Och, nawet nie wiecie, jak cieszy mnie fakt, że ktokolwiek to czyta :D.
Serio. Wprawiacie mnie w dobry humor ;).Jak zauważyliście
rozdziały pojawiają się dość często i są długie (nie mam pojęcia jak ja to
robię), nie wiem ile jeszcze zdołam tak pociągnąć, ale uprzedzam już w razie
czego, że powinniście się spodziewać rozdziałów przynajmniej raz na tydzień,
ewentualnie dwa tygodnie. Ach i mam jeszcze takie pytanie, bo się zastanawiam
właśnie nad opisywaniem tejże historii z różnych perspektyw i chciałabym poznać
opinię na ten temat, czy chcielibyście czytać o tym, co dzieje się w główkach
także innych bohaterów. Dziękuję również za komentarze i szczerze mam nadzieję,
że będzie ich więcej ;). Zapraszam na kolejny rozdział.
Po wyrzuceniu z siebie wszystkich żali zdałam sobie sprawę, jak bardzo tego
potrzebowałam. Jak bardzo potrzebna była mi obecność drugiej osoby, która mogła
mnie wysłuchać. Ja ciągle byłam przekonana, że nikt tego nie zrozumie, że
wygadanie się komukolwiek w niczym mi nie pomoże, a sprawi jedynie, że ludzie
będą postrzegać mnie jako większą ofiarę niż byłam w rzeczywistości. Nie
chciałam tego. Nie chciałam ich litości, nie chciałam widzieć tej ich troski
wymalowanej na twarzy i współczucia widocznego w oczach. Nie potrzebowałam
usłyszeć, że komuś jest przykro z tego powodu. Chciałam jedynie, żeby moje
życie w końcu było normalne, mimo, iż chyba sama sprawiałam, że było jeszcze
gorsze nie dopuszczając innych do siebie i nie pozwalając moim dawnym znajomym
być po prostu przy sobie, kiedy było najciężej. Sądziłam, że tak będzie lepiej.
Nie mogłam się bardziej mylić i zarówno Liam jak i Louis mi to uświadomili.
Potrzebowałam innych do uporania się z moim życiem, bo bez nich wciąż będę
tkwić w martwym punkcie.
Następnego dnia ranek rozpoczęłam z pozytywnym nastawieniem. Miałam zamiar iść
do pracy tak jak zwykle, tyle że musiałam przestać brać do siebie te wszystkie
obelgi i zwyczajnie je ignorować. Wiedziałam, że to będzie trudne, nie byłam
bowiem osobą, która potrafiła puszczać mimo uszu to, co ludzie mówili złego na
mój temat, jednakże chciałam się tego nauczyć. Wierzyłam, że to zrobi ze mnie
silniejszą osobę.
Wstałam wcześniej, zrobiłam ojcu śniadanie, nie budziłam mojego brata, bo ten
dalej się na mnie złościł, a nie chciałam jeszcze bardziej pogarszać sprawy.
Potem jak zwykle doprowadziłam się do ładu, rozczesałam splątane włosy, które
po zrobieniu na noc warkocza układały się w miękkie fale. Wbiłam się w szare spodnie
i białą bluzkę z nadrukiem i klapnęłam sobie na kanapie w salonie, zajadając
się swoim własnym śniadaniem, które składało się ze zwykłych tostów. Włączyłam
telewizor i natrafiłam na jakiś program śniadaniowy, który musiał mi
wystarczyć, jako, że nie miałam cierpliwości do tego, aby szukać po ogromnej
ilości stacji telewizyjnych czegoś interesującego do oglądania, zwłaszcza o tej
porze. Po godzinie dziewiątej na dół zszedł zaspany Charlie i spojrzał na mnie
niepewnie, niewątpliwie zastanawiając się, cóż się takiego stało, że go nie
obudziłam na śniadanie. Postał chwilę w salonie milcząc, po czym skierował się
ślamazarnie do kuchni, gdzie czekał na niego posiłek, by po jakiś dziesięciu
minutach wrócić na górę. Nie umył naczyń, ale to było do przewidzenia. Zaskakujące
było to, że mój własny brat nie potrafił po sobie posprzątać, podczas gdy moi
goście to robili.
W spokoju dokończyłam swojego tosta oglądając telewizję, gdy rozległo się
pukanie do drzwi wejściowych. Zwlekłam się z kanapy odstawiając talerz na
stolik i ruszyłam w stronę drzwi. Właściwie wiedziałam kogo mogę się
spodziewać. Zaskoczyło mnie tylko to, że gdy otworzyłam drzwi zastałam jedynie
Liam'a i Lou.
- Cześć - przywitałam ich i ruchem ręki zaprosiłam ich do środka, jednocześnie
lustrując ich wzrokiem. - Gdzie reszta? - zapytałam patrząc to na jednego to na
drugiego.
- My ci nie wystarczamy? - odpowiedział pytaniem na pytanie Louis, co tak swoją
drogą zaczynało mnie odrobinę irytować i chyba dałam po sobie to poznać.
Strasznie nie lubiłam tego, że z mojej twarzy dało się wyczytać niemal
wszystko. Gdzie tu jakiś element zaskoczenia, gdzie tu jakakolwiek
tajemniczość? Lou wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Lenią się jeszcze w
łóżkach, a my tu przychodzimy z dobrą nowiną- powiedział wesoło jak zwykle
stojąc już naprzeciwko mnie. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się o co też może
chodzić. Splotłam ręce na piersi w oczekiwaniu, cierpliwości zdecydowanie mi
brakowało.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy – oznajmił mi Liam i wbił dłonie do kieszeni
spodni, po czym oparł się o ścianę w korytarzu, uśmiechając się nieśmiało,
jakby nie był pewny, czy to dobry pomysł mówić mi coś takiego.
- Ależ oczywiście, że idę. Czy wy słuchaliście mnie wczoraj? Nie mogę sobie
zrobić ot tak wolnego dnia - odrzekłam, będąc absolutnie przekonaną, że będą
usiłowali zmienić moje zdanie. Nie mogłam do tego dopuścić, gdyż miałam pełną
świadomość, że ulegnę, chociażby dla świętego spokoju.
- Nie masz po co tam iść. Oficjalnie już tam nie pracujesz – odezwał się Lou z
łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, sądząc, pewnie, że ucieszę się z tej
wiadomości, co było tak odległe od rzeczywistości. Ani myślałam się cieszyć.
Stałam tak patrząc na nich wstrząśnięta, mając nadzieję, że to tylko głupi
żart, z którego za chwilę będę się śmiać.
- Jakim cudem? - wykrztusiłam wreszcie, wplatając palce we włosy i
zastanawiając się, czy aby nie zacząć już ich sobie rwać.
- Wczoraj wieczorem złożyliśmy u ciebie w pracy oficjalne wymówienie -
usłyszawszy to, zamrugałam parokrotnie nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Co
oni najlepszego zrobili? Jakim prawem mieszali się w moje życie? To, że
opowiedziałam im o swojej sytuacji nie dawało im żadnego prawa do robienia
czegoś takiego. Przekraczało to wszelkie granice, a Louis wydawał się w ogóle
tego nie pojmować, sądząc po jego zadowoleniu malującym się na twarzy. Wróciłam
do salonu i usiadłam na fotelu ukrywając twarz w dłoniach usiłując uspokoić
emocje, jednocześnie powtarzając sobie w myślach, że to tylko zwykłe żarty, a
oni nic takiego nie zrobili. I uczepiłam się tej myśli, lecz z każdą sekundą
przestawałam w to wierzyć. Odetchnęłam głęboko parę razy i w końcu podniosłam
głowę, w której kłębiło się mnóstwo myśli. Przewijały się również przez nią
przeróżne przekleństwa, których wolałam nie wypowiadać na głos. Z resztą, to
było do mnie takie niepodobne. Takie rzeczy zwykle zatrzymywałam dla siebie. Nawet
w takiej sytuacji starałam się być choć odrobinkę miła. Wbiłam swoje spojrzenie
w tą dwójkę, która podążyła do salonu zaraz za mną. Chłopcy wydawali się już
przeczuwać to, co zaraz miało nadejść.
- Jak mogliście mi to zrobić! - krzyknęłam, patrząc już tylko na Lou. Byłam
pewna, że to on wpadł na tak idiotyczny pomysł. Jak dobrze znałam Liam'a to
wiedziałam, że nigdy nie zrobiłby czegoś za moimi plecami w brew mojej woli. On
był tym rozważnym, dobrym Liam’em, który jednak zawsze pomógłby potrzebującej
tego osobie w granicach rozsądku, a to bynajmniej takie nie było. Na pewno
uległ namowom Tomlinson'a, byłam o tym święcie przekonana.- Świetnie, po prostu
świetnie. Czy wy postanowiliście zniszczyć mi życie? - jęczałam, dając upust
mojemu rozżaleniu przynajmniej w taki sposób, skoro postanowiłam nie rzucać
wyzwiskami na prawo i lewo. Louis podszedł do mnie i chciał mnie przytulić,
abym się nieco uspokoiła, ale pokręciłam stanowczo głową, nie chcąc go w swoim
pobliżu. Byłam na niego zbyt zła.
- Nie próbuj, Tomlinson - warknęłam i odwróciłam wzrok od jego zaskoczonej
miny. I cały dobry humor szlag trafił. Zacisnęłam pięści ze złości, wbijając
sobie boleśnie paznokcie w skórę. Miałam nauczkę za to, że komukolwiek powiedziałam
o mojej sytuacji. Zmieniłam zdanie, nie zamierzałam więcej tego robić. Inni
ludzie wcale nie byli mi potrzebni. Oni tylko wszystko komplikowali, a ja
żadnych komplikacji w życiu nie potrzebowałam.
- Audrey, spokojnie. Nie działaliśmy przeciwko tobie. Chcieliśmy ci pomóc -
Liam usiłował załagodzić sytuację, ale to nie wiele dawało w tej chwili,
ponieważ byłam zbyt wzburzona tym, co usłyszałam i zwyczajnie nad sobą nie
panowałam. Jeszcze nigdy nikt tak często nie wyprowadzał mnie z równowagi w tak
krótkim czasie jak ci chłopcy- Ty się nawet do mnie nie odzywaj. Ja rozumiem,
że on mógł to zrobić, ale żebyś ty był w to jeszcze zamieszany? Nie spodziewałam
się tego po tobie- byłam ewidentnie zawiedziona tym, że Liam dał się w to
wciągnąć. Akurat on. Jedyna osoba, którą bym o to w ogóle nie podejrzewała.
Ufałam mu, a on zawiódł moje zaufanie, czego nie mogłam przeboleć. Chłopakowi
chyba zrobiło się głupio, bo zauważyłam, że spuszcza wzrok. I powinno mu być
głupio za takie zachowanie, ale ten widok sprawił, że poczułam się jak
najgorsza zdzira, która właśnie zjechała przyjaciela za to, że chciał jej
pomóc. Może w rzeczywistości nią byłam? A może Liam próbował wzbudzić we mnie
poczucie winy, żebym dała sobie spokój i wysłuchała co mi mają na ten temat do
powiedzenia? Tak czy inaczej poskutkowało. Niezależnie od tego jak byłam zła,
chciałam usłyszeć ich usprawiedliwienie. - Co wy sobie w ogóle myśleliście? Co
ja mam teraz zrobić? - zadawałam pytania, stopniowo się wyciszając, aczkolwiek
przy tym poczułam, że łzy zaczynają napływać mi do oczu, ponieważ sytuacja
zwyczajnie mnie przerastała i emocje brały górę. Potrząsnęłam głową, chcąc im
to uniemożliwić. Najwyraźniej pomogło.
- Już opanowałaś emocje? - zapytał Louis, ale widząc moją minę, chyba pożałował
swoich słów i zamilknął na moment, lecz zaraz znów podjął temat.- Audrey, to
nic takiego. Powinnaś już to zrobić dawno temu. Jaki sens jest w pracowaniu w
miejscu, w którym czujesz się nieszczęśliwa?
- Taki, że ta praca pomaga mi utrzymać rodzinę - odparłam hardo, broniąc moich
przekonań i udowodnić im, że to, co zrobili było iście szczeniackim
zachowaniem.
- Rozumiem, ale to nie powinno odbywać się twoim kosztem. Zrozum, że to dla
twojego dobra. Odpoczniesz sobie trochę od obowiązków, a potem znajdziemy dla
ciebie coś lepszego – tłumaczył, a ja powoli zaczynałam ulegać temu, co mówił,
bo brzmiało to zbyt rozsądnie. Udawało mu się jakoś ułagodzić sytuację, chodź zupełnie
nie miałam pojęcia jak on to robi, że pomimo mojego wcześniejszego wzburzenia w
tak szybkim tempie stawałam się potulna niczym baranek.
- Nigdzie mnie nie przyjmą.
- Wątpisz w nas, moja koleżanko? – skrzyżował ręce na piersi patrząc na mnie,
oczekując odpowiedzi. Pokręciłam głową.
- Zatem głowa do góry Aud, teraz możesz się cieszyć wolnością - powiedział Liam,
czując, że złość mi już przechodziła. - A i w najbliższym czasie masz się
zgłosić po swoją ostatnią wypłatę za te ostatnie dni - dodał, a ja westchnęłam
ciężko. Nie mogłam uwierzyć, że tak się właśnie kończy moja praca w tej
knajpie, w której spędziłam ostatni rok mojego życia.
- Jesteście niemożliwi – skwitowałam, kręcąc głową z niedowierzaniem, że
odpuściłam im to, co zrobili. Oni wszyscy wywracają moje życie do góry nogami.
Czy skoro raz już ono zostało wywrócone, czy teraz powróci na swoje pierwotne
miejsce? Raczej w to wątpiłam, ale mimo wszystko sądziłam, że jestem na dobrej
drodze by w końcu mieć życie choć w przybliżeniu tak dobre, jak kiedyś.
Martwiło mnie tylko to, co będzie po tym, jak wyjadą. Wszystko wróci do normy,
a oni zostaną tylko mglistym wspomnieniem. Chłopcy uśmiechnęli się triumfalnie.
Definitywnie wygrali to starcie. Louis otoczył mnie ramieniem, a wolną ręką
rozczochrał moje włosy. Wywróciłam teatralnie oczami, a Liam parsknął śmiechem,
a ja wciąż nie rozumiałam, dlaczego go to tak bawi.
Wciąż byłam trochę zła, ale chyba musiałam się pogodzić z zaistniałą sytuacją.
Wiedziałam, że chcieli mi po prostu pomóc. Może lepiej byłoby, gdyby wcześniej
poinformowaliby mnie o swoich planach, aczkolwiek to było pewne, że się nie
zgodzę, a gdyby zrobili to pomimo mojego sprzeciwu byłabym chyba jeszcze
bardziej wściekła, więc chyba lepiej było tak, jak było.
Pozostawało jedynie jedno bardzo dobre pytanie. Co ja mam do jasnej cholery
teraz robić? Skoro nie miałam pracy to dysponowałam całą masą wolnego czasu,
którego nie potrafiłam sensownie zagospodarować. Leżenie plackiem na łóżku i
słuchanie muzyki, albo czytanie książek nie wchodziło w grę, bo od tego można zbzikować
tak na dłuższą metę, a ja miałam to do siebie, że nie lubiłam siedzieć
bezczynnie, a to trochę dla mnie takie było. Musiałam czymś się zająć, chociaż
na chwilę.
- To macie jakiś pomysł, co mogłabym robić w wolnym czasie, skoro pozbawiliście
mnie pracy? - zapytałam, a moje brwi automatycznie uniosły się ku górze.
- Pomysłów to się znajdzie mnóstwo, mała. Ale inna sprawa to, czy aby na pewno
chcesz o nich usłyszeć - tu musiałam się zgodzić z Lou, bo nie byłam pewna, czy
chcę wiedzieć, jakie mogą wpaść mu pomysły do głowy. Chciałam po prostu zdać
się na niego. Zaufać, że nie będzie zagrażało to mojemu życiu, zdrowiu,
fizycznemu, ani psychicznemu, ani także nie będzie związane z łamaniem prawa,
bo jednak nie uśmiechało mi się wylądowanie na komisariacie, aczkolwiek sądziłam,
że chłopcy byli jednak nieco ostrożni, jako osoby publiczne musieli dbać o swój
wizerunek. Łamanie prawa nie byłoby zbyt dobrze postrzegane przez opinię
publiczną. To już nie byli zwyczajni chłopcy, którzy mogli robić co im się
żywnie podoba, nie zważając na nic. Aż się dziwiłam, że jeszcze nie usłyszałam
o tej wieczornej eskapadzie sprzed dwóch dni, kiedy to Louis wraz z Harry'm
wjechali moim rowerem w kosz na śmieci. A może media nie interesowały się
zwyczajnymi wygłupami piątki nastolatków? A właściwie czwórki, Louis już do
nastolatków się nie zaliczał.
- Masz rację, wolę teraz nie wiedzieć. Co będzie, to będzie - powiedziałam,
choć nie dało się ukryć, że aż ciężko w ogóle przechodziło mi to przez gardło.
Nie byłam osobą, która postępowała w taki sposób. Musiałam mieć jasno wszystko
przedstawione, aby wiedzieć, na co się przygotować. Spontaniczność nie
zaliczała się do moich cech.
- To świetnie - ucieszył się Lou. - To najpierw idziemy zwlec chłopaków z łóżka
- dorzucił, a ja uśmiechnęłam się szeroko. O z chęcią zwlekłabym ich z łóżka za
wtargnięcie do mojej sypialni poprzedniego poranka. Czas na słodką zemstę.
- Aud, nie chcę mieć powodzi w domu - usłyszałam głos Liam'a, który po prostu
irytował mnie tym, że zawsze wiedział o czym myślę. Nie miałam pojęcia, jak to
robił. - Z resztą, wymyśl coś oryginalniejszego - prychnęłam cicho, kręcąc
głową z dezaprobatą.
- Skąd wiedziałeś, o czym myślę? - zadałam mu pytanie. Chłopak uśmiechnął się
cwanie. Rzuciłam okiem na Lou, który wydawał się być zaciekawiony.
- Nietrudno zgadnąć. Z resztą, domyśliłem się, że chętnie powtórzysz ten numer
sprzed paru lat - odpowiedział mi.
- O czym wy mówicie? - zapytał zainteresowany Louis, który chyba nie lubił być
niedoinformowany.
- Trzy lata temu Liam obiecał mi, że pojedzie ze mną do Birmingham na pokazy
taneczne. Rozpoczynały się one w południe. Była jedenasta trzydzieści, a ten
smacznie sobie spał, bo zapomniał ustawić budzika. Wpadłam wtedy do jego pokoju
i usiłowałam go obudzić, ale to nie skutkowało, więc poprosiłam mamę Liam'a o
jakieś wiaderko, które następnie napełniłam wodą. Efekt finalny był taki, że
Liam natychmiast obudził się cały mokry, przerażony i zdezorientowany
jednocześnie. Pojechał ze mną w końcu na te pokazy, ale przez pół dnia się do
mnie nie odzywał - opowiedziałam Lou historię i na samo jej wspomnienie
zachichotałam.
- Miałem powód - obruszył się Liam, lecz zaraz obdarzył mnie łagodnym
uśmiechem.
- No, no, zuch dziewczyna - skomentował Lou wyraźnie rozbawiony. - Liam, nigdy
o tym nie wspominałeś - zaśmiał się i trącił przyjaciela łokciem. Ja natomiast
wzięłam talerz z salonu i zaniosłam go do kuchni, by na szybkiego umyć naczynia
leżące w zlewie. Następnie w trójkę udaliśmy się do domu Payne'ów. Już w progu
przywitała mnie Karen, mama Liama.
- Miło cię wiedzieć, Audrey. Tak dawno u nas nie byłaś - powiedziała,
uśmiechając się do mnie. Miała niemal taki sam uśmiech jak jej syn, co
dostrzegłam dopiero teraz.
- Mnie również miło cię widzieć, Karen - zwróciłam się do niej po imieniu, tak
jak mi już kiedyś nakazała. - W końcu wypadałoby odwiedzić moich ulubionych
sąsiadów - stwierdziłam wesoło. Czułam, że dobry nastrój do mnie powraca.
Szybko oswoiłam się z myślą, że właśnie straciłam źródło utrzymania. Przy tych
chłopakach generalnie dało się zapomnieć i oswoić się ze wszystkim. Po
wymienieniu grzeczności z Karen Payne udałam się z chłopakami na górę.
Doskonale znałam drogę, niejednokrotnie
przebywałam w tym domu, zarówno w dzieciństwie jak i podczas nieobecności
Liam'a. Karen miała w zwyczaju mnie zapraszać na kawę czy herbatę i ciastka,
gdy tylko udało się jej mnie spotkać, co jakby nie patrzeć było nie lada
wyczynem. Często opowiadała o Liam'ie, za którym ewidentnie tęskniła. Była
również niezwykle dumna ze swojego syna, nic więc dziwnego, że wciąż chciała o
nim rozmawiać i opowiadać o jego kolejnych sukcesach, a ja zawsze z
zaciekawieniem o tym słuchałam.
Ruszyłam za chłopakami prosto do dawnego pokoju najstarszej siostry Liam'a,
Nicole, która już jakiś czas temu się wyprowadziła. Z tym co się dzieje u
Payne'ów, akurat byłam zawsze na bieżąco. Weszliśmy do pokoju, którego ściany
pokryte były żółtą farbą, a dookoła panował taki bałagan, jakby przeszło przez
niego tornado. Pokój mojego brata przy tym śmiało można uznać za wysprzątany. W
środku zastaliśmy Zayn'a i Niall'a smacznie śpiących w łóżku, zaś po Harry'm
nie było ani śladu, no chyba, że spał gdzieś pod jakąś stertą ciuchów. Nie da
się ukryć, że na obudzeniu właśnie jego najbardziej mi zależało, ale skoro
najwyraźniej się ulotnił musiała mi wystarczyć ta dwójka.
- Liam, prooszę, proszę, pozwól mi ich oblać wodą - spojrzałam błagalnie na
przyjaciela, ten westchnął ciężko, ale ostatecznie się zgodził, co mnie
niezwykle uradowało. Z ogromnym entuzjazmem zbiegłam z powrotem na dół, prosząc
Karen o wiadro. Kobieta już wiedziała co się święci. Uśmiechnęła się szeroko, a
ja w podskokach wróciłam na górę i udałam się prosto w stronę łazienki, aby
nalać wody do wiadra. I wtedy natknęłam się na wychodzącego z łazienki
Harry'ego. Wpadłam na niego z impetem, nawet go nie zauważając, bo byłam zbyt
pochłonięta moimi myślami. Odbiłam się od niego i zachwiałam się, ale udało mi
się utrzymać równowagę, a obawiałam się, że znów trzeba będzie mnie zbierać z
podłogi, co było ostatnio dość częste.
- Nie spodziewałem się, że aż tak mnie lecisz, Audrey - spłonęłam rumieńcem,
robiąc krok do tyłu. Zauważyłam, że Harry swobodnie paradował sobie po domu w
samych bokserkach. To było dla mnie za wiele. Zrobiłam wielkie oczy i speszona
uciekłam wzrokiem, po czym zręcznie go ominęłam udając się w pośpiechu do
łazienki. Chłopak jednak podążył za mną.
- Audrey, tylko się zgrywam - powiedział, stojąc w progu i bacznie mnie
obserwując, jak zauważyłam, bo oczywiście nie mogłam się skupić na nalewaniu
wody do wiaderka jak normalna osoba, tylko musiałam jeszcze zerkać w stronę na
wpół rozebranego Styles'a, pomimo tego, że odrobinę mnie to krępowało. To było
silniejsze ode mnie. - Co ty właściwie robisz? - zadał mi pytanie, nie
spuszczając ze mnie czujnego wzroku. Przeczesał palcami swoją bujną czuprynę i
splótł ręce na piersi, opierając się o framugę drzwi. Przeszło mi przez myśl,
że Harry wyglądał w tej chwili niezwykle pociągająco, ale zbeształam się w
myślach. To była ostatnia rzecz, o jakiej chciałam myśleć. Dlaczego zatem to
zrobiłam?
- Szykuję skuteczną pobudkę dla śpiochów – wyznałam, czym go nieco zaskoczyłam.
Unikałam jego wzroku, obawiając się, że będzie z mojej twarzy wyczytać coś,
czego bym nie chciała. Najwyraźniej chłopak nie spodziewał się po mnie takich
pomysłów. Cóż, ja sama też byłam właściwie zaskoczona swoim zachowaniem, ale
chyba chciałam poczuć się tak jak kiedyś. Tak beztrosko, jakby żadna tragedia
mnie nigdy nie dotknęła, jakby konsekwencje moich czynów mnie nie dotyczyły.
- To całe szczęście, że wcześniej się obudziłem - skwitował, a to spowodowało,
że chłopak natychmiast pożałował swoich słów, gdy wylałam na niego połowę
zawartości wiadra. Cóż, może go i nie obudziłam, ale przynajmniej go oblałam,
co było równie satysfakcjonujące. Harry był zbyt zaskoczony, żeby w jakikolwiek
sposób zareagować. Stał tam tak, a z jego włosów, twarzy i nagiego torsu
spływały krople wody. Uznałam to za bezcenny widok, ale nie miałam czasu na to,
by nacieszyć tym oczy. Minąwszy go szybko, pobiegłam z wiadrem w stronę pokoju,
w którym spali Zayn i Niall i pośpiesznie wylałam na nich resztę pozostałej w
wiadrze wody. Tak jak się spodziewałam, reakcja była natychmiastowa. Zayn
zaczął wrzeszczeć, a zaraz do niego dołączył Niall, który dodatkowo spadł
z łóżka z łoskotem. Nie dość, że mokry, to jeszcze poobijany. Aż mu
współczułam, lecz nie potrafiłam mu tego okazać. Parsknęłam śmiechem, ale nie
mogłam nacieszyć się widokiem ich zdezorientowanych min, ponieważ Harry zaraz
wbiegł do pokoju i wbił we mnie swoje spojrzenie. Lou i Liam popatrzyli na
niego zdziwieni, ale po chwili roześmiali się, uświadamiając sobie, że po
drodze musiałam dopaść także Styles'a.
- Nialler, Zayn, nie jęczcie tylko pomóżcie mi się zemścić - zwrócił się do
swoich przyjaciół. Jęknęłam cicho i zaczęłam się wycofywać, nie chcąc zostać
dorwaną. Wpadłam na komodę, z której przypadkiem coś strąciłam. Nie było czasu
zastanawiając się właściwie nad tym, co to był, bo chłopak ruszył prosto na
mnie i z łatwością przerzucił sobie przez mokre ramię, mimo moich protestów. Po
raz kolejny okazałam się kompletnie bezsilna. Choć usiłowałam się wyrwać, nie
na wiele się to zdało. Harry kierował się prosto do łazienki, a tuż za nim zły
Zayn i wciąż rozespany Niall.
Harry wpakował mnie do wanny, z której próbowałam rzecz jasna uciec, ale
dodatkowa para rąk skutecznie mnie unieruchomiła. Jak zauważyłam, był to Niall,
który właściwie też miał sporo siły. Przytrzymywał moje ręce, podczas gdy Harry
skutecznie unieruchamiał moje nogi. Zayn w tym czasie chwycił za słuchawkę
prysznica i odkręcił wodę, którą zaraz zostałam oblana. Woda spływała ze mnie
ciurkiem. Ubrania stały się tak ciężkie, że miałam wrażenie, jakby ważyły
drugie tyle, co ja. Potrząsnęłam mokrą głową, przez co ochlapałam chłopców wodą
z włosów. Wołałam Lou i Liam'a na pomoc, ale ci tej pomocy mi nie udzielili. Co
za fatalni kumple. Stali w drzwiach i się śmiali, podczas gdy ja przeżywałam katusze.
No dobra, to była przesada, ale tak czy inaczej powinni mi pomóc. W końcu Zayn
dał sobie spokój, a i Niall i Harry puścili mnie. Westchnęłam z ulgą i
rozłożyłam się w wygodnie w wannie, z której już mi się nie chciało wychodzić,
ale wiedziałam, że pozostanie w niej, mogłoby jeszcze ich skusić do dalszego
maltretowania mnie zimną wodą.
- Teraz jesteśmy kwita - odezwał się Styles i podał mi rękę, aby pomóc mi
wstać, a przy tym uśmiechał się łobuzersko. Prychnęłam cicho, ale zaraz sama
się uśmiechnęłam, mimo iż byłam mokra od stóp do głów i myślałam, że pod
ciężarem mokrych ciuchów zaraz się przewrócę. Właściwie byłam całkiem
zadowolona. Z pomocą Harry'ego wyszłam w końcu z tej nieszczęsnej wanny i
usiadłam na jej brzegu, odklejając od swojej twarzy kosmyki włosów. Jakże
cieszyłam się, że nie byłam szczególną zwolenniczką makijażu, bo w tamtej
chwili wyglądałabym jak siedem nieszczęść, gdybym miała chociażby odrobinę
makijażu na twarzy. Co prawda jak sądziłam tak czy inaczej nie prezentowałam
się szczególnie dobrze, ale w końcu zawsze mogło być gorzej.
- Moja koleżanko, teraz wiesz, że z nimi się nie zaczyna - powiedział
rozbawiony niemal do łez Lou.
- Trzeba było mi to wcześniej powiedzieć - mruknęłam, udając niezadowoloną, co
jednak średnio mi wychodziło.
- Wybacz, zapomniałem - zaśmiał się. Najwyraźniej i on zemścił się w ten sposób
za nie powiedzenie mu o niedziałających hamulcach w moim rowerze. W końcu
wstałam z miejsca ociekając wodą. Liam rzucił mi jakiś ręcznik, który zamiast
trafić w moje ręce wpadł prosto do wanny i się nieco zamoczył. Wspominałam już,
że jestem ofiarą losu? Oto był kolejny dowód. Pokręciłam głową zrezygnowana i
chwyciłam ręcznik powierzchownie się nim wycierając. I tak musiałam wrócić do
domu przebrać się i dokładnie wysuszyć. Oddałam Liam'owi ręcznik i wyszłam z
łazienki, obijając się jeszcze o klamkę, komentując to głośnym sykiem. Kolejny
siniak do kolekcji jak nic.
- Idę się przebrać i wysuszyć, niedługo wrócę - oznajmiłam, kierując się w
stronę schodów. Louis zaraz do mnie dołączył. Popatrzyłam na niego niepewnie, zastanawiając
się, czy on przypadkiem nie przesadza.
- Lou, ja umiem się ubrać, nie musisz iść ze mną - stwierdziłam, drapiąc się po
skroni.
- Wiem. Ale wczoraj niestety nie udało mi się przeszukać twojej szafy i strasznie
nad tym ubolewam - wyznał, a widząc moje zaskoczone spojrzenie wyszczerzył zęby
w szerokim uśmiechu. - Ale nie bój się, twoją bieliznę zostawię w spokoju -
Harry usłyszawszy wzmiankę o bieliźnie zainteresował się.
- Ej, czekajcie na mnie, ja też idę - powiedział, lecz Louis pokręcił głową.
- To sprawa między mną, szafą i moją koleżanką, Harry. Nie jesteś zaproszony.
- Tommo, nie podoba mi się, że mnie wykluczasz z dobrej zabawy.
- Mi się nie podoba, że chcesz się dobrać do bielizny mojej nowej koleżanki -
chrząknęłam głośno przypominając im o swojej obecności, odnoszcząc wrażenie, że
zupełnie o niej zapomnieli. Po chwili doszło też do mnie jak dwuznacznie
brzmiała wypowiedź Lou. Zapadła niezręczna cisza. Przygryzłam leciutko dolną
wargę, spoglądając na chłopców. Harry nie był zbyt zadowolony. Popatrzył na Lou
jakby miał ochotę go zaraz zdzielić, ale więcej się już nie odezwał. Bez słowa
wrócił do łazienki, podczas gdy Louis zaczął mnie ciągnąć w stronę schodów,
abym się pośpieszyła. Posłusznie poszłam za nim.
Chwilę później już byliśmy w moim pokoju. Louis nie pytając mnie o zdanie
otworzył szafę i zaczął przeglądać moje ciuchy, robiąc czasem dość dziwne miny,
których za cholerę nie mogłam rozszyfrować i mrucząc pod nosem coś o jakiś
paskach, w co natomiast chyba nie chciałam wnikać. Poszłam do łazienki po
suszarkę, po czym wróciłam z nią, o mało nie potykając się o zwisający długi
kabel. Podłączyłam suszarkę do kontaktu i susząc włosy przyglądałam się Lou,
który wciąż przeglądał zawartość mojej szafy, potem dorwał się jeszcze do
szafki i w efekcie, gdy już wysuszyłam włosy, na moim łóżku leżał idealnie
dobrany zestaw. Popatrzyłam z ukosa na Lou, po czym zmarszczyłam czoło.
- Czym mnie jeszcze zaskoczysz? - spytałam. Może jednak nie powinnam się dziwić
temu, że tak dobrze dobrał ciuchy dla mnie. Niewątpliwie miał dobry gust. Jak
zauważyłam, sam dobrze się ubierał, nie można było mu nic zarzucić. Także teraz
wyglądał, jakby wyrwał się z katalogu mody dla panów.
- Jeszcze wieloma rzeczami, moja koleżanko - stwierdził posyłając mi szelmowski
uśmiech, który odwzajemniłam, a zaraz po tym, chwyciłam granatowe spodnie i luźną
brzoskwiniową koszulkę, a także długi naszyjnik z piórkami i poszłam się ubrać
do łazienki. Kiedy wróciłam, Lou zmierzył mnie wzrokiem oceniając mój wygląd.
Zrobił krok w moją stronę, a następnie lekko poprawił moją bluzkę tak, że jedno
ramię miałam odkryte. Natychmiast je zakryłam. Chłopak pokręcił głową z
dezaprobatą i zrobił to samo co wcześniej, ale ja nie dawałam za wygraną.-
Przestań - nakazał i dałam sobie w końcu spokój. Poprawił bluzkę po raz ostatni
i zadowolony wepchnął mi w rękę jakąś moją bransoletkę, którą pośpiesznie
założyłam. - I teraz dobrze - skwitował po czym powrócił do przeszukiwania
moich szafek z ciuchami. Nie protestowałam, spokojnie patrzyłam jak to robi.
Usiadłam na brzegu łóżka nie spuszczając z chłopaka wzroku.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego mi pomagasz? - zapytałam, właściwie nie
rozumiejąc kierujących nim pobudek.
- Bo jesteś przyjaciółką Liam'a - odparł i zerknął na mnie. Chyba byłam
ogromnym niedowiarkiem, bo jakoś to mnie do tego nie przekonywało i
najwidoczniej dało się to odczytać z mojej twarzy - Bo tak trzeba - dodał,
jakby próbując znaleźć lepszą wymówkę. Pokręciłam głową.
- To nie wytłumaczenie.
- Bo mi przypominasz moją młodszą siostrę, Charlotte - wyznał w końcu,
zamykając ostatnią dokładnie przeszukaną szafkę. Już miał rozeznanie w moich
ciuchach.
- Serio? - nie da się ukryć, że mnie to zaskoczyło. Chłopak usiadł obok mnie na
łóżku i spojrzał na mnie.
- Serio. Obie jesteście...nie wiem jak to określić. Takie...niewinne? Tak, to
chyba dobre słowo. Niewinne. I zawsze chcecie pomagać wszystkim naokoło nie
przejmując się tym, że same potrzebujecie pomocy. Jesteście jednocześnie słabe,
nieśmiałe i wstydliwe, ale również dysponujecie jakąś wewnętrzną siłą, którą
wręcz wzrasta z każdym niepowodzeniem. Tylko ty, w przeciwieństwie do mojej
siostry jesteś bardziej obowiązkowa i wiele rzeczy traktujesz zbyt poważnie.
Ale to może ze względu na wiek. Charlotte ma dopiero czternaście lat - zdziwiło
mnie to, jak dogłębnej analizy mojej osobowości dokonał Louis, skoro dostrzegł
we mnie podobieństwo do swojej siostry, tym bardziej, że znaliśmy się dopiero
kilka dni, a wydawać by się mogło, jakby znał mnie od paru ładnych lat. Ja
właściwie coraz bardziej zaczynałam się czuć swobodnie w jego towarzystwie i
odnosiłam wrażenie, jakbym faktycznie znała go nieco dłużej. Polubiłam go.
Polubiłam to jego szaleństwo, poczucie humoru, spontaniczność i bezpośredniość,
a także tę jego nieco poważniejszą stronę i cieszyłam się, że dał mi się
również poznać jako troskliwy i pomocny człowiek, który kiedy chce, potrafi
przestać się wygłupiać i rozsądnie może porozmawiać z drugim człowiekiem.
Właściwie byłam zadowolona z tego powodu, że dowiedział się o tym, co
ukrywałam. Pomijając fakt, że podsłuchał moją rozmowę z Liam'em, ale nie byłam
o to zła.
- Tęsknisz za swoją rodziną? - udało mi się zauważyć, że gdy wspominał o swojej
siostrze w jego oczach pojawiły się wesołe ogniki.
- Każdego dnia. Codziennie dzwonię do domu, żeby pogadać ze wszystkimi i
dowiedzieć się, czy u nich wszystko w porządku. Czasem po prostu chciałbym się
spakować i wrócić do domu na dobre. Ale z drugiej strony nie potrafię
zrezygnować z szansy, jaką dało mi życie. To byłoby marnotrawstwo. Moja rodzina
jednak rozumie to, że spełniam swoje marzenia i nie mogę być z nimi w każdej
chwili. Wspierają mnie, co jest dla mnie bardzo ważne, a ja staram się dać im
od siebie tyle, ile tylko potrafię.
- Muszą być dumni, mając kogoś takiego jak ty w rodzinie - powiedziałam, a
kąciki moich ust uniosły się ku górze w szerokim uśmiechu. - Dbasz o nich,
troszczysz się, a jednocześnie robisz oszałamiającą karierę. Czegóż chcieć
więcej?
- Powiedział ci ktoś ostatnio, że jesteś świetna? - Lou otoczył mnie ramieniem,
z czego wywnioskowałam, że chyba spodobały mu się moje słowa.
- Tak, Niall, gdy dowiedział się, że sama przygotowałam dla was dania w knajpie
- zaśmiałam się, a Louis pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nialler się nie mylił, mała - skwitował i rozczochrawszy moje włosy, wstał z
łóżka. - Wracajmy, bo chłopcy jeszcze umrą z tęsknoty za nami - pociągnął mnie
za rękę, a ja zaśmiawszy się, podążyłam za nim.
Kiedy znaleźliśmy się już na schodach w domu Payne'ów, Harry już na nas czekał
w korytarzu.
- Rany, co wy tak długo robiliście?
- Tajemnica - odparł Lou i trącił mnie lekko łokciem. Uśmiechnęłam się. Harry
wydawał się być nieco naburmuszony, przez to, że go tak lekceważyliśmy,
postanowił więc nie wynikać i pokazać nam, że mu to zwisa.
- Audrey, robisz się sławna - powiedział obojętnie, gdy w trójkę zmierzaliśmy
do pokoju, w którym wcześniej spali chłopcy. Popatrzyłam na niego
zdezorientowana, zaraz jednak przeniosłam wzrok na Lou, myśląc, że on może coś
na ten temat wiedzieć, lecz ten tylko wzruszył ramionami, nie mając pojęcia o
czym mówi Styles.
- Co? - zapytałam, chcąc się dowiedzieć, co się za tym kryje. Czyżby zrobili mi
jakiś głupi numer?
- Zayn znowu sprawdzał w google swoje nazwisko - oznajmił Liam z lekkim
politowaniem spoglądając na bruneta, kiedy tylko przekroczyliśmy próg pokoju.
- Muszę być na bieżąco - odpowiedział Zayn, wzruszając ramionami.
- O Malik, źle z tobą, skoro ty nawet sam za sobą nie nadążasz - zaśmiał się
Niall leżący na łóżku, które jak spostrzegłam, nie było mokre. Chłopcy musieli
już zmienić pościel i wysuszyć materac pod naszą nieobecność. Zayn zmrużył
gniewnie oczy i rzucił w blondyna jakimś długopisem leżącym tuż obok. Niall
jęknął głośno, kiedy długopis w niego trafił i zrobił urażoną minę.
- Okey, ale co to ma ze mną wspólnego? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc do
czego zmierzają.
- Spójrzcie - nakazał Zayn i odwrócił laptopa tak, abyśmy razem z Lou mogli
zobaczyć serię zdjęć, które zostały nam zrobione podczas naszego wieczornego
spaceru, na który chłopcy mnie zaciągnęli. Właściwie to były zwyczajne zdjęcia
przedstawiające grupkę znajomych spędzających czas na mieście, ale tak czy
inaczej zaniepokoiło mnie to, że te zdjęcia pojawiły się na jakimś portalu.
Artykuł w gruncie rzeczy był krótki. Informował o tym, że chłopcy z One
Direction postanowili spędzić trochę czasu w Wolverhampton u rodziny Liam'a,
przed najbliższym koncertem, a podczas całej wieczornej eskapady towarzyszyła
im nieznajoma dziewczyna, którą rzecz jasna byłam ja. Może bym się tym
szczególnie nie przejęła, gdyby nie to, że owy portal wyraził chęć poznania
mojej tożsamości. Los bywa niezwykle złośliwy, tym bardziej że jakiś czas temu
się zastanawiałam, gdzież podziali się paparazzi chodzący za tymi chłopakami
niemal krok w krok i dziwiłam się temu, że nie słyszałam nic na temat ich
pobytu w Wolverhampton. Teraz wiadomo, czemu nie słyszałam. Bo zwyczajnie nie
czytałam plotkarskich portali internetowych. Musiałam mieć nietęgą minę, bo
Louis szturchnął mnie delikatnie, ażebym dała jakiś znak życia. Wypuściłam więc
ze świstem powietrze z ust i pokręciłam głową z lekkim niedowierzaniem, że się
w to wpakowałam.
- To nic takiego, mała - powiedział Louis, usiłując mi dać do zrozumienia, że
nie ma się czym martwić. On i ten jego optymizm. Naprawdę zaczynałam go
podziwiać. - I tak jest dobrze. Co to by dopiero było, gdyby paparazzi
przyłapali cię na obściskiwaniu się z którymś z nas - zaśmiał się, lecz mnie
wcale nie było do śmiechu. Ale właściwie miał rację, cóż mediom ze mnie? Mają
parę fotek na których się znalazłam i tyle z tego. Niechcianej kariery na tym
nie zrobię, sensacji nie wzbudziłam, więc chyba faktycznie nie było tak źle.
- Obiecaj mi, że będzie dobrze - zwróciłam się do Lou z nadzieją w głosie.
- Mogę ci obiecać, ale w tej chwili to niewiele już ode mnie zależy - to
stwierdziwszy utkwił spojrzenie w Harry'm, który wciąż milczał, stojąc w kącie
pokoju. Nie wiedziałam o co chodzi, ci dwaj zachowywali się, jakby nawzajem
byli na siebie o coś źli, ale naprawdę nie chciałam się w to mieszać. Sądziłam,
że wyjaśnią sobie sprawę i wszystko będzie w porządku.
- Dobra, nie ma co tu siedzieć leniwce. Idziemy - zarządził Louis i
bezceremonialnie zamknął laptopa tuż przed nosem Zayn'a.
- Ty też chodź królewno - zwrócił się do niego szczerząc zęby w łobuzerskim
uśmiechu. Zayn nie skomentował tego, tylko z niezadowoloną miną wstał ze
swojego miejsca. Odnosiłam wrażenie, że Zayn ciągle chodził jakiś taki
naburmuszony, co natomiast sprawiało, ze trochę się go bałam, lecz na wszelkie
możliwe sposoby próbowałam ukryć moje odczucia. Niall chyba nie chciał wstawać
z łóżka, bo obrócił się do nas plecami i udawał, że śpi.
- Nialler, chodź no, potem pójdziemy do Nandos - blondyn, gdy tylko to usłyszał
niemal natychmiast zerwał się z miejsca oznajmiając swoją gotowość do drogi. W
końcu, wszyscy jakoś się zebraliśmy i pożegnawszy się z mamą Liam'a, ruszyliśmy
w drogę, choć nie miałam zupełnie pojęcia dokąd szliśmy. Przyłapałam się na
tym, że co jakiś czas rozglądałam się nerwowo po okolicy, co nie umknęło uwadze
Harry'ego, który szedł tuż za mną.
- Szukasz paparazzi? - zapytał i przyśpieszył kroku, aby iść tuż przy moim
boku.
- Nie - skłamałam, a on obdarzył mnie złośliwym uśmieszkiem.
- Nieładnie tak kłamać - pogroził mi palcem. Dostrzegłam na jego twarzy
rozbawienie, które uszło z niego, gdy tylko spojrzał na idącego przed nami
Tomlinson'a.
- Czy ty i Lou o coś się pokłóciliście? - chciałam wiedzieć, bo jednak moja
ciekawość zwyciężyła. I szlag trafił chęć nie mieszania się w ich sprawy.
- Jasne, że nie.
- Nie ładnie tak kłamać - powtórzyłam jego słowa. Kącik jego ust uniósł się
lekko ku górze w delikatnym uśmiechu, który dodawał mu niepowtarzalnego uroku.
- Zawsze chciałem, żeby ludzie mnie cytowali - zaśmiał się cicho, zadowolony z
siebie.
- Odbiegasz od tematu - powiedziałam, ale i na mojej twarzy malowało się
rozbawienie.
- Dlaczego sądzisz, że się pokłóciliśmy? - zapytał, a ja jęknęłam zrezygnowana
i pokręciłam głową z niezadowoleniem.
- Serio, co wy macie z tym odpowiadaniem pytaniem na pytanie? - to naprawdę
powoli zaczynało mnie doprowadzać do szału. Dobra, nieco przesadziłam, ale tak
czy inaczej niezwykle mnie to irytowało, natomiast Styles'a wydawała się bawić
moja irytacja.
- Ty też to właśnie zrobiłaś - zauważył. Wywróciłam oczami i przyśpieszyłam
kroku, stwierdzając, że nie ma sensu już z nim dyskutować. - Nie obrażaj się -
dogonił mnie bez większego wysiłku. Jakby nie patrzeć miał dłuższe nogi ode
mnie, zatem i stawiał większe kroki. Jego dwa to jak moje cztery.
- Wcale się nie obrażam - odparłam zgodnie z prawdą. Nie miałam w zwyczaju
obrażać się na ludzi, co najwyżej strzelałam teatralnego focha na pięć minut,
ale zwykle to on trwał nie dłużej niż trzydzieści sekund, maksymalnie minutkę.
Ale tak czy inaczej nie miało to nic wspólnego z powyżej przedstawionym fochem.
- Skoro unikasz odpowiedzi na moje pytania, to nie widzę sensu w dalszej
rozmowie – wyjaśniłam pokrótce.
- Czy coś by to zmieniło, gdybym potwierdził twoje przypuszczenia? - spojrzał
na mnie z powagą, drapiąc się po karku.
- Może mogłabym pomóc zażegnać konflikt - zaproponowałam, mając mieszane
uczucia. Z jednej strony ciesząc się, że miałam rację, że coś jest nie tak, z
drugiej strony będąc niezadowoloną właśnie z tego samego powodu.
- Nie sądzę - pokręcił głową, lecz w tonie jego głosu usłyszałam nutkę
rozbawienia.
- Wątpisz w moje umiejętności mediatorskie? - spytałam, patrząc na niego
wyczekująco.
- Broń boże! Wierzę, że jesteś w tym dobra, ale tutaj miałabyś spory problem.
- Ponieważ? - próbowałam to z niego wyciągnąć.
- Ponieważ ty jesteś jego przyczyną - to powiedziawszy, uśmiechnął się
łobuzersko, mrugnął do mnie i ruszył szybciej w stronę idącego na samym
przedzie Liam'a, zostawiając mnie kompletnie zdezorientowaną i wstrząśniętą
jego wyznaniem. Z jakiego powodu ta dwójka miałaby się kłócić przeze mnie? Ani
trochę mi się to nie podobało. Może Styles mnie wkręcał? Co byłoby chyba
bardziej prawdopodobne niż to, że Louis i Harry mieliby się kłócić przez kogoś
takiego jak ja. Niemniej jednak chciałam się dowiedzieć więcej. Jeżeli była to
prawda nie miałam pojęcia jak bym to zniosła. Przyśpieszyłam kroku, aby dogonić
Tomlinson'a, który szedł w towarzystwie Niall'a. Żeby ich dogonić musiałam
właściwie do nich podbiec.
- Lou, możemy porozmawiać? - spytałam, posyłając Niall'owi przepraszające
spojrzenie. Blondyn kiwnął głową, uśmiechnął się nieznacznie, po czym ruszył
żwawo do przodu, pozwalając nam porozmawiać.
- O co chodzi, mała? - zerknął na mnie, a widząc moją nieco zakłopotaną minę,
zmarszczył czoło.
- Czy to prawda? To znaczy, czy ty i Harry naprawdę się pokłóciliście przeze
mnie? - zaskoczyłam go tym. W jego oczach dostrzegłam mieszaninę przerażenia i
czystej złości, aczkolwiek dobrze się maskował i pewnie, gdybym nie patrzyła mu
w oczy nawet bym tego nie zauważyła.
- Kto ci to powiedział? - zanim jednak odpowiedziałam na jego pytanie, Louis
spojrzał w stronę zagadanego Harry'ego.- No tak, nie przejmuj się, moja
koleżanko. Styles wygaduje bzdury. Chciał cię nabrać - stwierdził ze swobodą,
ale zauważyłam, że zaciskał mocno pięści. Komu zatem wierzyć? Postanowiłam
jednak, że zaufam Lou, co właściwie robiłam już od jakiegoś czasu.
- Gdzie my właściwie idziemy? - zadałam pytanie, nieco zmieniając temat, choć
tamten mimo wszystko trochę nie dawał mi spokoju. Louis uśmiechnął się
tajemniczo.
- Zobaczysz. Ostatnio wyczaiłem to miejsce - odpowiedział, a następnie razem
dołączyliśmy do reszty chłopców.
Dziesięć minut później stanęliśmy przed kręgielnią. Cóż, całkiem zwyczajny
pomysł na spędzenie czasu, obawiałam się, że Louis może wymyślić coś zupełnie
nienormalnego. Ale byłam pozytywnie zaskoczona.
W środku powitał nas półmrok, które potęgowały fioletowo-czarne ściany. Na
przeciwko wejścia za ladą stał wysoki i szczupły mężczyzna o kędzierzawych
włosach, który wbił w nas swoje spojrzenie, gdy tylko weszliśmy do środka.
Prawdopodobnie poznał chłopców, bo zaraz zrobił wielkie oczy i przez przypadek
strącił łokciem wymyślny wazon. Zachichotałam, w duchu ciesząc się, że ja nie
miałam podobnej reakcji na ich widok.
- Ostatnim razem byłam tu dwa lata temu z moim bratem. Nie miałam z nim szans -
puściłam to w eter dokładnie obserwując wnętrze kręgielni. Nic się od tamtej
pory nie zmieniło.
- To ile lat miał wtedy twój brat? - zdziwił się Niall, drapiąc się po głowie.
- Nie, to nie o Charlie'ego chodzi - odparłam, wiedząc, że to właśnie jego miał
na myśli. - Tutaj byłam z moim starszym bratem, Humphrey'em. Ma dwadzieścia lat
- wyznałam, żeby była jasność, że bynajmniej nie przegrałam w kręgle z wówczas
jedenastoletnim bratem. Liam, zerknął na mnie, gdy wspomniałam o Humphrey'u.
- Właśnie, co tam u Humphrey'a? W ogóle go nie widziałem odkąd przyjechałem.
- Bo go nie ma w Wolverhampton - odrzekłam. - Studiuje teraz ekonomię w
Londynie - dodałam i spojrzałam na Payne'a, który miał dość dziwną minę, której
nie byłam w stanie rozszyfrować. To było strasznie frustrujące, że wszyscy
wydawali się wiedzieć, co ja mam na myśli, albo co chcę zrobić, podczas gdy ja
niemal w ogóle nie orientowałam się w tym co się dookoła mnie dzieje i dlaczego
jest tak, a nie inaczej. I nikt mnie nie chciał uświadomić. W końcu
skierowaliśmy się w stronę mężczyzny, który wcześniej tak sie nam przyglądał i
wypożyczyliśmy od niego buty do grania i zamówiliśmy dwa tory na całą naszą
szóstkę po czym ruszyliśmy w ich stronę. Ja byłam w drużynie z Lou i Niall'em i
to właśnie blondyn rozpoczynał naszą grę. Ja natomiast byłam ostatnia i również
jako ostatnia uplasowałam się w klasyfikacji, bowiem kula ciągle zjeżdżała mi
na boki. Przyznam szczerze, nie byłam zbyt dobra w grze w kręgle. Przy którymś
z kolei rzucie podszedł do mnie Harry z sąsiedniego toru i ruchem ręki
zatrzymał mnie, zanim zdążyłam rzucić. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Co ty robisz? - zapytałam, gdy Styles wyrwał mi kulę z rąk.
- Nauczę cię grać, bo coś ci marnie idzie - odrzekł, posyłając mi zawadiacki
uśmiech. - Po pierwsze, ta kula jest dla ciebie za ciężka - stwierdził i
wymienił ją na nieco lżejszą. Widząc to, Louis wstał ze swojego miejsca i
podszedł do nas, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Hazza, może byś tak poszedł do swojego toru zobaczyć, czy cię tam nie ma? –
poczułam, jak jego palce wbijają się w moje ramię. Wyrwałam je, gdyż zaczęło mi
to naprawdę przeszkadzać.
- Próbuję jej pomóc, skoro żaden z was nie jest tak łaskawy, żeby nauczyć ją
grać, mimo, iż jesteście w jednej drużynie.
- A bo ty nagle zechciałeś pomóc przeciwnej drużynie. Jakiś ty dobroduszny. Idź
zgrywać dobrego gdzie indziej
- Niech cię szlag trafi Lou i to twoje mówienie mi co mam robić. Przestań się wtrącać.
To ciebie przecież nie dotyczy.
- Ale dotyczy ciebie i to jest wystarczające jak dla mnie - Ja, Liam, Zayn i
Niall patrzyliśmy zaskoczeni na tą sprzeczkę, nie bardzo wiedząc, co zrobić.
Czyli jednak Harry miał rację. Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Szczerze
powiedziawszy byłam tym przerażona, ze najlepsi kumple właśnie z nieznanego mi
powodu kłócą się przeze mnie. Nic chciałam, aby to wymknęło się spod kontroli,
dlatego poczuwałam się do odpowiedzialności do tego, aby zainterweniować.
- Możecie mi w końcu powiedzieć do jasnej cholery, o co wam chodzi? - zapytałam
poirytowana, ale także kompletnie zmieszana, splatając ręce na piersi i
wpatrując się wyczekująco raz w jednego, raz w drugiego. Żaden nie wyrażał
chęci powiedzenia mi o co tak naprawdę się kłócą.
- Świetnie, milczcie sobie. Bardzo dojrzałe, naprawdę - prychnęłam niezadowolona
i ruszyłam z miejsca, nie chcąc brać udziału w tej dziwnej scenie, która się tu
rozgrywała. - Ja mam dość na dziś -
powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Przebrawszy wcześniej buty,
wyszłam na zewnątrz sfrustrowana i aż zabolały mnie oczy, gdyż te przyzwyczaiły
się do półmroku panującego w kręgielni. Słońce ogrzewało moją twarz, a wiatr
rozwiewał jasne kosmyki włosów, stwarzając artystyczny nieład na mojej głowie,
który niemal odzwierciedlał chaos panujący w mojej głowie. Zalała mnie cała
gama uczuć, od smutku i żalu począwszy, na czystej złości skończywszy. Nie
czekając długo, ruszyłam przed siebie, kierując swoje kroki prosto do domu, w
którym znalazłam się dość szybko. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym rozsiadłam
się na kanapie i włączyłam jakąś pierwszą lepszą stację. Po chwili dołączył do
mnie mój brat, który chyba musiał usłyszeć jak trzaskam frontowymi drzwiami i
postanowił wyjść ze swojego pokoju i zaszczycić mnie swoim towarzystwem.
- Dlaczego nie jesteś w pracy? - zapytał, zajmując miejsce obok mnie.
- Tak jakby, już nie pracuję - Charlie spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie
skomentował tego. Może myślał, że to
jest przyczyną mojego zdenerwowania, którego, choćbym chciała, nie potrafiłam
ukryć.- Dalej jesteś na mnie zły? – spytałam, próbując zapomnieć o kłótni
chłopaków.
- Nie.
- Charlie, jeszcze raz cię przepraszam, Wiesz, że nie zrobiłam tego specjalnie,
prawda? - chłopak kiwnął głową. Uśmiechnęłam się do niego i zmierzwiłam jego
lekko przydługie włosy. - Też tęsknię za mamą. Nawet nie wiesz jak bardzo mi
jej brakuje - westchnęłam ciężko, mówiąc to. Ona była silna. Była najsilniejszą
kobietą jaką znałam. Nie załamywała się mimo niepowodzeń, potrafiła rozwiązać
każdy problem. I zawsze wiedziała, kiedy coś było nie tak i niezależnie od
problemu wiedziała co trzeba zrobić. Teraz też pewnie by wiedziała i pomogłaby
mi zrozumieć zachowanie tamtej dwójki, które pozostawało dla mnie tajemnicą. W
takich chwilach jak ta, gdy nie rozumiałam tego, co się dookoła mnie dzieje,
jeszcze bardziej mi jej brakowało.
- Myślę, że chyba wiem – stwierdził, uśmiechając się smutno. Przytuliłam go,
ale po chwili się wyrwał przez ten nadmiar czułości, ale nie spodziewałam się
innej reakcji. Potem w ciszy oglądaliśmy jakiś przypadkowy program, aż do
czasu, kiedy do domu przyszedł tata. Był zaskoczony widokiem mnie leżącej na
kanapie o tak wczesnej porze, tak samo jak mojego brata, który siedział na
końcu kanapy i co jakiś czas komentował to, co widział akurat w telewizji.
Rzadko bowiem razem spędzaliśmy czas, tak zwyczajnie, bez żadnych docinków i
złośliwości.
- A ty kochanie nie w pracy? – zapytał z niepokojem mi się przyglądając.
- Zwolniłam się - odpowiedziałam mu prosto z mostu ku jego ogromnego
zaskoczeniu. Potem zasypał mnie całą masą pytań, co, jak i dlaczego, a ja
odpowiadałam na jego pytania, pomijając jedynie to, że to Liam i Louis
właściwie zwolnili mnie z pracy bez wcześniejszego omówienia tego ze mną. Był
niezwykle zmartwiony z powodu tego, co usłyszał, zwłaszcza kiedy opowiadałam
mu, jak traktował mnie mój przełożony, dlatego, na koniec stwierdził, że bardzo
dobrze zrobiłam i żebym na razie się nie kłopotała z szukaniem nowej pracy.
- Jakoś to będzie. O nic się nie martw - uśmiechnął się i ucałowawszy mnie w
czoło, poszedł do łazienki, aby odświeżyć się po całym dniu pracy. Ja natomiast
poszłam do mojego pokoju. Włączyłam radio i położyłam się na łóżku. Wpatrywałam
się tępo w sufit nucąc jedynie melodie puszczanych w radiu piosenek, aż w końcu
poczułam wibracje mojego telefonu. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam
na ekran. Miałam jedną wiadomość od nieznanego mi numeru. Otworzyłam ją.
Mogę wejść?
Przeczytawszy, zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, od kogo mógł być ten sms,
dlatego pośpiesznie odpisałam, chcąc wiedzieć, kto postanowił zakłócić mój
spokój.
To ja, Harry.
Westchnęłam ciężko i leniwie zeszłam na dół, aby otworzyć chłopakowi drzwi.
Stał tam, z rękami wbitymi w kieszenie spodni i ze spuszczoną głową, wpatrywał
się w wycieraczkę. Gdy zorientował się, że drzwi zostały otwarte, podniósł
wzrok i uśmiech rozlał się na jego twarzy na mój widok, co było zaskakująco
miłe, pomimo tego, że byłam rozżalona jego wcześniejszym zachowaniem.
- To co, wpuścisz mnie? - bez słowa zaprosiłam go do środka, po czym ruszyliśmy
prosto do mojego pokoju. Zamknęłam za nami drzwi, a następnie zajęłam miejsce
na łóżku, natomiast Harry odwrócił krzesło stojące przy biurku tak, by usiąść
na przeciwko mnie. Przez chwilę wpatrywał się we mnie w milczeniu. Ja
przyciągnęłam nogi do siebie i objęłam je rękoma, uciekając wzrokiem gdzie
tylko się dało. Jego obecność w moim pokoju zaczęła mnie krępować, jako, że
byliśmy tu sam na sam.
- Pojedziesz jutro z nami do Birmingham na te parę dni? - zapytał nieco
niepewnie, co w pewnym stopniu mnie zaskoczyło, bo trochę nie pasowało mi do
tego pewnego siebie Styles'a.
- Nie. Po to tutaj przyszedłeś? Trzeba było mi wysłać sms'a z pytaniem, albo
zadzwonić, skoro masz mój numer, a nie się fatygować. – wymamrotałam ni kryjąc,
że nie jestem zbyt szczęśliwa. Właśnie, skąd go masz? Nie przypominam sobie,
abym któremukolwiek z was go podawała - spytałam oschle. Wciąż byłam zła o to,
co się stało na kręgielni, ale jednocześnie nie potrafiłam się długo złościć i
powoli wymiękłam, chociażby patrząc na niego.
- Nie tak trudno wziąć numer z twojego telefonu, który leżał na biurku, kiedy
twój brat nas tutaj zamknął - odparł, wzruszając obojętnie ramionami. - Ale
proszę, pojedź z nami. Co masz do stracenia? Liam powiedział, że i tak już nie
pracujesz – przygryzłam lekko dolną wargę, mając nadzieję, że Liam nie zdradził
mu, dlaczego już nie pracuję.
- Mam pojechać po to, żeby widzieć jak ty i Lou kłócicie się przeze mnie i nie
chcecie powiedzieć dokładnie dlaczego? Nie, dzięki, jakoś mnie to nie kręci -
prychnęłam wciąż niezadowolona.
- To już wyjaśniona sprawa. Nie masz o co się martwić, to się nie powtórzy -
powiedział kładąc dłoń w miejscu serca, jakby chciał tym mnie zapewnić, że
obiecuje nie dopuścić więcej do takiej sytuacji. - To co? Pojedziesz? – zapytał
niemal błagalnie
- Nie wiem - mruknęłam, przeczesując niepewnie palcami swoje włosy. Jak w ogóle
to sobie wyobrażał.
- Jeśli chodzi o twojego tatę, to Liam powiedział, że z nim porozmawia -
próbował dalej jakoś przekonać mnie do tego szalonego pomysłu.
- To akurat jest najmniejszy problem. Czasem mam wrażenie, że tata pozwoliłby
mi dosłownie na wszystko.
- On ci ufa - stwierdził, uśmiechając się łagodnie.
- Nie znaczy to, że mam tego zaufania nadużywać - wyznałam i przechyliłam się
do tyłu, aby się położyć na łóżku. Podłożyłam ręce pod głowę i powróciłam do
mojej poprzedniej niezwykle interesującej czynności, a mianowicie patrzenia w
sufit. Po chwili zorientowałam się, że Harry, usiadł obok mnie, ale nawet nie
chciało mi się mówić mu, żeby wrócił na swoje miejsce z dala ode mnie. Jego
towarzystwo, zwłaszcza tak bliskie towarzystwo mnie peszyło.
- Jedź - powiedział. Obróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego.
Opierał się z tyłu rękoma i również na mnie patrzył, a pojedynczy kosmyk jego
włosów zwisał mu zabawnie tuż przy twarzy.
- Dlaczego? - zadałam pytanie, bo nie wiedziałam, dlaczego tak im wszystkim na
tym zależy. A wszystkim miałam na myśli Lou i jemu, A także i Liam’owi, bo
wywnioskowałam z rozmowy, ze ten też był bardzo chętny. Co do pozostałej dwójki
nie byłam pewna, chociaż Niall pewnie był zadowolony z tego pomysłu, uznawszy,
że będzie miał mu kto gotować.
- Bo tak chcę - odpowiedział, a jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu,
przez co serio musiałam się zastanowić nad swoją ostatnią odpowiedzią.
piątek, 28 września 2012
poniedziałek, 24 września 2012
Rozdział III
Kochani, mam wenę. Trzyma się mnie jak cholera i nie chce odejść. To niezwykle dobrze. Tym razem zaszczycę was długim rozdziałem, może nieco zbyt tkliwym, zbyt pokręconym, ale może nie takim złym. Chyba. I jaram się tymi dwudziestoma paroma wizytami na blogu. Serio. Ale tak poza tym, to ze mną wszystko w porządku ;). Okey, nie zanudzam. Zapraszam do czytania. Byłabym wdzięczna za wszelkie opinie ;).
Jakże miło mi się spało szczelnie opatulona kołdrą. Zauważyłam, że odkąd zaczęłam swoją pracę w kuchni, w której temperatura zawsze była niezwykle wysoka, gdy tylko znajdowałam się poza nią, było mi zimno. Niejednokrotnie się zdarzało, że w naprawdę upalne dni ja potrafiłam chodzić w grubej bluzie i puchatych skarpetkach, skutecznie ogrzewających moje chłodne stopy. Tata miał w zwyczaju nazywać mnie kochanym zmarzluchem. Jeśli chodzi o mojego tatę, to zwolnił mnie z obowiązku zrobienia sobie śniadania, gdyż musiał naprawdę wcześnie wyjść i załatwić parę spraw i nie chciał, żebym wstawała o piątej rano, tylko po to, aby mu zrobić posiłek, tym bardziej, że zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że później już nie zasnę, a potem będę chodzić niemal zupełnie nieprzytomna. Miło żyć ze świadomością, że ktoś się o ciebie troszczy.
Byłam pewna, że obudzi mnie budzik, ale zamiast tego poczułam, że coś wbija mi się w ramię. Zmarszczyłam nos i jęknęłam cicho, nakładając kołdrę na głowę, ale ktoś najwyraźniej postanowił nie dać mi spokoju.
- Śpię - mruknęłam, jakby to nie było oczywiste. Chciałam skorzystać z danej mi szansy na wyspanie się.
- To widzę, Audrey, koleżanko Liam'a - usłyszałam, a uśmiech wykrzywił moje usta. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że coś tu się nie zgadza, nie ten głos powinnam usłyszeć. Wysunęłam głowę spod kołdry i widząc piątkę chłopców znajdującą się w moim pokoju, przy czym jednego z nich siedzącego na moim łóżku, tuż obok mnie, pisnęłam przeraźliwie, chowając się z powrotem pod pierzyną. No tego to bym się nie spodziewała. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Wystraszyłam się nie na żarty. Co oni do jasnej cholery robili w mojej sypialni? Przez moją głowę w jednym momencie przeleciały setki myśli.
- Jaką ty masz skalę głosu, dziewczyno - zaśmiał się Louis, dźgając mnie w ramię. Najwidoczniej to on musiał być tym, który postanowił mnie obudzić.- Dobra, wyłaź, nie mam zamiaru rozmawiać z tobą przez kołdrę - stwierdził, usiłując ściągnąć ze mnie pierzynę. Oszalał. On naprawdę oszalał. I przede wszystkim naruszał moją przestrzeń osobistą, na co byłam wyczulona. Raczej należałam do osób, które odczuwały skrępowanie przy niemal każdej możliwej okazji, gdy tylko ktoś był stanowczo zbyt blisko mnie i oczywiście jeśli był to ktoś, kogo nie znałam zbyt dobrze.
- To nie rozmawiaj ze mną - opowiedziałam mu, zupełnie zdezorientowana. - I wszyscy wyjdźcie z mojego pokoju - dorzuciłam, mając nadzieję, że ktokolwiek zrozumiał coś z tego, co powiedziałam, ponieważ nie miałam zamiaru wytknąć już nawet czubka głowy spod kołdry, pod którą czułam się w miarę bezpiecznie.
- Gdyby to było takie proste, to wierz mi, nie byłoby nas tutaj - usłyszałam głos Liam'a. To mnie akurat zaciekawiło, bo co to za problem nacisnąć klamkę, otworzyć drzwi i wyjść z pokoju? Może ja byłam jakaś dziwna, ale dla mnie to było niezwykle proste.
- Mnie tam się tu bardzo podoba, więc tak czy inaczej chętnie bym tu został - rozpoznałam głos Harry'ego. I zmarszczywszy czoło w końcu odkryłam swoją głowę i spojrzałam na niego uważnie. Chłopak w najlepsze grzebał w moich szafkach, co już w ogóle było szczytem wszystkiego. Nie dość, że przyszli z niezapowiedzianą wizytą z samego rana i siedzieli w mojej sypialni podczas gdy ja sobie smacznie spałam, to jeszcze postanowili przeszukać mój pokój
- Ej! - zwróciłam się do niego. On chyba musiał się zorientować, że zauważyłam, co robi i pośpiesznie zamknął szafkę nieco zmieszany przez to, że został nakryty. - Jakim prawem w ogóle znajdujecie się w moim pokoju, budzicie mnie i grzebiecie mi po szafkach? - zadałam pytanie, na które z początku nie dostałam odpowiedzi. - Niall, tam nie ma żadnego jedzenia - zwróciłam się do blondyna, który najwyraźniej przymierzał się do otworzenia szuflady z moją bielizną. Jeszcze tego mi brakowało, żeby zaczęli przebierać w moich stanikach. Blondyn spojrzał na mnie nieco urażony, choć to chyba ja powinnam być tą, która powinna być urażona z powodu tej nagłej wizyty. Czy oni zawsze tak pojawiali się zupełnie nieoczekiwanie i w zupełnie nieoczekiwanych miejscach?
- Oho, czyżby ktoś tu był poirytowany? - odezwał się Harry, obdarzając mnie zawadiackim uśmieszkiem. Tu miał rację, byłam poirytowana. A właściwie to rozdrażniona. Kto by nie był na moim miejscu? Nawet ja mam jakieś ograniczenia i w gruncie rzeczy da się mnie wyprowadzić z równowagi.
- Wyjaśni mi to ktoś? - spytałam, ignorując Harry'ego, aczkolwiek miałam ogromną ochotę powiedzieć mu coś złośliwego. Aż zdziwiło mnie to ile było we mnie złości. Chyba dawno się na nikim nie wyżyłam.
- Charlie nas wpuścił, zaprowadził nas do twojego pokoju i nas tu zamknął - wytłumaczył Payne, a ja już myślałam że wyjdę z siebie i stanę obok. Toż to mała menda. Zupełnie niczym się nie przejmując wyskoczyłam z łóżka i pognałam do drzwi uderzając je mocno pięścią, ale w efekcie zaczęła mnie boleć ręka. Zdecydowanie przeceniłam swoją siłę.
- Charlie! Ja cię kiedyś zabiję, przysięgam! Natychmiast otwórz te drzwi! - krzyknęłam i ponownie uderzyłam pięścią, narażając moją biedną rękę na jeszcze większy ból. Zza drzwi usłyszałam śmiech mojego brata.
- Zemsta jest słodka - doszło do moich uszu, co mnie jeszcze bardziej rozjuszyło.
- A żebyś wiedział. Nie myśl sobie, że ci to ujdzie płazem! - awanturowałam się dalej przez drzwi, niemalże zupełnie zapominając o obecności chłopców i tym, że właśnie stoję przed nimi ubrana w naprawdę skąpe krótkie spodenki i koszulkę, dodatkowo paradując bez stanika. Ktoś za mną zagwizdał. I pewnie nawet nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie to, że owa osoba się odezwała.
- Jakie nogi - naprawdę chciałam wbić mordercze spojrzenie w Harry'ego, ale zamiast tego oblałam się rumieńcem.
- Hazza, uspokój się - skarcił go Liam, gdy tak jak ja zauważył, że Harry chciał jeszcze coś dodać. Chyba bym tego nie zniosła. Chwyciłam kołdrę i zawinęłam się w nią, siadając na brzegu łóżka, nie mogąc się pozbyć koloru dorodnego pomidora z mojej twarzy. Louis zaśmiał się.
- Coś ty taka wstydliwa, Audrey, koleżanko Liam'a?
- Możesz przestać mnie tak nazywać?
- Nie, mała - wywróciłam teatralnie oczami, co chyba stało się już moim nawykiem. Inaczej już tego nie skomentowałam. Na moment zapanowała niezręczna cisza, która odrobinę mnie przytłaczała. Spojrzałam na zegarek. Dziewiąta dziesięć. Mój budzik powinien niedługo dzwonić, więc pośpiesznie go wyłączyłam, aby potem nie zwracał mi głowy swoim brzęczeniem.
- A możecie mi powiedzieć, dlaczego właściwie przyszliście do mnie tak wcześnie? - zapytałam, bo to pytanie zaczynało mnie nurtować.
- Niall chciał przyjść na śniadanie - odparł Liam. Spojrzałam niepewnie na blondyna, który uśmiechnął się nieznacznie, potwierdzając tym samym wypowiedź przyjaciela. Po chwili jednak zwróciłam swój wzrok ku Payne'owi.
- Liam, ale przecież twoja mama potrafi gotować - powiedziałam.
- Prawda jest taka, że Niall próbuje cię sprawdzić, bo chce cię porwać i wykorzystać - odezwał się Zayn. Wytrzeszczyłam oczy z przerażenia, podczas gdy blondyn wyraźnie się zawstydził.
- Jako kucharkę oczywiście - mruknął Niall, unikając mojego wzroku. Cała reszta wybuchnęła śmiechem, a ja w końcu się uśmiechnęłam. Ale zaraz uśmiech zszedł z mojej twarzy, ponieważ koniecznie musiałam wygonić chłopców z mojej sypialni, aby się jakoś doprowadzić do porządku. Podeszłam razem z narzuconą na siebie kołdrą do drzwi i jeszcze raz uderzyłam w nie ręką.
- Charlie, otwieraj te drzwi, bo zadzwonię do ojca!
- Nie zrobisz tego. Nie będziesz chciała mu zawracać głowy - odpowiedział mi, niezwykle zadowolony z siebie. I tu mnie miał. Znał mnie po prostu zbyt dobrze i wiedział, że nie martwiłabym taty takimi bzdurami. Poza tym, ja w przeciwieństwie do mojego brata nie byłam kablem i nie zdawałam ojcu relacji z tego, co robi ł mój brat, niezależnie od tego jak było to wredne.
- Posprzątam ci pokój - zaoferowałam i po chwili usłyszałam szczęk zamka i drzwi w końcu stanęły otworem. Za nimi mój brat szczerzył się do mnie, po czym wyciągnął do mnie rękę, sądząc, że dobił targu.
- Umowa.
- Nieważna - odpowiedziałam i ruszyłam prosto na mojego brata z rodzącą się furią. Kołdra spadła z moich ramion, ale zignorowałam to, bo miałam ważniejszą sprawę do załatwienia w tamtym momencie. Chłopak natychmiast zerwał się do ucieczki. Jeszcze przez chwilę go goniłam, ale prawdę mówiąc moja kondycja w ostatnim czasie była naprawdę bardzo marna i szybko się męczyłam. To niesłychane, jak jeden rok może wiele zmienić.
- Charlie Alanie Munroe, wracaj tu do mnie natychmiast! - w tej chwili zabrzmiałam jak matka, ale zanim to do mnie doszło, mój brat gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na mnie ze złością, która mnie kompletnie zaskoczyła.
- Nigdy tak do mnie nie mów. Nie jesteś nią - warknął i ruszył prosto do swojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Chyba przegięłam. Nie zamierzałam już do niego iść, aby dać mu popalić za zamknięcie pięciu chłopców w moim pokoju. Właściwie to chciałam go przeprosić, ale dosłownie mnie zmroziło i nie miałam pojęcia co robić. Ktoś chrząknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Liam'a, który wyjrzał z mojego pokoju, aby zobaczyć co się dzieje. Popatrzyłam na niego smutno, a ten uśmiechnął się pokrzepiająco. Byłam pewna, że już o wszystkim wiedział. Na pewno jego mama powiedziała mu co wydarzyło się poprzedniego lata. Poczułam, że do moich oczu zbierają się łzy. Liam tez to dostrzegł i ruszył z miejsca zapewne chcąc mnie pocieszyć, ale wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł i że wówczas totalnie się rozkleję, jeśli tylko usłyszę jakieś słowa pocieszenia. Pokręciłam głową, aby tylko do mnie nie podchodził. Posłuchał. Jakże niezwykle cieszył mnie ten jego takt.
- Idźcie do kuchni. Zaraz do was dołączę - wymamrotałam i zaraz zobaczyłam, że cała piątka schodzi po schodach na dół najpierw wytaczając się leniwie z mojego pokoju. Sama natomiast podeszłam do drzwi prowadzących do pokoju mojego brata. Zapukałam leciutko, jakby to mogło jakoś załagodzić zaistniałą sytuację.
- Daj mi spokój - odezwał się. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Wiedziałam, że przesadziłam. Powinnam uważać na to, jak się do niego zwracam. Temat naszej mamy był trudny nie tylko dla mnie, ale także i dla niego. Każde jej wspomnienie wiązało się z ogromnym bólem, który mimo upływu czasu wcale się nie zmniejszył. Mówi się, że czas goi rany, ja natomiast twierdziłam, że on tylko przyzwyczaja do odczuwania bólu.
- Charlie, przepraszam - wykrztusiłam, właściwie nie wiedząc, co mogłabym mu powiedzieć.
- Odejdź.
- Nie chciałam, naprawdę - tłumaczyłam się, nie chcąc, aby był na mnie zły. Mimo, iż był wredny i złośliwy, to wciąż pozostawał moim bratem, którego bardzo kochałam i za wszelką cenę chciałam chronić przed jakimkolwiek bólem. A tu okazuje się, że to ja właśnie zadaję mu największy ból, nikt inny.
- Spieprzaj! - warknął, zatem postanowiłam już go bardziej nie drażnić, ignorując także jego słownictwo. Pewnie w innych okolicznościach zwróciłabym mu na to uwagę. Potulnie poszłam do pokoju i wzięłam czyste ciuchy, a następnie skierowałam się do łazienki. Potrzebowałam właściwie tylko pięciu minut. Ujarzmiłam nieład panujący na mojej głowie, ubrałam się i zbiegłam po schodach na dół, udając się prosto do kuchni, gdzie cała piątka już na mnie czekała.
- To co jemy? - spytał Niall, zacierając ręce. Najwidoczniej nie mógł się doczekać. Któremuś z chłopców zaburczało w brzuchu. Zaśmiałam się cicho. Powoli mój niezbyt dobry nastrój gdzieś odpływał. Prawdopodobnie wiązało się to z widokiem tych uśmiechniętych twarzy całej piątki, co automatycznie wprawiało mnie w lepszy humor, niezależnie od tego, jak byli irytujący.
- Co powiecie na czekoladowe naleśniki i koktajl truskawkowy? - stwierdziłam, że najlepszym sposobem na dogodzenie całej piątce będzie zrobienia czegoś słodkiego. Poza tym, szczerze miałam nadzieję, że to tak zapcha Niall'a, że ten będzie miał dość jedzenia na cały dzień. Mimo, iż ledwo go znałam odniosłam wrażenie, że przede mną jest naprawdę trudne zadanie do wykonania. Chłopakom najwyraźniej spodobał się mój pomysł, zatem szybko zabrałam się do roboty. Któryś nawet wykazał chęć pomocy, ale zignorowałam go, bo już byłam w swoim żywiole i nie chciałam, aby ktoś mi przeszkadzał w mojej pracy. Przynajmniej w domu miałam całkowicie wolną rękę i nikt nie mówił mi co mam robić, ani niczego po mnie nie poprawiał czyniąc dania jeszcze gorszymi. W końcu postawiłam przed nimi talerze z naleśnikami i po szklance koktajlu, a następnie wzięłam jeszcze jedną porcję i poszłam z nią na górę, aby zanieść bratu.
- Charlie, przyniosłam ci śniadanie - zero odzewu. Westchnęłam ciężko i postawiłam talerz i szklankę na podłodze przed drzwiami, będąc pewną, że mój brat nie oprze się czekoladowym naleśnikom i je sobie weźmie, po czym wróciłam do kuchni i sama zajęłam się pałaszowaniem. Nie dało się ukryć, że chłopcy naprawdę się najedli i chyba posiłek im smakował, co mnie niezwykle uradowało zatem i spowodowało, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili zabrałam się do zbierania talerzy i ku mojemu zaskoczeniu Harry też to zrobił. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale ten wydawał się w ogóle nie wiedzieć, o co mi chodzi. Chciałam od niego wziąć zebrane talerze i je umyć, lecz zamiast tego on zabrał talerze trzymane przeze mnie i ruszył z nimi w stronę zlewu.
- Co ty robisz? - spytałam drapiąc się po skroni. Z początku myślałam, że mnie nabiera. Serio, nie wyglądał mi na kogoś, kto dobrowolnie zgłosiłby się do zmywania naczyń, ale z drugiej strony cóż ja tam mogłam wiedzieć? Ledwie go przecież znałam.
- Chcę umyć naczynia - odpowiedział trochę zbity z tropu.
- Nie, nie, nie. Ja będę zmywać - pokręciłam przy tym głową i stanęłam obok niego, żeby tylko się dobrać do talerzy. - Jesteś moim gościem - dodałam, jako wytłumaczenie.
- Gościem, który wprosił się do twojej sypialni, grzebał w twoich szafkach i kazał sobie zrobić śniadanie - odrzekł. Spojrzałam na niego i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że wyglądam przy nim jak mała dziewczynka. Może i nie był jakoś szczególnie wysoki, ale dla mnie, zdecydowanie był. Popatrzył mi w oczy uśmiechając się szeroko sądząc, że nie będę się już z nim kłócić. Odwróciłam pośpiesznie wzrok.
- Ale tak czy inaczej...- nie dokończyłam, po poczułam, że ktoś łapie mnie z tyłu, podnosi i przerzuca sobie przez ramię. Zacisnęłam pięści ze złości.
- Idziemy Audrey, koleżanko Liam'a - usłyszałam i szczerze w tamtym momencie miałam ochotę zdzielić Lou po głowie, ale chłopak trochę mi to uniemożliwił. W efekcie musiałam pocieszyć się jedynie okładaniem jego pleców moimi piąstkami, które nie robiły mu zbyt dużej szkody, a wprawiały go jedynie w większe rozbawienie, co mnie natomiast jeszcze bardziej denerwowało. A raczej denerwowała mnie moja bezsilność.
- Harry, wyglądasz sexy jako kura domowa - zwrócił się do Styles'a i parsknął śmiechem. Nie dane mi było jednak zobaczyć reakcji Harry'ego, bo Louis zaraz wyniósł mnie z kuchni w asyście Nialla i Zayn'a. Liam najwidoczniej został razem z Harry'm w kuchni zostawiając mnie na pastwę tejże trójki.
- Louis, puść mnie w tej chwili - wyjęczałam. Wspomniałam coś o naruszaniu przestrzeni osobistej? Lou zrobił to już dwukrotnie tego ranka, co nie bardzo mi się podobało, ale najwyraźniej nie miała za wiele do gadania w tej kwestii.
- Wedle życzenia - odparł i zrzucił mnie ze swojego ramienia prosto na kanapę w salonie, zanosząc się śmiechem po raz kolejny. Poczęłam się zastanawiać, czy on ma kiedykolwiek zły humor. - A teraz się posuń, będziemy oglądać. Gdzie jest pilot? Zayn, szukaj pilota - to powiedziawszy, usiadł obok i objął mnie ramieniem. - A teraz będziesz tu grzecznie siedzieć, mała. I nie pójdziesz wyręczać Styles'a - prychnęłam cicho. Denerwowało mnie to, ze najwyraźniej każdy wydawał się przewidywać mój następny ruch. Niall zajął miejsce obok Lou, a w jego ślady poszedł także Zayn z pilotem w ręku. Włączył telewizor, po czym Lou wyrwał mu pilota z rąk. - Teraz ja jestem władcą pilota - wypiął dumnie pierś i przełączył na inny kanał.
- Nie ma nic w telewizji - mruknęłam niezadowolona.
- Ciii, jest - uciszył mnie i dalej skakał z kanału na kanał. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem, po czym odchyliłam ją do tyłu, patrząc się tępo w sufit i zastanawiając się, jak to się stało, że chłopcy zaczęli rządzić w moim domu. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Liam'a, który dobiegał z kuchni. Oni wszyscy najwyraźniej nie umieli usiedzieć cicho na jednym miejscu.
- Weź ode mnie tą łyżkę, Harry! - parsknęłam śmiechem nie mogąc się powstrzymać. Niall, Zayn i Louis zawtórowali mi. Po chwili poczuliśmy wibracje czyjegoś telefonu. Lou wyciągnął swój i z uśmiechem na twarzy wpatrywał się w ekran.
- Eleanor dzwoni, Eleanor dzwoni! - wykrzyknął, ciesząc się jak małe dziecko. Zerwał się z miejsca, rzucił pilota na kanapę i wybiegł z salonu, o mało nie wpadając na drzwi. Zamrugałam parokrotnie nie kryjąc swojego zaskoczenia. Zauważyłam, że Niall przysunął się do mnie, zajmując miejsce, na którym siedział wcześniej Louis.
- Eleanor to jego dziewczyna - wyjaśnił mi blondyn. - On dosłownie za nią szaleje, jak widać na załączonym obrazku - zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Miło wiedzieć, że są jeszcze tacy faceci jak Liam i Louis, którzy szaleją za swoimi dziewczynami - stwierdziłam, odgarniającc z twarzy zbłąkane kosmyki jasnych włosów. Zazdrościłam trochę ich dziewczynom. Nie dlatego, że spotykały się z Liam'em czy Lou, tylko tego właśnie, że miały facetów, którzy byli w nich niemal na zabój zakochani. Jedyny związek w jakim byłam był...zwyczajny. Opierał się głównie na przyjaźni, ale szczerze powiedziawszy nigdy nie czułam żadnych motylków w brzuchu, a i nie czułam też, że jestem dla mojego partnera naprawdę ważna. Nasze rozstanie było właściwie kwestią czasu, ale chyba z wygody nic z tym nie robiłam. Dopiero po wypadku jakoś nabrałam odwagi i zdecydowałam, że to powinien być ostateczny koniec naszego związku. Niewątpliwie była to najlepsza decyzja jaką podjęłam. Ja bym się męczyła, on by się męczył ze mną. Nasza wspólna pasja zamiast pomagać, wszystko by utrudniała. Nie żałowałam rozstania. Żałowałam tylko, że zmarnował na mnie prawie półtora roku, podczas gdy w tym czasie mógł poznać swoją prawdziwą miłość.
- Sugerujesz, że nie ma takich wielu? - zapytał Niall, marszcząc czoło i wciąż wpatrując się w mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczami. Chyba zaczynałam rozumieć fenomen tych chłopaków. Oni wszyscy po prostu byli uroczy nawet jeżeli robili totalnie nieodpowiednie rzeczy, jak dajmy na to zaglądanie do cudzych szafek czy rozwalanie koszy na śmieci w środku miasta, chociaż to drugie było wyraźnie niezamierzone.
- Sugeruję, że nie ma wielu takich, którzy nie boją się tego pokazać - odpowiedziałam mu i w tym momencie naszą rozmowę przerwał Harry, który przybył wraz z niezadowolonym Liam'em, który natomiast był chyba na niego obrażony o atak łyżką.
- Gdzie Louis? - spytał Styles rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przyjaciela.
- Nie słyszałeś, jak krzyczał? Eleanor zadzwoniła. Właśnie z nią rozmawia - odpowiedział mu Zayn.
- Aa, dlatego tak się darł - przyjął do wiadomości, po czym przeskoczył przez kanapę i wepchał się między mnie, a Niall'a, rozpychając się łokciami. Dostałam od niego w żebra i jęknęłam przeciągle, po czym przygryzłam lekko dolną wargę.
- Wybacz Audrey, nie uszkodziłem cię za bardzo? - spytał chyba faktycznie zainteresowany moim stanem. Lustrował mnie wzrokiem jakby chciał sprawdzić czy nic mi nie jest. Za wiele by mu to nie pomogło, ale trzeba doceniać także chęci. Już miałam mu odpowiedzieć, że wszystko w porządku, ale Niall zwrócił uwagę Harry'ego, gdy prychnął niezadowolony.
- A ja to co, mebel?
- Niall, a ty cokolwiek poczułeś? - Harry uśmiechnął się łobuzersko, co tylko rozdrażniło blondyna.
- Czy tylko mi się wydaje, czy Harry robi się coraz bardziej złośliwy? - odezwał się blondyn, spoglądając na Styles'a.
- On się starzeje - odparł Liam , a ja w tym momencie się zaczęłam zastanawiać, jakim cudem oni ze sobą wytrzymują. Najwyraźniej mieli już wprawę.
- Ja tam bym powiedział, że czegoś mu brakuje - skomentował Zayn, przez co Styles posłał mu mordercze spojrzenie. Nie chciałabym, aby ktoś kiedykolwiek tak na mnie patrzył.
Chciałam sięgnąć po pilota leżącego gdzieś za Harry'm i w tym celu wyciągnęłam rękę, ażeby go znaleźć, co mogło wyglądać dość dziwnie, kiedy tak sięgałam ręką za jego plecami,
- Chcesz się przytulić? - zapytał rozbawiony Harry, a ja pewnie znów miałam ten swój przerażony i kompletnie zdezorientowany wyraz twarzy, bo roześmiał się głośno.
- N...ni...niespecjalnie - zająknęłam się i uciekłam wzrokiem speszona.
- Oj, wiem, że chcesz - to powiedziawszy przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami, akurat w momencie, kiedy Louis wszedł do salonu. Chłopak uniósł brwi do góry przyglądając nam się z zaciekawieniem.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co tu się dzieje - ja właściwie sama nie wiedziałam co się dzieje, ale wydawało się to mało istotne. Najważniejsze było chyba to, że było mi przyjemnie i niezwykle ciepło przylegając do rozgrzanego Styles'a. Niemniej jednak postanowiłam nie robić większego cyrku i czym prędzej poczęłam się wyrywać z jego uścisku, zdając sobie sprawę z tego, że znów jestem czerwona na twarzy.
- A ty gdzie? - zmarszczył brwi. Usiłowałam na szybkiego znaleźć jakąś wymówkę.
- Do łazienki.
- A to proszę bardzo - puścił mnie, a ja pośpiesznie przeniosłam się na fotel, z dala od niego, bo przebywanie w jego pobliżu było dla mnie zbyt krępujące.
- Tam chyba nie ma łazienki - stwierdził niezbyt uradowany z tego faktu, że go wykiwałam.
- No nie ma - przyznałam.
- Hazza, ona cię nie lubi tak jak mnie, prawda, Audrey, koleżanko Liam'a? - Louis usiadł na oparciu mojego fotela i wyszczerzył się do Harry'ego. Nie odpowiedziałam. Wolałam to przemilczeć. Harry spojrzał na mnie udając zawiedzionego. Tak przynajmniej to odebrałam. Po chwili chłopak dorwał pilota, który leżał za nim i sam zaczął skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego do obejrzenia.
- Zjadłbym chipsy - oczy wszystkich skierowały się prosto na Niall'a.
- Niall, czy ty masz może dwa żołądki? - zapytałam, nie mogąc uwierzyć, że ten chłopak ma miejsce jeszcze na jakiekolwiek jedzenie po tych okropnie zapychających czekoladowych naleśnikach. Normalny człowiek nie tknąłby nic przynajmniej przez najbliższe parę godzin, ale już doszłam do tego, ze żaden z nich nie był normalny, więc właściwie nie powinno mnie to dziwić.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo - roześmiał się. - Kto pójdzie ze mną do sklepu?
- Ja. Bo się zgubisz - stwierdził Liam, splatając ręce na piersi.
- Ja też, muszę coś kupić - dorzucił Zayn, a następnie jeszcze chwilę krzątali się po pokoju, aż w końcu wyszli, zostawiając mnie z Harry'm i Lou, co nie wróżyło niczego dobrego i zdawałam sobie z tego sprawę. Ta dwójka wydawała mi się najbardziej powalona z nich wszystkich, oczywiście nikogo nie obrażając. Przyjemnie spędzało się z nimi czas, aczkolwiek momentami doprowadzali mnie do szaleństwa.
- A więc, kiedy wyjeżdżacie? Liam wspominał, że jesteście tylko na kilka dni, a potem wybieracie się do Birmingham - zagaiłam, wbijając wzrok w Lou, który wisiał tuż nade mną. Położył mi ręką na ramieniu i posłał mi szelmowski uśmiech.
- A co, już masz nas dosyć, Audrey, koleżanko Liam'a? - zapytał.
- Nie, skądże.
- Przyznaj się, niezwykle cię wkurzamy - włączył się Harry.
- Nie, po prostu robicie wokół siebie dużo zamieszania. Nie jestem do tego przyzwyczajona - zdobyłam się na szczerość.
- A ty nie robisz wokół siebie zamieszania? Nie szalejesz, nie bawisz się, nie robisz głupich rzeczy? - dopytywał się Louis, wyraźnie zaciekawiony.
- Nie mam okazji - wzruszyłam ramionami. Faktycznie, jakoś nie miałam an to czasu. Poza tym, tak naprawdę od dłuższego czasu nie utrzymywałam jakiś bliższych kontaktów ze znajomymi. Tyle, co widziałam się z nimi w szkole, ewentualnie napotykałam ich w sklepie, a tak, wystarczyło mi towarzystwo ojca i brata. Świadomie odgradzałam się od ludzi, uznając, że tak będzie mi łatwiej. Może i było, ale niejednokrotnie dochodziło do mnie to, jak bardzo jestem samotna i jak bardzo nieszczęśliwa i znudzona swoim ledwie osiemnastoletnim życiem.
- To co robisz w wolnym czasie? - zadał mi pytanie Styles, który uważnie mi się przyglądał.
- Śpię.
- Oczywiście. A poza tym? Tylko nie mów, że pracujesz - uśmiechnęłam się niewinnie, rozkładając ręce. Taka prawda. Spałam, gotowałam, zajmowałam się domem, pracowałam, czasem obejrzałam telewizję, czy posłuchałam muzyki. Nic szczególnego.
- O nie, tak nie może być, mała - rzekł dobitnie Louis. - Ja już ci znajdę ciekawe zajęcie - to powiedziawszy zamyślił się na moment, a po chwili kąciki jego ust uniosły się ku górze w uśmiechu, który tak do niego pasował. - Pojedziesz z nami za dwa dni do Birmingham - był bardzo zadowolony ze swojego pomysłu.
- Chyba śnisz - mruknęłam. Nie było mowy, żebym wybrała się z nimi do Birmingham. W prawdzie to było ledwie około pół godziny drogi, ale to nie zmieniało faktu, że nie zamierzałam się ruszać z Woverhampton, a już tym bardziej nie z chłopakami, których ledwie znałam. W prawdzie byłabym również z Liam'em, którego znałam od dziecka, ale tak czy inaczej to w ogóle nie wchodziło w grę.
- Przykro mi kochanie, ale nie masz zbyt wiele do gadania - zwrócił się do mnie Harry. Nazywanie mnie kochaniem, to był nie najlepszy pomysł, bo to znów mnie speszyło. I znowu nkt mnie nie chciał słuchać. Zastanawiałam się czy wszyscy mnie tak lekceważyli z powodu mojego wzrostu, czy ewidentnego braku siły przebicia.
- Ależ mam i nigdzie nie pojadę - odparłam i zaraz poczułam, jak palce Lou wbijają mi się między żebra, po czym chłopak zaczął mnie łaskotać.
- Jak mówi Harry, nie wykręcisz się, moja koleżanko - czy ja się aby nie przesłyszałam, czy Louis naprawdę nazwał mnie swoją koleżanką? Nie byłam w stanie się jednak długo nad tym zastanawiać, bo najwyraźniej nie potrafiłam jednocześnie myśleć i się śmiać. Styles zaraz mu pomógł z atakiem na mnie co już w ogóle sprawiło, że nie mogłam opanować śmiechu. Wierzgałam się, usiłowałam wyrwać, ale siła jednego znacznie przewyższała moją, a co dopiero ich dwóch.
- Kto zarzyna mi siostrę? - usłyszałam głos mojego brata dochodzący gdzieś ze schodów. Harry i Louis spojrzeli po sobie i parsknęli śmiechem.
- Tylko my - odpowiedzieli równocześnie. Mój brat skomentował to tylko głośnym aha i postanowił się ulotnić, mimo iż prosiłam go, żeby wrócił i mi pomógł. Ale przynajmniej się zainteresował, co się dzieje. Może jednak złość trochę mu przeszła. Wykorzystałam nieuwagę chłopców i wyrwałam się, po czym ruszyłam w stronę kanapy, chcąc ją przeskoczyć, ale niefortunnie zahaczyłam nogą o oparcie i runęłam jak długa na podłogę, uderzając w nią z głośnym hukiem, który rozległ się po całym pokoju. Miałam wrażenie, że coś chrupnęło i dosłownie panikowałam.
- Audrey? Nic ci nie jest? - usłyszałam spanikowany głos Lou. Najwyraźniej nie tylko ja śmiertelnie się przeraziłam. Tylko, że ja serio miałam powód, o którym chłopcy nie mieli pojęcia i w najgorszym wypadku mogłam już samodzielnie się z tej podłogi nie podnieść. Usiłowałam się choć trochę podnieść przynajmniej do pozycji siedzącej i na całe szczęście dałam radę. Odetchnęłam z ulgą, po czym zaśmiałam się głośno. Tak niewiele brakowało.
- N, nic mi nie jest - powiedziałam wciąż nie mogąc opanować wręcz histerycznego śmiechu. Harry chyba dostrzegł, że coś jest nie tak. Nie śmiał się, przyjrzał mi się tylko niepewnie, gdy tylko okrążył kanapę. Podał mi dłoń, aby pomóc mi wstać z podłogi. Przyjęłam ją i z jego pomocą podniosłam się.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał jeszcze. Kiwnęłam głową. Zdałam sobie sprawę, że popsułam zabawę. Och, nienawidziłam tego. Ostatnio stałam się okropną ofiarą losu i jednocześnie niszczycielką dobrych zabaw.
Spokojnie zajęliśmy miejsce na kanapie, po czym zaczęliśmy dyskutować na temat programów telewizyjnych i wydało się, że śledziłam ich poczynania w X Factorze. W końcu jako dobra koleżanka kibicowałam Liam'owi. Potem także wyszło, że wraz zakończeniem ich przygody z tym programem nie wgłębiałam się jakoś szczególnie w to, co się potem z nimi działo, oprócz tego, co mówiła mi mama Liam'a, która czasem zapraszała mnie na herbatę, albo okładki licznych gazet.
W końcu Niall, Liam i Zayn wrócili i dołączyli do nas. Odnaleźliśmy jakiś ciekawy program w telewizji i o dziwo wszyscy zajadaliśmy się chipsami Niall'a, którymi z początku w ogóle nie chciał się podzielić. Chyba się stawałam równie nienormalna co oni, skoro potrafiłam jeszcze cokolwiek przełknąć po takim śniadaniu.
Po skończeniu się programu dopiero spojrzałam na zegarek. Dwunasta czterdzieści. Zamarłam, wpatrując się w niego z przerażeniem. Niall szturchnął mnie, nie wiedząc co się dzieje.
- Już nie żyję - wybełkotałam.
- Mi tam wygląda na to, że całkiem nieźle się trzymasz - skwitował Zayn.
- Teraz jeszcze tak, ale niedługo będę martwa. Spóźniłam się do pracy - wykrzyknęłam spanikowana i zerwałam się ze swojego miejsca. - Mam przechlapane.
- To nie idź. Nie opłaca ci się iść - powiedział Harry. Popatrzyłam na niego jak na idiotę i zaczęłam wszystkich ich ciągnąć za ręce, aby wstawali ze swoich miejsc i wynosili się natychmiast z mojego domu, choć mogło to być nieco niegrzeczne, ale sama przecież musiałam ruszyć się do pracy. Takim to sposobem wykopałam ich wszystkich przed dom, wsiadłam na rower bez hamulców, ku przerażeniu Liam'a i odjechałam tak szybko, jak tylko mogłam, o mało nie potrącając jakiegoś dzieciaka po drodze. Zatrzymałam się w zaułku pod knajpą i w pośpiechu ruszyłam prosto do kuchni chwytając w biegu za fartuch.
- Munroe, w końcu postanowiłaś nas zaszczycić swoją obecnością - przywitał mnie kucharz, a jego twarz wykrzywił grymas wściekłości. - Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz? Że możesz się spóźniać prawie godzinę? Jesteś beznadziejna, wiesz o tym? - spuściłam głowę. Wiedziałam, że zawaliłam i było mi tak okropnie głupio z tego powodu, ale zupełnie straciłam poczucie czasu. Chciałam naprawdę obwinić o wszystko chłopaków, ale to naprawdę nie była ich wina, tylko i wyłącznie moja, co sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Powinnam się bardziej pilnować. Jeszcze przez następne pięć minut mój przełożony dawał mi reprymendę za to spóźnienie. Nie omieszkał także mi przypomnieć ile razy działałam za jego plecami i chciałam robić wszystko po swojemu. Na koniec powiedział, że rozmówi się z szefem na mój temat i żebym przygotowała się na ewentualne zwolnienie. Zniosłam cierpliwie wszystkie jego obelgi pod moim adresem, choć miałam ogromną ochotę odwrócić się na pięcie i wybiec z knajpy, aby więcej nie musieć na niego patrzeć i słuchać tego mężczyzny, który zamieniał moje życie w koszmar. Miałam serdecznie wszystkiego dosyć, chciałam się wyrwać jak najdalej stąd, ale to było zbyt ryzykowne. Razem z ojcem pracowaliśmy teraz na utrzymanie naszej całej trójki. Musiałam mu jakoś pomóc. Sam nie dałby rady.
Wróciłam do pracy. Przez następne parę godzin nie odezwałam się ani słowem, ale mój przełożony co chwila próbował mi jeszcze w jakiś sposób dopiec. Może myślał, że przez to sama zrezygnuję z pracy i przynajmniej nie będzie musiał wytaczać argumentów przed szefem do tego, aby w końcu pozbawił mnie tej posady. W końcu moja zmiana się skończyła. Na pożegnanie jeszcze usłyszałam parę przykrych słów, a następnie czym prędzej się ulotniłam z knajpy. Zajechałam pod dom i odstawiwszy rower do garażu, który właściwie pełnił rolę graciarni, usiadłam na trawie przed domem i przyciągnęłam nogi do siebie. Nie mogąc już opanować napływających do oczu łez po prostu przestałam się starać i teraz łzy ciurkiem spływały mi po policzkach. Nie fatygowałam się nawet, aby je zetrzeć. Byłam taka zła. Na siebie, na mojego przełożonego. Na cały ten niesprawiedliwy świat, który uczynił moje życie tak beznadziejnym. Nie wiem ile czasu spędziłam czasu na zewnątrz, ale w końcu usłyszałam odgłos otwieranych drzwi sąsiedniego domu. Odwróciłam głowę i zauważyłam stojącego w progu Liam'a. Widząc mnie wyraźnie posmutniał, po czym ruszył w moją stronę, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Nie zatrzymywałam go. Chyba potrzebowałam w tej chwili towarzystwa. Chłopak usiadł obok mnie i przytulił mnie do siebie.
- Co się stało? - zapytał w końcu, kiedy się odrobinę odsunęłam, uświadomiwszy sobie, że moimi głupimi łzami zamoczyłam mu rękaw podkoszulka.
- Wszystko się stało - jęknęłam i pociągnęłam żałośnie nosem. - Wszystko. Moje życie jest beznadziejne, wiesz? Nie, nawet sobie tego nie wyobrażasz. Straciłam wszystko. Nie mam już niczego. - bełkotałam, co chwila zanosząc się płaczem.
- To nieprawda - powiedział Liam łagodnie, próbując mnie pocieszyć.- Nie mów tak.
- Ależ prawda. Wiesz dlaczego? Bo ten przeklęty wypadek przekreślił wszystko. Wiesz już o nim, prawda? - chłopak kiwnął głową. - Ale pewnie nie wiesz, że ja też byłam w tym samochodzie, w którym zginęła moja mama. Jechałyśmy razem - zaczęłam. Już wiedziałam, że chcę mu powiedzieć wszystko, co mi się przydarzyło. I tak byłam przekonana, że on niedługo znowu wyjedzie i nie będę musiała widzieć jego zatroskanej twarzy zbyt długo.- Jakiś pijany idiota wjechał w nasz samochód. To były sekundy. Wiesz, w takich momentach mówi się, że całe życie staje przed oczami. Bzdura. Nie ma na to czasu. Mojej mamy nie udało się odratować. Zmarła w szpitalu, a ja wylądowałam tam w śpiączce i z urazem kręgosłupa, który nie pozwalał mi na dalsze trenowanie tańca. Rozumiesz? Straciłam jednocześnie matkę i moją pasję. Odebrano mi moje marzenia, przekreślono moje cele. Moja przyszłość została zrujnowana w jednej chwili. Całe życie stanęło mi do góry nogami. To tak, jakby tobie ktoś powiedział, ze nie możesz już śpiewać, ani grać - Liam wydawał się rozumieć przez co przechodziłam. Przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, gdy po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. - A potem było już tylko gorzej. Mieliśmy problemy finansowe, tata nie wyrabiał z utrzymaniem nas. Wysłał Humphrey'a na studia do Londynu, nie chciał, żeby ten tu siedział i się zamartwiał i wtedy to ja musiałam mu pomóc. Zatrudniłam się w tej koszmarnej knajpie, stara znajoma mnie poleciła, inaczej nie byłoby szans na to, żebym dostała pracę taką jak ta, a do tego się tylko nadaję oprócz tańca - kontynuowałam, ale już wyrwałam sie z jego uścisku. Wzięłam głęboki oddech. - Ale ta praca to jakiś jeden chory żart. Każdego dnia muszę znosić mojego przełożonego, który najchętniej wywaliłby mnie na zbity pysk, nie daje mi nic poprawić, pilnuje, aby nie zrobiła nic, czego mi nie kazano, a przy okazji uprzykrza mi życie jak tylko się da. A dzisiaj, a dzisiaj za to cholerne spóźnienie ubliżał mi przez cały dzień i nic nie mogłam mu powiedzieć. Nic, bo w końcu naprawdę mnie zwolnią, a ja nie będę miała innej szansy na zarobienie pieniędzy na utrzymanie - pożaliłam się i ukryłam w twarz w dłoniach. Byłam taka żałosna. Bardziej się już chyba nie dało.
- Aud...- zaczął, ale ktoś mu przerwał.
- Nie możesz pozwalać się poniżać, moja koleżanko - w drzwiach domu Liam'a stał Lou z poważną miną, przyglądając się nam z założonymi rękami. No pięknie. Jeszcze jego tutaj brakowało. Jęknęłam głośno. Miałam nadzieję, że przynajmniej nie słyszał całego mojego beznadziejnego, rozpaczliwego monologu. Louis podszedł do nas, po czym usiadł z mojej drugiej strony i objął mnie ramieniem.
- Nikt nie zasługuje na takie traktowanie, a już na pewno nie moja koleżanka - powiedział i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Sama także uśmiechnęłam się przez łzy. - No już, nie rycz, mała. Powinnaś zrezygnować z tej pracy, to nie dla ciebie - dodał. Westchnęłam ciężko i nawet nie zauważyłam kiedy oparłam głowę o jego ramię. Jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało.
- To nie jest takie proste, Lou - mruknęłam. Chłopak otarł zbłąkaną łzę z mojego policzka i potarł dłonią moje ramię.
- To jest prostsze niż ci się wydaje. Wszystko będzie dobrze - mrugnął do mnie i uśmiechnął się szeroko. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. Naprawdę chciałam wierzyć w jego zapewnienie, ale chyba już dawno straciłam nadzieję, na to, że kiedykolwiek będzie dobrze. Ale może powinnam wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę tej nadziei? Jednocześnie byłam zaskoczona poznając inną stronę Tomlinson'a, twierdząc przy tym, że to zdecydowanie dobry materiał na przyjaciela.
Jakże miło mi się spało szczelnie opatulona kołdrą. Zauważyłam, że odkąd zaczęłam swoją pracę w kuchni, w której temperatura zawsze była niezwykle wysoka, gdy tylko znajdowałam się poza nią, było mi zimno. Niejednokrotnie się zdarzało, że w naprawdę upalne dni ja potrafiłam chodzić w grubej bluzie i puchatych skarpetkach, skutecznie ogrzewających moje chłodne stopy. Tata miał w zwyczaju nazywać mnie kochanym zmarzluchem. Jeśli chodzi o mojego tatę, to zwolnił mnie z obowiązku zrobienia sobie śniadania, gdyż musiał naprawdę wcześnie wyjść i załatwić parę spraw i nie chciał, żebym wstawała o piątej rano, tylko po to, aby mu zrobić posiłek, tym bardziej, że zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że później już nie zasnę, a potem będę chodzić niemal zupełnie nieprzytomna. Miło żyć ze świadomością, że ktoś się o ciebie troszczy.
Byłam pewna, że obudzi mnie budzik, ale zamiast tego poczułam, że coś wbija mi się w ramię. Zmarszczyłam nos i jęknęłam cicho, nakładając kołdrę na głowę, ale ktoś najwyraźniej postanowił nie dać mi spokoju.
- Śpię - mruknęłam, jakby to nie było oczywiste. Chciałam skorzystać z danej mi szansy na wyspanie się.
- To widzę, Audrey, koleżanko Liam'a - usłyszałam, a uśmiech wykrzywił moje usta. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że coś tu się nie zgadza, nie ten głos powinnam usłyszeć. Wysunęłam głowę spod kołdry i widząc piątkę chłopców znajdującą się w moim pokoju, przy czym jednego z nich siedzącego na moim łóżku, tuż obok mnie, pisnęłam przeraźliwie, chowając się z powrotem pod pierzyną. No tego to bym się nie spodziewała. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Wystraszyłam się nie na żarty. Co oni do jasnej cholery robili w mojej sypialni? Przez moją głowę w jednym momencie przeleciały setki myśli.
- Jaką ty masz skalę głosu, dziewczyno - zaśmiał się Louis, dźgając mnie w ramię. Najwidoczniej to on musiał być tym, który postanowił mnie obudzić.- Dobra, wyłaź, nie mam zamiaru rozmawiać z tobą przez kołdrę - stwierdził, usiłując ściągnąć ze mnie pierzynę. Oszalał. On naprawdę oszalał. I przede wszystkim naruszał moją przestrzeń osobistą, na co byłam wyczulona. Raczej należałam do osób, które odczuwały skrępowanie przy niemal każdej możliwej okazji, gdy tylko ktoś był stanowczo zbyt blisko mnie i oczywiście jeśli był to ktoś, kogo nie znałam zbyt dobrze.
- To nie rozmawiaj ze mną - opowiedziałam mu, zupełnie zdezorientowana. - I wszyscy wyjdźcie z mojego pokoju - dorzuciłam, mając nadzieję, że ktokolwiek zrozumiał coś z tego, co powiedziałam, ponieważ nie miałam zamiaru wytknąć już nawet czubka głowy spod kołdry, pod którą czułam się w miarę bezpiecznie.
- Gdyby to było takie proste, to wierz mi, nie byłoby nas tutaj - usłyszałam głos Liam'a. To mnie akurat zaciekawiło, bo co to za problem nacisnąć klamkę, otworzyć drzwi i wyjść z pokoju? Może ja byłam jakaś dziwna, ale dla mnie to było niezwykle proste.
- Mnie tam się tu bardzo podoba, więc tak czy inaczej chętnie bym tu został - rozpoznałam głos Harry'ego. I zmarszczywszy czoło w końcu odkryłam swoją głowę i spojrzałam na niego uważnie. Chłopak w najlepsze grzebał w moich szafkach, co już w ogóle było szczytem wszystkiego. Nie dość, że przyszli z niezapowiedzianą wizytą z samego rana i siedzieli w mojej sypialni podczas gdy ja sobie smacznie spałam, to jeszcze postanowili przeszukać mój pokój
- Ej! - zwróciłam się do niego. On chyba musiał się zorientować, że zauważyłam, co robi i pośpiesznie zamknął szafkę nieco zmieszany przez to, że został nakryty. - Jakim prawem w ogóle znajdujecie się w moim pokoju, budzicie mnie i grzebiecie mi po szafkach? - zadałam pytanie, na które z początku nie dostałam odpowiedzi. - Niall, tam nie ma żadnego jedzenia - zwróciłam się do blondyna, który najwyraźniej przymierzał się do otworzenia szuflady z moją bielizną. Jeszcze tego mi brakowało, żeby zaczęli przebierać w moich stanikach. Blondyn spojrzał na mnie nieco urażony, choć to chyba ja powinnam być tą, która powinna być urażona z powodu tej nagłej wizyty. Czy oni zawsze tak pojawiali się zupełnie nieoczekiwanie i w zupełnie nieoczekiwanych miejscach?
- Oho, czyżby ktoś tu był poirytowany? - odezwał się Harry, obdarzając mnie zawadiackim uśmieszkiem. Tu miał rację, byłam poirytowana. A właściwie to rozdrażniona. Kto by nie był na moim miejscu? Nawet ja mam jakieś ograniczenia i w gruncie rzeczy da się mnie wyprowadzić z równowagi.
- Wyjaśni mi to ktoś? - spytałam, ignorując Harry'ego, aczkolwiek miałam ogromną ochotę powiedzieć mu coś złośliwego. Aż zdziwiło mnie to ile było we mnie złości. Chyba dawno się na nikim nie wyżyłam.
- Charlie nas wpuścił, zaprowadził nas do twojego pokoju i nas tu zamknął - wytłumaczył Payne, a ja już myślałam że wyjdę z siebie i stanę obok. Toż to mała menda. Zupełnie niczym się nie przejmując wyskoczyłam z łóżka i pognałam do drzwi uderzając je mocno pięścią, ale w efekcie zaczęła mnie boleć ręka. Zdecydowanie przeceniłam swoją siłę.
- Charlie! Ja cię kiedyś zabiję, przysięgam! Natychmiast otwórz te drzwi! - krzyknęłam i ponownie uderzyłam pięścią, narażając moją biedną rękę na jeszcze większy ból. Zza drzwi usłyszałam śmiech mojego brata.
- Zemsta jest słodka - doszło do moich uszu, co mnie jeszcze bardziej rozjuszyło.
- A żebyś wiedział. Nie myśl sobie, że ci to ujdzie płazem! - awanturowałam się dalej przez drzwi, niemalże zupełnie zapominając o obecności chłopców i tym, że właśnie stoję przed nimi ubrana w naprawdę skąpe krótkie spodenki i koszulkę, dodatkowo paradując bez stanika. Ktoś za mną zagwizdał. I pewnie nawet nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie to, że owa osoba się odezwała.
- Jakie nogi - naprawdę chciałam wbić mordercze spojrzenie w Harry'ego, ale zamiast tego oblałam się rumieńcem.
- Hazza, uspokój się - skarcił go Liam, gdy tak jak ja zauważył, że Harry chciał jeszcze coś dodać. Chyba bym tego nie zniosła. Chwyciłam kołdrę i zawinęłam się w nią, siadając na brzegu łóżka, nie mogąc się pozbyć koloru dorodnego pomidora z mojej twarzy. Louis zaśmiał się.
- Coś ty taka wstydliwa, Audrey, koleżanko Liam'a?
- Możesz przestać mnie tak nazywać?
- Nie, mała - wywróciłam teatralnie oczami, co chyba stało się już moim nawykiem. Inaczej już tego nie skomentowałam. Na moment zapanowała niezręczna cisza, która odrobinę mnie przytłaczała. Spojrzałam na zegarek. Dziewiąta dziesięć. Mój budzik powinien niedługo dzwonić, więc pośpiesznie go wyłączyłam, aby potem nie zwracał mi głowy swoim brzęczeniem.
- A możecie mi powiedzieć, dlaczego właściwie przyszliście do mnie tak wcześnie? - zapytałam, bo to pytanie zaczynało mnie nurtować.
- Niall chciał przyjść na śniadanie - odparł Liam. Spojrzałam niepewnie na blondyna, który uśmiechnął się nieznacznie, potwierdzając tym samym wypowiedź przyjaciela. Po chwili jednak zwróciłam swój wzrok ku Payne'owi.
- Liam, ale przecież twoja mama potrafi gotować - powiedziałam.
- Prawda jest taka, że Niall próbuje cię sprawdzić, bo chce cię porwać i wykorzystać - odezwał się Zayn. Wytrzeszczyłam oczy z przerażenia, podczas gdy blondyn wyraźnie się zawstydził.
- Jako kucharkę oczywiście - mruknął Niall, unikając mojego wzroku. Cała reszta wybuchnęła śmiechem, a ja w końcu się uśmiechnęłam. Ale zaraz uśmiech zszedł z mojej twarzy, ponieważ koniecznie musiałam wygonić chłopców z mojej sypialni, aby się jakoś doprowadzić do porządku. Podeszłam razem z narzuconą na siebie kołdrą do drzwi i jeszcze raz uderzyłam w nie ręką.
- Charlie, otwieraj te drzwi, bo zadzwonię do ojca!
- Nie zrobisz tego. Nie będziesz chciała mu zawracać głowy - odpowiedział mi, niezwykle zadowolony z siebie. I tu mnie miał. Znał mnie po prostu zbyt dobrze i wiedział, że nie martwiłabym taty takimi bzdurami. Poza tym, ja w przeciwieństwie do mojego brata nie byłam kablem i nie zdawałam ojcu relacji z tego, co robi ł mój brat, niezależnie od tego jak było to wredne.
- Posprzątam ci pokój - zaoferowałam i po chwili usłyszałam szczęk zamka i drzwi w końcu stanęły otworem. Za nimi mój brat szczerzył się do mnie, po czym wyciągnął do mnie rękę, sądząc, że dobił targu.
- Umowa.
- Nieważna - odpowiedziałam i ruszyłam prosto na mojego brata z rodzącą się furią. Kołdra spadła z moich ramion, ale zignorowałam to, bo miałam ważniejszą sprawę do załatwienia w tamtym momencie. Chłopak natychmiast zerwał się do ucieczki. Jeszcze przez chwilę go goniłam, ale prawdę mówiąc moja kondycja w ostatnim czasie była naprawdę bardzo marna i szybko się męczyłam. To niesłychane, jak jeden rok może wiele zmienić.
- Charlie Alanie Munroe, wracaj tu do mnie natychmiast! - w tej chwili zabrzmiałam jak matka, ale zanim to do mnie doszło, mój brat gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na mnie ze złością, która mnie kompletnie zaskoczyła.
- Nigdy tak do mnie nie mów. Nie jesteś nią - warknął i ruszył prosto do swojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Chyba przegięłam. Nie zamierzałam już do niego iść, aby dać mu popalić za zamknięcie pięciu chłopców w moim pokoju. Właściwie to chciałam go przeprosić, ale dosłownie mnie zmroziło i nie miałam pojęcia co robić. Ktoś chrząknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Liam'a, który wyjrzał z mojego pokoju, aby zobaczyć co się dzieje. Popatrzyłam na niego smutno, a ten uśmiechnął się pokrzepiająco. Byłam pewna, że już o wszystkim wiedział. Na pewno jego mama powiedziała mu co wydarzyło się poprzedniego lata. Poczułam, że do moich oczu zbierają się łzy. Liam tez to dostrzegł i ruszył z miejsca zapewne chcąc mnie pocieszyć, ale wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł i że wówczas totalnie się rozkleję, jeśli tylko usłyszę jakieś słowa pocieszenia. Pokręciłam głową, aby tylko do mnie nie podchodził. Posłuchał. Jakże niezwykle cieszył mnie ten jego takt.
- Idźcie do kuchni. Zaraz do was dołączę - wymamrotałam i zaraz zobaczyłam, że cała piątka schodzi po schodach na dół najpierw wytaczając się leniwie z mojego pokoju. Sama natomiast podeszłam do drzwi prowadzących do pokoju mojego brata. Zapukałam leciutko, jakby to mogło jakoś załagodzić zaistniałą sytuację.
- Daj mi spokój - odezwał się. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Wiedziałam, że przesadziłam. Powinnam uważać na to, jak się do niego zwracam. Temat naszej mamy był trudny nie tylko dla mnie, ale także i dla niego. Każde jej wspomnienie wiązało się z ogromnym bólem, który mimo upływu czasu wcale się nie zmniejszył. Mówi się, że czas goi rany, ja natomiast twierdziłam, że on tylko przyzwyczaja do odczuwania bólu.
- Charlie, przepraszam - wykrztusiłam, właściwie nie wiedząc, co mogłabym mu powiedzieć.
- Odejdź.
- Nie chciałam, naprawdę - tłumaczyłam się, nie chcąc, aby był na mnie zły. Mimo, iż był wredny i złośliwy, to wciąż pozostawał moim bratem, którego bardzo kochałam i za wszelką cenę chciałam chronić przed jakimkolwiek bólem. A tu okazuje się, że to ja właśnie zadaję mu największy ból, nikt inny.
- Spieprzaj! - warknął, zatem postanowiłam już go bardziej nie drażnić, ignorując także jego słownictwo. Pewnie w innych okolicznościach zwróciłabym mu na to uwagę. Potulnie poszłam do pokoju i wzięłam czyste ciuchy, a następnie skierowałam się do łazienki. Potrzebowałam właściwie tylko pięciu minut. Ujarzmiłam nieład panujący na mojej głowie, ubrałam się i zbiegłam po schodach na dół, udając się prosto do kuchni, gdzie cała piątka już na mnie czekała.
- To co jemy? - spytał Niall, zacierając ręce. Najwidoczniej nie mógł się doczekać. Któremuś z chłopców zaburczało w brzuchu. Zaśmiałam się cicho. Powoli mój niezbyt dobry nastrój gdzieś odpływał. Prawdopodobnie wiązało się to z widokiem tych uśmiechniętych twarzy całej piątki, co automatycznie wprawiało mnie w lepszy humor, niezależnie od tego, jak byli irytujący.
- Co powiecie na czekoladowe naleśniki i koktajl truskawkowy? - stwierdziłam, że najlepszym sposobem na dogodzenie całej piątce będzie zrobienia czegoś słodkiego. Poza tym, szczerze miałam nadzieję, że to tak zapcha Niall'a, że ten będzie miał dość jedzenia na cały dzień. Mimo, iż ledwo go znałam odniosłam wrażenie, że przede mną jest naprawdę trudne zadanie do wykonania. Chłopakom najwyraźniej spodobał się mój pomysł, zatem szybko zabrałam się do roboty. Któryś nawet wykazał chęć pomocy, ale zignorowałam go, bo już byłam w swoim żywiole i nie chciałam, aby ktoś mi przeszkadzał w mojej pracy. Przynajmniej w domu miałam całkowicie wolną rękę i nikt nie mówił mi co mam robić, ani niczego po mnie nie poprawiał czyniąc dania jeszcze gorszymi. W końcu postawiłam przed nimi talerze z naleśnikami i po szklance koktajlu, a następnie wzięłam jeszcze jedną porcję i poszłam z nią na górę, aby zanieść bratu.
- Charlie, przyniosłam ci śniadanie - zero odzewu. Westchnęłam ciężko i postawiłam talerz i szklankę na podłodze przed drzwiami, będąc pewną, że mój brat nie oprze się czekoladowym naleśnikom i je sobie weźmie, po czym wróciłam do kuchni i sama zajęłam się pałaszowaniem. Nie dało się ukryć, że chłopcy naprawdę się najedli i chyba posiłek im smakował, co mnie niezwykle uradowało zatem i spowodowało, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili zabrałam się do zbierania talerzy i ku mojemu zaskoczeniu Harry też to zrobił. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale ten wydawał się w ogóle nie wiedzieć, o co mi chodzi. Chciałam od niego wziąć zebrane talerze i je umyć, lecz zamiast tego on zabrał talerze trzymane przeze mnie i ruszył z nimi w stronę zlewu.
- Co ty robisz? - spytałam drapiąc się po skroni. Z początku myślałam, że mnie nabiera. Serio, nie wyglądał mi na kogoś, kto dobrowolnie zgłosiłby się do zmywania naczyń, ale z drugiej strony cóż ja tam mogłam wiedzieć? Ledwie go przecież znałam.
- Chcę umyć naczynia - odpowiedział trochę zbity z tropu.
- Nie, nie, nie. Ja będę zmywać - pokręciłam przy tym głową i stanęłam obok niego, żeby tylko się dobrać do talerzy. - Jesteś moim gościem - dodałam, jako wytłumaczenie.
- Gościem, który wprosił się do twojej sypialni, grzebał w twoich szafkach i kazał sobie zrobić śniadanie - odrzekł. Spojrzałam na niego i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że wyglądam przy nim jak mała dziewczynka. Może i nie był jakoś szczególnie wysoki, ale dla mnie, zdecydowanie był. Popatrzył mi w oczy uśmiechając się szeroko sądząc, że nie będę się już z nim kłócić. Odwróciłam pośpiesznie wzrok.
- Ale tak czy inaczej...- nie dokończyłam, po poczułam, że ktoś łapie mnie z tyłu, podnosi i przerzuca sobie przez ramię. Zacisnęłam pięści ze złości.
- Idziemy Audrey, koleżanko Liam'a - usłyszałam i szczerze w tamtym momencie miałam ochotę zdzielić Lou po głowie, ale chłopak trochę mi to uniemożliwił. W efekcie musiałam pocieszyć się jedynie okładaniem jego pleców moimi piąstkami, które nie robiły mu zbyt dużej szkody, a wprawiały go jedynie w większe rozbawienie, co mnie natomiast jeszcze bardziej denerwowało. A raczej denerwowała mnie moja bezsilność.
- Harry, wyglądasz sexy jako kura domowa - zwrócił się do Styles'a i parsknął śmiechem. Nie dane mi było jednak zobaczyć reakcji Harry'ego, bo Louis zaraz wyniósł mnie z kuchni w asyście Nialla i Zayn'a. Liam najwidoczniej został razem z Harry'm w kuchni zostawiając mnie na pastwę tejże trójki.
- Louis, puść mnie w tej chwili - wyjęczałam. Wspomniałam coś o naruszaniu przestrzeni osobistej? Lou zrobił to już dwukrotnie tego ranka, co nie bardzo mi się podobało, ale najwyraźniej nie miała za wiele do gadania w tej kwestii.
- Wedle życzenia - odparł i zrzucił mnie ze swojego ramienia prosto na kanapę w salonie, zanosząc się śmiechem po raz kolejny. Poczęłam się zastanawiać, czy on ma kiedykolwiek zły humor. - A teraz się posuń, będziemy oglądać. Gdzie jest pilot? Zayn, szukaj pilota - to powiedziawszy, usiadł obok i objął mnie ramieniem. - A teraz będziesz tu grzecznie siedzieć, mała. I nie pójdziesz wyręczać Styles'a - prychnęłam cicho. Denerwowało mnie to, ze najwyraźniej każdy wydawał się przewidywać mój następny ruch. Niall zajął miejsce obok Lou, a w jego ślady poszedł także Zayn z pilotem w ręku. Włączył telewizor, po czym Lou wyrwał mu pilota z rąk. - Teraz ja jestem władcą pilota - wypiął dumnie pierś i przełączył na inny kanał.
- Nie ma nic w telewizji - mruknęłam niezadowolona.
- Ciii, jest - uciszył mnie i dalej skakał z kanału na kanał. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem, po czym odchyliłam ją do tyłu, patrząc się tępo w sufit i zastanawiając się, jak to się stało, że chłopcy zaczęli rządzić w moim domu. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Liam'a, który dobiegał z kuchni. Oni wszyscy najwyraźniej nie umieli usiedzieć cicho na jednym miejscu.
- Weź ode mnie tą łyżkę, Harry! - parsknęłam śmiechem nie mogąc się powstrzymać. Niall, Zayn i Louis zawtórowali mi. Po chwili poczuliśmy wibracje czyjegoś telefonu. Lou wyciągnął swój i z uśmiechem na twarzy wpatrywał się w ekran.
- Eleanor dzwoni, Eleanor dzwoni! - wykrzyknął, ciesząc się jak małe dziecko. Zerwał się z miejsca, rzucił pilota na kanapę i wybiegł z salonu, o mało nie wpadając na drzwi. Zamrugałam parokrotnie nie kryjąc swojego zaskoczenia. Zauważyłam, że Niall przysunął się do mnie, zajmując miejsce, na którym siedział wcześniej Louis.
- Eleanor to jego dziewczyna - wyjaśnił mi blondyn. - On dosłownie za nią szaleje, jak widać na załączonym obrazku - zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Miło wiedzieć, że są jeszcze tacy faceci jak Liam i Louis, którzy szaleją za swoimi dziewczynami - stwierdziłam, odgarniającc z twarzy zbłąkane kosmyki jasnych włosów. Zazdrościłam trochę ich dziewczynom. Nie dlatego, że spotykały się z Liam'em czy Lou, tylko tego właśnie, że miały facetów, którzy byli w nich niemal na zabój zakochani. Jedyny związek w jakim byłam był...zwyczajny. Opierał się głównie na przyjaźni, ale szczerze powiedziawszy nigdy nie czułam żadnych motylków w brzuchu, a i nie czułam też, że jestem dla mojego partnera naprawdę ważna. Nasze rozstanie było właściwie kwestią czasu, ale chyba z wygody nic z tym nie robiłam. Dopiero po wypadku jakoś nabrałam odwagi i zdecydowałam, że to powinien być ostateczny koniec naszego związku. Niewątpliwie była to najlepsza decyzja jaką podjęłam. Ja bym się męczyła, on by się męczył ze mną. Nasza wspólna pasja zamiast pomagać, wszystko by utrudniała. Nie żałowałam rozstania. Żałowałam tylko, że zmarnował na mnie prawie półtora roku, podczas gdy w tym czasie mógł poznać swoją prawdziwą miłość.
- Sugerujesz, że nie ma takich wielu? - zapytał Niall, marszcząc czoło i wciąż wpatrując się w mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczami. Chyba zaczynałam rozumieć fenomen tych chłopaków. Oni wszyscy po prostu byli uroczy nawet jeżeli robili totalnie nieodpowiednie rzeczy, jak dajmy na to zaglądanie do cudzych szafek czy rozwalanie koszy na śmieci w środku miasta, chociaż to drugie było wyraźnie niezamierzone.
- Sugeruję, że nie ma wielu takich, którzy nie boją się tego pokazać - odpowiedziałam mu i w tym momencie naszą rozmowę przerwał Harry, który przybył wraz z niezadowolonym Liam'em, który natomiast był chyba na niego obrażony o atak łyżką.
- Gdzie Louis? - spytał Styles rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przyjaciela.
- Nie słyszałeś, jak krzyczał? Eleanor zadzwoniła. Właśnie z nią rozmawia - odpowiedział mu Zayn.
- Aa, dlatego tak się darł - przyjął do wiadomości, po czym przeskoczył przez kanapę i wepchał się między mnie, a Niall'a, rozpychając się łokciami. Dostałam od niego w żebra i jęknęłam przeciągle, po czym przygryzłam lekko dolną wargę.
- Wybacz Audrey, nie uszkodziłem cię za bardzo? - spytał chyba faktycznie zainteresowany moim stanem. Lustrował mnie wzrokiem jakby chciał sprawdzić czy nic mi nie jest. Za wiele by mu to nie pomogło, ale trzeba doceniać także chęci. Już miałam mu odpowiedzieć, że wszystko w porządku, ale Niall zwrócił uwagę Harry'ego, gdy prychnął niezadowolony.
- A ja to co, mebel?
- Niall, a ty cokolwiek poczułeś? - Harry uśmiechnął się łobuzersko, co tylko rozdrażniło blondyna.
- Czy tylko mi się wydaje, czy Harry robi się coraz bardziej złośliwy? - odezwał się blondyn, spoglądając na Styles'a.
- On się starzeje - odparł Liam , a ja w tym momencie się zaczęłam zastanawiać, jakim cudem oni ze sobą wytrzymują. Najwyraźniej mieli już wprawę.
- Ja tam bym powiedział, że czegoś mu brakuje - skomentował Zayn, przez co Styles posłał mu mordercze spojrzenie. Nie chciałabym, aby ktoś kiedykolwiek tak na mnie patrzył.
Chciałam sięgnąć po pilota leżącego gdzieś za Harry'm i w tym celu wyciągnęłam rękę, ażeby go znaleźć, co mogło wyglądać dość dziwnie, kiedy tak sięgałam ręką za jego plecami,
- Chcesz się przytulić? - zapytał rozbawiony Harry, a ja pewnie znów miałam ten swój przerażony i kompletnie zdezorientowany wyraz twarzy, bo roześmiał się głośno.
- N...ni...niespecjalnie - zająknęłam się i uciekłam wzrokiem speszona.
- Oj, wiem, że chcesz - to powiedziawszy przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami, akurat w momencie, kiedy Louis wszedł do salonu. Chłopak uniósł brwi do góry przyglądając nam się z zaciekawieniem.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co tu się dzieje - ja właściwie sama nie wiedziałam co się dzieje, ale wydawało się to mało istotne. Najważniejsze było chyba to, że było mi przyjemnie i niezwykle ciepło przylegając do rozgrzanego Styles'a. Niemniej jednak postanowiłam nie robić większego cyrku i czym prędzej poczęłam się wyrywać z jego uścisku, zdając sobie sprawę z tego, że znów jestem czerwona na twarzy.
- A ty gdzie? - zmarszczył brwi. Usiłowałam na szybkiego znaleźć jakąś wymówkę.
- Do łazienki.
- A to proszę bardzo - puścił mnie, a ja pośpiesznie przeniosłam się na fotel, z dala od niego, bo przebywanie w jego pobliżu było dla mnie zbyt krępujące.
- Tam chyba nie ma łazienki - stwierdził niezbyt uradowany z tego faktu, że go wykiwałam.
- No nie ma - przyznałam.
- Hazza, ona cię nie lubi tak jak mnie, prawda, Audrey, koleżanko Liam'a? - Louis usiadł na oparciu mojego fotela i wyszczerzył się do Harry'ego. Nie odpowiedziałam. Wolałam to przemilczeć. Harry spojrzał na mnie udając zawiedzionego. Tak przynajmniej to odebrałam. Po chwili chłopak dorwał pilota, który leżał za nim i sam zaczął skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego do obejrzenia.
- Zjadłbym chipsy - oczy wszystkich skierowały się prosto na Niall'a.
- Niall, czy ty masz może dwa żołądki? - zapytałam, nie mogąc uwierzyć, że ten chłopak ma miejsce jeszcze na jakiekolwiek jedzenie po tych okropnie zapychających czekoladowych naleśnikach. Normalny człowiek nie tknąłby nic przynajmniej przez najbliższe parę godzin, ale już doszłam do tego, ze żaden z nich nie był normalny, więc właściwie nie powinno mnie to dziwić.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo - roześmiał się. - Kto pójdzie ze mną do sklepu?
- Ja. Bo się zgubisz - stwierdził Liam, splatając ręce na piersi.
- Ja też, muszę coś kupić - dorzucił Zayn, a następnie jeszcze chwilę krzątali się po pokoju, aż w końcu wyszli, zostawiając mnie z Harry'm i Lou, co nie wróżyło niczego dobrego i zdawałam sobie z tego sprawę. Ta dwójka wydawała mi się najbardziej powalona z nich wszystkich, oczywiście nikogo nie obrażając. Przyjemnie spędzało się z nimi czas, aczkolwiek momentami doprowadzali mnie do szaleństwa.
- A więc, kiedy wyjeżdżacie? Liam wspominał, że jesteście tylko na kilka dni, a potem wybieracie się do Birmingham - zagaiłam, wbijając wzrok w Lou, który wisiał tuż nade mną. Położył mi ręką na ramieniu i posłał mi szelmowski uśmiech.
- A co, już masz nas dosyć, Audrey, koleżanko Liam'a? - zapytał.
- Nie, skądże.
- Przyznaj się, niezwykle cię wkurzamy - włączył się Harry.
- Nie, po prostu robicie wokół siebie dużo zamieszania. Nie jestem do tego przyzwyczajona - zdobyłam się na szczerość.
- A ty nie robisz wokół siebie zamieszania? Nie szalejesz, nie bawisz się, nie robisz głupich rzeczy? - dopytywał się Louis, wyraźnie zaciekawiony.
- Nie mam okazji - wzruszyłam ramionami. Faktycznie, jakoś nie miałam an to czasu. Poza tym, tak naprawdę od dłuższego czasu nie utrzymywałam jakiś bliższych kontaktów ze znajomymi. Tyle, co widziałam się z nimi w szkole, ewentualnie napotykałam ich w sklepie, a tak, wystarczyło mi towarzystwo ojca i brata. Świadomie odgradzałam się od ludzi, uznając, że tak będzie mi łatwiej. Może i było, ale niejednokrotnie dochodziło do mnie to, jak bardzo jestem samotna i jak bardzo nieszczęśliwa i znudzona swoim ledwie osiemnastoletnim życiem.
- To co robisz w wolnym czasie? - zadał mi pytanie Styles, który uważnie mi się przyglądał.
- Śpię.
- Oczywiście. A poza tym? Tylko nie mów, że pracujesz - uśmiechnęłam się niewinnie, rozkładając ręce. Taka prawda. Spałam, gotowałam, zajmowałam się domem, pracowałam, czasem obejrzałam telewizję, czy posłuchałam muzyki. Nic szczególnego.
- O nie, tak nie może być, mała - rzekł dobitnie Louis. - Ja już ci znajdę ciekawe zajęcie - to powiedziawszy zamyślił się na moment, a po chwili kąciki jego ust uniosły się ku górze w uśmiechu, który tak do niego pasował. - Pojedziesz z nami za dwa dni do Birmingham - był bardzo zadowolony ze swojego pomysłu.
- Chyba śnisz - mruknęłam. Nie było mowy, żebym wybrała się z nimi do Birmingham. W prawdzie to było ledwie około pół godziny drogi, ale to nie zmieniało faktu, że nie zamierzałam się ruszać z Woverhampton, a już tym bardziej nie z chłopakami, których ledwie znałam. W prawdzie byłabym również z Liam'em, którego znałam od dziecka, ale tak czy inaczej to w ogóle nie wchodziło w grę.
- Przykro mi kochanie, ale nie masz zbyt wiele do gadania - zwrócił się do mnie Harry. Nazywanie mnie kochaniem, to był nie najlepszy pomysł, bo to znów mnie speszyło. I znowu nkt mnie nie chciał słuchać. Zastanawiałam się czy wszyscy mnie tak lekceważyli z powodu mojego wzrostu, czy ewidentnego braku siły przebicia.
- Ależ mam i nigdzie nie pojadę - odparłam i zaraz poczułam, jak palce Lou wbijają mi się między żebra, po czym chłopak zaczął mnie łaskotać.
- Jak mówi Harry, nie wykręcisz się, moja koleżanko - czy ja się aby nie przesłyszałam, czy Louis naprawdę nazwał mnie swoją koleżanką? Nie byłam w stanie się jednak długo nad tym zastanawiać, bo najwyraźniej nie potrafiłam jednocześnie myśleć i się śmiać. Styles zaraz mu pomógł z atakiem na mnie co już w ogóle sprawiło, że nie mogłam opanować śmiechu. Wierzgałam się, usiłowałam wyrwać, ale siła jednego znacznie przewyższała moją, a co dopiero ich dwóch.
- Kto zarzyna mi siostrę? - usłyszałam głos mojego brata dochodzący gdzieś ze schodów. Harry i Louis spojrzeli po sobie i parsknęli śmiechem.
- Tylko my - odpowiedzieli równocześnie. Mój brat skomentował to tylko głośnym aha i postanowił się ulotnić, mimo iż prosiłam go, żeby wrócił i mi pomógł. Ale przynajmniej się zainteresował, co się dzieje. Może jednak złość trochę mu przeszła. Wykorzystałam nieuwagę chłopców i wyrwałam się, po czym ruszyłam w stronę kanapy, chcąc ją przeskoczyć, ale niefortunnie zahaczyłam nogą o oparcie i runęłam jak długa na podłogę, uderzając w nią z głośnym hukiem, który rozległ się po całym pokoju. Miałam wrażenie, że coś chrupnęło i dosłownie panikowałam.
- Audrey? Nic ci nie jest? - usłyszałam spanikowany głos Lou. Najwyraźniej nie tylko ja śmiertelnie się przeraziłam. Tylko, że ja serio miałam powód, o którym chłopcy nie mieli pojęcia i w najgorszym wypadku mogłam już samodzielnie się z tej podłogi nie podnieść. Usiłowałam się choć trochę podnieść przynajmniej do pozycji siedzącej i na całe szczęście dałam radę. Odetchnęłam z ulgą, po czym zaśmiałam się głośno. Tak niewiele brakowało.
- N, nic mi nie jest - powiedziałam wciąż nie mogąc opanować wręcz histerycznego śmiechu. Harry chyba dostrzegł, że coś jest nie tak. Nie śmiał się, przyjrzał mi się tylko niepewnie, gdy tylko okrążył kanapę. Podał mi dłoń, aby pomóc mi wstać z podłogi. Przyjęłam ją i z jego pomocą podniosłam się.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał jeszcze. Kiwnęłam głową. Zdałam sobie sprawę, że popsułam zabawę. Och, nienawidziłam tego. Ostatnio stałam się okropną ofiarą losu i jednocześnie niszczycielką dobrych zabaw.
Spokojnie zajęliśmy miejsce na kanapie, po czym zaczęliśmy dyskutować na temat programów telewizyjnych i wydało się, że śledziłam ich poczynania w X Factorze. W końcu jako dobra koleżanka kibicowałam Liam'owi. Potem także wyszło, że wraz zakończeniem ich przygody z tym programem nie wgłębiałam się jakoś szczególnie w to, co się potem z nimi działo, oprócz tego, co mówiła mi mama Liam'a, która czasem zapraszała mnie na herbatę, albo okładki licznych gazet.
W końcu Niall, Liam i Zayn wrócili i dołączyli do nas. Odnaleźliśmy jakiś ciekawy program w telewizji i o dziwo wszyscy zajadaliśmy się chipsami Niall'a, którymi z początku w ogóle nie chciał się podzielić. Chyba się stawałam równie nienormalna co oni, skoro potrafiłam jeszcze cokolwiek przełknąć po takim śniadaniu.
Po skończeniu się programu dopiero spojrzałam na zegarek. Dwunasta czterdzieści. Zamarłam, wpatrując się w niego z przerażeniem. Niall szturchnął mnie, nie wiedząc co się dzieje.
- Już nie żyję - wybełkotałam.
- Mi tam wygląda na to, że całkiem nieźle się trzymasz - skwitował Zayn.
- Teraz jeszcze tak, ale niedługo będę martwa. Spóźniłam się do pracy - wykrzyknęłam spanikowana i zerwałam się ze swojego miejsca. - Mam przechlapane.
- To nie idź. Nie opłaca ci się iść - powiedział Harry. Popatrzyłam na niego jak na idiotę i zaczęłam wszystkich ich ciągnąć za ręce, aby wstawali ze swoich miejsc i wynosili się natychmiast z mojego domu, choć mogło to być nieco niegrzeczne, ale sama przecież musiałam ruszyć się do pracy. Takim to sposobem wykopałam ich wszystkich przed dom, wsiadłam na rower bez hamulców, ku przerażeniu Liam'a i odjechałam tak szybko, jak tylko mogłam, o mało nie potrącając jakiegoś dzieciaka po drodze. Zatrzymałam się w zaułku pod knajpą i w pośpiechu ruszyłam prosto do kuchni chwytając w biegu za fartuch.
- Munroe, w końcu postanowiłaś nas zaszczycić swoją obecnością - przywitał mnie kucharz, a jego twarz wykrzywił grymas wściekłości. - Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz? Że możesz się spóźniać prawie godzinę? Jesteś beznadziejna, wiesz o tym? - spuściłam głowę. Wiedziałam, że zawaliłam i było mi tak okropnie głupio z tego powodu, ale zupełnie straciłam poczucie czasu. Chciałam naprawdę obwinić o wszystko chłopaków, ale to naprawdę nie była ich wina, tylko i wyłącznie moja, co sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Powinnam się bardziej pilnować. Jeszcze przez następne pięć minut mój przełożony dawał mi reprymendę za to spóźnienie. Nie omieszkał także mi przypomnieć ile razy działałam za jego plecami i chciałam robić wszystko po swojemu. Na koniec powiedział, że rozmówi się z szefem na mój temat i żebym przygotowała się na ewentualne zwolnienie. Zniosłam cierpliwie wszystkie jego obelgi pod moim adresem, choć miałam ogromną ochotę odwrócić się na pięcie i wybiec z knajpy, aby więcej nie musieć na niego patrzeć i słuchać tego mężczyzny, który zamieniał moje życie w koszmar. Miałam serdecznie wszystkiego dosyć, chciałam się wyrwać jak najdalej stąd, ale to było zbyt ryzykowne. Razem z ojcem pracowaliśmy teraz na utrzymanie naszej całej trójki. Musiałam mu jakoś pomóc. Sam nie dałby rady.
Wróciłam do pracy. Przez następne parę godzin nie odezwałam się ani słowem, ale mój przełożony co chwila próbował mi jeszcze w jakiś sposób dopiec. Może myślał, że przez to sama zrezygnuję z pracy i przynajmniej nie będzie musiał wytaczać argumentów przed szefem do tego, aby w końcu pozbawił mnie tej posady. W końcu moja zmiana się skończyła. Na pożegnanie jeszcze usłyszałam parę przykrych słów, a następnie czym prędzej się ulotniłam z knajpy. Zajechałam pod dom i odstawiwszy rower do garażu, który właściwie pełnił rolę graciarni, usiadłam na trawie przed domem i przyciągnęłam nogi do siebie. Nie mogąc już opanować napływających do oczu łez po prostu przestałam się starać i teraz łzy ciurkiem spływały mi po policzkach. Nie fatygowałam się nawet, aby je zetrzeć. Byłam taka zła. Na siebie, na mojego przełożonego. Na cały ten niesprawiedliwy świat, który uczynił moje życie tak beznadziejnym. Nie wiem ile czasu spędziłam czasu na zewnątrz, ale w końcu usłyszałam odgłos otwieranych drzwi sąsiedniego domu. Odwróciłam głowę i zauważyłam stojącego w progu Liam'a. Widząc mnie wyraźnie posmutniał, po czym ruszył w moją stronę, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Nie zatrzymywałam go. Chyba potrzebowałam w tej chwili towarzystwa. Chłopak usiadł obok mnie i przytulił mnie do siebie.
- Co się stało? - zapytał w końcu, kiedy się odrobinę odsunęłam, uświadomiwszy sobie, że moimi głupimi łzami zamoczyłam mu rękaw podkoszulka.
- Wszystko się stało - jęknęłam i pociągnęłam żałośnie nosem. - Wszystko. Moje życie jest beznadziejne, wiesz? Nie, nawet sobie tego nie wyobrażasz. Straciłam wszystko. Nie mam już niczego. - bełkotałam, co chwila zanosząc się płaczem.
- To nieprawda - powiedział Liam łagodnie, próbując mnie pocieszyć.- Nie mów tak.
- Ależ prawda. Wiesz dlaczego? Bo ten przeklęty wypadek przekreślił wszystko. Wiesz już o nim, prawda? - chłopak kiwnął głową. - Ale pewnie nie wiesz, że ja też byłam w tym samochodzie, w którym zginęła moja mama. Jechałyśmy razem - zaczęłam. Już wiedziałam, że chcę mu powiedzieć wszystko, co mi się przydarzyło. I tak byłam przekonana, że on niedługo znowu wyjedzie i nie będę musiała widzieć jego zatroskanej twarzy zbyt długo.- Jakiś pijany idiota wjechał w nasz samochód. To były sekundy. Wiesz, w takich momentach mówi się, że całe życie staje przed oczami. Bzdura. Nie ma na to czasu. Mojej mamy nie udało się odratować. Zmarła w szpitalu, a ja wylądowałam tam w śpiączce i z urazem kręgosłupa, który nie pozwalał mi na dalsze trenowanie tańca. Rozumiesz? Straciłam jednocześnie matkę i moją pasję. Odebrano mi moje marzenia, przekreślono moje cele. Moja przyszłość została zrujnowana w jednej chwili. Całe życie stanęło mi do góry nogami. To tak, jakby tobie ktoś powiedział, ze nie możesz już śpiewać, ani grać - Liam wydawał się rozumieć przez co przechodziłam. Przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, gdy po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. - A potem było już tylko gorzej. Mieliśmy problemy finansowe, tata nie wyrabiał z utrzymaniem nas. Wysłał Humphrey'a na studia do Londynu, nie chciał, żeby ten tu siedział i się zamartwiał i wtedy to ja musiałam mu pomóc. Zatrudniłam się w tej koszmarnej knajpie, stara znajoma mnie poleciła, inaczej nie byłoby szans na to, żebym dostała pracę taką jak ta, a do tego się tylko nadaję oprócz tańca - kontynuowałam, ale już wyrwałam sie z jego uścisku. Wzięłam głęboki oddech. - Ale ta praca to jakiś jeden chory żart. Każdego dnia muszę znosić mojego przełożonego, który najchętniej wywaliłby mnie na zbity pysk, nie daje mi nic poprawić, pilnuje, aby nie zrobiła nic, czego mi nie kazano, a przy okazji uprzykrza mi życie jak tylko się da. A dzisiaj, a dzisiaj za to cholerne spóźnienie ubliżał mi przez cały dzień i nic nie mogłam mu powiedzieć. Nic, bo w końcu naprawdę mnie zwolnią, a ja nie będę miała innej szansy na zarobienie pieniędzy na utrzymanie - pożaliłam się i ukryłam w twarz w dłoniach. Byłam taka żałosna. Bardziej się już chyba nie dało.
- Aud...- zaczął, ale ktoś mu przerwał.
- Nie możesz pozwalać się poniżać, moja koleżanko - w drzwiach domu Liam'a stał Lou z poważną miną, przyglądając się nam z założonymi rękami. No pięknie. Jeszcze jego tutaj brakowało. Jęknęłam głośno. Miałam nadzieję, że przynajmniej nie słyszał całego mojego beznadziejnego, rozpaczliwego monologu. Louis podszedł do nas, po czym usiadł z mojej drugiej strony i objął mnie ramieniem.
- Nikt nie zasługuje na takie traktowanie, a już na pewno nie moja koleżanka - powiedział i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Sama także uśmiechnęłam się przez łzy. - No już, nie rycz, mała. Powinnaś zrezygnować z tej pracy, to nie dla ciebie - dodał. Westchnęłam ciężko i nawet nie zauważyłam kiedy oparłam głowę o jego ramię. Jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało.
- To nie jest takie proste, Lou - mruknęłam. Chłopak otarł zbłąkaną łzę z mojego policzka i potarł dłonią moje ramię.
- To jest prostsze niż ci się wydaje. Wszystko będzie dobrze - mrugnął do mnie i uśmiechnął się szeroko. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. Naprawdę chciałam wierzyć w jego zapewnienie, ale chyba już dawno straciłam nadzieję, na to, że kiedykolwiek będzie dobrze. Ale może powinnam wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę tej nadziei? Jednocześnie byłam zaskoczona poznając inną stronę Tomlinson'a, twierdząc przy tym, że to zdecydowanie dobry materiał na przyjaciela.
sobota, 22 września 2012
Rozdział II
Nikt nie wyrażał sprzeciwu, właściwie nikt nie wyraził opinii na temat moich wypocin, więc chyba śmiało mogę pisać dalej? Ale byłoby miło wiedzieć, że ktoś to czyta kochani ;). Zapraszam na drugi rozdział II. :D
Weekend minął tak szybko, z nawet nie zorientowałam się kiedy. Nie powinno mnie w każdym razie to dziwić, zważywszy na to, że w tak zastraszającym tempie upłynął mi niemal cały rok. Najprawdopodobniej im bardziej monotonne były moje dni, tym szybciej mijał mi czas. Dziwna była ta zależność, ale nie zamierzałam się w to wgłębiać, uznawszy to za bezcelowe. Był wczesny wieczór, a zarazem zapowiedź początku końca mojej zmiany w knajpie. Wieczorami nie pracowałam, choć nie da się ukryć, że wówczas był największy ruch i każda para rąk była potrzebna do pomocy, jednakże to nie ja byłam tą, która śpieszyła z pomocą, a Trevor, chłopak dwa lata starszy ode mnie. Pracował tu znacznie dłużej, ale w zasadzie odkąd zaczęłam pracę w knajpie zamieniliśmy ze sobą tylko parę zdań, w biegu, między naszymi zmianami. Nie miałam ochoty zawierać znajomości w pracy, nie było mi to bowiem potrzebne do szczęścia.
- Nie dosypuj tego pieprzu - usłyszałam za sobą poirytowany głos kucharza. - Trzymaj się przepisu - dodał jeszcze, patrząc na mnie spode łba. Prychnęłam cicho i pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. Przecież to danie jest okropne i nikt nie pozwalał mi się nim stosownie zająć. Chciałam dobrze. Wiedziałam, że z dodatkiem pieprzu będzie choć trochę lepsze, ale wciąż byłam lekceważona i wszelkie próby poprawienia dań mi nie wychodziły, bo zaraz byłam na tym przyłapywana i za każdym razem dawano mi do zrozumienia, że się nie nie znam i nie powinnam się w ogóle za to brać i jeśli chcę pomóc, to żebym robiła dokładnie to, co zawarte było w przepisach, które musiałam wykuć niemal na blachę. To mnie jeszcze bardziej denerwowało. I świadomość, że klienci dostają najgorsze żarcie pod słońcem, ale cóż miała zrobić? Wyrażenie swojego zdania na ten temat mogło mnie pozbawić pracy, a obawiałam się, że lepszej niestety nie znajdę. A naprawdę chciałam się wyrwać z tej nieprzyjemnej kuchni i zacząć pracować w lokalu, w którym bardziej dba się zarówno o klientów jak i własnych pracowników. A także o higienę pracy. Pieprzu zatem nie dosypałam, choć naprawdę miałam ochotę spróbować zrobić to ponownie, jednakże czujne oko kucharza mi to uniemożliwiało. Wcale nie chciałam mu zrobić na złość. Po prostu chciałam czuć się lepiej sama ze sobą i mieć świadomość, że przynajmniej starałam się sprawić, aby klienci dostali danie na miarę swojej ceny, która w prawdzie nie była szczególnie wygórowana, niemniej jednak ja na pewno nie dałabym tyle za to, co serwowaliśmy. Posłusznie zajęłam się już inną pracą, nie wyskakując już z żadną inicjatywą poprawek, jednocześnie niemal odliczając czas do końca zmiany. Jeszcze niecała godzina, powtarzałam w myślach. Nagle pośród odgłosów garnków i talerzy usłyszałam pukanie do drzwi od zaplecza. Dostawca raczej nie przyjechałby o tej porze. Usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi, ale byłam zbyt pogrążona pilnowaniem ryby, aby przysłuchiwać się temu, kto to mógł być.
- Audrey, ktoś do ciebie - usłyszałam głos kelnerki, która otworzyła drzwi i niemal natychmiast znieruchomiałam. Kucharz spojrzał na mnie srogo. Miałam wrażenie, że mężczyzna miał ochotę mnie udusić za to, że ktoś próbuje odciągnąć mnie od pracy. Któż to mógł być u licha? Mój brat to to na pewno nie był. Zabroniłam mu nawet kręcić się w pobliżu knajpy, a co dopiero do niej przychodzić. Zatem co za idiota pukał na zaplecze i mnie szukał?
- Powiedz, że właśnie wyszłam drugimi drzwiami - powiedziałam to tak głośno, że najprawdopodobniej ten, kto mnie szukał, usłyszał moją wypowiedź i dopiero po chwili zdałam sobie z tego sprawę. Jęknęłam cicho, ale próbowałam się już tym nie zajmować, tym bardziej, że o mały włos nie przypaliłam ryby, co mi się niemal nigdy nie zdarzało.
- Munroe, skup się! - zagrzmiał mi tuż za uchem głos mężczyzny. Mimowolnie policzki zaczerwieniły mi się ze wstydu. - I nie życzę sobie na przyszłość niezapowiedzianych wizyt twoich znajomych - dorzucił, a ja kiwnęłam głową na znak, że się do tego dostosuję. Stacy, kelnerka, która powiadomiła mnie o nieoczekiwanej wizycie, najwyraźniej już wróciła do pracy przepędzając osobę, która postanowiła mi poprzeszkadzać. Jednak najwidoczniej nie zrobiła tego zbyt skutecznie, bo jakieś pięć minut później wróciła z rozbawioną miną oznajmiając, że jeden stolik zamawia dania przygotowane właśnie przeze mnie. Tego było już za wiele. Myślałam, że kucharza zaraz szlag trafi. Zastanawiałam się, kto był na tyle inteligentny, aby sprowadzić na mnie gniew mojego przełożonego, ale nie dane mi się było tego dowiedzieć, przynajmniej do końca mojej zmiany.
- Klient nasz pan, Munroe. Zajmij się tym - powiedział wyraźnie zdenerwowany. Ja byłam jedynie przerażona, ale pośpiesznie zabrałam się do pracy. Przyjęłam zamówienie od Stacy i przyjrzałam mu się dokładnie. Dwie porcje smażonej ryby z frytkami, jedna porcja kurczaka curry, jedna porcja kotletów jagnięcych z warzywami i jedna porcja steka. Równo pięć dań. Zmarszczyłam czoło przypomniawszy sobie ostatnią rozmowę z Liam'em Payne'em i nagle odkryłam kim była osoba, która mnie szukała. To z pewnością był on i jego kumple z zespołu. Westchnęłam zrezygnowana i zajęłam się przyrządzaniem dań. I tu właśnie miałam pełne pole do popisu, bowiem nikt mi nie przeszkadzał, nikt nie mówił co mam robić, a czego nie. Mogłam dodawać pieprzu, soli, przypraw ile tylko chciałam. Mój przełożony nic nie mówił. Jak sądziłam, pewnie stwierdził, że się tym zupełnie pogrążę i będzie miał jakiś powód, dla którego mógłby prosić o moje natychmiastowe zwolnienie. Ewidentnie mnie nie lubił, a ja nie miałam zupełnego pojęcia dlaczego. Sama zrealizowałam całe zamówienie i co jakiś czas Stacy przychodziła po talerze, dziwnie się do mnie uśmiechając, ale nie zapytałam jej o co chodzi. Chciałam jak najszybciej się stąd wyrwać i powiedzieć Liam'owi coś na temat przychodzenia do mnie do pracy. I nareszcie nadszedł koniec mojej zmiany. Ściągnęłam fartuch i powiesiłam go na swoim wieszaku, umyłam dokładnie ręce w łazience, rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami, aby nie wyglądać jak upiór. Wygładziłam bluzkę, po czym pewnym krokiem wyszłam z zaplecza prosto na salę, ale wtedy gdzieś moja pewność siebie zniknęła i generalnie nie byłam już taka chętna do tego, żeby wygarnąć Liam'owi co sądzę o ich wizycie. Właściwie jak tylko zobaczyłam stolik w rogu lokalu, przy którym siedziała cała piątka chłopaków, chciałam zrobić w tył zwrot i wyjść niepostrzeżenie tylnymi drzwiami, ale na moje nieszczęście Liam mnie zobaczył i przywołał ruchem ręki. Szłam niepewnym krokiem, zauważając, że wokół ich stolika jest jakieś zamieszanie. Co chwila jacyś ludzie ich zagadywali, a chłopcy odpowiadali żywo na ich pytania i pozdrowienia. Jakaś dziewczyna, niewiele starsza ode mnie poprosiła jednego z nich o autograf, a gdy tylko go dostała, zobaczyłam malującą się na jej twarzy radość. Tak niewiele, a cieszy. Prawdopodobnie, gdybym ja dostała autograf od któregoś z moich ulubionych muzyków podzielałabym jej radość. Pewnie moja euforia byłaby nawet większa.
W końcu jakoś dotarłam do ich stolika i gdy tylko się tam znalazłam oczy wszystkich pięciu utkwiły we mnie, miałam ochotę zapaść się pod ziemię i już spod niej nie wychodzić. Jeśli mam być szczera, to nie lubiłam skupiać na sobie niepotrzebnej uwagi. Właściwie, to mnie nawet onieśmielało. Poczułam, że rumieniec pojawia się na mojej twarzy, aczkolwiek usiłowałam to w jakiś sposób ukryć za kaskadą włosów. Bez skutku. To sprawiło, że jeszcze bardziej chciałam się znaleźć z dala od tego miejsca.
- Cześć! - przywitali mnie wszyscy jednocześnie, co wywołało salwę śmiechu.
- Mówiłem, żebyś się nas spodziewała - zwrócił się do mnie Liam, posyłając mi szeroki uśmiech. Nie potrafiłam się na niego gniewać, ale mimo to, wciąż nie byłam zadowolona z tego powodu, że postanowił tu przyjść.
- Ale nie mówiłeś, że mam się was spodziewać w pracy - odparłam, czując się odrobinę niepewnie. Liam przesunął się nieco bardziej w głąb narożnika, zmuszając tym samym resztę do posunięcia swoich tyłków, po czym poklepał miejsce obok siebie, abym usiadła.
- Serio ty zrobiłaś te wszystkie dania? - spytał blondyn, wpatrując się we mnie intensywnie niebieskimi oczami, gdy tylko zajęłam miejsce obok przyjaciela.
- Tak. W końcu otrzymałam specjalne zamówienie - odpowiedziałam, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Wow, jesteś świetna - stwierdził robiąc jeszcze większe oczy. Zaśmiałam się nerwowo, wycierając pod stolikiem wilgotne dłonie o spodnie.
- No, to jest właśnie Audrey chłopcy, Audrey, tak gwoli ścisłości, to jest Niall, największy żarłok z nas wszystkich i najwyraźniej twój fan - powiedział Liam, śmiejąc się cicho. - To jest Zayn, rzekomo zna się na kobietach, nie sądzę, aby było w tym zbyt wiele prawdy - wskazał na bruneta, który wywrócił teatralnie oczami - To Louis, największy idiota jakiego widział świat - owy Louis zgromił go spojrzeniem.
- A co to miało znaczyć? - obruszył się.
- To, co słyszałeś Lou - odparł Liam.
- Nie martw się, Louis, my i tak cię kochamy - odezwał się chłopak w kręconych włosach, po czym poklepał przyjaciela po ramieniu.
- A to jest Harry - przedstawił go. Harry posłał mi szelmowski uśmiech, a następnie zwrócił swój wzrok ku Liam'owi.
- Co, bez żadnego określenia. Tak po prostu Harry?
- Tak, po prostu Harry.
- Czuję się taki niedoceniany - powiedział. - Może chociaż właściciel najlepszych włosów na świecie? -
- Nie, po prostu Harry - zakończył Liam, ku niezadowoleniu Harry'ego. Słuchając ich przekomarzań odrobinę się rozluźniłam, zdając sobie sprawę, że nie jestem już w centrum uwagi, niemniej jednak wciąż nie czułam się dość swobodnie.
- Czemu jesteś taka spięta koleżanko Liam'a? - zagadnął Louis, tym samym na powrót zwracajaąc uwagę wszystkich właśnie na mnie. Cóż, za szybko się cieszyłam.
- Czyżbyśmy cię onieśmielali? - spytał Harry, zabawnie poruszając brwiami i wbijając we mnie swoje spojrzenie. Uśmiechnęłam się nieznacznie, próbując ukryć zawstydzenie. Niech to szlag. Trafił w samo sedno.
- Nie, skądże - Liam spojrzał na mnie, po czym wybuchnął śmiechem. Trąciłam go lekko łokciem, ale to go nie uspokoiło, wręcz przeciwnie, wydawał się być jeszcze bardziej rozbawiony moim onieśmieleniem. Zdawałam sobie sprawę, że doskonale wiedział, że kłamię. Pozostawało tylko jedno pytanie, jakim cudem on wciąż potrafił mnie tak szybko rozgryźć? Nie widzieliśmy się ponad półtora roku, a wiele się przez ten czas zmieniło. My w pewnym stopniu się zmieniliśmy, nabraliśmy nowych doświadczeń i z pewnością nasze spojrzenia na świat także uległy zmianie.- Smakowało wam chociaż? - spytałam, zmieniając temat. Chłopcy zgodnie pokiwali głowami, ale nie wiedziałam, czy faktycznie im smakowało, czy twierdzili tak tylko z grzeczności.
- To było pyszne. Od dawna gotujesz? - zapytał Niall, wyraźnie zaciekawiony, jak na smakosza przystało. Cieszyłam się, że ktoś wyrażał zainteresowanie moją kuchnią. Z reguły ludzie traktowali to z przymrużeniem oka i nie brali mnie, ani tego co robię na poważnie, podczas gdy dla mnie w tej chwili to była jedyna droga jaką mogłam i w pewnym stopniu, chciałam obrać.
- Właściwie od dwunastego roku życia. Mama mnie nauczyła - odrzekłam, siląc się na obojętny ton. Wiele rzeczy próbowałam ukrywać przed światem zwyczajnie nie chcąc, aby komukolwiek było mnie żal.
- To musi być równa babka - zaśmiał się blondyn, a i ja nawet się uśmiechnęłam nie mając zamiaru go poprawiać.
- Dobra, chłopcy, ja będę lecieć i szczerze powiedziawszy też wam radzę się stąd ulotnić. Gdy mnie tutaj nie ma, nic dobrego do jedzenia nie dostaniecie - stwierdziłam nieskromnie, powoli wstając ze swojego miejsca. Pal licho, że właśnie zrobiłam antyreklamę lokalu, w którym pracowałam. Gdyby tylko mój przełożony to usłyszał, miałabym przechlapane.
- Nie tak prędko koleżanko Liam'a - odezwał się Louis, kręcąc głową.
- Mam na imię Audrey.
- Audrey, koleżanko Liam'a - poprawił się, zaszczycając mnie szelmowskim uśmiechem. - Nie po to Daddy nas tu ciągnął, na wyżebrane pięć minut z jego uroczą koleżanką - dorzucił, splatając ręce na piersi. Najpierw rumieniec wkradł się na moje policzki zaraz po tym, gdy usłyszałam, że Louis nazwał mnie uroczą, a następnie spojrzałam pytająco na Liam'a. Daddy? Serio? Pytałam w myślach. Chłopak wzruszył tylko ramionami.
- Zgadzam się - wciął się Harry. - Jedzenie jedzeniem, ale chętnie posłuchalibyśmy jakiś ciekawych historyjek od sąsiadki Payne'ów - stwierdził, przejechawszy palcami po swoich bujnych lokach. - Zatem, czy zaobserwowałaś przez te wszystkie lata coś nietypowego w zachowaniu Liam'a, Audrey? - spytał, pochylając się się nad stolikiem, aby zmniejszyć odległość między nami. - Jakieś nocne eskapady nago po okolicy, serenady pod oknem siedemdziesięcioletniej sąsiadki? Cokolwiek? - zapytał iście konspiracyjnym tonem.
- Hazza, daj spokój, nic na mnie nie znajdziesz - odezwał się Payne.- Z resztą, ty tu gustujesz w starszych kobietach - dodał wyraźnie zadowolony z siebie.
- Mam ci może przypomnieć ile lat ma twoja dziewczyna? - odciął się Harry. Uniosłam lekko brwi do góry, patrząc to na jednego, to na drugiego, postanowiłam jednak przemilczeć ich słowną przepychankę. Louis spojrzał na mnie po czym zrobił zabawną minę i cudem udało mi się powstrzymać wybuch śmiechu. Przecisnął się obok Harry'ego, który nawet tego nie zauważył i podszedł do mnie.
- Audrey, koleżanko Liam'a chyba czas, żebyśmy faktycznie się stąd ulotnili - rzekł. Sama wstałam ze swojego miejsca i po chwili zauważyłam, że dołączył do nas Zayn, a następnie także i Niall, który, zupełnie nie wiem jakim cudem, dorwał tortillę, którą pałaszował ze smakiem, natomiast Liam i Harry wciąż się przekomarzali. Dopiero po chwili ten ostatni raczył zwrócić na to uwagę, że wszyscy już byli przyszykowani do wyjścia.
- Hola, a wy gdzie?
- Na miasto kochanie - odparł Louis przesłodzonym głosem, który wręcz ranił moje uszy.
- Beze mnie? - jęknął żałośnie podnosząc się z miejsca. - Chciałeś mnie zostawić Louis? Jak możesz! - skrzywił się, wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie.
- Cóż, byłeś bardzo zajęty - odpowiedział Lou, po czym wziął mnie pod rękę i żwawym krokiem zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Odwróciłam głowę spoglądając na resztę i dostrzegłam, że Harry otaksował mnie wzrokiem. Nie wiedziałam jednak w jaki sposób mam to odebrać. Tak czy inaczej, reszta chłopców ruszyła za nami i po chwili opuściliśmy lokal. Od razu uderzył mnie mocny podmuch świeżego powietrza. Siedząc w dusznej kuchni przez pół dnia naprawdę można docenić jego wartość. Odetchnęłam głęboko, odsunęłam się od Lou i omiotłam spojrzeniem całą piątkę. Nie to, żebym ich nie polubiła, ale byłam naprawdę zmęczona i szczerze chciałam wrócić do domu i od razu położyć się do łóżka, czego i tak bym nie zrobiła, bo czekało mnie jeszcze zrobienie kolacji dla taty i Charlie'ego.
- Chłopcy, ja naprawdę będę musiała wracać - westchnęłam ciężko, zakładając kosmyk niesfornych włosów za ucho.
- Aud, wyluzuj, rozerwiesz się trochę - odpowiedział Liam, podchodząc do mnie i kładąc mi rękę na ramieniu, po czym lekko pchnął mnie, abym ruszyła do przodu. - Idź po swój rower - tak też zrobiłam. Może i miał rację, może powinnam troszeczkę wyluzować, odpocząć od obowiązków. Zrobić coś, co było zupełną odskocznią od mojego teraźniejszego życia.
- Rower! - wykrzyknął Louis, gdy tylko przyprowadziłam rower przed knajpę i nie patyczkując się, wziął go ode mnie, wsiadł na niego i machnął na Harry'ego. - Chodź tu Styles, jedziemy na przejażdżkę - roześmiał się, po czym spojrzał na blondyna. Harry natomiast zaraz wskoczył na ramę mojego roweru, a ja zastanawiałam się, czy on to przetrzyma.
- Niall, zejdź mi z drogi - i blondyn uskoczył na bok, zaraz znajdując się tuż obok mnie, a właściwie na mnie wpadając. Zachwiałam się i prawdopodobnie runęłabym do tyłu, ale chłopak w porę złapał mnie za rękę i nie dał mi upaść.
- Przepraszam - powiedział, wciąż zaciskając palce na mojej ręce. Kąciki moich ust uniosły się ku górze w nieśmiałym uśmiechu.
- Nic nie szkodzi - odparłam. Blondyn w końcu puścił moją rękę i odwzajemnił uśmiech. - Tylko nie zniszczcie mi roweru - krzyknęłam do tamtej dwójki, która o mało nie wjechała w latarnię, przez co Zayn, Liam i Niall nie mogli opanować śmiechu. Następnie całą grupą ruszyliśmy przed siebie. Louis i Harry jechali na przedzie, w całkiem dużej odległości od nas. Po chwili naszych uszu doszedł krzyk Lou.
- Audrey, koleżanko Liam'a, chciałabyś mi może coś powiedzieć?! - zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Chłopcy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem, podczas gdy ja musiałam mieć minę wyrażającą moje zdezorientowanie. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o czymś bardzo istotnym.
- Hamulce nie działają! - odkrzyknęłam czując, że policzki zaczynają mnie piec. Przytknęłam do nich dłonie, stwierdzając, że jestem naprawdę beznadziejna.
- Fajnie, że mi to teraz mówisz! - zaraz po tym, gdy to powiedział, usłyszeliśmy huk. Przeraziłam się nie na żarty i natychmiast zerwałam się z miejsca, biegnąc ile sił w nogach, zobaczyć co się stało. Nie byłam jedyna, chłopcy ruszyli zaraz za mną. Ale gdy tylko dotarliśmy na miejsce, parsknęłam śmiechem i aż musiałam usiąść na chodniku, żeby się uspokoić. Harry leżał na ulicy i śmiał się, jakby co najmniej był pod wpływem jakiś specyfików, Louis leżał na koszu na śmieci, które natomiast wysypały się na drogę, podczas gdy mój rower leżał tuż obok, ale właściwie wyglądał całkiem dobrze, wiec nie musiałam się o niego martwić.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, usiłując opanować ten nagły atak śmiechu. Szczerze powiedziawszy dawno się aż tak nie śmiałam. To było naprawdę miłe uczucie. Harry zaśmiał się jeszcze bardziej. Jak zauważyłam, Naill podszedł do niego i podał mu rękę, aby pomóc mu wstać, ale sam ledwie się trzymał na nogach z tego rozbawienia i byłam prawie pewna, że to właśnie jego śmiech było słychać najgłośniej z nas wszystkich.
- Chyba nie jesteś naszą fanką, co Audrey? - wyjęczał Louis, podnosząc się nieporadnie, niemniej jednak wciąż na jego ustach czaił się szelmowski uśmiech. - Fanka nie próbowałaby nas zabić w tak brutalny sposób, nie mówiąc nam o niedziałających hamulcach. Kto by przypuszczał, że taki kurdupel może być taki groźny - zaśmiał się, otrzepując spodnie. Spojrzałam na niego spode łba, wywołując tym samym jeszcze większe rozbawienie. Fakt, byłam niska, mierzyłam ledwie sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, ale to nie dawało nikomu prawa do nazywania mnie kurduplem. - A poza tym, dziewczyno, jak ty jeździsz bez hamulców? - też się zaczęłam zastanawiać. Hamulce nie działały już od dwóch miesięcy, a ja nie zaliczyłam żadnego wypadku. Ale to był chyba najwyższy czas, aby zacząć bardziej męczyć tatę o to, by w końcu naprawił te przeklęte hamulce.
- Do tego trzeba mieć talent - odrzekłam i wyszczerzyłam zęby wyraźnie z siebie zadowolona. Harry, gdy tylko trochę się uspokoił, postawił kosz przewrócony przez przyjaciela i kopnął jakąś butelkę, która z niego wypadła, prosto na chodnik.
- Dobra, nas tu nie było, idziemy - stwierdził i puścił do mnie oko. Czym prędzej zmyliśmy się z miejsca zdarzenia, choć miałam ochotę wrócić tam i posprzątać ten bałagan, jaki narobiliśmy.
Chodziliśmy sobie po mieście, rozmawiając, śmiejąc się, a ja, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu zupełnie rozluźniłam się w towarzystwie tych pięciu wariatów. Co jakiś czas natrafialiśmy na jakieś fanki, które piszczały na widok chłopców, co ja komentowałam tylko wywróceniem oczu, czym rozbawiałam za każdym razem Liam'a, gdy ten rozdawał jakieś autografy. Louis co chwila mnie zagadywał, Niall natomiast dopytywał się co umiem jeszcze gotować, a Harry co jakiś czas rzucał jakimiś żartami i nierzadko pytał o naszą znajomość z Liam'em, który z kolei był pochłonięty rozmową przez telefon, jak wywnioskowałam, ze swoją dziewczyną. Jednak po tym wyszło, że to ja i tak najwięcej od nich usłyszałam.
Jakieś trzy godziny później zdałam sobie dopiero sprawę z upływającego czasu. Przerażona spojrzałam na chłopców i oznajmiłam, że muszę natychmiast wracać do domu, tym bardziej, kiedy się zorientowałam, że moja komórka się rozładowała. Byłam święcie przekonana, że ojciec odchodził od zmysłów.
- Musisz już iść? - zapytał Harry. Pokiwałam smutno głową.
- Niestety tak. Może się jeszcze kiedyś spotkamy - odrzekłam, będąc pewna, że chłopcy będą zajęci przez najbliższy czas zupełnie innymi sprawami, niż włóczeniem się z sąsiadką Payne'ów po mieście.
- Prędzej niż myślisz, Audrey, koleżanko Liam'a - stwierdził Louis, szczerząc się do mnie. Odprowadzili mnie pod sam dom i pożegnawszy się, wepchali się prosto do domu Liam'a. Ten jednak został jeszcze na zewnątrz.
- Okłamałaś mnie Munroe - mruknął, akurat, gdy już naciskałam klamkę drzwi wejściowych. - Nie jest tak dobrze, jak twierdzisz - to powiedziawszy, zniknął za swoimi drzwiami. Spuściłam wzrok i westchnąwszy ciężko, weszłam do środka.
- Audrey, gdzieś ty była? Tak się martwiłem! - usłyszałam już w progu i zaraz zobaczyłam zmartwioną twarz swojego ojca. Tak jak myślałam. Doprowadziłam mojego kochanego staruszka do białej gorączki.
Weekend minął tak szybko, z nawet nie zorientowałam się kiedy. Nie powinno mnie w każdym razie to dziwić, zważywszy na to, że w tak zastraszającym tempie upłynął mi niemal cały rok. Najprawdopodobniej im bardziej monotonne były moje dni, tym szybciej mijał mi czas. Dziwna była ta zależność, ale nie zamierzałam się w to wgłębiać, uznawszy to za bezcelowe. Był wczesny wieczór, a zarazem zapowiedź początku końca mojej zmiany w knajpie. Wieczorami nie pracowałam, choć nie da się ukryć, że wówczas był największy ruch i każda para rąk była potrzebna do pomocy, jednakże to nie ja byłam tą, która śpieszyła z pomocą, a Trevor, chłopak dwa lata starszy ode mnie. Pracował tu znacznie dłużej, ale w zasadzie odkąd zaczęłam pracę w knajpie zamieniliśmy ze sobą tylko parę zdań, w biegu, między naszymi zmianami. Nie miałam ochoty zawierać znajomości w pracy, nie było mi to bowiem potrzebne do szczęścia.
- Nie dosypuj tego pieprzu - usłyszałam za sobą poirytowany głos kucharza. - Trzymaj się przepisu - dodał jeszcze, patrząc na mnie spode łba. Prychnęłam cicho i pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. Przecież to danie jest okropne i nikt nie pozwalał mi się nim stosownie zająć. Chciałam dobrze. Wiedziałam, że z dodatkiem pieprzu będzie choć trochę lepsze, ale wciąż byłam lekceważona i wszelkie próby poprawienia dań mi nie wychodziły, bo zaraz byłam na tym przyłapywana i za każdym razem dawano mi do zrozumienia, że się nie nie znam i nie powinnam się w ogóle za to brać i jeśli chcę pomóc, to żebym robiła dokładnie to, co zawarte było w przepisach, które musiałam wykuć niemal na blachę. To mnie jeszcze bardziej denerwowało. I świadomość, że klienci dostają najgorsze żarcie pod słońcem, ale cóż miała zrobić? Wyrażenie swojego zdania na ten temat mogło mnie pozbawić pracy, a obawiałam się, że lepszej niestety nie znajdę. A naprawdę chciałam się wyrwać z tej nieprzyjemnej kuchni i zacząć pracować w lokalu, w którym bardziej dba się zarówno o klientów jak i własnych pracowników. A także o higienę pracy. Pieprzu zatem nie dosypałam, choć naprawdę miałam ochotę spróbować zrobić to ponownie, jednakże czujne oko kucharza mi to uniemożliwiało. Wcale nie chciałam mu zrobić na złość. Po prostu chciałam czuć się lepiej sama ze sobą i mieć świadomość, że przynajmniej starałam się sprawić, aby klienci dostali danie na miarę swojej ceny, która w prawdzie nie była szczególnie wygórowana, niemniej jednak ja na pewno nie dałabym tyle za to, co serwowaliśmy. Posłusznie zajęłam się już inną pracą, nie wyskakując już z żadną inicjatywą poprawek, jednocześnie niemal odliczając czas do końca zmiany. Jeszcze niecała godzina, powtarzałam w myślach. Nagle pośród odgłosów garnków i talerzy usłyszałam pukanie do drzwi od zaplecza. Dostawca raczej nie przyjechałby o tej porze. Usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi, ale byłam zbyt pogrążona pilnowaniem ryby, aby przysłuchiwać się temu, kto to mógł być.
- Audrey, ktoś do ciebie - usłyszałam głos kelnerki, która otworzyła drzwi i niemal natychmiast znieruchomiałam. Kucharz spojrzał na mnie srogo. Miałam wrażenie, że mężczyzna miał ochotę mnie udusić za to, że ktoś próbuje odciągnąć mnie od pracy. Któż to mógł być u licha? Mój brat to to na pewno nie był. Zabroniłam mu nawet kręcić się w pobliżu knajpy, a co dopiero do niej przychodzić. Zatem co za idiota pukał na zaplecze i mnie szukał?
- Powiedz, że właśnie wyszłam drugimi drzwiami - powiedziałam to tak głośno, że najprawdopodobniej ten, kto mnie szukał, usłyszał moją wypowiedź i dopiero po chwili zdałam sobie z tego sprawę. Jęknęłam cicho, ale próbowałam się już tym nie zajmować, tym bardziej, że o mały włos nie przypaliłam ryby, co mi się niemal nigdy nie zdarzało.
- Munroe, skup się! - zagrzmiał mi tuż za uchem głos mężczyzny. Mimowolnie policzki zaczerwieniły mi się ze wstydu. - I nie życzę sobie na przyszłość niezapowiedzianych wizyt twoich znajomych - dorzucił, a ja kiwnęłam głową na znak, że się do tego dostosuję. Stacy, kelnerka, która powiadomiła mnie o nieoczekiwanej wizycie, najwyraźniej już wróciła do pracy przepędzając osobę, która postanowiła mi poprzeszkadzać. Jednak najwidoczniej nie zrobiła tego zbyt skutecznie, bo jakieś pięć minut później wróciła z rozbawioną miną oznajmiając, że jeden stolik zamawia dania przygotowane właśnie przeze mnie. Tego było już za wiele. Myślałam, że kucharza zaraz szlag trafi. Zastanawiałam się, kto był na tyle inteligentny, aby sprowadzić na mnie gniew mojego przełożonego, ale nie dane mi się było tego dowiedzieć, przynajmniej do końca mojej zmiany.
- Klient nasz pan, Munroe. Zajmij się tym - powiedział wyraźnie zdenerwowany. Ja byłam jedynie przerażona, ale pośpiesznie zabrałam się do pracy. Przyjęłam zamówienie od Stacy i przyjrzałam mu się dokładnie. Dwie porcje smażonej ryby z frytkami, jedna porcja kurczaka curry, jedna porcja kotletów jagnięcych z warzywami i jedna porcja steka. Równo pięć dań. Zmarszczyłam czoło przypomniawszy sobie ostatnią rozmowę z Liam'em Payne'em i nagle odkryłam kim była osoba, która mnie szukała. To z pewnością był on i jego kumple z zespołu. Westchnęłam zrezygnowana i zajęłam się przyrządzaniem dań. I tu właśnie miałam pełne pole do popisu, bowiem nikt mi nie przeszkadzał, nikt nie mówił co mam robić, a czego nie. Mogłam dodawać pieprzu, soli, przypraw ile tylko chciałam. Mój przełożony nic nie mówił. Jak sądziłam, pewnie stwierdził, że się tym zupełnie pogrążę i będzie miał jakiś powód, dla którego mógłby prosić o moje natychmiastowe zwolnienie. Ewidentnie mnie nie lubił, a ja nie miałam zupełnego pojęcia dlaczego. Sama zrealizowałam całe zamówienie i co jakiś czas Stacy przychodziła po talerze, dziwnie się do mnie uśmiechając, ale nie zapytałam jej o co chodzi. Chciałam jak najszybciej się stąd wyrwać i powiedzieć Liam'owi coś na temat przychodzenia do mnie do pracy. I nareszcie nadszedł koniec mojej zmiany. Ściągnęłam fartuch i powiesiłam go na swoim wieszaku, umyłam dokładnie ręce w łazience, rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami, aby nie wyglądać jak upiór. Wygładziłam bluzkę, po czym pewnym krokiem wyszłam z zaplecza prosto na salę, ale wtedy gdzieś moja pewność siebie zniknęła i generalnie nie byłam już taka chętna do tego, żeby wygarnąć Liam'owi co sądzę o ich wizycie. Właściwie jak tylko zobaczyłam stolik w rogu lokalu, przy którym siedziała cała piątka chłopaków, chciałam zrobić w tył zwrot i wyjść niepostrzeżenie tylnymi drzwiami, ale na moje nieszczęście Liam mnie zobaczył i przywołał ruchem ręki. Szłam niepewnym krokiem, zauważając, że wokół ich stolika jest jakieś zamieszanie. Co chwila jacyś ludzie ich zagadywali, a chłopcy odpowiadali żywo na ich pytania i pozdrowienia. Jakaś dziewczyna, niewiele starsza ode mnie poprosiła jednego z nich o autograf, a gdy tylko go dostała, zobaczyłam malującą się na jej twarzy radość. Tak niewiele, a cieszy. Prawdopodobnie, gdybym ja dostała autograf od któregoś z moich ulubionych muzyków podzielałabym jej radość. Pewnie moja euforia byłaby nawet większa.
W końcu jakoś dotarłam do ich stolika i gdy tylko się tam znalazłam oczy wszystkich pięciu utkwiły we mnie, miałam ochotę zapaść się pod ziemię i już spod niej nie wychodzić. Jeśli mam być szczera, to nie lubiłam skupiać na sobie niepotrzebnej uwagi. Właściwie, to mnie nawet onieśmielało. Poczułam, że rumieniec pojawia się na mojej twarzy, aczkolwiek usiłowałam to w jakiś sposób ukryć za kaskadą włosów. Bez skutku. To sprawiło, że jeszcze bardziej chciałam się znaleźć z dala od tego miejsca.
- Cześć! - przywitali mnie wszyscy jednocześnie, co wywołało salwę śmiechu.
- Mówiłem, żebyś się nas spodziewała - zwrócił się do mnie Liam, posyłając mi szeroki uśmiech. Nie potrafiłam się na niego gniewać, ale mimo to, wciąż nie byłam zadowolona z tego powodu, że postanowił tu przyjść.
- Ale nie mówiłeś, że mam się was spodziewać w pracy - odparłam, czując się odrobinę niepewnie. Liam przesunął się nieco bardziej w głąb narożnika, zmuszając tym samym resztę do posunięcia swoich tyłków, po czym poklepał miejsce obok siebie, abym usiadła.
- Serio ty zrobiłaś te wszystkie dania? - spytał blondyn, wpatrując się we mnie intensywnie niebieskimi oczami, gdy tylko zajęłam miejsce obok przyjaciela.
- Tak. W końcu otrzymałam specjalne zamówienie - odpowiedziałam, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Wow, jesteś świetna - stwierdził robiąc jeszcze większe oczy. Zaśmiałam się nerwowo, wycierając pod stolikiem wilgotne dłonie o spodnie.
- No, to jest właśnie Audrey chłopcy, Audrey, tak gwoli ścisłości, to jest Niall, największy żarłok z nas wszystkich i najwyraźniej twój fan - powiedział Liam, śmiejąc się cicho. - To jest Zayn, rzekomo zna się na kobietach, nie sądzę, aby było w tym zbyt wiele prawdy - wskazał na bruneta, który wywrócił teatralnie oczami - To Louis, największy idiota jakiego widział świat - owy Louis zgromił go spojrzeniem.
- A co to miało znaczyć? - obruszył się.
- To, co słyszałeś Lou - odparł Liam.
- Nie martw się, Louis, my i tak cię kochamy - odezwał się chłopak w kręconych włosach, po czym poklepał przyjaciela po ramieniu.
- A to jest Harry - przedstawił go. Harry posłał mi szelmowski uśmiech, a następnie zwrócił swój wzrok ku Liam'owi.
- Co, bez żadnego określenia. Tak po prostu Harry?
- Tak, po prostu Harry.
- Czuję się taki niedoceniany - powiedział. - Może chociaż właściciel najlepszych włosów na świecie? -
- Nie, po prostu Harry - zakończył Liam, ku niezadowoleniu Harry'ego. Słuchając ich przekomarzań odrobinę się rozluźniłam, zdając sobie sprawę, że nie jestem już w centrum uwagi, niemniej jednak wciąż nie czułam się dość swobodnie.
- Czemu jesteś taka spięta koleżanko Liam'a? - zagadnął Louis, tym samym na powrót zwracajaąc uwagę wszystkich właśnie na mnie. Cóż, za szybko się cieszyłam.
- Czyżbyśmy cię onieśmielali? - spytał Harry, zabawnie poruszając brwiami i wbijając we mnie swoje spojrzenie. Uśmiechnęłam się nieznacznie, próbując ukryć zawstydzenie. Niech to szlag. Trafił w samo sedno.
- Nie, skądże - Liam spojrzał na mnie, po czym wybuchnął śmiechem. Trąciłam go lekko łokciem, ale to go nie uspokoiło, wręcz przeciwnie, wydawał się być jeszcze bardziej rozbawiony moim onieśmieleniem. Zdawałam sobie sprawę, że doskonale wiedział, że kłamię. Pozostawało tylko jedno pytanie, jakim cudem on wciąż potrafił mnie tak szybko rozgryźć? Nie widzieliśmy się ponad półtora roku, a wiele się przez ten czas zmieniło. My w pewnym stopniu się zmieniliśmy, nabraliśmy nowych doświadczeń i z pewnością nasze spojrzenia na świat także uległy zmianie.- Smakowało wam chociaż? - spytałam, zmieniając temat. Chłopcy zgodnie pokiwali głowami, ale nie wiedziałam, czy faktycznie im smakowało, czy twierdzili tak tylko z grzeczności.
- To było pyszne. Od dawna gotujesz? - zapytał Niall, wyraźnie zaciekawiony, jak na smakosza przystało. Cieszyłam się, że ktoś wyrażał zainteresowanie moją kuchnią. Z reguły ludzie traktowali to z przymrużeniem oka i nie brali mnie, ani tego co robię na poważnie, podczas gdy dla mnie w tej chwili to była jedyna droga jaką mogłam i w pewnym stopniu, chciałam obrać.
- Właściwie od dwunastego roku życia. Mama mnie nauczyła - odrzekłam, siląc się na obojętny ton. Wiele rzeczy próbowałam ukrywać przed światem zwyczajnie nie chcąc, aby komukolwiek było mnie żal.
- To musi być równa babka - zaśmiał się blondyn, a i ja nawet się uśmiechnęłam nie mając zamiaru go poprawiać.
- Dobra, chłopcy, ja będę lecieć i szczerze powiedziawszy też wam radzę się stąd ulotnić. Gdy mnie tutaj nie ma, nic dobrego do jedzenia nie dostaniecie - stwierdziłam nieskromnie, powoli wstając ze swojego miejsca. Pal licho, że właśnie zrobiłam antyreklamę lokalu, w którym pracowałam. Gdyby tylko mój przełożony to usłyszał, miałabym przechlapane.
- Nie tak prędko koleżanko Liam'a - odezwał się Louis, kręcąc głową.
- Mam na imię Audrey.
- Audrey, koleżanko Liam'a - poprawił się, zaszczycając mnie szelmowskim uśmiechem. - Nie po to Daddy nas tu ciągnął, na wyżebrane pięć minut z jego uroczą koleżanką - dorzucił, splatając ręce na piersi. Najpierw rumieniec wkradł się na moje policzki zaraz po tym, gdy usłyszałam, że Louis nazwał mnie uroczą, a następnie spojrzałam pytająco na Liam'a. Daddy? Serio? Pytałam w myślach. Chłopak wzruszył tylko ramionami.
- Zgadzam się - wciął się Harry. - Jedzenie jedzeniem, ale chętnie posłuchalibyśmy jakiś ciekawych historyjek od sąsiadki Payne'ów - stwierdził, przejechawszy palcami po swoich bujnych lokach. - Zatem, czy zaobserwowałaś przez te wszystkie lata coś nietypowego w zachowaniu Liam'a, Audrey? - spytał, pochylając się się nad stolikiem, aby zmniejszyć odległość między nami. - Jakieś nocne eskapady nago po okolicy, serenady pod oknem siedemdziesięcioletniej sąsiadki? Cokolwiek? - zapytał iście konspiracyjnym tonem.
- Hazza, daj spokój, nic na mnie nie znajdziesz - odezwał się Payne.- Z resztą, ty tu gustujesz w starszych kobietach - dodał wyraźnie zadowolony z siebie.
- Mam ci może przypomnieć ile lat ma twoja dziewczyna? - odciął się Harry. Uniosłam lekko brwi do góry, patrząc to na jednego, to na drugiego, postanowiłam jednak przemilczeć ich słowną przepychankę. Louis spojrzał na mnie po czym zrobił zabawną minę i cudem udało mi się powstrzymać wybuch śmiechu. Przecisnął się obok Harry'ego, który nawet tego nie zauważył i podszedł do mnie.
- Audrey, koleżanko Liam'a chyba czas, żebyśmy faktycznie się stąd ulotnili - rzekł. Sama wstałam ze swojego miejsca i po chwili zauważyłam, że dołączył do nas Zayn, a następnie także i Niall, który, zupełnie nie wiem jakim cudem, dorwał tortillę, którą pałaszował ze smakiem, natomiast Liam i Harry wciąż się przekomarzali. Dopiero po chwili ten ostatni raczył zwrócić na to uwagę, że wszyscy już byli przyszykowani do wyjścia.
- Hola, a wy gdzie?
- Na miasto kochanie - odparł Louis przesłodzonym głosem, który wręcz ranił moje uszy.
- Beze mnie? - jęknął żałośnie podnosząc się z miejsca. - Chciałeś mnie zostawić Louis? Jak możesz! - skrzywił się, wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie.
- Cóż, byłeś bardzo zajęty - odpowiedział Lou, po czym wziął mnie pod rękę i żwawym krokiem zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Odwróciłam głowę spoglądając na resztę i dostrzegłam, że Harry otaksował mnie wzrokiem. Nie wiedziałam jednak w jaki sposób mam to odebrać. Tak czy inaczej, reszta chłopców ruszyła za nami i po chwili opuściliśmy lokal. Od razu uderzył mnie mocny podmuch świeżego powietrza. Siedząc w dusznej kuchni przez pół dnia naprawdę można docenić jego wartość. Odetchnęłam głęboko, odsunęłam się od Lou i omiotłam spojrzeniem całą piątkę. Nie to, żebym ich nie polubiła, ale byłam naprawdę zmęczona i szczerze chciałam wrócić do domu i od razu położyć się do łóżka, czego i tak bym nie zrobiła, bo czekało mnie jeszcze zrobienie kolacji dla taty i Charlie'ego.
- Chłopcy, ja naprawdę będę musiała wracać - westchnęłam ciężko, zakładając kosmyk niesfornych włosów za ucho.
- Aud, wyluzuj, rozerwiesz się trochę - odpowiedział Liam, podchodząc do mnie i kładąc mi rękę na ramieniu, po czym lekko pchnął mnie, abym ruszyła do przodu. - Idź po swój rower - tak też zrobiłam. Może i miał rację, może powinnam troszeczkę wyluzować, odpocząć od obowiązków. Zrobić coś, co było zupełną odskocznią od mojego teraźniejszego życia.
- Rower! - wykrzyknął Louis, gdy tylko przyprowadziłam rower przed knajpę i nie patyczkując się, wziął go ode mnie, wsiadł na niego i machnął na Harry'ego. - Chodź tu Styles, jedziemy na przejażdżkę - roześmiał się, po czym spojrzał na blondyna. Harry natomiast zaraz wskoczył na ramę mojego roweru, a ja zastanawiałam się, czy on to przetrzyma.
- Niall, zejdź mi z drogi - i blondyn uskoczył na bok, zaraz znajdując się tuż obok mnie, a właściwie na mnie wpadając. Zachwiałam się i prawdopodobnie runęłabym do tyłu, ale chłopak w porę złapał mnie za rękę i nie dał mi upaść.
- Przepraszam - powiedział, wciąż zaciskając palce na mojej ręce. Kąciki moich ust uniosły się ku górze w nieśmiałym uśmiechu.
- Nic nie szkodzi - odparłam. Blondyn w końcu puścił moją rękę i odwzajemnił uśmiech. - Tylko nie zniszczcie mi roweru - krzyknęłam do tamtej dwójki, która o mało nie wjechała w latarnię, przez co Zayn, Liam i Niall nie mogli opanować śmiechu. Następnie całą grupą ruszyliśmy przed siebie. Louis i Harry jechali na przedzie, w całkiem dużej odległości od nas. Po chwili naszych uszu doszedł krzyk Lou.
- Audrey, koleżanko Liam'a, chciałabyś mi może coś powiedzieć?! - zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Chłopcy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem, podczas gdy ja musiałam mieć minę wyrażającą moje zdezorientowanie. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o czymś bardzo istotnym.
- Hamulce nie działają! - odkrzyknęłam czując, że policzki zaczynają mnie piec. Przytknęłam do nich dłonie, stwierdzając, że jestem naprawdę beznadziejna.
- Fajnie, że mi to teraz mówisz! - zaraz po tym, gdy to powiedział, usłyszeliśmy huk. Przeraziłam się nie na żarty i natychmiast zerwałam się z miejsca, biegnąc ile sił w nogach, zobaczyć co się stało. Nie byłam jedyna, chłopcy ruszyli zaraz za mną. Ale gdy tylko dotarliśmy na miejsce, parsknęłam śmiechem i aż musiałam usiąść na chodniku, żeby się uspokoić. Harry leżał na ulicy i śmiał się, jakby co najmniej był pod wpływem jakiś specyfików, Louis leżał na koszu na śmieci, które natomiast wysypały się na drogę, podczas gdy mój rower leżał tuż obok, ale właściwie wyglądał całkiem dobrze, wiec nie musiałam się o niego martwić.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, usiłując opanować ten nagły atak śmiechu. Szczerze powiedziawszy dawno się aż tak nie śmiałam. To było naprawdę miłe uczucie. Harry zaśmiał się jeszcze bardziej. Jak zauważyłam, Naill podszedł do niego i podał mu rękę, aby pomóc mu wstać, ale sam ledwie się trzymał na nogach z tego rozbawienia i byłam prawie pewna, że to właśnie jego śmiech było słychać najgłośniej z nas wszystkich.
- Chyba nie jesteś naszą fanką, co Audrey? - wyjęczał Louis, podnosząc się nieporadnie, niemniej jednak wciąż na jego ustach czaił się szelmowski uśmiech. - Fanka nie próbowałaby nas zabić w tak brutalny sposób, nie mówiąc nam o niedziałających hamulcach. Kto by przypuszczał, że taki kurdupel może być taki groźny - zaśmiał się, otrzepując spodnie. Spojrzałam na niego spode łba, wywołując tym samym jeszcze większe rozbawienie. Fakt, byłam niska, mierzyłam ledwie sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, ale to nie dawało nikomu prawa do nazywania mnie kurduplem. - A poza tym, dziewczyno, jak ty jeździsz bez hamulców? - też się zaczęłam zastanawiać. Hamulce nie działały już od dwóch miesięcy, a ja nie zaliczyłam żadnego wypadku. Ale to był chyba najwyższy czas, aby zacząć bardziej męczyć tatę o to, by w końcu naprawił te przeklęte hamulce.
- Do tego trzeba mieć talent - odrzekłam i wyszczerzyłam zęby wyraźnie z siebie zadowolona. Harry, gdy tylko trochę się uspokoił, postawił kosz przewrócony przez przyjaciela i kopnął jakąś butelkę, która z niego wypadła, prosto na chodnik.
- Dobra, nas tu nie było, idziemy - stwierdził i puścił do mnie oko. Czym prędzej zmyliśmy się z miejsca zdarzenia, choć miałam ochotę wrócić tam i posprzątać ten bałagan, jaki narobiliśmy.
Chodziliśmy sobie po mieście, rozmawiając, śmiejąc się, a ja, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu zupełnie rozluźniłam się w towarzystwie tych pięciu wariatów. Co jakiś czas natrafialiśmy na jakieś fanki, które piszczały na widok chłopców, co ja komentowałam tylko wywróceniem oczu, czym rozbawiałam za każdym razem Liam'a, gdy ten rozdawał jakieś autografy. Louis co chwila mnie zagadywał, Niall natomiast dopytywał się co umiem jeszcze gotować, a Harry co jakiś czas rzucał jakimiś żartami i nierzadko pytał o naszą znajomość z Liam'em, który z kolei był pochłonięty rozmową przez telefon, jak wywnioskowałam, ze swoją dziewczyną. Jednak po tym wyszło, że to ja i tak najwięcej od nich usłyszałam.
Jakieś trzy godziny później zdałam sobie dopiero sprawę z upływającego czasu. Przerażona spojrzałam na chłopców i oznajmiłam, że muszę natychmiast wracać do domu, tym bardziej, kiedy się zorientowałam, że moja komórka się rozładowała. Byłam święcie przekonana, że ojciec odchodził od zmysłów.
- Musisz już iść? - zapytał Harry. Pokiwałam smutno głową.
- Niestety tak. Może się jeszcze kiedyś spotkamy - odrzekłam, będąc pewna, że chłopcy będą zajęci przez najbliższy czas zupełnie innymi sprawami, niż włóczeniem się z sąsiadką Payne'ów po mieście.
- Prędzej niż myślisz, Audrey, koleżanko Liam'a - stwierdził Louis, szczerząc się do mnie. Odprowadzili mnie pod sam dom i pożegnawszy się, wepchali się prosto do domu Liam'a. Ten jednak został jeszcze na zewnątrz.
- Okłamałaś mnie Munroe - mruknął, akurat, gdy już naciskałam klamkę drzwi wejściowych. - Nie jest tak dobrze, jak twierdzisz - to powiedziawszy, zniknął za swoimi drzwiami. Spuściłam wzrok i westchnąwszy ciężko, weszłam do środka.
- Audrey, gdzieś ty była? Tak się martwiłem! - usłyszałam już w progu i zaraz zobaczyłam zmartwioną twarz swojego ojca. Tak jak myślałam. Doprowadziłam mojego kochanego staruszka do białej gorączki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)