czwartek, 20 września 2012

Rozdział I

Nie pytajcie mnie co ja właściwie robię, bo ja sama nie wiem, ktoś zdecydowanie powinien mną wstrząsnąć i wybić ten idiotyczny pomysł z głowy, ale w tej chwili nikogo tak uprzejmego obok mnie nie ma, zatem dlatego robię takie rzeczy jak pisanie opowiadania o 1D. O bogowie, zaprzedałam duszę diabłu i dałam się się wciągnąć w idiotyczną manię, co jest do mnie zupełnie nie podobne. Uległam, przyznaję, urokowi tych chłopców, bo uroku to nie da się im odmówić. O nie, czy wy mnie słyszycie, a raczej czy wy widzicie co ja piszę? Jeszcze bardziej się pogrążam. Niech że mnie któraś stuknie młotkiem, zanim naprawdę coś tu zamieszczę. A może nie. Okey, drogie fanki 1D, teraz jesteście skazane na moją twórczość. Nie bijcie za to, że spieprzyłam wam wizję chłopaków, albo może bijcie. Może mnie to zniechęci i przestanę pisać. Liczę na konstruktywną krytykę z waszej strony, chciałabym, aby obyło się w razie czego bez rzucania mięsem, ale cóż, jestem świadoma tego, na co się porywam i że komuś się to może nie spodobać. Ale tak czy inaczej zapraszam do czytania. A niech mnie, ostatnia szansa na wycofanie się. A nie, jednak nie ;P.


Szary, zwyczajny poranek, jakiego można się spodziewać w Wolverhampton. Nie musiałam nawet otwierać oczu, by wiedzieć, jaka jest pogoda za oknem i nie tylko dlatego, że oglądałam poprzedniego wieczoru prognozę pogody, nie musiałam również tego robić, by mieć pojęcie o tym, jaki będzie mój dzień. Moje życie było tak nudne, że jedyne, czego oczekiwałam, to rutyna. Tak jak każdego dnia obudził mnie budzik równo o siódmej. Oczywiście mogłam pospać sobie nieco dłużej, takie w końcu były uroki pracowania w knajpie, jednakże byłam świadoma tego, że ani mój brat, ani ojciec nie są w stanie przygotować sobie śniadania, dlatego każdego ranka budziłam się wcześniej, by przygotować im posiłek. Mimo, iż naprawdę ceniłam sobie dodatkowe godziny snu, wyrzuty sumienia z tego powodu, że ojciec mógłby pójść do pracy bez zjedzenia śniadania, byłyby silniejsze. O młodszego brata właściwie sie nie martwiłam. I tak siedział cały dzień w domu, grając w gry komputerowe, zatem lodówkę miał niemal pod ręką, ale tak czy inaczej wolałam mieć pewność, że ten zje coś pożywnego, a nie postanowi sobie zjeść połowy słoika nutelli na śniadanie.
Mimo oporów mojego ostatnio dość rozleniwionego ciała, zwlekłam się z łóżka i ruszyłam prosto do łazienki. Jednym z plusów wczesnego wstawania jest to, że nikt nie okupuje ci łazienki, kiedy ty bardzo chcesz z niej skorzystać. Natychmiast przemyłam twarz zimną wodą, aby się jakoś dobudzić, po czym westchnęłam ciężko widząc swoje lustrzane odbicie. Moje zielone oczy straciły nieco ze swojego dawnego blasku i choć na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, one wciąż wydawały się być smutne. Włosy przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy, powywijane na wszystkie strony, ale to pewnie dlatego, że dopiero co wstałam z łóżka i nawet nie pofatygowałam się, aby je jakoś doprowadzić do porządku. Cienie pod oczami zdradzały natomiast, że nie miałam zbyt dobrego snu w ostatnim czasie. Mój młodszy brat Charlie żartobliwie mówił, że wyglądam jak wygłodniały wampir, tylko brakuje mi kłów. Może coś w tym faktycznie było, tym bardziej, że potrafiłam sobie siebie wyobrazić w tej roli, kiedy stałam przed lustrem w takim stanie. Jakbym co najmniej wyszła z trumny po kilku ładnych dekadach, aczkolwiek wampir pewnie zrobiłby to w iście mistrzowskim stylu nie psując sobie przy tym fryzury. I z pewnością nie spałby w owej trumnie w piżamie złożonej z krótkich zółtych spodenek i zielonego podkoszulka. Przeczesałam włosy szczotką i związałam je, aby nie przeszkadzały mi podczas robienia śniadania. Następnie skierowałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę dokładnie sprawdzając jej zawartość, by zaraz po tym przygotować wszystkie składniki do zrobienia omletu. Uporałam się z tym dość szybko, tak, że, gdy mój tata wszedł do kuchni, omlety już czekały na stole.
- Jesteś aniołem – powiedział tata, a ja posłałam mu słaby uśmiech, spoglądając na niego, gdy zasiadał do stołu.
- Charlie śpi? – spytałam, stojąc oparta o kuchenne szafki. Tata kiwnął głową. Westchnęłam cicho i zrezygnowana ruszyłam prosto do pokoju mojego brata, który jak zauważyłam, smacznie spał na łóżku ze skopaną pościelą. Szturchnęłam go w ramię, ale nie zareagował. Zawsze podziwiałam jego twardy sen. Nie widząc innej możliwości, uszczypnęłam go w rękę, a ten natychmiast zerwał się z łóżka wibjając we mnie mordercze spojrzenie.
- Chodź na śniadanie – powiedziałam i uśmiechnęłam się niewinnie, po czym szybko czmychnęłam z jego pokoju, aby przypadkiem nie dostać czymś co znajdowało się w zasięgu jego ręki, zastanawiając się jednocześnie jak właściwie zdołałam otworzyć drzwi, widząc, że tuż za nimi znajdowała się pokaźniej wielkości sterta ciuchów.
- A te ubrania, to masz wrzucić do pralki. To nie jest żadna filozofia Charlie, z tym nawet ty możesz sobie poradzić – krzyknęłam do niego, gdy już wyszłam na korytarz. Chłopak coś tam mamrotał pod nosem i go zupełnie nie zrozumiałam, ale nie zamierzałam się wracać, żeby dowiedzieć się, co też ten trzynastolatek miał mi do powiedzenia na temat budzenia go o tak wczesnej porze. Prawdopodobnie i tak nie było to nic, czego bym wcześniej nie słyszała. Jakieś pięć minut później Charlie w końcu dołączył do mnie i taty w kuchni podczas porannego posiłku. Właściwie przysypiał nad talerzem, więc co jakiś czas szturchałam go lekko, choć nie ukrywałam, że miałam ochotę zobaczyć jego buźkę w talerzu z jedzeniem. Lecz jak na dobrą starszą siostrę przystało nie mogłam na to pozwolić, choć Charlie w ogóle tego nie doceniał i sam szturchał mnie bez powodu. Od roku śniadania nie były juz takie same. Najczęściej jedliśmy w milczeniu, czasem wymienialiśmy się planami na poszczególny dzień, jeśli ktoś się nimi jakoś szczególnie wybijał, co nie zdarzało się zbyt czesto. Najwyraźniej przeklęta rutyna dopadła nie tylko mnie. Tata najczęściej pracował, albo siedział w domu i czytał gazetę w fotelu, albo oglądał telewizję. Charlie albo był w szkole, albo siedział w domu przed komputerem. Ewentualnie szedł spotkać się ze swoim najlepszym kumplem, ale wracał dość szybko, by potem razem z nim grać w jakąś grę przez internet, nie sądziłam żeby w wakacje, które dopiero co się zaczęły, miało się to zmienić. A ja? Cóż, uczyłam się, jak zwyczajna osiemnastolatka chodziłam do szkoły, po szkole, pracowałam jako pomocnica kucharza w knajpie o wątpliwej jakości usług, właściwie po znajomości, a także zajmowałam się domem i tak mijał mi dzień za dniem w ciągu ostatniego roku. Od wypadku i śmierci mamy tak wiele się zmieniło, a jednocześnie życie naszej trójki niemal stanęło w miejscu. Jedynie mój starszy brat, Humphrey, ruszył dalej i zaczął studiować w Londynie, chociaż z początku miał wątpliwości co do tego, czy sobie bez niego poradzimy. Jeśli o mnie chodzi, to przynajmniej miałam jedną osobę mniej do wyżywienia. Nie zmieniało to jednak faktu, że za nim tęskniłam. Niby to tylko ponad dwie godziny drogi, ale zawsze jakoś brakowało czasu na odwiedziny i w efekcie widzieliśmy się tylko kilka razy w ciągu całego roku. Miałam nadzieję, że chociaż wakacje coś zmienią.
Tata po zjedzeniu śniadania zaczął się przygotowywać do pracy, Charlie natomiast postanowił wrócić do swojej wcześniejszej czynności, czemu się generalnie nie dziwiłam, bo sama chętnie poszłabym w jego ślady i ucięła sobie jeszcze krótką drzemkę, ale czekało mnie jeszcze zmywanie po śniadaniu, nastawienie prania, powierzchowne wysprzątanie domu, bo po pracy zwykle byłam tak padnięta, że nie miałam ochoty nic robić i ogarnięcie się, żeby wyglądać jakoś przyzwoicie i by nie straszyć swoim wyglądem. Ze swoim wyglądem tak czy inaczej nie wiele robiłam. Ubrałam się w wygodne ciuchy, rozczesałam włosy i upięłam je w kok i zakryłam nieco cienie pod oczami, chociaż właściwie siedząc w kuchni nie potrzebowałam dobrze wyglądać, tylko musiałam dobrze wykonywać swoją pracę. Jakoś po jedenastej powiedziałam już grającemu na komputerze bratu, że wychodzę, po czym ruszyłam do garażu wyciągnąć rower. Właściwie wystarczyło mi zaledwie niewiele ponad dziesięć minut na dojazd do pracy rowerem, ale lubiłam jeszcze pójść przed pracą do sklepu muzycznego mieszczącego się na przeciwko knajpy. Już miałam wsiadać na rower na podjeździe i odjechać, kiedy zatrzymał mnie czyjś głos.
- Audrey? – usłyszałam i podniosłam głowę, zauważając chłopaka, skrywającego twarz pod czapką z daszkiem. Zmarszczyłam czoło, nie mając pojęcia, skąd ten ktoś znał moje imię. I nagle wszystko stało się jasne, kiedy chłopak poprawił czapkę ukazując przy tym swoją facjatę.
- Kogóż ja widzę, toż to Liam Payne we własnej osobie – odezwałam się, a kąciki moich ust automatycznie uniosły się ku górze. – Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę na żywo, a nie na okładkach atakujących mnie zewsząd gazet – dodałam, a chłopak odwzajemnił uśmiech. Właściwie się zastanawiałam, czy nie powinnam mówić tego ciszej. Jeszcze któraś szalona fanka wystawi łeb ze swojego domu i rzuci się na biednego chłopaka, zanim ten zdąży otworzyć usta. Nawet specjalnie się rozejrzałam, szukając potencjalnego zagrożenia.- Możesz tak sobie chodzić bez żadnej ochrony? Nie boisz się, że zostaniesz zaatakowany przez tłum fanów? – zażartowałam, trzymając mocno swój rower, aby tylko nie upadł. Liam zaśmiał się, jednocześnie wydawał się bacznie mnie obserwować.
- Nie, jestem w końcu u siebie. Zawsze mogę szybko zabarykadować się w domu – odparł. Nie sądziłam, aby to mogło powstrzymać rozszalałe fanki, ale w żaden sposób tego nie skomentowałam.- Rany, jak ja dawno cię nie widziałem. Ile to już minęło, półtorej roku? – potwierdziłam to kiwnięciem głowy. Trochę dziwnie było go tu teraz widzieć. Niegdyś, jako dzieci bawiliśmy się razem na podwórku, spędzaliśmy mnóstwo czasu w swoim towarzystwie, z czasem każde poszło w inną stronę, niemniej jednak wciąż byliśmy sąsiadami, którzy potrafili przegadać połowę wieczoru siedząc przed domem. Ale potem Liam zaczął robić karierę i tak się mijaliśmy, jak tylko był w domu, najpewniej nie myślał o tym, aby sprawdzać co tam u sąsiadki, skupiał się tylko na tym, aby pobyć z rodziną i odpocząć od tego całego zamieszania. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Będąc na jego miejscu też prawdopodobnie nie miałabym do takich rzeczy głowy, gdyby nagle wszyscy oszaleli na moim punkcie.
- Co tam u ciebie? – zapytał.
- Dobrze – odpowiedziałam wymijająco. Naprawdę nie miałam w tej chwili ochoty wdawać się w nieprzyjemne szczegóły z mojego życia. Z resztą jaki sens był w zanudzaniu go opowieściami o moim nudnym życiu? Chłopak przyjrzał mi się nie bardzo mi wierząc. Zapewne znowu nie wyglądałam jak osoba, u której faktycznie jest dobrze. – Na długo przyjechałeś? – spytałam, chcąc uniknąć ewentualnych pytań.
- Na parę dni. Chłopcy niedługo do mnie dołączą, a potem jedziemy do Birmingham, tam się zatrzymamy na chwilę, a później ruszamy do Londynu – wyjaśnił dokładnie. Gdy mu się tak przyglądałam, zdałam sobie sprawę, jak nieswojo czujemy się w swoim towarzystwie. Czas zrobił swoje. Dzielila nas niemal przepaść. Ja, cały czas tkwiłam w Wolverhampton, pracowałam, zajmowałam się domem i nauką, podczas gdy on koncertował po świecie, był zapraszany na liczne imprezy, o których większość mogłaby tylko pomarzyć, spotykał się z gwiazdami i z resztą sam był gwiazdą, z całą masą fanów. I przede wszystkim robił to, co kochał. Jego marzenie się spełniło. A mi pozostało tylko tworzenie wyimaginowanego świata, w którym wszystko układa się po mojej myśli i gdzie nie trzeba dostosowywać swoich marzeń i celów do nowej rzeczywistości.
- Miło było cię wiedzieć Liam, ale muszę lecieć do pracy – powiedziałam, stwierdzając, że chyba dobrze się będzie pożegnać, widząc jak bardzo to jest dla nas dziwne.
- Do pracy? – zdziwił się, marszcząc czoło. Wyraźnie się tego nie spodziewał. Cóż, mi kasa nie wpływała na konto, podczas gdy siedziałam sobie na kanapie w danej chwili nic konkretnego nie robiąc.
- Tak, pracuję w knajpie- sprecyzowałam.
- Jesteś ostatnią osobą, po której spodziewałbym się pracy w knajpie – zaśmiał się. Spojrzałam na niego pytająco. – Po prostu jakoś mi do tego nie pasujesz. Sądziłem, że prędzej będziesz asystować jakiejś nauczycielce tańca, albo pracować w jakimś ośrodku kulturalnym – dodał, a ja wzruszyłam obojętnie ramionami. Kiedyś sama tak sądziłam i nie spodziewałam się, że wyląduję w kuchni obskurnej knajpy.- Właśnie, musisz koniecznie poznać moją dziewczynę, jest tancerką, na pewno się dogadacie – powiedział z wyraźnym entuzjazmem, którego ja, choćbym chciała, nie podzielałam. Spuściłam na moment wzrok i wbiłam go w ziemię, kopiąc przy okazji butem jakiś kamień.
- Ja już nie tańczę, Liam. To zamknięty rozdział – odezwałam się po chwili milczenia. Podniosłam wzrok i zauważyłam jego skołowaną minę. Podrapał się niepewnie po karku chyba nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Dlaczego? – spytał jednocześnie zaskoczony jak i zaciekawiony tym co usłyszał.
- Po prostu – wzruszeniem ramion usiłowałam ukryć to, jak trudny był to dla mnie temat. Widziałam, że nie był usatysfakcjonowany moją odpowiedzią, ale był na tyle taktowny, że nie drążył tego tematu. Wbił dłonie w kieszenie spodni przyglądając mi się w milczeniu. Pewnie dostrzegał to, co inni moi dawni znajomi i przyjaciele, z którymi kontakty ograniczyłam do absolutnego minimum.
- Daleko stąd pracujesz? – spytał nie stąd ni zowąd, ja pokręciłam przecząco głową.
- Na rowerze dojeżdżam w dziesięć minut – odrzekłam.
- No to jesteś skazana na moje towarzystwo droga sąsiadko – powiedział i posłał mi serdeczny uśmiech, który odwzajemniłam, po czym ruszyliśmy, ja prowadziłam rower, a on szedł obok mnie. Sądziłam, że podczas naszej drogi będzie przytłaczała nas cisza, jednakże niebawem okazało się, że niepotrzebnie się martwiłam. Rozmowa zaczęła nam się w końcu kleić, kiedy zaczęliśmy wspominać dawne czasy. Potem Liam zaczął opowiadać o tym wszystkim, co działo się u niego w ciągu ostatniego czasu, nawet nie zorientowawszy się, że właściwie on cały czas mówił. Ilekroć chciał dowiedzieć się co u mnie zręcznie sprowadzałam rozmowę na inne tory. Nie miałam mu nic ciekawego do powiedzenia, dlatego lepiej było zadawać mu pytania i czekać na wyczerpujące wypowiedzi. Trochę się czułam, jakbym przeprowadzała z nim wywiad. Odpowiadał pełnymi zdaniami, rozwijał swoje wypowiedzi, jak przypuszczałam, musiał się tego nauczyć w ostatnim czasie. Wywiadów bowiem pewnie przeprowadzali z nim mnóstwo. Po drodze kilkakrotnie musiał zsuwać czapkę nieco bardziej na twarz, aby jakieś rozchichotane nastolatki przypadkiem go nie rozpoznały. Właściwie się dziwiłam, że nikt go jeszcze nie zaczepił. Pewnie powinnam czuć się wyróżniona, bo oto spędzałam czas z jednym z członków One Direction, które robiło teraz oszałamiającą karierę. Ale ja po prostu się czułam zwyczajnie, jak przystało na dziewczynę, która rozmawia ze swoim starym przyjacielem. W końcu stanęliśmy pod knajpą. Stojąc tak z nim i patrząc na lokal stwierdziłam, że chyba lepiej byłoby, gdyby tego nie widział. Chyba nie dostrzegałam tego wcześniej, jak bardzo knajpa była zaniedbana. Liam nawet jeśli chciał to skomentować, nie zrobił tego, ale nie musiał. Widziałam po minie jego ogromne zaskoczenie. Uśmiechnęłam się dla niepoznaki i poprowadziłam go w stronę zaułka, w którym znajdowało się wejście na zaplecze.
- Cóż, oto moje królestwo – rzekłam wskazując na drzwi.- Naprawdę miło mi było spędzić z tobą czas – powiedziałam grzecznie i uśmiechnęłam się w podzięce za dotrzymanie mi towarzystwa w czasie drogi do pracy. Ale Liam nie odwzajemnił uśmiechu i to mnie nieco zmartwiło.
- Co się dzieje, Audrey? – zadał mi pytanie, ale ja nie wiedziałam co mam mu na to odpowiedzieć.
- Nic.
- Kłamanie wciąż ci nie wychodzi – stwierdził. Westchnęłam ciężko i przypięłam rower, aby przypadkiem ktoś nie zechciał go ukraść.
- Zawsze trzeba próbować – odparłam uśmiechając się nieznacznie i usiłując go tym samym zbyć.
- Macie jakieś problemy? – spytał. Pokręciłam głową.
- Daj spokój, Liam. Nic się nie dzieje – najwyraźniej chłopak niewiele się zmienił. Wciąż był tym samym Liam’em, który troszczy się o wszystkich, nawet o dawnych przyjaciół, ale ja bynajmniej nie potrzebowałam jego troski. Chłopak na razie dał za wygraną, ale sądziłam, że jeszcze do tego wrócimy o ile uda nam się spotkać jeszcze przed jego wyjazdem.
- Spodziewaj się mnie i chłopaków w najbliższym czasie – usłyszawszy to, wytrzeszczyłam oczy. Liam zaśmiał się, widząc mój wyraz twarzy. – Wyglądasz, jakbym co najmniej powiedział, że przyprowadzę ze sobą kosmitów – właściwie to co powiedział niewiele różniło się od tego, co przetworzył mój mózg. Dwie inne osoby to już tłum, a co dopiero cała piątka. Facetów. Nie to, żebym coś do nich miała, niemniej jednak wiedziałam, że to będzie dla mnie trochę niekomfortowe. Nie wiedziałam tylko jak mu to sensownie wytłumaczyć. – Oni nie gryzą Aud. Są idiotami, ale naprawdę nie gryzą. – powiedział z rozbawieniem, jakby wyczuł co chciałam mu powiedzieć. Postanowiłam mu zatem zaufać.
- O…okey – zająknęłam się. – To do zobaczenia, wkrótce, nie? – zwróciłam się do niego, stojąc już tuż przed drzwiami. Chłopak kiwnął głową i uśmiechnął się. Zrobiłam to samo, po czym pomachawszy mu, otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

1 komentarz:

  1. Hej! Na samym początku chciałabym Ci ogromnie podziękować za miły komentarz na moim blogu :) Miło jest wiedzieć, że ktoś czyta moje bazgroły ^.^ A więc trafiłam do Ciebie już nieco wcześniej, z jakiegoś bloga, na którym znalazłam się przypadkowo. Tak czy siak, zdecydowałam się zostać na dłużej :) Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to, że będę komentować każdy rozdział z osobna? Osobiście nie lubię wprowadzać chaosu, dlatego wolę pomału wszystko poukładać ^.^
    Tak więc już od razu mogę powiedzieć, że uwielbiam Twój styl pisania. Najdrobniejsza i najzwyklejsza czynność staje się ciekawsza, kiedy opisuje się to w tak lekki sposób. W dodatku historia również jest warta uwagi. Co prawda zdarzyło mi się już przeczytać o tym, jak to jedna z przyjaciółek któregoś z chłopców spotyka się z nimi po czasie, w którym oni zdobyli tak wielką sławę. Jednakże Twoja w szczególności przyciągnęła moją uwagę. Przykra sytuacja w domu Aud, śmierć mamy... Ech, to takie smutne. W dodatku musiała nagle przejąć wszystkie jej obowiązki. Na pewno jest jej trudno, zwłaszcza że odczuła to, że popada w rutynę. Dobrze, że zjawił się Liam. Jestem głęboko przekonana, że w pewnym sensie spotkanie z nim jej pomogło. Zwłaszcza, że ma poznać resztę wariatów ^.^ Koniec paplania, nadrabiam kolejne rozdziały ^.^

    OdpowiedzUsuń