Styles włączył się do rozmowy.
- Nikt się do ciebie nie rzucał, Jason.
- Nieważne. Możesz teraz ze mną normalnie porozmawiać? - zapytał patrząc na mnie wyczekująco.
- Nie mam najmniejszego zamiaru rozmawiać z takim parszywym kłamcą jak ty - syknęłam i popchnęłam wózek. Znów bez skutku. Jason jedynie zmarszczył brwi i zacisnął mocno pięści w wyraźniej złości.
- Nie wiem o co ci chodzi - pokręcił głową, próbując się wyprzeć.
- Czyżby? Dręczenie Liam'a, prześladowanie kogo popadnie, okłamywanie mnie na każdym kroku. Mówi ci to coś? - zasugerowałam, zła jak nigdy wcześniej.
- Co ten pieprzony Payne ci naopowiadał? Przyjechał sobie, wielką gwiazdę zgrywa i wtrąca się w nie swoje sprawy - widziałam, że Jason tracił nad sobą panowanie, choć starał się nie pokazać, że moje oskarżenia aż tak go nie ruszają.
- Nie swoje sprawy? To ciekawe, że dręczenie go uważasz za nie jego sprawę - mruknęłam z pretensją w głosie.
- Jego masz zamiar słuchać? Jego? Tego który zapomniał o tobie na tak długi czas? Gdzie był rok temu przy twoim szpitalnym łóżku? Gdzie był, kiedy nie mogłaś sobie poradzić ze śmiercią matki? Gdzie był, kiedy było ci ciężko? Ja przy tobie byłem, a ty, ot tak o tym zapominasz - warknął, zbliżając się do mnie, po czym przystanął tuż przy moim boku, wlepiając we mnie swoje spojrzenie.
- On mnie nie okłamywał. I nigdy nie udawał kogoś kim nie jest - odparłam nieco drżącym głosem, bo nie podobał mi się jego ton, ani to, że stał tak blisko mnie. Korzystając z okazji, że miałam już wolną drogę ruszyłam z wózkiem na przód, lecz chłopak pociągnął mocno moją rękę, zatrzymując mnie.
- Posłuchaj ...- zaczął, zaciskając palce na mojej ręce. W końcu wyszarpnęłam ją i popatrzyłam na niego z wyrzutem, jak i żalem. To nie był ten mój Jason, którego znałam. To nie ten sam czuły i troskliwy chłopak.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj - powiedziałam na zakończenie rozmowy i ruszyłam przed siebie, czując, że łzy zbierają mi się pod powiekami. Zacisnęłam zęby i przymknęłam na moment oczy, aby tylko się nie rozpłakać. Odetchnęłam głęboko zbliżając się do kasy. Stwarzając pozory osoby stabilnej emocjonalnie zapłaciłam za zakupy, a następnie z pełnymi siatkami, wróciłam do domu, gdzie dopiero pozwoliłam samotnej łzie spłynąc po moim policzku. Nie chcąc myśleć o konfrontacji z Jasonem, zaczęłam dokładnie pakować swoje rzeczy do toreb. Zabrało mi to trochę czasu, ale przynajmniej zajęło na długo moje myśli. Włączyłam radio i nucąc sobie znane piosenki, składałam ciuchy i potrzebne mi rzeczy do toreb, które potem zniosłam na dół, razem z gitarą, z którą nie zamierzałam się rozstawać. Musiałam przecież ćwiczyć. Pożegnałam się z tatą, który specjalnie na tą okazję zwolnił się wcześniej z pracy, Charlie natomiast podczas pożegnania wyraził swoje niezadowolenie, że jadę, ale pocieszyłam go tym, że przynajmniej będzie mógł spać, do której tylko chce, co chyba troszkę poprawiło mu nastrój. Następnie tata pomógł mi z torbami i zaniósł je do samochodu Karen Payne, która miała zawieźć mnie i Liam'a, na dworzec, skąd mieliśmy pojechać prosto do Londynu. Liam po raz kolejny użyczył mi jakiejś swojej starej czapki z daszkiem, ażebym mogła się skryć przed ewentualnymi fotografami lub fankami, które mogłyby prawdopodobnie zacząć oblężenie. Założyłam jeszcze ciemne okulary, które sprawiały, że sama zaczęłam się czuć jak gwiazda, która musi się ukrywać przed natrętnymi fanami. Związałam jeszcze włosy i wcisnęłam je pod czapkę, dla większej niepoznaki. Z samochodu pomachałam stojącemu na podjeździe tacie, oraz Charlie'emu zastanawiając się po raz ostatni, czy aby na pewno nie powinnam z nimi zostać.
*Harry*
Siedziałem przy łóżku mamy, która patrzyła na mnie spode łba. Byłem pewny, że gdyby tylko mogła, wykopałaby mnie stamtąd, ale że nie mogła, zmuszona była znosić moje towarzystwo, które chyba w takich warunkach niespecjalnie jej odpowiadało.
- Harry, jeszcze raz opowiesz mi jakiś głupi kawał przeczytany w gazecie, a zawiadomię pielęgniarkę i powiem jej, że ty tylko podajesz się za mojego syna - mruknęła, wiercąc się na swoim miejscu. Właściwie nie dziwiłem jej się, że nie mogła wytrzymać tego ciągłego leżenia w łóżku. Świadomość, że nie możesz się za bardzo ruszyć i zrobić tego, czego chcesz, musiała być doprawdy dobijająca.
- Jak możesz mamo, ja się tak staram, żeby zapewnić ci rozrywkę - odpowiedziałem jej, udając urażonego jej wypowiedzią. W tym samym momencie do sali weszła Gemma, która uśmiechnęła się do nas, po czym rozczochrała moje włosy. Zmarszczyłem nos i potrząsnąłem głową, poprawiając fryzurę. Gemma zaśmiała się tylko i usiadła obok mnie na krześle, stawiając na półce jakieś gazety. Mama popatrzyła na stosik niepewnie.
- Spokojnie mamo, nie ma tam żadnych kawałów - zachichotała, na co posłałem jej krzywe spojrzenie. Dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła. Pokręciła tylko głową z rozbawieniem i otworzyła jeden z magazynów, przysuwając się bliżej do łóżka mamy, aby pokazać jej jakiś artykuł. Nieszczególnie miałem ochotę na słuchanie i przeglądanie z mamą i siostrą jakiś babskich magazynów, więc postanowiłem przejść się, chcąc znaleźć automat. Przez ostatnie dni względnie zaznajomiłem się z tym szpitalem, więc mniej więcej miałem pojęcie już gdzie, co się znajduje. Niedługo po opuszczeniu sali, w której leżała moja matka, poczułem wibracje telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni i uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc kto dzwoni. Jej głos, sprawiał, że automatycznie uśmiech pojawiał się na mojej twarzy.
- Świetnie, że dzwonisz Audrey, bo właśnie nie mam co robić, gdyż zostałem zmuszony do opuszczenia warty przy łóżku mamy. Zastąpiła mnie siostra z całą stertą magazynów dla kobiet - pożaliłem się, na co dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie. Jej śmiech był cholernie uzależniający. Żałowałem tylko, że nie mogę też zobaczyć jej uśmiechu, powoli unoszących się kącików ust, iskierek w oczach. Ten obraz wytworzony w głowie nie dawał mi spokoju.
- Jestem przekonana, że pewnie ty byś coś tam dla siebie znalazł - stwierdziła. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co jej chodzi, po czym skręciłem w boczny korytarz.
- Co sugerujesz? - spytałem, chcąc się dowiedzieć, co też się zrodziło w jej główce.
- Tylko to, że można tam znaleźć jakieś całkiem interesujące modelki - powiedziała to z rozbawieniem, lecz odniosłem wrażenie, że wcale jej nie było do śmiechu i to była jedna z tych aluzji odnoszących się do moich rzekomych podbojów. Nie byłem szczęśliwy z tego powodu, że Audrey wciąż miała o mnie takie, a nie inne zdanie, choć niewątpliwie nasze stosunki znacząco się poprawiły w ostatnim czasie, za co byłem niezwykle wdzięczny, bo to dawało mi szansę na pokazanie jej, że się myli co do mnie. A chciałem jej udowodnić, że jestem jej warty.
Po chwili usłyszałem w słuchawce jakiś łomot, a następnie stukot, który nieco mnie zaniepokoił.
- Co się stało? - spytałem i w oddali ujrzałem szukany przeze mnie automat, więc przyśpieszyłem kroku.
- To tylko Liam otworzył okno w pociągu - odparła. - Liam, ci mówił, że jadę z nim do Londynu, prawda? - spytała, nieco niepewnie, pewnie martwiąc się tym, ze żaden z nas nic nie wiedział o pomyśle Liam'a. Zapewne sądziła, że się narzuca. Nie mogła się bardziej mylić.
- Jasne, że powiedział. Nawet nie masz pojęcia jak mnie to cieszy - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Kiedy Liam mi o tym powiedział, że zaproponował Audrey wyjazd i pracę u nas, byłem niemalże wniebowzięty, ale jednocześnie zaprzątało mi głowę to, że dziewczyna mogła się jednak nie zgodzić. Odetchnąłem jednak z ulgą, gdy usłyszałem od przyjaciela dobre nowiny.
- Tak, myślę, że chyba mam pojęcie - zachichotała. - Liam, przestań wystawiać głowę za okno. Ludzie patrzą - usłyszałem w słuchawce, jak Audrey zwracała się do Payne'a. Parsknąłem śmiechem i przystanąłem przy automacie, patrząc, co też ma do zaoferowania. Decydując się na puszkę zimnego napoju, wrzuciłem drobne i czekałem, aż puszka wyleci przez otwór.
- Pozwól mu się poczuć jak dziecko. Tak rzadko nasz Daddy sobie na to pozwala - powiedziałem jej i wyciągnąłem puszkę. W tym samym czasie usłyszałem stukanie obcasów. Podniosłem głowę i spojrzałem na ciągnący się przede mną korytarz, którym właśnie kroczyła Caroline. Caroline Flack. Zamarłem, zaciskając palce na puszce z napojem. Słyszałem, że Audrey coś do mnie mówiła, ale nawet nie rozróżniałem słów. - Przepraszam cię, ale muszę kończyć - powiedziałem do niej szybko i rozłączyłem połączenie, choć może to było nieco niegrzeczne z mojej strony. Niemniej jednak byłem zbyt wstrząśnięty widokiem Caroline w szpitalu, gdzie leżała moja matka. Nie spodziewałem się jej tu. Patrzyła prosto na mnie, pewnie, a kącik jej ust lekko drgnął, gdy podeszła do mnie.
- Dawno się nie widzieliśmy, Harry - odezwała się, przystając tuż przede mną. Jak zawsze wyglądała fantastycznie. Westchnąłem ciężko, wpatrując się w jej oczy, potem skierowałem swój wzrok na usta delikatnie muśnięte szminką. Potrząsnąłem głową i ponownie utkwiłem swoje spojrzenie w jej oczach, które niegdyś tyle dla mnie znaczyły.
- Oszalałaś - tylko tak byłem w stanie skomentować jej przybycie do szpitala. Pojawiła się w zdecydowanie nieodpowiednim momencie mojego życia.
Siedziałam niemalże nieruchomo na swoim miejscu wbijając swoje spojrzenie w Liam'a, który do tej pory uśmiechał się szeroko ukazując rząd białych zębów, lecz gdy zobaczył moją minę, nieco spochmurniał. Musiał zdać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jego propozycja może być przeze mnie odrzucona.
- Liam, to naprawdę miłe z twojej strony, że proponujesz mi wyjazd do Londynu, ale dobrze wiesz, że nie mogę. Pobyt w Birmingham był krótki, więc mogłam sobie na to pozwolić, ale nie mogę znowu zostawić ojca, tym bardziej, że powinnam już dawno zająć się szukaniem pracy. Obiecałeś mi w tym pomóc - przypomniałam mu o tym, na co chłopak nieco się zmieszał. Najwyraźniej kompletnie o tym zapomniał, przez co było mu teraz głupio. Podrapał się niepewnie po skroni i usiadł obok mnie, zawieszając głowę. Intensywnie nad czymś się zastanawiając, zmarszczył czoło i wpatrywał się w milczeniu w podłogę. Szturchnęłam go lekko łokciem, ale nie było żadnej reakcji z jego strony.
- Och, Liam myśliciel. Przygotuj się na kolejne pomysły, ja się tymczasem zmywam - zwróciła się do mnie Ruth, która pośpiesznie wstała z kanapy i skierowała się ku wyjściu z salonu. Pożegnałam ją uśmiechem, a następnie spojrzałam na Liam'a, który w tym samym czasie popatrzył na mnie. Z jego miny wywnioskowałam, że właśnie wpadł na jakiś pomysł, aczkolwiek nie byłam pewna, czy chcę go usłyszeć.
- A gdybyś pracowała dla nas? - spytał z nadzieją w głosie. Spojrzałam na niego jak na wariata, lecz on wydawał się tym w ogóle nie przejmować. Co więcej, on mówił śmiertelnie poważnie.
- To znaczy? Co miałabym robić?
- To, co ci wychodzi najlepiej. Gotować - uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej wybitnie zadowolony ze swojego pomysłu, do którego ja byłam raczej sceptycznie nastawiona. Oczywiście wierzyłam w to, że Liam to przemyślał, nawet w tak krótkim czasie, bo był rozsądną osobą, która nie podejmowała pochopnych decyzji i nie próbowała namówić kogoś do wcielenie swojego pomysłu w życie bez uprzedniego zastanowienia się nad tym. W tej zatem kwestii mogłam ufać, że nie wyszłabym na tym źle, choć wciąż miałam wątpliwości. Jak zawsze. Nie powinno to nikogo dziwić.
- Nie sądzę, że...
- Daj spokój, Aud, to jest znakomity pomysł - przerwał mi z niewiarygodnym entuzjazmem, jakiego się po nim nie spodziewałam. - Będziesz miała pracę, zarobisz więcej niż w knajpie, a będziesz musiała gotować jedynie trzy razy dziennie, a nie zawsze, bo nie wiadomo co akurat nam wypadnie, chociaż to też zależy od zachcianek Niall'a - wytłumaczył, wpatrując się we mnie niemal błagalnie. - Proszę, cię, Audrey. Naprawdę dobrze jest mieć przyjaciółkę z powrotem przy sobie. Nie chcę, żebyśmy znowu stracili kontakt.
- Nie stracimy - odrzekłam, kręcąc głową. - Będziemy utrzymywać kontakt telefoniczny. Jakoś to będzie, przecież tak czy siak będzie musiało do tego dojść, bo ja w Londynie nie mogę siedzieć wiecznie. Poza tym, mamy jeszcze trochę czasu
- Mamy dwa dni - zaskoczył mnie tą wypowiedzią. Byłam przekonana, że mają więcej wolnego. Szczerze nie chciałam się jeszcze żegnać z Liam'em, bo nie wiadomo kiedy mogłaby się jeszcze nadarzyć okazja do spotkania. Niezwykle szybko przyzwyczaiłam się do jego obecności, której brakowało mi przez tyle miesięcy. I tak jak on, nie chciałam, żebyśmy stracili kontakt, miałam zamiar się już o to postarać, mimo iż wiedziałam doskonale, że to może być ciężkie. Może i nie miałam zbyt wielkiego pojęcia o życiu gwiazdy muzyki pop, ale z tego co opowiadali chłopcy, było to istnym szaleństwem. Masa obowiązków i niemalże minimum czasu dla siebie. Wywiady, występy, sesje, nagrania, to zajmowało im większość czasu. I rozumiałam, że trudno jeszcze kontaktować się z przyjaciółmi w tym wszystkim, jednakże wyszłam z założenia, że skoro ostatnio jakoś się to udawało, gdy wrócili na tydzień do Londynu, to potem też się to uda.
- Aud, chociaż zastanów się nad tym i nie skreślaj tego pomysłu. Mogłabyś zamieszkać u nas, więc nie byłoby żadnego problemu z zakwaterowaniem.
- Nie dość, że miałabym brać od was pieniądze to miałabym jeszcze u was mieszkać? Nie czułabym się z tym dobrze - odparłam z kwaśną miną. Już i tak wiele im zawdzięczałam, a przez to miałam wrażenie, że nigdy nie będę w stanie się odwdzięczyć za ich pomoc. Jakże po tym miałabym spłacić swój dług wdzięczności?
- Potraktuj to jak normalną pracę, tylko z ciekawszym towarzystwem - stwierdził uśmiechając się do mnie szeroko. - Nie daj się prosić - nalegał wciąż. A myślałam, że to Styles był uparty. Liam jeśli chciał też potrafił być. Przez ten czas kiedy się nie kontaktowaliśmy można było o tym zapomnieć.
- Pomyślę o tym jeszcze i dam ci odpowiedź - odrzekłam, a ta deklaracja mimo wszystko zadowoliła chłopaka.
- Serio się nad tym zastanów, a nie tylko mnie zbywaj - powiedział zaraz posyłając mi pełne powagi spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on objął mnie po przyjacielsku ramieniem.- Jest jeszcze jeden plus twojego ewentualnego wyjazdu do Londynu - zaczął, a ja popatrzyłam na niego pytająco. - Zobaczysz się ze starszym bratem, a on też za często w ostatnim czasie tu nie bywał, prawda? - zgodziłam się z nim skinieniem głowy. Istotnie, Humphrey nie dysponował zbyt dużą ilością wolnego czasu, aby przyjeżdżać do rodzinnego domu, a i też my nie mieliśmy go dużo, aby odwiedzić go w Londynie. Obowiązki zdecydowanie utrudniały nam kontakt, ale chociaż tyle, że staraliśmy się rozmawiać przez telefon tak często, jak to tylko było możliwe. Nic jednak nie mogło zastąpić rozmowy twarzą w twarz ze starszym bratem, który zawsze był dla mnie niewiarygodnym oparciem. W każdym razie, ten postawiony przede mną argument sprawił, że serio zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. I tym razem to Liam musiał mnie wyrywać z zamyślenia, z wybitnym rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Wiedział, że tym dał mi nieco do myślenia.
Resztę dnia spędziliśmy u niego w pokoju leżąc na łóżku plackiem, wpatrując się bezsensu w sufit i rozmawiając, jednocześnie zajadając się serowymi chrupkami, które Liam tak uwielbiał. Było tak, jak parę lat wcześniej, kiedy życie nie okazywało się takie skomplikowane, a w wakacje rzeczywiście miało się wolne i robiło się tylko i wyłącznie to, na co miało się ochotę. Teraz oboje poznaliśmy trudy niemal dorosłego życia. Ja pomagałam utrzymać rodzinę i zajmowałam się domem, a Liam robił karierę i wkroczył do tego szalonego świata, o którym przeciętni ludzie mogą jedynie czytać w gazetach. Tak wiele się zmieniło, a jednak my nie zmieniliśmy się prawie wcale. Poniekąd nawet byliśmy wciąż tymi samymi dzieciakami, co te parę lat temu, a rozmowa jaką toczyliśmy przez parę ładnych godzin i wspólne wygłupy dały mi tego świadectwo. Obrzucaliśmy się chrupkami jak małe dzieci, śmialiśmy się z totalnych głupot, które normalnie nikogo by nie śmieszyły. Wzięło nam się nawet na wspominanie zabawnych i ciekawych sytuacji, jakie miały niegdyś miejsce, co niejednokrotnie sprawiało, że łapałam się z brzuch, który zaczynał mnie boleć z ciągłego śmiechu, nie mówiąc już nawet o gardle. Chrypkę miałam przeraźliwą, ale to tak czy inaczej mnie nie powstrzymywało przed dalszym śmiechem i dyskusjami z przyjacielem.
- Mogę ci zadać pytanie? - odezwałam się, kątem oka zerkając na Liam'a, który właśnie trzymał laptopa na swoich kolanach i jak zauważyłam, przeglądał twitter'a, co jakiś czas odpisując swoim fanom. Spojrzał na mnie i odłożył laptopa, najwyraźniej sądząc, że mam zamiar zadać mu jakieś poważne pytanie, co mógł wnioskować po moim wyrazie twarzy jak i tonie wypowiedzi.
- Jasne.
- Jak długo Jason i jego kumple cię dręczyli? - spytałam, a twarz Liam'a nieco stężała. - I nie mów mi, że tylko na tym obozie, bo w to nie uwierzę po tym, czego się dzisiaj dowiedziałam.
- To znaczy?
- On razem ze swoimi przyjaciółmi najwyraźniej wciąż czerpie satysfakcję z prześladowania innych. Koleżanka mi to dziś powiedziała - wyznałam, nie wdając się w szczegóły, bo to nie było konieczne.
- Jeśli mam być szczery to niespecjalnie mnie to dziwi - odparł cierpko.
- Zatem jak długo?
- Skończyło się jakiś rok przed tym, jak po raz drugi zgłosiłem się do x factora. Jego kumpel, który chodził ze mną do szkoły, przepisał się, więc całą resztę widziałem już naprawdę bardzo rzadko. Zwykle jedynie w twoim towarzystwie, ale wtedy wyjątkowo dobrze się zachowywali. Mimo tego, że cię okłamywał, chyba byłaś dla Jason'a ważna, skoro tak mu zależało na tym, abyś się nigdy nie dowiedziała o tym, co wyprawia, bo zdawał sobie sprawę, że byś tego nie pochwalała.
- Gdybym faktycznie była dla niego ważna, to by mnie nie okłamywał - skwitowałam i skrzyżowałam ręce na piersi. - Ale nie rozumiem, dlaczego nic nie mówiłeś przez tyle czasu.
- Z tego samego powodu, dla którego ty też nigdy nie chciałaś mówić, gdy coś było nie tak - odpowiedział mi wzruszając ramionami. Zastanowiwszy się nad tym doszłam do wniosku, że strach przed przyznaniem się do słabości i porażek, to najgłupsze co może być i oboje mogliśmy się poszczycić totalną głupotą w tej kwestii.
- Liam...- zaczęłam, a chłopak popatrzył na mnie pytająco. - Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek coś złego się będzie działo, albo po prostu będziesz miał jakiś problem, to mi o tym powiesz. - poprosiłam, a kąciki jego ust uniosły się ku górze w uśmiechu.
- Obiecuję - powiedział, a następnie oberwałam od niego poduszką w ramię i w taki też sposób całą powagę sytuacji diabli wzięli, choć miałam nadzieję, że Liam jednak wziął do siebie moją prośbę. Jako przyjaciółka chciałam wiedzieć o jego problemach i o tym, co go dręczy. Bo w końcu jak inaczej mogłabym mu pomóc?
Cały następny dzień spędziłam zastanawiając się nad propozycją Liam'a, jak i na rozmawianiu z Humphrey'em przez telefon, który stwierdził, że byłoby świetnie, gdybym przyjechała do Londynu, aczkolwiek ten martwił się tym, że opuszczę pracę, bo oczywiście wciąż nie poinformowałam go to tym, że już nie pracuję, dlatego w końcu musiałam przekazać mu tą informację, jak zwykle źle się czując z powodu tego, że tak długo go okłamywałam. Pytał mnie o powód rezygnacji z pracy, a ja wciąż nie potrafiłam mu powiedzieć prawdy. A dzień wcześniej prosiłam Liam'a, żeby już zawsze mi mówił, kiedy będzie coś nie tak, a ja teraz nie potrafiłam powiedzieć prawdy własnemu bratu. Doskonale mogłam się odnaleźć w roli Payne'a, bo robiłam dokładnie to samo, właśnie w tej chwili. Czułam się z tym źle, ale wiedziałam, że ta wiedza na nic mojemu bratu się nie przyda, tym bardziej, że było to już przeszłością, a mogłoby go to tylko niepotrzebnie zmartwić.
W każdym razie Humphrey powiedział, żebym się nie zastanawiała długo nad przyjazdem, tylko jak najszybciej pakowała walizki i przyjeżdżała razem z Liam'em, bo on już mi będzie szykował miejsce do spania w swoim pokoju. Po jego entuzjastycznej reakcji na mój ewentualny przyjazd, po prostu nie miałam serca odmawiać teraz Liam'owi. Tak bardzo chciałam się zobaczyć z bratem, jednocześnie tak bardzo potrzebowałam pracy, że coraz bardziej ten pomysł mi się podobał. Ostatecznie zapoznałam z tym pomysłem tatę, który tym razem nie był aż taki chętny do wyrzucenia mnie z domu do innego miasta. Nie wynikało to z tego, że twierdził, że sobie nie poradzi beze mnie, chociaż on by tego nie przyznał za żadne skarby świata, ani nie wynikało to z tego, że ja mogłabym sobie nie poradzić w Londynie. Tata po prostu się martwił, że miałam być tak daleko od niego, na tak długo, chociaż sama nie miałam pojęcia ile mógłby trwać mój pobyt w Londynie. Ale mimo wszystko nie miał nic przeciwko temu, więc nie pozostało mi nic innego, jak zawiadomić Liam'a o podjętej przeze mnie decyzji.
Tak jak się spodziewałam niezwykle go to ucieszyło. Do tego stopnia, że po uściskach, niemal wykopał mnie ze swojego domu, abym zaczęła już się pakować, bo następnego popołudnia mieliśmy wyjechać. Poszłam za jego radą i postanowiłam zacząć faktycznie przygotowywać się do wyjazdu, robiąc listę rzeczy które musiałam zabrać i które musiałam jeszcze przed wyjazdem zrobić, a właściwie rozpisać, czym tata musiał się zająć pod moją nieobecność, tak samo jak i Charlie, skoro to on właściwie większość czasu miał spędzał w domu. Chłopak nie był jakoś szczególnie zadowolony z mojego wyjazdu, a ja sądziłam, że to pewnie z tego powodu, że sam będzie musiał sobie przygotowywać posiłki i cześć moich obowiązków spadnie właśnie na niego. Miałam chociaż nadzieję, że nie postanowi sobie tych obowiązków zwyczajnie zbagatelizować i rzeczywiście się zamie tym, czym mu kazałam się zająć, bo obawiałam się, że inaczej po moim powrocie, dom trzeba byłoby odkopywać spod sterty brudów.
Kolejny ranek spędziłam na zakupach. Musiałam zaopatrzyć lodówkę, ażeby rodzina mi nie pomarła z głodu. Nie to, żebym wątpiła w umiejętności organizacyjne mojego taty i brata, chociaż tak na dobra sprawę faktycznie w to wątpiłam, dlatego postanowiłam się tym zająć jeszcze przed wyjazdem. Lawirowałam zręcznie między sklepowymi półkami w supermarkecie, wrzucając odpowiednie rzeczy do wózka, łącznie z trzema paczkami orzechów w czekoladzie dla siebie, na drogę. Za ten przysmak mogłabym dosłownie zrobić wszystko.
Wyjeżdżałam akurat wózkiem z alejki, gdy niespodziewanie natrafiłam na coś na swojej drodze. Tym czymś, a raczej kimś okazał się postawny chłopak. Mój były chłopak. Że też musiałam ostatnio tak często się na niego natykać.
- Wybacz - wybąknęłam pod nosem przeprosiny, usiłując go wyminąć, jednak Jason zastąpił mi drogę. To było niewiarygodnie wkurzające, kiedy ciągle ktoś nie chciał mnie przepuścić.
- Nie ma w pobliżu twojego szanownego przyjaciela, który sobie w końcu o tobie przypomniał? - spytał, opierając ręce o sklepowy wózek. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego z niezadowoleniem.
- Nie powinno cię to obchodzić, czy tu jest, czy go nie ma - prychnęłam, wciąż uparcie chcąc go ominąć, choć ten nie dawał mi na to żadnych szans. Był zbyt silny. Nic się w tej kwestii nie zmieniło od czasu, kiedy byliśmy razem.
- A ten drugi, jego kumpel, co się do mnie rzucał? - zmrużył oczy i rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu, najprawdopodobniej, Harry'ego. Najwyraźniej nie bardzo mu sie to spodobało, ze wtedy w kawiarni Styles włączył się do rozmowy.
- Nikt się do ciebie nie rzucał, Jason.
- Nieważne. Możesz teraz ze mną normalnie porozmawiać? - zapytał patrząc na mnie wyczekująco.
- Nie mam najmniejszego zamiaru rozmawiać z takim parszywym kłamcą jak ty - syknęłam i popchnęłam wózek. Znów bez skutku. Jason jedynie zmarszczył brwi i zacisnął mocno pięści w wyraźniej złości.
- Nie wiem o co ci chodzi - pokręcił głową, próbując się wyprzeć.
- Czyżby? Dręczenie Liam'a, prześladowanie kogo popadnie, okłamywanie mnie na każdym kroku. Mówi ci to coś? - zasugerowałam, zła jak nigdy wcześniej.
- Co ten pieprzony Payne ci naopowiadał? Przyjechał sobie, wielką gwiazdę zgrywa i wtrąca się w nie swoje sprawy - widziałam, że Jason tracił nad sobą panowanie, choć starał się nie pokazać, że moje oskarżenia aż tak go nie ruszają.
- Nie swoje sprawy? To ciekawe, że dręczenie go uważasz za nie jego sprawę - mruknęłam z pretensją w głosie.
- Jego masz zamiar słuchać? Jego? Tego który zapomniał o tobie na tak długi czas? Gdzie był rok temu przy twoim szpitalnym łóżku? Gdzie był, kiedy nie mogłaś sobie poradzić ze śmiercią matki? Gdzie był, kiedy było ci ciężko? Ja przy tobie byłem, a ty, ot tak o tym zapominasz - warknął, zbliżając się do mnie, po czym przystanął tuż przy moim boku, wlepiając we mnie swoje spojrzenie.
- On mnie nie okłamywał. I nigdy nie udawał kogoś kim nie jest - odparłam nieco drżącym głosem, bo nie podobał mi się jego ton, ani to, że stał tak blisko mnie. Korzystając z okazji, że miałam już wolną drogę ruszyłam z wózkiem na przód, lecz chłopak pociągnął mocno moją rękę, zatrzymując mnie.
- Posłuchaj ...- zaczął, zaciskając palce na mojej ręce. W końcu wyszarpnęłam ją i popatrzyłam na niego z wyrzutem, jak i żalem. To nie był ten mój Jason, którego znałam. To nie ten sam czuły i troskliwy chłopak.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj - powiedziałam na zakończenie rozmowy i ruszyłam przed siebie, czując, że łzy zbierają mi się pod powiekami. Zacisnęłam zęby i przymknęłam na moment oczy, aby tylko się nie rozpłakać. Odetchnęłam głęboko zbliżając się do kasy. Stwarzając pozory osoby stabilnej emocjonalnie zapłaciłam za zakupy, a następnie z pełnymi siatkami, wróciłam do domu, gdzie dopiero pozwoliłam samotnej łzie spłynąc po moim policzku. Nie chcąc myśleć o konfrontacji z Jasonem, zaczęłam dokładnie pakować swoje rzeczy do toreb. Zabrało mi to trochę czasu, ale przynajmniej zajęło na długo moje myśli. Włączyłam radio i nucąc sobie znane piosenki, składałam ciuchy i potrzebne mi rzeczy do toreb, które potem zniosłam na dół, razem z gitarą, z którą nie zamierzałam się rozstawać. Musiałam przecież ćwiczyć. Pożegnałam się z tatą, który specjalnie na tą okazję zwolnił się wcześniej z pracy, Charlie natomiast podczas pożegnania wyraził swoje niezadowolenie, że jadę, ale pocieszyłam go tym, że przynajmniej będzie mógł spać, do której tylko chce, co chyba troszkę poprawiło mu nastrój. Następnie tata pomógł mi z torbami i zaniósł je do samochodu Karen Payne, która miała zawieźć mnie i Liam'a, na dworzec, skąd mieliśmy pojechać prosto do Londynu. Liam po raz kolejny użyczył mi jakiejś swojej starej czapki z daszkiem, ażebym mogła się skryć przed ewentualnymi fotografami lub fankami, które mogłyby prawdopodobnie zacząć oblężenie. Założyłam jeszcze ciemne okulary, które sprawiały, że sama zaczęłam się czuć jak gwiazda, która musi się ukrywać przed natrętnymi fanami. Związałam jeszcze włosy i wcisnęłam je pod czapkę, dla większej niepoznaki. Z samochodu pomachałam stojącemu na podjeździe tacie, oraz Charlie'emu zastanawiając się po raz ostatni, czy aby na pewno nie powinnam z nimi zostać.
*Harry*
Siedziałem przy łóżku mamy, która patrzyła na mnie spode łba. Byłem pewny, że gdyby tylko mogła, wykopałaby mnie stamtąd, ale że nie mogła, zmuszona była znosić moje towarzystwo, które chyba w takich warunkach niespecjalnie jej odpowiadało.
- Harry, jeszcze raz opowiesz mi jakiś głupi kawał przeczytany w gazecie, a zawiadomię pielęgniarkę i powiem jej, że ty tylko podajesz się za mojego syna - mruknęła, wiercąc się na swoim miejscu. Właściwie nie dziwiłem jej się, że nie mogła wytrzymać tego ciągłego leżenia w łóżku. Świadomość, że nie możesz się za bardzo ruszyć i zrobić tego, czego chcesz, musiała być doprawdy dobijająca.
- Jak możesz mamo, ja się tak staram, żeby zapewnić ci rozrywkę - odpowiedziałem jej, udając urażonego jej wypowiedzią. W tym samym momencie do sali weszła Gemma, która uśmiechnęła się do nas, po czym rozczochrała moje włosy. Zmarszczyłem nos i potrząsnąłem głową, poprawiając fryzurę. Gemma zaśmiała się tylko i usiadła obok mnie na krześle, stawiając na półce jakieś gazety. Mama popatrzyła na stosik niepewnie.
- Spokojnie mamo, nie ma tam żadnych kawałów - zachichotała, na co posłałem jej krzywe spojrzenie. Dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła. Pokręciła tylko głową z rozbawieniem i otworzyła jeden z magazynów, przysuwając się bliżej do łóżka mamy, aby pokazać jej jakiś artykuł. Nieszczególnie miałem ochotę na słuchanie i przeglądanie z mamą i siostrą jakiś babskich magazynów, więc postanowiłem przejść się, chcąc znaleźć automat. Przez ostatnie dni względnie zaznajomiłem się z tym szpitalem, więc mniej więcej miałem pojęcie już gdzie, co się znajduje. Niedługo po opuszczeniu sali, w której leżała moja matka, poczułem wibracje telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni i uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc kto dzwoni. Jej głos, sprawiał, że automatycznie uśmiech pojawiał się na mojej twarzy.
- Świetnie, że dzwonisz Audrey, bo właśnie nie mam co robić, gdyż zostałem zmuszony do opuszczenia warty przy łóżku mamy. Zastąpiła mnie siostra z całą stertą magazynów dla kobiet - pożaliłem się, na co dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie. Jej śmiech był cholernie uzależniający. Żałowałem tylko, że nie mogę też zobaczyć jej uśmiechu, powoli unoszących się kącików ust, iskierek w oczach. Ten obraz wytworzony w głowie nie dawał mi spokoju.
- Jestem przekonana, że pewnie ty byś coś tam dla siebie znalazł - stwierdziła. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co jej chodzi, po czym skręciłem w boczny korytarz.
- Co sugerujesz? - spytałem, chcąc się dowiedzieć, co też się zrodziło w jej główce.
- Tylko to, że można tam znaleźć jakieś całkiem interesujące modelki - powiedziała to z rozbawieniem, lecz odniosłem wrażenie, że wcale jej nie było do śmiechu i to była jedna z tych aluzji odnoszących się do moich rzekomych podbojów. Nie byłem szczęśliwy z tego powodu, że Audrey wciąż miała o mnie takie, a nie inne zdanie, choć niewątpliwie nasze stosunki znacząco się poprawiły w ostatnim czasie, za co byłem niezwykle wdzięczny, bo to dawało mi szansę na pokazanie jej, że się myli co do mnie. A chciałem jej udowodnić, że jestem jej warty.
Po chwili usłyszałem w słuchawce jakiś łomot, a następnie stukot, który nieco mnie zaniepokoił.
- Co się stało? - spytałem i w oddali ujrzałem szukany przeze mnie automat, więc przyśpieszyłem kroku.
- To tylko Liam otworzył okno w pociągu - odparła. - Liam, ci mówił, że jadę z nim do Londynu, prawda? - spytała, nieco niepewnie, pewnie martwiąc się tym, ze żaden z nas nic nie wiedział o pomyśle Liam'a. Zapewne sądziła, że się narzuca. Nie mogła się bardziej mylić.
- Jasne, że powiedział. Nawet nie masz pojęcia jak mnie to cieszy - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Kiedy Liam mi o tym powiedział, że zaproponował Audrey wyjazd i pracę u nas, byłem niemalże wniebowzięty, ale jednocześnie zaprzątało mi głowę to, że dziewczyna mogła się jednak nie zgodzić. Odetchnąłem jednak z ulgą, gdy usłyszałem od przyjaciela dobre nowiny.
- Tak, myślę, że chyba mam pojęcie - zachichotała. - Liam, przestań wystawiać głowę za okno. Ludzie patrzą - usłyszałem w słuchawce, jak Audrey zwracała się do Payne'a. Parsknąłem śmiechem i przystanąłem przy automacie, patrząc, co też ma do zaoferowania. Decydując się na puszkę zimnego napoju, wrzuciłem drobne i czekałem, aż puszka wyleci przez otwór.
- Pozwól mu się poczuć jak dziecko. Tak rzadko nasz Daddy sobie na to pozwala - powiedziałem jej i wyciągnąłem puszkę. W tym samym czasie usłyszałem stukanie obcasów. Podniosłem głowę i spojrzałem na ciągnący się przede mną korytarz, którym właśnie kroczyła Caroline. Caroline Flack. Zamarłem, zaciskając palce na puszce z napojem. Słyszałem, że Audrey coś do mnie mówiła, ale nawet nie rozróżniałem słów. - Przepraszam cię, ale muszę kończyć - powiedziałem do niej szybko i rozłączyłem połączenie, choć może to było nieco niegrzeczne z mojej strony. Niemniej jednak byłem zbyt wstrząśnięty widokiem Caroline w szpitalu, gdzie leżała moja matka. Nie spodziewałem się jej tu. Patrzyła prosto na mnie, pewnie, a kącik jej ust lekko drgnął, gdy podeszła do mnie.
- Dawno się nie widzieliśmy, Harry - odezwała się, przystając tuż przede mną. Jak zawsze wyglądała fantastycznie. Westchnąłem ciężko, wpatrując się w jej oczy, potem skierowałem swój wzrok na usta delikatnie muśnięte szminką. Potrząsnąłem głową i ponownie utkwiłem swoje spojrzenie w jej oczach, które niegdyś tyle dla mnie znaczyły.
- Oszalałaś - tylko tak byłem w stanie skomentować jej przybycie do szpitala. Pojawiła się w zdecydowanie nieodpowiednim momencie mojego życia.
piątek, 30 listopada 2012
Rozdział XIV
Cześć misiaki! :D. Mam nadzieję, że chociaż trochę się cieszycie widząc kolejny wpis, oraz że tym rozdziałem was nie zanudzę jakoś szczególnie. Pierwotnie nieco inaczej miałam poprowadzić akcję pod koniec, ale cóż, jak zwykle musiałam coś pozmieniać na ostatnią chwilę.
W ogóle tak się cieszę z tych ponad trzech tysięcy wizyt i tych waszych wspaniałych komentarzy, które sprawiają, że chce mi się dla was pisać. I jeżeli starczy mi na to weny, na pewno możecie się spodziewać, jeszcze wielu, wielu rozdziałów, bo tak szybko kończyć nie zamierzam. Mam zbyt wiele pomysłów, które chcę zrealizować, ale znając życie, jeszcze paręnaście razy wszystko ulegnie zmianie podczas pisania. Inaczej po prostu nie byłabym sobą.
Tak na dodatek postanowiłam dodać takie dwa gify, które ostatnio zrobiłam, oba przedstawiają Haudrey rzecz jasna ;P Bo oczywiście ja wcale nie mam co robić w ciągu tygodnia...
A teraz zapraszam na rozdział XIV :).
W ogóle tak się cieszę z tych ponad trzech tysięcy wizyt i tych waszych wspaniałych komentarzy, które sprawiają, że chce mi się dla was pisać. I jeżeli starczy mi na to weny, na pewno możecie się spodziewać, jeszcze wielu, wielu rozdziałów, bo tak szybko kończyć nie zamierzam. Mam zbyt wiele pomysłów, które chcę zrealizować, ale znając życie, jeszcze paręnaście razy wszystko ulegnie zmianie podczas pisania. Inaczej po prostu nie byłabym sobą.
Tak na dodatek postanowiłam dodać takie dwa gify, które ostatnio zrobiłam, oba przedstawiają Haudrey rzecz jasna ;P Bo oczywiście ja wcale nie mam co robić w ciągu tygodnia...
A teraz zapraszam na rozdział XIV :).
Harry krążył nerwowo po pokoju już po tym jak
wyjaśnił nam powód, dla którego po tej rozmowie telefonicznej był taki
przerażony. Naprawdę mu się nie dziwiłam, bo doskonale potrafiłam się odnaleźć
w jego sytuacji i w tej chwili chciałam zrobić coś, żeby go jakoś pocieszyć,
ale wiedziałam, że to niewiele w tej chwili da. Przynamniej z mojego
doświadczenia wiedziałam, że słowa na nic się nie zdadzą. Jednak niepewnie
wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam w jego kierunku wyciągając ku niemu swoje
ręce. Przytuliłam go ostrożnie, zaskakując go jednocześnie tym spontanicznym
gestem. Stał nieruchomo napinając mięśnie, aż w końcu nieco je rozluźnił i
uścisnął mnie mocno, najwyraźniej doceniając moją chęć wsparcia go w tej
trudnej chwili. Ułożył podbródek na mojej głowie i jeszcze przez chwilę nie
chciał mnie wypuścić ze swoich objęć, ale najwyraźniej zrozumiał, że nie
powinien wykorzystywać sytuacji, bo w końcu rozluźnił uścisk, abym mogła się
swobodnie z niego wyswobodzić.
- Muszę jechać - oznajmił po chwili wpatrując się
w moje oczy ze smutkiem. Kiwnęłam głową, zgadzając się z nim. Chłopak w końcu
przeniósł swój wzrok na Liam'a. - To co z tym samochodem? - spytał, a Payne
zerwał się z miejsca i prędko wybiegł z pokoju kierując się prosto na dół po
schodach.
- Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku -
powiedziałam do Harry'ego, który posłał mi niemrawy uśmiech.
- Też mam taką nadzieję - odparł, po czym ruszył
za Liam'em. Serce mi się krajało, kiedy widziałam Harry'ego ze smutkiem w
oczach i strachem o stan swojej matki wymalowanym na twarzy. Przyzwyczaiłam się
do tego, że ciągle widziałam go roześmianego, zadowolonego z siebie, z
szelmowskim uśmieszkiem, dodającym mu uroku rzezimieszka i teraz to wszystko
szlag trafił i ciężko było patrzeć na niego w takim stanie. Chciałam znów
widzieć jak się szczerze uśmiecha, pozwoliłabym mu nawet na jakieś dwuznaczne
żarty i zawracanie sobie głowy prośbami o randkę. Cholera, nawet bym się na nią
zgodziła, byleby mu poprawić nastrój, choć wiedziałam, że umówienie się z
kimkolwiek z takiego powodu nie jest najlepszym pomysłem i do niczego dobrego
nie prowadzi. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu
stałam w pokoju Liam'a, podczas gdy reszta znajdowała się na dole. Szybko
zbiegłam po schodach i rozejrzałam się, szukając chłopców, którzy, jak się
okazało, znajdowali się w kuchni. Harry siedział na krześle z zawieszoną głową,
a Liam opierał się o szafki kuchenne tuż obok Karen.
- Lepiej będzie Liam, jak ty go zawieziesz. Harry
nie może prowadzić w takim stanie. Spójrz na jego ręce - zwróciła się do syna,
który tępym wzrokiem wpatrywał się w drżące dłonie Harry'ego. Liam zgodził się z mamą, po czym chwycił leżące
na blacie kluczyki od samochodu i podszedł do przyjaciela, klepiąc go lekko po
ramieniu.
- Chodź Hazza. Czas ruszać - powiedział, a Harry
poderwał sie z miejsca, po czym ruszył za kierującym się w stronę drzwi
Liam'em. Wszyscy wyszliśmy przed dom, gdzie na podjeździe stał granatowy
samochód osobowy należący do Karen. Uścisnęłam raz jeszcze Harry'ego na
pożegnanie, a ten podziękował mi tym słabym uśmiechem, po czym wsiadł do
samochodu po drugiej stronie kierowcy.
- Bądź ostrożny Liam - powiedziałam z troską. Było
już ciemno, a spodziewałam się, że mogą się śpieszyć do szpitala, a pośpiech
nie sprzyjał jeździe w nocy.
- Będę i proszę, chociaż ty się nie martw -
zwrócił się do mnie, a następnie objął mnie ramieniem, by zaraz zająć swoje
miejsce w samochodzie. Stałam na trawniku i patrzyłam na odjeżdżający powoli
samochód w zamyśleniu. Po chwili poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Odwróciłam się i spostrzegłam stojącą przy moim boku Karen, która tak jak ja
wpatrywała się w przestrzeń z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wreszcie jej wzrok
spoczął na mnie. Kąciki jej ust lekko uniosły się ku górze w ledwie widocznym
uśmiechu, którego najpewniej bym nie zauważyła, gdyby nie świecące latarnie
uliczne.
- Liam ma rację, nie martw się - powiedziała, a ja
posłałam jej smutne spojrzenie.
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić - stwierdziłam
z westchnieniem, gubiąc w ciemnościach samochód Payne'ów.
- Wiem coś o tym - odparła, poklepawszy mnie po
ramieniu. Wierzyłam jej słowom, bowiem doskonale wiedziałam, że Karen Payne
była jedną z tych kobiet, które zawsze się o wszystko martwiły, a zwłaszcza o
innych ludzi. Byłam święcie przekonana, że sytuacja Harry'ego jeszcze długo nie
da jej spokoju. Także jak i mi. To ciągle zaprzątało mi głowę. Pożegnałam się z
Karen i skierowałam się do swojego domu. Już wchodząc usłyszałam ciche odgłosy dobiegające
z włączonego telewizora. Zajrzałam do salonu i zauważyłam śpiącego na fotelu
tatę, przykrytego najwyraźniej wcześniej czytaną gazetą. Głowę miał opartą na
ramieniu, a nogi wyciągnięte do przodu. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok i
podeszłam do niego, po czym delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem. Tata leniwie
rozchylił powieki i wbił we mnie swoje na wpół przytomne spojrzenie.
- Co jest aniołku? - spytał ochryple, a mój
uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił.
- Zasnąłeś na fotelu. Znowu będą cię boleć plecy -
odrzekłam z troską w głosie, po czym podałam mu rękę, aby pomóc mu wstać. Tata
chwycił ją i drugą ręką przytrzymując się oparcia, wstał ze swojego miejsca,
prostując się z bólem. Tak jak się spodziewałam, ból pleców był gwarantowany.
- Uch, to już nie te lata - mruknął z
niezadowoleniem, odkładając gazetę stolik i przeciągając się jeszcze, by
rozprostować kości. Przyglądałam się przez chwilę w całkowitym milczeniu
osobie, która była tak dla mnie ważna, aż w końcu podeszłam i przytuliłam się
do niego, czując się jakbym wróciła do czasów, kiedy byłam małą dziewczynką,
gdy zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. Tata czule pogładził mnie po
głowie, przyciskając mnie do siebie. - Co jest, Audrey? - spytał zmartwiony moją
nagłą chęcią okazywania uczuć, co nie zdarzało mi się zbyt często. Nie byłam
szczególnie wylewną osobą w kwestii okazywania uczuć, co wielokrotnie pozwalało
mi sądzić, że jest coś ze mną nie tak, zwłaszcza kiedy widziałam swoje
koleżanki, które non stop przytulały się do swoich przyjaciół, nie szczędziły
słodkich słówek jak i pocałunków swoim chłopakom, a o uczuciach mówiły tak
otwarcie, jakby mówiły o tym co jadły na obiad poprzedniego dnia.. Mi to
sprawiało ogromną trudność i nie miałam najmniejszego pojęcia co było tego
powodem. W każdym razie jednego można być pewnym, że w kwestii uczuć nigdy nie
rzucałam słów na wiatr.
- Nic - odpowiedziałam uspokajająco. - Kocham cię,
tato. I nie wiem co bym zrobiła, gdyby i ciebie zabrakło - dodałam po chwili.
- Jak zawsze byś sobie poradziła - to
powiedziawszy ucałował mnie w czubek głowy i wypuścił mnie ze swego uścisku. -
Mama byłaby z ciebie dumna - uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym ziewnął
przeciągle, zakrywając usta dłonią, a ja zachichotałam cicho na ten widok.
- Idź się połóż do łóżka - zwróciłam sie do niego,
kręcąc głową z rozbawieniem i wypychając go z salonu.
- Już idę, idę. Też cię kocham, aniołku -
powiedział i skierował swe kroki po schodach prosto do swojej sypialni. Ja
natomiast wyłączyłam telewizor, zgasiłam światło w salonie i sama udałam się na
piętro i powoli ruszyłam w stronę pokoju mojego brata. Ostrożnie otworzyłam
drzwi i wystawiłam głowę do spowitego w półmroku pomieszczenia. Jedyne światło
dawał włączony komputer, przy którym siedział Charlie i grał w jakąś grę z
słuchawkami na uszach. Nie chcąc mu przeszkadzać, ulotniłam się, udając się do
łazienki. Kiedy wróciłam już do pokoju po ciepłym prysznicu, ubrana w piżamę,
rzuciłam się na łóżko z telefonem w ręku. Owinęłam się szczelnie kołdrą i przez
chwilę wpatrywałam się w ekran telefonu nie wiedząc, co właściwie chciałam
napisać.
"Trzymasz się jakoś?"
O takiej treści ostatecznie wysłałam sms'a do
Harry'ego. Niespełna minutę później dostałam od niego wiadomość zwrotną.
" Jeszcze tak. Strasznie się o nią boję"
Przeczytałam to z cichym westchnieniem.
" Wiem. Będzie dobrze Harry, jestem o tym
przekonana"
Odpisałam mu na to słowa, których ja kiedyś
nienawidziłam wręcz słyszeć. Jednak szczerze wierzyłam, że wszystko będzie
dobrze. A przynajmniej naprawdę bardzo chciałam, aby tak było. Wymieniłam z
Harry'm jeszcze parę wiadomości, po czym pożegnawszy się, wtuliłam się w miękką poduszkę i zamknęłam
oczy. Jeszcze długo nie mogłam zasnąć, przewracałam się z boku na bok, to znowu
wstawałam dręczona przykrymi wizjami. W końcu ruszyłam na dół do kuchni, aby
zaparzyć sobie melisę, by następnie po paru minutach wrócić z kubkiem do
swojego pokoju. Wpakowałam się z powrotem do łóżka stawiając kubek na szafce
nocnej i wówczas usłyszałam wibracje mojego telefonu.
" Miałaś rację. Będzie dobrze. Przepraszam,
jeśli cię obudziłem. Śpij spokojnie, słońce."
Kąciki moich ust delikatnie uniosły się ku górze i
zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu. Jeszcze przez chwilę spoglądałam na tą
wiadomość, aż w końcu odłożyłam telefon nie odpisując już na tego sms'a. Upiłam
parę łyków melisy, po czym owinąwszy się kołdrą, prędko oddałam się w objęcia
morfeusza.
Ta sobota zapowiadała się właściwie całkiem
przyjemnie. Obudziłam się o dziwo całkiem wyspana. Ba! Energia mnie wręcz
rozpierała i nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Z samego rana latałam po
domu wykonując zwyczajnie domowe czynności, uprzednio robiąc śniadanie, które tata
spałaszował w mgnieniu oka. Zaniosłam nawet posiłek mojemu bratu prosto do pokoju,
który, gdy tylko weszłam do środka otworzył oczy i wlepił we mnie mordercze
spojrzenie, lecz kiedy zobaczył, że trzymam talerz z jedzeniem zmarszczył
czoło, przyglądając mi się już nieco niepewnie.
- Przespałem parę miesięcy i mam urodziny? - spytał
podejrzliwie, na co pokręciłam głową. - Zafarbowałaś w praniu moją ulubioną
koszulkę? - dopytywał, ale również spotkał się z zaprzeczeniem z mojej strony.
- Czegoś ode mnie chcesz?
- Dlaczego sądzisz, że muszę mieć jakiś powód do
tego, aby ci przynieść śniadanie do pokoju? – zapytałam patrząc na niego z
wyrzutem.
- Bo zwykle tego nie robisz, tylko ściągasz mnie
na dół – wyjaśnił, ziewając i przeciągając się leniwie w łóżku.
- Mam dziś dobry humor, więc po prostu przyniosłam
ci śniadanie – oznajmiłam mu, ze wzruszeniem ramion.
- Czy mogłabyś robić tak codziennie?
- Nie - odparłam i wystawiłam mu język, stawiając
talerz na biurku. Chłopak mruknął tylko coś pod nosem, a ja pośpiesznie wyszłam
z jego pokoju i zabrałam się za sprzątanie domu, pomimo tego, że zrobiłam to
parę dni temu dość dokładnie.
Nie byłam pewna, czy to aby na pewno melisę piłam
w nocy, ponieważ dawno nie czułam aż takiego przypływu energii. A może to
chodziło o tą świadomość, że wszystko jest w porządku i nie mam się czym
martwić? To również było całkiem prawdopodobne. W końcu, gdy dałam sobie spokój
ze sprzątaniem przysiadłam na moment w salonie, włączyłam telewizor i przez
paręnaście minut wlepiałam swoje oczy w jakiś program, lecz co jakiś czas
zerkałam w stronę mojego telefonu leżącego na stoliku. W rezultacie ostatecznie
chwyciłam go i wybrałam numer Harry'ego aby się z nim połączyć. Już po paru
sekundach usłyszałam jego głos.
- Cieszę się, że dzwonisz - powiedział zamiast
tradycyjnego przywitania, co mnie szczególnie nie zdziwiło. Właśnie czegoś
takiego się po nim spodziewałam.
- Słyszę, że humor ci dopisuje - stwierdziłam,
sugerując się jego dość wesołym głosem.
- Jak mówię, to dlatego, że się cieszę, że
dzwonisz - odpowiedział mi i mogłam sobie wyobrazić, że gdyby przede mną stał
właśnie uśmiechałby się łobuzersko. Zachichotałam cicho. - Ty chyba też jesteś
w dobrym humorze.
- Nie mogę narzekać - odpowiedziałam radośnie.-
Jak z twoją mamą?
- Mogło być gorzej. Ma parę złamań i musi jeszcze
spędzić kilka dni w szpitalu, ale wyjdzie z tego. Najgorsze jest to, że ona nie
ma zamiaru leżeć i odpoczywać i próbuje się jakoś od tego wywinąć, ale chociaż
tyle, że złamana noga uniemożliwia jej ucieczkę ze szpitala - wyjaśnił z nutką
rozbawienia w głosie.
- Brzmi tak, jakby twoja mama nie była
zwolenniczką bezczynnego leżenia do góry brzuchem.
- Tak. To bardzo...energiczna kobieta - zaśmiał
się, co sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Dobrze było
znów słyszeć jego śmiech. Nie chciałam, aby się smucił i martwił o cokolwiek,
co z kolei mnie zaskoczyło. Nie tak dawno najchętniej zapakowałabym go do
jakiejś skrzyni i wysłała na jakąś odludną wyspę, albo chociażby z powrotem do
Londynu, a co tu mówić o trosce czy chęci widzenia go w dobrym nastroju.
Zdecydowanie powinnam przystopować, zdystansować się na nowo, co w ostatnim
czasie kompletnie mi nie wychodziło. Powinnam czuć się z tego powodu winna, ale
jakoś nie potrafiłam. Zamiast tego sama prosiłam Harry'ego o zdystansowanie
się, co byłoby nieco pomocne, ale jemu również to nie wychodziło, aczkolwiek
poniekąd zastosował się do niektórych moich zaleceń. Nie starając się na siłę,
nieświadomie mnie do siebie przekonywał. Przewidywałam, że jak tak dalej
pójdzie przegram tą walkę z samą sobą. Nie byłam tylko pewna, czy mnie to
martwiło, czy raczej cieszyło. Miałam mieszane uczucia i nie potrafiłam z sobą
dojść do ładu, przez co nabrałam przekonania, że na tę chwilę powinnam przestać
o tym w ogóle myśleć, ponieważ znacznie ułatwiłoby mi to życie.
- To jej tam pilnuj, żeby jednak nie czmychnęła
pod osłoną nocy – powiedziałam w żartach, bawiąc się pilotem od telewizora, który
wreszcie wyłączyłam, jako, że przeszkadzały mi wydobywające się z niego
dźwięki.
- Pilnuje, ale ona twierdzi, że przez to jestem
odrobinę irytujący – stwierdził z niesmakiem.
- Cóż, trzeba to przyznać, potrafisz być –
parsknęłam śmiechem, co chyba Harry’emu niespecjalnie się spodobało, ale nie
brzmiał, jakby był przez to szczególnie zły.
- Zdajesz sobie z tego sprawę, że gdybym był koło
ciebie, twoje żebra przeżyłyby bliskie spotkanie z moim palcem?
- Jestem tego świadoma, tak jak i tego, że w tej
chwili jesteś daleko, więc nic mi za to nie zrobisz - stwierdziłam wesoło ,jeszcze
przez chwilę się z nim przekomarzając, aż w końcu zakończyliśmy rozmowę, choć
robiłam to z dziwnym żalem.
Z
pozytywnym nastawieniem udałam się do pokoju i wyciągnąwszy gitarę, zaczęłam
próbować nowych chwytów, które nauczył mnie Benjamin tydzień wcześniej, jako,
że tego dnia miałam się stawić na kolejną lekcję. Tak mnie to pochłonęło, że na
śmierć zapomniałabym o tym, że miałam zrobić dla Benjamina coś dobrego w ramach
zapłaty za jego pomoc, więc czym prędzej udałam się do kuchni, aby znaleźć
jakieś składniki, do zrobienia przynajmniej babeczek czekoladowych, które nie
zabierały szczególnej ilości czasu. Charlie jak na wyczucie gdy tylko zabrałam
się do pracy zszedł do kuchni i co chwila mi przeszkadzał podjadając to i owo,
mimo moich ciągłych protestów i prób wyrzucenia go z kuchni. Nawet mój
trzynastoletni brat okazał się silniejszy ode mnie, co przyjęłam z
niezadowoleniem, które jednak nie zepsuło mojego wyśmienitego humoru. Gdy
skończyłam piec babeczki, Charlie ukradł parę z nich i pobiegł na górę tak
szybko, że nawet gdybym chciała za nim biec, najpewniej nie zdołałabym go
dogonić. Zapakowałam babeczki do kartonowego pudełka, które natomiast wrzuciłam
do siatki, pobiegłam po gitarę, którą wcisnęłam z powrotem w futerał, po czym
zarzuciłam ją sobie na plecy by następnie wsiąść na rower oparty o ścianę domu
i odjechać prędko, gdy spostrzegłam, że użeranie się z młodszym bratem nieco
przedłużyło proces przygotowywania babeczek.
Drzwi domu Fitzpatrick'ów otworzyła mi Tamsyn,
która powitała mnie szerokim, acz kryjącym odrobinkę złośliwości uśmiechem,
który dziwnie pasował do tego rudzielca, który właśnie mierzył mnie wzrokiem. W
końcu jej spojrzenie spoczęło na trzymanej przeze mnie siatce.
- Co dzisiaj masz? - spytała, opierając się o
framugę drzwi. Już chciałam kulturalnie jej odpowiedzieć, ale zanim to zrobiłam
usłyszałam krzyk Benjamin'a, który właśnie w ekspresowym tempie zbiegał po
schodach.
- Tamsyn, wara od mojego żarcia! – przystanął obok
siostry, która prawie dorównywała mu wzrostem i spojrzał na nią niezadowolony,
że w ogóle pojawiła się przy drzwiach.
- Rany, jaki z ciebie sknera Benj. Opanowałbyś się
z tym żarciem, bo coś ci się przytyło w ostatnim czasie, a tak prędko tego
ogromnego brzucha nie zgubisz - dogryzła mu, na co chłopak posłał jej wręcz
mordercze spojrzenie.
- Wiesz, że jeśli widzi się coś, czego nie ma to
powinno się udać do specjalisty?
- Możemy iść razem. Zamiast wypierać się problemu,
może powinieneś komuś o tym opowiedzieć? – Benjamin popatrzył na rudą krzywo.-
Nie martw się braciszku, jak się z tym nie uporasz na pewno poszerzymy dla
ciebie drzwi - Tamsyn posłała bratu cwaniacki uśmieszek i obróciwszy się na
pięcie ruszyła w swoją stron, niesamowicie zadowolona z siebie. Benjamin
prychnął jeszcze coś pod nosem i pokręcił głową z oburzeniem, odprowadzając
siostrę wzrokiem.
- To jest po prostu niemożliwe, żeby ten potwór
był ze mną spokrewniony - mruknął po czym zerknął na mnie. - Wybacz za to, moja
siostra naprawdę nie umie się zachować w towarzystwie - rzekł i w końcu
zaprosił mnie do środka. Wziął ode mnie siatkę z babeczkami i udaliśmy się do
jego pokoju, gdzie czekała już przygotowana gitara. Nie minęła chwila, a ja
wyciagnęłam z futerału swoją, po czym przystąpiliśmy do lekcji. Jak zwykle
Benjamin był bardzo skupiony na uczeniu mnie podstawowych chwytów. Przykładał
do tego ogromną wagę. Nie byłam w prawdzie najlepszą uczennicą, wciąż
popełniałam te same błędy, a im bardziej się denerwowałam swoimi pomyłkami, tym
częściej mi się one zdarzały. Chłopak niezmiennie powtarzał mi, żebym się tym
nie przejmowała i się uspokoiła, bo inaczej do niczego nie dojdziemy. W miarę
udało mi sie tego dokonać i pod koniec lekcji byłam całkiem zadowolona z
efektów, bo już bez żadnych pomyłek potrafiłam zagrać krótki, prosty utwór. Nie
był to szczególny wyczyn, choć dla mnie był to z pewnością powód do dumy. Nie
zamierzałam jednak spocząć na laurach. Jak już się za coś zabierałam, musiałam
być w tym jak najlepsza. W końcu po skończonej lekcji wraz z Benjamin’em
zeszłam na dół i już miałam nacisnąć klamkę, aby otworzyć frontowe drzwi, by
wyjść z domu Fitzpatrick'ów, kiedy zatrzymała mnie Tamsyn we własnej osobie.
- Mam jedno pytanie - zaczęła, nieco mnie tym
zaskakując. - Nie masz jutro nic do roboty, prawda? - spytała, a ja po krótkim
namyśle potrząsnęłam głową. - To świetnie. Pójdziesz ze mną na poszukiwania
prezentu dla mamy, bo ma jutro urodziny - oznajmiła mi, ku mojemu zdziwieniu.
Benjamin popatrzył na nią z ukosa.
- Tamsyn, o to, czy ktoś gdzieś z tobą pójdzie się
pyta, a nie oznajmia. Kiedy się tego nauczysz?
- Nie nauczę - odparła wzruszając ramionami i przenosząc
swój wzrok z powrotem na mnie. - To co?
- Chętnie pójdę - odpowiedziałam z uśmiechem, co
najwyraźniej dziewczynę zadowoliło. Tamsyn mimo niekiedy wręcz odpychającej
postawy była osobą interesującą i byłam przekonana, że mogłam znaleźć z nią wspólny
język mimo wielu różnić. W końcu raz udało mi się przeprowadzić z nią naprawdę
świetną konwersację, przez którą uświadomiłam sobie, że Ruda wcale nie jest
taka zła, za jaką chce uchodzić. W prawdzie nie byłam pewna, czy byłam na tyle
odporna, aby znosić jej złośliwostki, niemniej jednak pomyślałam, że fajnie
byłoby spędzić czas z jakąś koleżanką, bo w ostatnim czasie otaczałam się
samymi facetami.
- A możesz mi powiedzieć, dlaczego po prezent
idziesz dopiero w dzień urodzin mamy? - Benjamin zadał siostrze, składając ręce
na piersi.
- Bo wcześniej nie miałam pomysłu – odrzekła mu
obojętnie, opierając się o ścianę.
- A teraz masz?
- Nie - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. -
Ale jutro coś wymyślimy. Mam nadzieję, że jesteś kreatywna Audrey – zwróciła
się do mnie.
- Też mam taką nadzieję - powiedziałam, po czym pożegnawszy
się z nimi, wyszłam przed dom.
Siedziałyśmy sobie na ławce w parku, a promienie
słońca przeciskające się między zielonymi liśćmi ogrzewały moją twarz. Upiłam
parę łyków wody by zaraz zakręcić butelkę i odstawić ją na bok. Byłam dosłownie
wykończona. Od południa biegałyśmy niemalże po całym mieście. Minęły trzy
godziny i wciąż nic nie miałyśmy, a na dodatek nie miałyśmy zbyt dużo czasu,
jako, że była niedziela i sklepy zamykane były znacznie wcześniej.
- Nie dam rady się podnieść - jęknęłam wyciągając
nogi do przodu, o mało nie podstawiając ich jakiemuś rosłemu mężczyźnie, który
właśnie szedł alejką. Obrzucił mnie tylko nieprzyjemnym spojrzeniem i żwawo
ruszył dalej.
- Najchętniej bym tu została, gdyby nie to, że
wciąż nie mam żadnego prezentu - wymamrotała Tamsyn, która też wyglądała na
wykończoną tym szalonym szukaniem odpowiedniej rzeczy na prezent dla swojej
mamy.
Westchnęłam ciężko i przez chwilę wpatrywałam się
tępo w rosnące naprzeciwko drzewo, co nie przyniosło mi nowych pomysłów, więc
zmieniłam obiekt obserwacji i skupiłam swój wzrok na zielonej trawie. Ale im
dłużej myślałam, tym miałam większą pustką w głowie.
- Kup wazon - rzuciłam w końcu.
- Co? - Tamsyn zmarszczyła brwi, patrząc się na
mnie, jakbym urwała się z choinki.
- Kup wazon - powtórzyłam z mocą, jakbym chciała
samą siebie przekonać, że to jest dobry pomysł. - Wszyscy lubią wazony -
stwierdziłam ze wzruszeniem ramion.
- Słońce ci trochę przygrzało, przesuń się - to
powiedziawszy, przepchnęła mnie tak, że siedziałam już na krawędzi ławki, o
mało z niej nie spadając.
- Ja nie żartuję.
- Wazony kupuje się wtedy, kiedy nie ma się pomysłu
na prezent. Najczęściej lądują one albo na kominku, albo w jakimś kartonie na
strychu, kiedy jest wyjątkowo obleśny – skwitowała niezbyt przekonana do mojego
pomysłu, który dosłownie wziął się znikąd.
- Cóż, my nie mamy pomysłu. Możesz tylko liczyć,
że wybierzemy na tyle ładny wazon, że akurat znajdzie swoje miejsce na kominku
- rzekłam. Ruda przyglądała mi się przez chwilę w milczeniu, aż w końcu wstała
gwałtownie ze swojego miejsca i podała mi rękę, aby pomóc mi się ruszyć.
- Dobra, chodź, nie mamy czasu. Jeszcze wykupią
nam najlepsze wazony - stwierdziła żartobliwie. Leniwie wstałam z ławki i
chwyciłam butelkę wody, która w ten upalny dzień była istnym wybawieniem, a
następnie razem z Tamsyn ruszyłyśmy wzdłuż alejki ciągnącej się przez cały
park. W pewnej chwili dziewczyna przystanęła patrząc się w stronę grupki
nastolatków, którzy roześmiani przemierzali sąsiednią alejkę. Zauważyłam, że
zacisnęła wargi po czym skrzywiła się i prychając głośno, przyśpieszyła
kroku.
- Tamsyn? Co jest? - spytałam nieco zaciekawiona
jej zachowaniem i widoczną niechęcią, do tamtych ludzi.
- Nic, pośpiesz się - mruknęła, najwyraźniej nie
chcąc się w to zagłębiać. Spojrzałam w stronę tamtej grupki wytężając wzrok.
Rozpoznałam jedną z dziewczyn o farbowanych, intensywnie brązowych włosach, w
żółtej bluzce wiązanej na szyi i krótkich, jeans'owych spodenkach. Vicky, bo
tak miała na imię, kojarzyłam jako znajomą Jason'a, która w przeciwieństwie do
niego była w moim wieku. Rzadko z nią rozmawiałam, raczej nie zrobiła na mnie
najlepszego wrażenia, choć zawsze starała się być dla mnie miła, choć mogłabym
przysiąc, że jej serdeczność były zwyczajnie wymuszona. Unikałam zatem kontaktu
z tą panną. Szczerze mówiąc przebywanie w jej towarzystwie było przytłaczające.
Nie dość, że naprawdę była ładną dziewczyną o wzroście modelki, co sprawiało,
że nabawiłam się przez nią niemałych kompleksów, to jeszcze non stop gadała,
rzadko przejmując się tym, czy jej wypowiedzi kogoś urażą, czy też nie. Może
dałoby się to przeżyć, tak jak w przypadku Tamsyn, gdyby nie jej onieśmielająca
pewność siebie, oraz przekonanie, że wszystko jej się należy. Po chwili mój
wzrok spoczął na idącym z tyłu Jason'nie, który najwyraźniej mnie nie zauważył,
zbyt pochłonięty rozmową z najlepszym kumplem, Bryce'em. Odwróciłam od nich
wzrok i dopiero spostrzegłam, że Tamsyn była już niemal na końcu alejki.
Pobiegłam w jej stronę, obawiając się, że jej reakcja mogła mieć związek z
Jason'em i jego znajomymi, w sposób, o jakim nawet nie chciałam myśleć,
aczkolwiek to co powiedział mi ostatnio Liam, zaczęło teraz mi zaprzątać głowę.
- Znasz Jason'a O'Sheę, Vicky Hathaway i Bryce'a
Shepard'a - stwierdziłam, gdy stanęłam u boku Rudej, która popatrzyła na mnie z
cieniem zaskoczenia widocznym w oczach, choć za wszelką cenę usiłowała to
ukryć.
- Jak widać, nie ja jedyna – burknęła ostatecznie.-
Poza swoją okolicą też szukają ofiar? Niesamowite, myślałam, że są na to zbyt
leniwi - jej wypowiedź potwierdziła moje przypuszczenia. Automatycznie pobladłam
i jeszcze raz zerknęłam w stronę Jason'a i jego znajomych. - Daj spokój, nie
musisz tego ukrywać, jeśli cię dręczą. Ja doskonale wiem, co oni robią.
Nierzadko widziałam ich w akcji. Chociaż tyle, że Jason i Bryce w tym roku ukończyli szkołę, przynajmniej
będzie spokój, ale pozostaje jeszcze Vicky jej najlepsza przyjaciółka Anette i
tamta lafirynda, która przyłączyła się do nich parę miesięcy temu.
Prawdopodobnie nazywa się Melanie. Te stosują chwyty poniżej pasa. Niejedną
dziewczynę zmusiły do zmiany szkoły - przysłuchiwałam się temu, co mówiła
Tamsyn z niedowierzaniem. Stałam przed nią próbując jakoś przetworzyć zdobyte
informacje, aż w końcu doszłam do wniosku, że byłam totalnie ślepa i nie miałam
najmniejszego pojęcia co robi mój chłopak w czasie, kiedy się ze mną akurat nie
spotykał.
- To nie tak, że oni mnie dręczą - odparłam, lekko
przygryzając dolną wargę. Ruda uniosła lekko jedną brew do góry, zastanawiając
się do czego zmierzam. - Jason to mój były - w chwili gdy wypowiedziałam te
słowa, Tamsyn zaczęła się głośno śmiać i nie mogła przestać. Zgięła się w pół,
łapiąc się za brzuch i próbowała opanować ten nagły atak śmiechu, ale przez
dłuższy czas zupełnie jej to nie wychodziło. W końcu jakoś jej się to udało,
ale gdy spojrzała na moją zdezorientowaną minę, po raz kolejny parsknęła
śmiechem.
- Nie spodziewałam się, że masz takie poczucie
humoru - wykrztusiła wreszcie, wciąż podśmiewując się pod nosem.
- Ja jestem całkowicie poważna - odpowiedziałam,
lecz ta pokręciła tylko głową z rozbawieniem, najwyraźniej nie wierząc moim
zapewnieniom.
- Jasne, Audrey - posłała mi lekkiego kuksańca, a
następnie pociągnęła mnie za łokieć, abym w końcu za nią poszła. Najwidoczniej
moje wyznanie poprawiło jej humor, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego ona mi nie
wierzyła. Próbowałam przekonać ją do tego, że ja mówiłam prawdę, ale ta dalej
tkwiła w przekonaniu, że mam wybitne poczucie humoru, choć dla mnie nie było w
tym nic zabawnego. Dałam sobie w końcu spokój i po prostu zboczyłam na inny
temat, chociaż gdzieś tam wciąż ten przeklęty Jason tkwił mi w głowie.
Po różnych sklepach szukałyśmy z Tamsyn naprawdę
ładnego i ciekawego wazonu, aż w końcu udało nam się znaleźć odpowiedni, który
spodobał się zarówno mnie jak i jej. Dziewczyna dokupiła do niego żółte
tulipany oraz ogromną bombonierkę, a na koniec udałyśmy się do knajpki, aby coś
zjeść po tych męczących poszukiwaniach. Po zapłaceniu za swój posiłek niemalże
pusty portfel uświadomił mi, że powinnam w końcu zająć się obowiązkami, a nie
przyjemnościami, które ostatnio zajmowały mi większość czasu. Praktycznie w
ogóle nie myślałam o podjęciu jakiejkolwiek pracy, a powinnam, bo pieniędzy
zaczynało brakować. Dla ojca miałam być podporą, a nie ciężarem, więc czym
prędzej musiałam zająć się szukaniem pracy i miałam nadzieję, że Liam pomoże mi
w tym, tak ja obiecał, skoro to on razem
z Lou pozbawił mnie poprzedniej. Nie mogłam pozwolić na to, abyśmy zostali bez
środków do życia. Musiałam zrobić coś, żeby jakoś pomóc. Mogłam się podjąć
czegokolwiek, choć miałam ogromną nadzieję, że będę mogła dalej realizować się
w kuchni i to znacznie lepszej niż ta, w której dotychczas pracowałam.
Z Tamsyn pożegnałam się późnym popołudniem, każąc
jej przekazać życzenia dla jej mamy, po czym sama ruszyłam w stronę domu, lecz
gdy znalazłam się już na swojej ulicy, rzuciłam okiem na dom Payne’ów i
skierowałam się w jego stronę, dochodząc do wniosku, że warto byłoby
porozmawiać z Liam’em na temat poszukiwań pracy dla mnie. Obawiałam się, że
jeśli sama się za to zabiorę, mogę stracić do tego cierpliwość, gdyż doskonale
wiedziałam, że jest to niezwykle żmudna czynność.
Drzwi otworzył mi Liam, który na mój widok
uśmiechnął się szeroko i zaprosił do środka, kierując mnie ku salonowi, gdzie
zauważyłam siedzącą na kanapie Ruth, która powitała mnie serdecznie, klepiąc
miejsce koło siebie. Zajęłam je, spostrzegając, że mój przyjaciel zniknął mi z
pola widzenia, co sprawiło, że zmarszczyłam niepewnie czoło, lecz chłopak
przyszedł zaraz z dwiema szklankami soku pomarańczowego, które postawił na
stoliku.
- Naprawdę dobrze, że przyszłaś, bo mam dla ciebie
propozycję nie do odrzucenia – powiedział uroczyście, a ja zaczęłam wpatrywać
się w niego z nieco zdezorientowaną miną.
Subskrybuj:
Posty (Atom)