poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział XVII

 Cześć, tęskniliście misiaki? Wybaczcie, że tak długo nic nie pisałam, ale po pierwsze przygotowania do świat i same święta pochłonęły mój czas, a po drugie wena się zbuntowała i poszła w cholerę. Dogadać się z nią nie szło, zatem rozdział przez wiele dni stał nietknięty po napisaniu parunastu zdań. Dobijało mnie to, ze nic nie jestem w stanie napisać i myślałam, że komuś serio coś zrobię. Obyło się bez ofiar na szczęście, aczkolwiek patrząc na ten rozdział nie jestem pewna, czy taki stan pozostanie, bo nie jestem z niego szczególnie zadowolona. mam nadzieję, że mi wybaczycie, ze go tak skopałam. 
Dziś mamy zatem ostatni dzień roku 2012 i z tej okazji chciałabym wszystkim życzyć Szczęśliwego Nowego Roku i oby rok 2013 był o stokroć lepszy od tego, który właśnie się kończy. Mam nadzieję, że w nowym roku spełnią się wasze marzenia i osiągnięcie wszystkie postawione przed sobą cele. Dziękuję wam za to że jesteście ze mną i wciąż czytacie to opowiadanie. Dajecie mi siłę i chęć do dalszego pisania. Ponad pięć tysięcy wizyt, tyle komentarzy, jesteście po prostu wspaniali <3. Oby tak dalej! Pozdrawiam was serdecznie i życzę jeszcze udanego Sylwestra misiaki :D.


- Możesz przestać się tak na mnie gapić, Louis? - spytałam zniecierpliwiona, kiedy Tomlinson pognał za mną do jadalni wciąż obdarzając mnie tym samym dziwnym spojrzeniem, które powoli wyprowadzało mnie z równowagi.
- Chyba nie wierzysz w to, co tam napisali? - skrzywiłam się nieznacznie i pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.
- Pewnie bym nie uwierzyła, gdybyś nie zrobił takiej miny - stwierdziłam, rozkładając talerze na stole.
- Daj spokój - jęknął Lou, który najwyraźniej pluł sobie w brodę za to, że dał to po sobie poznać. - Dobra, może nie całkiem ten artykuł to same bzdury, Harry faktycznie był z Caroline i rzeczywiście się widzieli wczoraj i to jeszcze tylko dlatego, że Caroline odwiedziła jego matkę. Nic więcej - wytłumaczył, choć nie miałam najmniejszego pojęcia dlaczego właściwie to robił. Uniosłam lekko jedną brew do góry przyglądając mu się z lekkim zaskoczeniem.
- Po jaką cholerę ty go tłumaczysz? - zadałam mu pytanie. - I co mi do tego co i z kim robi Harry?
- Serio będziesz się wypierać? - spojrzał na mnie z politowaniem.
- Do czego zmierzasz?
- Liam co nieco mi powiedział - oznajmił, co mnie nieco zainteresowało.
- Do rzeczy - ponagliłam go.
- Lubisz go i zdecydowanie nie jest ci obojętne co i z kim on robi.
- Serio nie macie o czym rozmawiać z Liam'em? - prychnęłam, nie mogąc uwierzyć, że Liam rozmawiał o mnie z Lou. Nie czułam się zbyt dobrze z tą świadomością. Już miałam zamiar się rozprawić za to z Payne'm. - Mój szanowny przyjaciel się myli. Owszem nawet go polubiłam, ale bynajmniej nie do tego stopnia, by mogło mnie to obchodzić - rzekłam, zmuszając się do kolejnego kłamstwa. Dlaczego nie mogłam normalnie się do tego przyznać i powiedzieć, że obchodzi mnie to tak, że wręcz rozsadza mnie od środka i miałam ochotę krzyczeć bez powodu. Zamiast tego wypierałam się tego na wszelkie możliwe sposoby, jakby za przyznanie się do tego groziła surowa kara. Duma to naprawdę strasznie głupia rzecz, która nie pozwalała mi na wyrażenie swojej frustracji przez tą całą sytuację ze Styles'em.
- Tak? To dlaczego masz istny mord w oczach? - zapytał wyraźnie rozbawiony. Popatrzyłam na niego spode łba i już się nie odzywałam w ogóle na ten temat tylko w milczeniu dalej rozkładałam talerze. Chwilę później do jadalni wszedł zaspany Niall, który widząc co robię uśmiechnął się szeroko na ten widok i nie wiele myśląc, zasiadł przy stole, czekając na posiłek. Po nim, swoją obecnością zaszczycił nas Liam, któremu posłałam krzywe spojrzenie, co go nieco zdezorientowało.
- O co chodzi?
- Niechcący jej się wygadałem, o czym ostatnio rozmawialiśmy - odpowiedział mu Lou.
- Louis - jęknął Payne patrząc na mnie z miną zbitego psa.
- To nie jego wina, że ty mu opowiadasz nie wiadomo co - mruknęłam niezadowolona.
- Jak miło, mała - Lou uścisnął mnie mocno, tak mnie zaskakując, że o mało nie wypuściłam trzymanego talerza z rąk.
- Nie zmienia to faktu, że jestem zła za te wszystkie insynuacje - powiedziałam, lecz Louis tylko rozczochrał moją czuprynę, śmiejąc się pod nosem.
- Mogę wiedzieć dlaczego z samego rana jesteś nie w humorze Audrey, bo chyba ni tylko dlatego, że rozmawiałem z Tommo na twój temat? - zapytał Liam zajmując miejsce obok Niall'a, który najprawdopodobniej by zasnął przy stole, gdyby nie musiał czekać na jedzenie. Louis w tym czasie wyszedł z jadani kierując się w stronę kuchni, po czym wrócił z gazetą w ręku. Zacisnęłam usta i nie odzywając się już, powróciłam do swojej roboty.
- Dlatego jest zła - powiedział Louis pokazując Liam'owi gazetę. Ten zrobił dziwną minę i spojrzał na Lou nieodgadnionym wzrokiem, następnie przenosząc swoje spojrzenie na mnie.
- Ale wiesz, że...
- Tak, tak, wiem, że nie wszystko co piszą w gazetach to prawda - dokończyłam za niego znudzona.
- W takim razie o co chodzi?
- O nic - westchnęłam z rezygnacją. Louis z kolei zacmokał z dezaprobatą.
- I weź tu zrozum dziewczyny - stwierdził, a co Liam wzruszył ramionami. Nialler najwyraźniej wciąż nie kontaktował, bo tępo wpatrywał sie w swój pusty talerz.
- Może ktoś pójść obudzić Zayn'a? - zapytałam nieco niepewnie, jednocześnie zmieniając temat.
- A nie możesz iść sama? - odezwał się Lou patrząc na mnie z pytaniem w oczach.
- N..nie - zająknęłam się.
- No idź, na ciebie nie będzie tak wrzeszczał za obudzenie, jak na nas - to powiedziawszy Louis niemal wypchnął mnie z jadalni. - Śniadanie sami sobie weźmiemy - powiedział jeszcze, ażebym się tym nie przejmowała. Stałam jeszcze przez chwilę w korytarzu przygryzając lekko dolną wargę, aż w końcu zdecydowałam się isć na górę i skierować się do pokoju Zayn'a, który pokazywali mi zeszłego wieczora. Nie byłam znowu taka pewna, czy faktycznie by na mnie nie nawrzeszczał za obudzenie, dlatego miałam takie opory, kiedy już otwierałam delikatnie drzwi prowadzące do jego pokoju. Spał przytulając się do poduszki, co wyglądało niezwykle uroczo, ale w życiu nie powiedziałabym czegoś takiego na głos. Ostrożnie podeszłam do jego łóżka i delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem, lecz z początku nie odniosło to pożądanego skutku. Spróbowałam ponownie i wówczas jego ręka wystrzeliła do góry, jakby odganiał natrętną muchę i uderzył mnie prosto w twarz. Jęknęłam głośno i najwyraźniej to wystarczyło, by go zbudzić ze snu, bo natychmiast otworzył oczy i widząc mnie, zerwał się z łóżka w trybie natychmiastowym.
- Nic ci nie jest, Audrey? - spytał zmartwiony przypatrując się mi, jakby oceniał wyrządzone przez siebie szkody uprzednio kładąc ręce na moich ramionach. Wpatrywałam się w jego ciemne oczy usiłując coś mu odpowiedzieć, ale niespecjalnie mi to wychodziło, a gdy zdałam sobie sprawę, że chłopak stoi przede mną jedynie w samych bokserkach, spłonęłam rumieńcem i zrobiłam jeden krok do tyłu.
- Przepraszam, wiesz, że nie chciałem cię uderzyć, prawda? - spytał spoglądając na mnie z lekkim niepokojem. Pokiwałam głową, powoli wycofując się w stronę drzwi.
- Żyję, więc jest dobrze - zaśmiałam się nerwowo, obracając całą sytuację w żart - Miałam ci powiedzieć, że śniadanie jest gotowe. I przepraszam za obudzenie - rzekłam i speszona czmychnęłam czym prędzej z jego sypialni.
Później przez całe śniadanie unikałam jego wzroku, choć było to trudne, zwłaszcza, kiedy prosił mnie o podanie pieczywa, ale dzielnie to zniosłam i po śniadaniu szybko zabrałam się za sprzątanie ze stołu. Nieocenionym pomocnikiem okazał się Niall, który z dziwnym zapałem począł zbierać talerze i zanosić je do kuchni razem ze mną. Nie komentowałam jednak tego, cieszyłam się jedynie, że nie musiałam robić tego sama.
Po posiłku spędziliśmy jeszcze czas w swoim towarzystwie oglądając w salonie jakiś program śniadaniowy, a następnie chłopcy musieli się zbierać, aby zdążyć na wywiad. Mieli wrócić parę godzin później więc stwierdziłam, że nie opłaca mi się w ogóle ruszać z ich domu i spokojnie zaczekam na nich, w międzyczasie przygotowując obiad. Zanim jednak się do tego zabrałam, wyłożyłam się wygodnie na kanapie z pilotem w ręce i lenichowałam tak przez spory kawał czasu, aż w końcu dostałam sms'a. Wyciągnęłam telefon i wzdychając ciężko przeczytałam wiadomość od Harry'ego.
"Jesteś na mnie zła?"
No tak, chłopcy już musieli mu coś wspomnieć. Wywróciłam oczami i napisałam mu tylko, że nie jestem na niego zła i wreszcie zabrałam sie z powrotem do pracy, co było niezwykłą przyjemnością. Nikt nie patrzył mi na ręce, nikt nie mówił, że coś źle robię, albo, żebym trzymała się dokładnie przepisu. Nie mówił mi, żebym się nie wychylała i nie wydziwiała w kuchni. Miałam wolną rękę. Uśmiech przy pracy automatycznie cisnął mi się na usta. Pogrążona w swoim żywiole latałam z miejsca na miejsce co chwilę wyciągając coś z szafek, jednocześnie nieco dokładniej zaznajamiając się z ich zawartością. Przy włączonym radiu, śpiewając sobie pod nosem, przygotowywałam posiłek, tracąc kompletnie poczucie czasu, jak zawsze, gdy robiłam coś równie pochłaniającego. Kiedyś to był taniec, teraz, gotowanie. Nagle dostrzegłam koło drzwi jakiś cień, którego wcześniej nie było. Podniosłam wzrok i zaskoczona upuściłam trzymaną przez siebie chochlę, której używałam do sosu. Ta upadła z brzękiem na podłogę, a oparty o framugę drzwi Harry zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie z rozbawieniem. W końcu ruszył ze swojego miejsca w moją stronę, a ja natomiast schyliłam się po upuszczony przedmiot, chowając się jeszcze za szafką do momentu, kiedy nie ujrzałam przed sobą butów Styles'a. Niechętnie wróciłam do pozycji pionowej, nawet na niego nie patrząc powróciłam do pracy. Jeśli miałabym być szczera to bardziej chyba byłam zła na siebie, aniżeli na niego. Przecież on mógł robić co tylko chciał w tej kwestii i nie powinnam mieć o to pretensji. Z kolei byłam zła na siebie, ponieważ uświadomiłam sobie, że zaczęłam tak świrować tylko dlatego, że byłam zwyczajnie zazdrosna. Zazdrosna o dojrzałą kobietę, z którą nawet nie mogłam konkurować. Czułam się o stokroć gorsza od niej i nawet jeżeli faktycznie nic już ich nie łączyło, ta świadomość nie dawała mi spokoju. Nie byłabym w stanie w najmniejszym stopniu jej dorównać. Skrzywiłam się nieznacznie, próbując przestać zawracać sobie tym głowę.
- Nawet się nie przywitasz? - spytał Harry, patrząc na mnie z powagą.
- Cześć - rzuciłam obojętnie. Zaczęłam sądzić, że byłam istną mistrzynią w odpychaniu od siebie ludzi.
- Audrey... - zaczął zmartwiony i wtedy do kuchni wszedł Zayn, którego wzrok spoczął na nas, a następnie na garnku z sosem. Styles posłał mu wręcz mordercze spojrzenie, na co Zayn tylko wzruszył ramionami.
- Kiedy będzie obiad? - spytał opierając się łokciami o blat kuchennej szafki. Minęła chwila za nim mu odpowiedziałam, że za dziesięć minut. Uśmiechnął się i zaczął kierować swe kroki w stronę drzwi, jednak przez nie zaraz do kuchni wpadł Niall.
- Stary, nie wytrzymałem, nie da się tam wysiedzieć, kiedy tu są takie zapachy - powiedział jednym tchem. Ja i Zayn parsknęliśmy jednocześnie śmiechem podczas gdy Harry wydawał się być wytrącony z równowagi. Chwilę później dołączył do nas Liam posyłający Harry'emu przepraszające spojrzenie oraz Louis, który zaczął się droczyć z Horanem.
Harry najwyraźniej chciał ze mną porozmawiać, ale nie miał takowej szansy, z czego właściwie się cieszyłam, bo tego nie potrzebowałam. Nie chciałam się również tłumaczyć dlaczego tak naprawdę byłam zła, więc w tamtej chwili najlepszym wyjściem było zamiecenie problemu pod dywan.

Nie wiem ile minęło czasu, może dwa, trzy dni, od kiedy zaczęłam ograniczać kontaky z Harrym do absolutnego minimum. Będąc w Londynie traciłam zupełnie poczucie czasu, a wynikało to z tego, że zwyczajnie dobrze się bawiłam. Jak nie spędzałam czasu z chłopakami to wychodziłam gdzieś na miasto z bratem, albo po prostu siedzieliśmy w jego mieszkaniu i graliśmy w jakieś gry, nierzadko dołączał do nas jego współlokator.
Tej nocy nie spałam zbyt dobrze. Przekręcałam się z boku na bok i przebudzałam się co chwila, w efekcie o piątej rano byłam już na nogach. Nie budząc smacznie śpiącego brata wymknęłam się zaspana z pokoju kierując się prosto do kuchni nie przejmując się tym, że paraduję w skąpej piżamie, będąc przekonaną, że Brent wciąż spał w swoim pokoju. Jakże się myliłam. W chwili gdy otworzyłam lodówkę chcąc znaleźć w niej mleko, kanapa w salonie zaskrzypiała. Odwróciłam się w jej stronę i zauważyłam spoglądającego na mnie Brent'a, na którego ustach czaił się uśmieszek, wzbudzający u mnie niezbyt przyjemne dreszcze. Przez to niezdarnie uderzyłam głową w drzwiczki lodówki. Jęknęłam żałośnie i już chciałam zrezygnować ze swoich planów, kiedy nadchodzący  w moją stronę chłopak zagrodził mi drogę ucieczki. Usiłując się nie zawstydzić, wyciągnęłam karton z mlekiem, podczas gdy Brent usiadł na szafce kuchennej, taksując mnie wzrokiem.
- Widzę, że nie marnujesz dnia - odezwał się, na co kiwnęłam tylko głową, jednocześnie nalewając mleko do szklanki. - Lecisz już do pracy? - spytał, lekko przekrzywiając głowę.
- Nie, mam jeszcze trochę czasu - odparłam, spoglądając na wciąż nieco zaspanego Brent'a.- Dlaczego spałeś na kanapie?
- Zasnąłem podczas oglądania filmu. Nie udało mi się obejrzeć do końca. Oglądnęłabyś razem ze mną końcówkę? - po chwili zastanowienia zgodziłam się, a następnie prędko pobiegłam aby się przebrać. Chwilę później chłopak zaczął mi mniej więcej tłumaczyć o co w filmie chodziło, po czym go włączył. To był pierwszy raz kiedy spędzałam czas sam na sam z Brent'em, pomijając rzecz jasna to, że mój brat spał w swoim pokoju kilka metrów dalej. Całkiem miło spędziliśmy czas, żartowaliśmy, śmialiśmy się, co w końcu obudziło Humphrey'a, który wychodząc z pokoju popatrzył na nas dziwnie, jednocześnie kierując się w stronę łazienki. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że mam małe opóźnienie, więc czym prędzej zaczęłam się zbierać do wyjścia, kiedy poczułam czyjeś palce oplatające mój nadgarstek. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na uśmiechającego się do mnie Brent'a.
- Musisz iść dzisiaj do pracy? Ja mam dzisiaj wolne, moglibyśmy wyjść gdzieś na miasto - zaproponował, co właściwie mnie nieco zaskoczyło. Podrapałam się po skroni po czym skrzywiłam się uświadamiając sobie, że jestem głupia chcąc robić sobie wolne z tak błahego powodu.
- Wybacz, ale muszę iść. Może kiedy indziej - odrzekłam posyłając mu przepraszający uśmiech, by następnie wyjść z mieszkania.

Ostatecznie w domu chłopaków spędziłam jakieś tylko trzy godziny, bo mieli dzień zawalony wywiadami i przeróżnymi sprawami, które musieli pozałatwiać, więc mieli nie wracać do domu aż do wieczora, więc odpadło mi robienie obiadu oraz kolacji. Jako, że miałam wolne popołudnie stanęło na tym, że umówiłam się na mieście z Brent'em. Nie spodziewałam się, że dojdzie do tego, że umówię się z kumplem swojego brata, ale szczerze nie chciałam się nad tym rozwodzić, ponieważ chciałam zwyczajnie spędzić miło czas, a także pozbyć się durnych myśli o Harry'm, który tego ranka wystarczająco nie dawał mi spokoju próbując jakoś ze mną porozmawiać, co jednak nie odniosło skutku. Byłam wredna i dręczyłam tym Styles'a, miałam tego pełną świadomość, ale przerażała mnie sytuacja, w której się znalazłam i to, że on zdecydowanie za bardzo zaprzątał moją głowę. Moje działania były idiotyczne, zdawałam sobie sprawę, że wiele dziewcząt oddałoby wszystko, byleby być na moim miejscu, ja z kolei postępowałam na odwrót. Co było ze mną nie tak? Komplikowałam sobie życie, zamiast je ułatwiać. Trzeba się nazywać Audrey Munroe, żeby robić rzeczy tak pozbawione sensu.
W każdym razie dzień spędzony z Brent'em mogłam zaliczyć do udanych. Pokazał mi co nieco w Londynie, zaprowadził w parę ciekawych miejsc, których sama w życiu bym nie odkryła. Popołudniu zjedliśmy obiad na mieście po czym powoli zaczęliśmy kierować się do mieszkania. Dobrze się bawiłam, aczkolwiek nie wyobrażałam sobie Brent'a w roli kogoś innego niż tylko dobrego kumpla. Poza tym, mój brat za spotykanie się z jego kumplem chyba by mnie mnie zamknął w pokoju i przywiązał do kaloryfera. Tym lepiej więc dla mnie.
Wieczór z kolei spędziłam w pokoju brata czytając książkę, którą wzięłam z domu i która okazała sie na tyle interesującą lekturą, że pochłonęła mi ogromną ilość czasu. Pewnie czytałabym ją dopóki nie padłabym ze zmęczenia, jednak wołanie Humphrey'a sprawiło, że musiałam odłożyć książkę. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę z której dobiegał głos mojego brata. Ruszyłam zatem na korytarz i zobaczywszy stojącego tam Liam'a zmarszczyłam czoło.
- A co ty tu robisz? - zapytałam zaskoczona jego obecnością.
- Porywam cię na imprezę - powiedział obdarzając mnie szerokim uśmiechem.
- Nie idę na żadną imprezę - zaprotestowałam. - Z resztą nie mam się w co ubrać - dodałam zgodnie z prawdą. Nie spodziewałam się, że będę w Londynie imprezować, toteż nie zabierałam niczego szykowniejszego.
- Tak myślałem, że to powiesz, dlatego zabrałem jego - zza jego pleców wyszedł Louis szczerzący do mnie zęby.  No tak, to było do przewidzenia.
- Moja przyjaciółko, zaraz coś zaradzimy na twoje problemy - rzekł i bez żadnych ceregieli pociągnął mnie za rękę w głąb mieszkania, musiałam go pokierować do pokoju Humphrey'a, tam z kolei zaczął się dopytywać gdzie chowam swoje ciuchy. W taki też sposób zaczął przeszukiwać moje ubrania niemalże w identyczny sposób co, kiedyś w moim domu. Przyglądałam się temu z rozbawieniem, ale kiedy Lou pokazał mi co wybrał, zrzedła mi mina. Skąd do jasnej cholery w moich rzeczach znalazła się  krótka, czarna spódnica? Dostałam ją półtorej roku wcześniej od mamy, ale ani razu nie miałam jej na sobie. Musiała mi się zaplątać w moje rzeczy, jakim cudem jej w ogóle nie zauważyłam?
- Nie ma mowy, nie ubiorę tego.
- To po co to brałaś? - zapytał jakże trafnie, ale nie udzieliłam mu odpowiedzi na to pytanie. - Nie marudź, tylko ubieraj - nakazał, rzucając we mnie jeszcze jakąś bluzką. Wywróciłam teatralnie oczami i udałam się do łazienki, aby się przebrać. Kiedy wróciłam Louis popatrzył na mnie z dumą i rozczochrał mi włosy.
- Harry'emu się spodoba - rzucił w żartach. zmrużyłam oczy ze złości i chwyciłam poduszkę z łóżka, którą cisnęłam w Tomlinson'a. Nie zdążył jej złapać i w efekcie uderzyła go prosto w twarz.
- O ty mała zołzo - mruknął i zaraz chwycił mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam głośno i uderzyłam go pięścią w plecy. Jak ja nie lubiłam, gdy to robił.
- Cholera, Lou, mam spódnicę na sobie - jęknęłam, a chłopak roześmiał się.
- No i co? - odparł jak gdyby nigdy nic. Westchnęłam ciężko, po czym chłopak wyniósł mnie z pokoju. Minęliśmy Brent'a, który wydawał się w ogóle nie wiedzieć co się dzieje w jego mieszkaniu. Popatrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem, ale chwilę później straciłam go z oczu. Lou postawił mnie na ziemi dopiero kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, gdzie Liam i Humphrey ucięli sobie pogawędkę. Humphrey zmierzył mnie wzrokiem, gdy stanęłam przed nim i podrapał się po karku.
- Tak idziesz? - uniósł lekko brwi do góry, a ja tylko rozłożyłam bezradnie ręce.
- Spokojnie, my się nią zaopiekujemy - powiedział do niego Liam, klepiąc go po ramieniu.
- No, ja myślę - mruknął Humphrey, na co roześmiałam się głośno, uświadomiwszy sobie, że właśnie doświadczyłam braterskiej troski z jego strony. W całkiem dobrym humorze w towarzystwie Lou i Liam'a wyruszyłam na imprezę, nie mając nawet pojęcia co to za impreza i gdzie ona się odbywa, miałam jednak przeczucie, że wcale taka dobra to ona nie będzie.

4 komentarze:

  1. Hahahahaha, Audrey i ta jej zazdrość! :D No, ale w sumie to się jej nie dziwię, chyba każda dziewczyna na jej miejscu byłaby zazdrosna ;> Ciekawa jestem, co wydarzy się na tej imprezie... ;) Ogólnie rozdział bardzo dobry i czekam na następny! :) A tak przy okazji, to szczęśliwego Nowego Roku! :)

    Zapraszam też do mnie:
    http://everyone-has-their-ups-and-downs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bym była zazdrosna na miejscu Audrey! Rozwalił mnie Louis jako stylista. Ooo dodaj nowy rozdział jak najszybciej,czuje że na tej imprezie dobre akcje będą :> Życzę weny i szczęśliwego Nowego Roku! :) xoxoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. komplikuje sie coś ;)) ale mis ie to podoba. zobaczymy co z tego wyniknie, i co się stanie na imprezie. Zostaje mie nic innego jak tylko czekać ;)
    Pozdrawiam, Heaven.

    OdpowiedzUsuń
  4. matko! pokochałam Twojego bloga! na prawdę bardzo się cieszę, że na niego wpadłam i muszę przyznać, że tak strasznie mi się spodobał! kolejny rozdział - kolejny zachwyt! po prostu uwielbiam czytać Twoje opowiadanie! jest jakieś takie inne niż reszta, co bardzo mnie do niego przyciąga! pokochałam postać Audrey, a do tego jeszcze ta jej zazdrość! nie no uwielbiam tą dziewczynę! jest po prostu genialna! nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, czuję, że ta impreza wniesie coś ważnego! czekam na kolejny i od razu przepraszam, że komentuję dopiero dziś, ale nie miałam czasu, a do tego zupełnie zapomniałam! pozdrowionka i dziękuję, że przeczytałaś naszego bloga! <3

    OdpowiedzUsuń