Nie pytajcie mnie co ja właściwie robię, bo ja sama nie wiem, ktoś
zdecydowanie powinien mną wstrząsnąć i wybić ten idiotyczny pomysł z
głowy, ale w tej chwili nikogo tak uprzejmego obok mnie nie ma, zatem
dlatego robię takie rzeczy jak pisanie opowiadania o 1D. O bogowie,
zaprzedałam duszę diabłu i dałam się się wciągnąć w idiotyczną manię, co
jest do mnie zupełnie nie podobne. Uległam, przyznaję, urokowi tych
chłopców, bo uroku to nie da się im odmówić. O nie, czy wy mnie
słyszycie, a raczej czy wy widzicie co ja piszę? Jeszcze bardziej się
pogrążam. Niech że mnie któraś stuknie młotkiem, zanim naprawdę coś tu
zamieszczę. A może nie. Okey, drogie fanki 1D, teraz jesteście skazane
na moją twórczość. Nie bijcie za to, że spieprzyłam wam wizję chłopaków,
albo może bijcie. Może mnie to zniechęci i przestanę pisać. Liczę na
konstruktywną krytykę z waszej strony, chciałabym, aby obyło się w razie
czego bez rzucania mięsem, ale cóż, jestem świadoma tego, na co się
porywam i że komuś się to może nie spodobać. Ale tak czy inaczej
zapraszam do czytania. A niech mnie, ostatnia szansa na wycofanie się. A
nie, jednak nie ;P.
Szary, zwyczajny poranek, jakiego można się spodziewać w
Wolverhampton. Nie musiałam nawet otwierać oczu, by wiedzieć, jaka jest
pogoda za oknem i nie tylko dlatego, że oglądałam poprzedniego wieczoru
prognozę pogody, nie musiałam również tego robić, by mieć pojęcie o tym,
jaki będzie mój dzień. Moje życie było tak nudne, że jedyne, czego
oczekiwałam, to rutyna. Tak jak każdego dnia obudził mnie budzik równo o
siódmej. Oczywiście mogłam pospać sobie nieco dłużej, takie w końcu
były uroki pracowania w knajpie, jednakże byłam świadoma tego, że ani
mój brat, ani ojciec nie są w stanie przygotować sobie śniadania,
dlatego każdego ranka budziłam się wcześniej, by przygotować im posiłek.
Mimo, iż naprawdę ceniłam sobie dodatkowe godziny snu, wyrzuty sumienia
z tego powodu, że ojciec mógłby pójść do pracy bez zjedzenia śniadania,
byłyby silniejsze. O młodszego brata właściwie sie nie martwiłam. I tak
siedział cały dzień w domu, grając w gry komputerowe, zatem lodówkę
miał niemal pod ręką, ale tak czy inaczej wolałam mieć pewność, że ten
zje coś pożywnego, a nie postanowi sobie zjeść połowy słoika nutelli na
śniadanie.
Mimo oporów mojego ostatnio dość rozleniwionego ciała, zwlekłam się z
łóżka i ruszyłam prosto do łazienki. Jednym z plusów wczesnego wstawania
jest to, że nikt nie okupuje ci łazienki, kiedy ty bardzo chcesz z niej
skorzystać. Natychmiast przemyłam twarz zimną wodą, aby się jakoś
dobudzić, po czym westchnęłam ciężko widząc swoje lustrzane odbicie.
Moje zielone oczy straciły nieco ze swojego dawnego blasku i choć na
mojej twarzy pojawiał się uśmiech, one wciąż wydawały się być smutne.
Włosy przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy, powywijane na wszystkie
strony, ale to pewnie dlatego, że dopiero co wstałam z łóżka i nawet nie
pofatygowałam się, aby je jakoś doprowadzić do porządku. Cienie pod
oczami zdradzały natomiast, że nie miałam zbyt dobrego snu w ostatnim
czasie. Mój młodszy brat Charlie żartobliwie mówił, że wyglądam jak
wygłodniały wampir, tylko brakuje mi kłów. Może coś w tym faktycznie
było, tym bardziej, że potrafiłam sobie siebie wyobrazić w tej roli,
kiedy stałam przed lustrem w takim stanie. Jakbym co najmniej wyszła z
trumny po kilku ładnych dekadach, aczkolwiek wampir pewnie zrobiłby to w
iście mistrzowskim stylu nie psując sobie przy tym fryzury. I z
pewnością nie spałby w owej trumnie w piżamie złożonej z krótkich
zółtych spodenek i zielonego podkoszulka. Przeczesałam włosy szczotką i
związałam je, aby nie przeszkadzały mi podczas robienia śniadania.
Następnie skierowałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę dokładnie
sprawdzając jej zawartość, by zaraz po tym przygotować wszystkie
składniki do zrobienia omletu. Uporałam się z tym dość szybko, tak, że,
gdy mój tata wszedł do kuchni, omlety już czekały na stole.
- Jesteś aniołem – powiedział tata, a ja posłałam mu słaby uśmiech, spoglądając na niego, gdy zasiadał do stołu.
- Charlie śpi? – spytałam, stojąc oparta o kuchenne szafki. Tata kiwnął
głową. Westchnęłam cicho i zrezygnowana ruszyłam prosto do pokoju mojego
brata, który jak zauważyłam, smacznie spał na łóżku ze skopaną
pościelą. Szturchnęłam go w ramię, ale nie zareagował. Zawsze
podziwiałam jego twardy sen. Nie widząc innej możliwości, uszczypnęłam
go w rękę, a ten natychmiast zerwał się z łóżka wibjając we mnie
mordercze spojrzenie.
- Chodź na śniadanie – powiedziałam i uśmiechnęłam się niewinnie, po
czym szybko czmychnęłam z jego pokoju, aby przypadkiem nie dostać czymś
co znajdowało się w zasięgu jego ręki, zastanawiając się jednocześnie
jak właściwie zdołałam otworzyć drzwi, widząc, że tuż za nimi znajdowała
się pokaźniej wielkości sterta ciuchów.
- A te ubrania, to masz wrzucić do pralki. To nie jest żadna filozofia
Charlie, z tym nawet ty możesz sobie poradzić – krzyknęłam do niego, gdy
już wyszłam na korytarz. Chłopak coś tam mamrotał pod nosem i go
zupełnie nie zrozumiałam, ale nie zamierzałam się wracać, żeby
dowiedzieć się, co też ten trzynastolatek miał mi do powiedzenia na
temat budzenia go o tak wczesnej porze. Prawdopodobnie i tak nie było to
nic, czego bym wcześniej nie słyszała. Jakieś pięć minut później
Charlie w końcu dołączył do mnie i taty w kuchni podczas porannego
posiłku. Właściwie przysypiał nad talerzem, więc co jakiś czas
szturchałam go lekko, choć nie ukrywałam, że miałam ochotę zobaczyć jego
buźkę w talerzu z jedzeniem. Lecz jak na dobrą starszą siostrę
przystało nie mogłam na to pozwolić, choć Charlie w ogóle tego nie
doceniał i sam szturchał mnie bez powodu. Od roku śniadania nie były juz
takie same. Najczęściej jedliśmy w milczeniu, czasem wymienialiśmy się
planami na poszczególny dzień, jeśli ktoś się nimi jakoś szczególnie
wybijał, co nie zdarzało się zbyt czesto. Najwyraźniej przeklęta rutyna
dopadła nie tylko mnie. Tata najczęściej pracował, albo siedział w domu i
czytał gazetę w fotelu, albo oglądał telewizję. Charlie albo był w
szkole, albo siedział w domu przed komputerem. Ewentualnie szedł spotkać
się ze swoim najlepszym kumplem, ale wracał dość szybko, by potem razem
z nim grać w jakąś grę przez internet, nie sądziłam żeby w wakacje,
które dopiero co się zaczęły, miało się to zmienić. A ja? Cóż, uczyłam
się, jak zwyczajna osiemnastolatka chodziłam do szkoły, po szkole,
pracowałam jako pomocnica kucharza w knajpie o wątpliwej jakości usług,
właściwie po znajomości, a także zajmowałam się domem i tak mijał mi
dzień za dniem w ciągu ostatniego roku. Od wypadku i śmierci mamy tak
wiele się zmieniło, a jednocześnie życie naszej trójki niemal stanęło w
miejscu. Jedynie mój starszy brat, Humphrey, ruszył dalej i zaczął
studiować w Londynie, chociaż z początku miał wątpliwości co do tego,
czy sobie bez niego poradzimy. Jeśli o mnie chodzi, to przynajmniej
miałam jedną osobę mniej do wyżywienia. Nie zmieniało to jednak faktu,
że za nim tęskniłam. Niby to tylko ponad dwie godziny drogi, ale zawsze
jakoś brakowało czasu na odwiedziny i w efekcie widzieliśmy się tylko
kilka razy w ciągu całego roku. Miałam nadzieję, że chociaż wakacje coś
zmienią.
Tata po zjedzeniu śniadania zaczął się przygotowywać do pracy, Charlie
natomiast postanowił wrócić do swojej wcześniejszej czynności, czemu się
generalnie nie dziwiłam, bo sama chętnie poszłabym w jego ślady i
ucięła sobie jeszcze krótką drzemkę, ale czekało mnie jeszcze zmywanie
po śniadaniu, nastawienie prania, powierzchowne wysprzątanie domu, bo po
pracy zwykle byłam tak padnięta, że nie miałam ochoty nic robić i
ogarnięcie się, żeby wyglądać jakoś przyzwoicie i by nie straszyć swoim
wyglądem. Ze swoim wyglądem tak czy inaczej nie wiele robiłam. Ubrałam
się w wygodne ciuchy, rozczesałam włosy i upięłam je w kok i zakryłam
nieco cienie pod oczami, chociaż właściwie siedząc w kuchni nie
potrzebowałam dobrze wyglądać, tylko musiałam dobrze wykonywać swoją
pracę. Jakoś po jedenastej powiedziałam już grającemu na komputerze
bratu, że wychodzę, po czym ruszyłam do garażu wyciągnąć rower.
Właściwie wystarczyło mi zaledwie niewiele ponad dziesięć minut na
dojazd do pracy rowerem, ale lubiłam jeszcze pójść przed pracą do sklepu
muzycznego mieszczącego się na przeciwko knajpy. Już miałam wsiadać na
rower na podjeździe i odjechać, kiedy zatrzymał mnie czyjś głos.
- Audrey? – usłyszałam i podniosłam głowę, zauważając chłopaka,
skrywającego twarz pod czapką z daszkiem. Zmarszczyłam czoło, nie mając
pojęcia, skąd ten ktoś znał moje imię. I nagle wszystko stało się jasne,
kiedy chłopak poprawił czapkę ukazując przy tym swoją facjatę.
- Kogóż ja widzę, toż to Liam Payne we własnej osobie – odezwałam się, a
kąciki moich ust automatycznie uniosły się ku górze. – Nie spodziewałam
się, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę na żywo, a nie na okładkach
atakujących mnie zewsząd gazet – dodałam, a chłopak odwzajemnił uśmiech.
Właściwie się zastanawiałam, czy nie powinnam mówić tego ciszej.
Jeszcze któraś szalona fanka wystawi łeb ze swojego domu i rzuci się na
biednego chłopaka, zanim ten zdąży otworzyć usta. Nawet specjalnie się
rozejrzałam, szukając potencjalnego zagrożenia.- Możesz tak sobie
chodzić bez żadnej ochrony? Nie boisz się, że zostaniesz zaatakowany
przez tłum fanów? – zażartowałam, trzymając mocno swój rower, aby tylko
nie upadł. Liam zaśmiał się, jednocześnie wydawał się bacznie mnie
obserwować.
- Nie, jestem w końcu u siebie. Zawsze mogę szybko zabarykadować się w
domu – odparł. Nie sądziłam, aby to mogło powstrzymać rozszalałe fanki,
ale w żaden sposób tego nie skomentowałam.- Rany, jak ja dawno cię nie
widziałem. Ile to już minęło, półtorej roku? – potwierdziłam to
kiwnięciem głowy. Trochę dziwnie było go tu teraz widzieć. Niegdyś, jako
dzieci bawiliśmy się razem na podwórku, spędzaliśmy mnóstwo czasu w
swoim towarzystwie, z czasem każde poszło w inną stronę, niemniej jednak
wciąż byliśmy sąsiadami, którzy potrafili przegadać połowę wieczoru
siedząc przed domem. Ale potem Liam zaczął robić karierę i tak się
mijaliśmy, jak tylko był w domu, najpewniej nie myślał o tym, aby
sprawdzać co tam u sąsiadki, skupiał się tylko na tym, aby pobyć z
rodziną i odpocząć od tego całego zamieszania. A przynajmniej tak to
sobie tłumaczyłam. Będąc na jego miejscu też prawdopodobnie nie miałabym
do takich rzeczy głowy, gdyby nagle wszyscy oszaleli na moim punkcie.
- Co tam u ciebie? – zapytał.
- Dobrze – odpowiedziałam wymijająco. Naprawdę nie miałam w tej chwili
ochoty wdawać się w nieprzyjemne szczegóły z mojego życia. Z resztą jaki
sens był w zanudzaniu go opowieściami o moim nudnym życiu? Chłopak
przyjrzał mi się nie bardzo mi wierząc. Zapewne znowu nie wyglądałam jak
osoba, u której faktycznie jest dobrze. – Na długo przyjechałeś? –
spytałam, chcąc uniknąć ewentualnych pytań.
- Na parę dni. Chłopcy niedługo do mnie dołączą, a potem jedziemy do
Birmingham, tam się zatrzymamy na chwilę, a później ruszamy do Londynu –
wyjaśnił dokładnie. Gdy mu się tak przyglądałam, zdałam sobie sprawę,
jak nieswojo czujemy się w swoim towarzystwie. Czas zrobił swoje.
Dzielila nas niemal przepaść. Ja, cały czas tkwiłam w Wolverhampton,
pracowałam, zajmowałam się domem i nauką, podczas gdy on koncertował po
świecie, był zapraszany na liczne imprezy, o których większość mogłaby
tylko pomarzyć, spotykał się z gwiazdami i z resztą sam był gwiazdą, z
całą masą fanów. I przede wszystkim robił to, co kochał. Jego marzenie
się spełniło. A mi pozostało tylko tworzenie wyimaginowanego świata, w
którym wszystko układa się po mojej myśli i gdzie nie trzeba
dostosowywać swoich marzeń i celów do nowej rzeczywistości.
- Miło było cię wiedzieć Liam, ale muszę lecieć do pracy – powiedziałam,
stwierdzając, że chyba dobrze się będzie pożegnać, widząc jak bardzo to
jest dla nas dziwne.
- Do pracy? – zdziwił się, marszcząc czoło. Wyraźnie się tego nie
spodziewał. Cóż, mi kasa nie wpływała na konto, podczas gdy siedziałam
sobie na kanapie w danej chwili nic konkretnego nie robiąc.
- Tak, pracuję w knajpie- sprecyzowałam.
- Jesteś ostatnią osobą, po której spodziewałbym się pracy w knajpie –
zaśmiał się. Spojrzałam na niego pytająco. – Po prostu jakoś mi do tego
nie pasujesz. Sądziłem, że prędzej będziesz asystować jakiejś
nauczycielce tańca, albo pracować w jakimś ośrodku kulturalnym – dodał, a
ja wzruszyłam obojętnie ramionami. Kiedyś sama tak sądziłam i nie
spodziewałam się, że wyląduję w kuchni obskurnej knajpy.- Właśnie,
musisz koniecznie poznać moją dziewczynę, jest tancerką, na pewno się
dogadacie – powiedział z wyraźnym entuzjazmem, którego ja, choćbym
chciała, nie podzielałam. Spuściłam na moment wzrok i wbiłam go w
ziemię, kopiąc przy okazji butem jakiś kamień.
- Ja już nie tańczę, Liam. To zamknięty rozdział – odezwałam się po
chwili milczenia. Podniosłam wzrok i zauważyłam jego skołowaną minę.
Podrapał się niepewnie po karku chyba nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Dlaczego? – spytał jednocześnie zaskoczony jak i zaciekawiony tym co usłyszał.
- Po prostu – wzruszeniem ramion usiłowałam ukryć to, jak trudny był to
dla mnie temat. Widziałam, że nie był usatysfakcjonowany moją
odpowiedzią, ale był na tyle taktowny, że nie drążył tego tematu. Wbił
dłonie w kieszenie spodni przyglądając mi się w milczeniu. Pewnie
dostrzegał to, co inni moi dawni znajomi i przyjaciele, z którymi
kontakty ograniczyłam do absolutnego minimum.
- Daleko stąd pracujesz? – spytał nie stąd ni zowąd, ja pokręciłam przecząco głową.
- Na rowerze dojeżdżam w dziesięć minut – odrzekłam.
- No to jesteś skazana na moje towarzystwo droga sąsiadko – powiedział i
posłał mi serdeczny uśmiech, który odwzajemniłam, po czym ruszyliśmy,
ja prowadziłam rower, a on szedł obok mnie. Sądziłam, że podczas naszej
drogi będzie przytłaczała nas cisza, jednakże niebawem okazało się, że
niepotrzebnie się martwiłam. Rozmowa zaczęła nam się w końcu kleić,
kiedy zaczęliśmy wspominać dawne czasy. Potem Liam zaczął opowiadać o
tym wszystkim, co działo się u niego w ciągu ostatniego czasu, nawet nie
zorientowawszy się, że właściwie on cały czas mówił. Ilekroć chciał
dowiedzieć się co u mnie zręcznie sprowadzałam rozmowę na inne tory. Nie
miałam mu nic ciekawego do powiedzenia, dlatego lepiej było zadawać mu
pytania i czekać na wyczerpujące wypowiedzi. Trochę się czułam, jakbym
przeprowadzała z nim wywiad. Odpowiadał pełnymi zdaniami, rozwijał swoje
wypowiedzi, jak przypuszczałam, musiał się tego nauczyć w ostatnim
czasie. Wywiadów bowiem pewnie przeprowadzali z nim mnóstwo. Po drodze
kilkakrotnie musiał zsuwać czapkę nieco bardziej na twarz, aby jakieś
rozchichotane nastolatki przypadkiem go nie rozpoznały. Właściwie się
dziwiłam, że nikt go jeszcze nie zaczepił. Pewnie powinnam czuć się
wyróżniona, bo oto spędzałam czas z jednym z członków One Direction,
które robiło teraz oszałamiającą karierę. Ale ja po prostu się czułam
zwyczajnie, jak przystało na dziewczynę, która rozmawia ze swoim starym
przyjacielem. W końcu stanęliśmy pod knajpą. Stojąc tak z nim i patrząc
na lokal stwierdziłam, że chyba lepiej byłoby, gdyby tego nie widział.
Chyba nie dostrzegałam tego wcześniej, jak bardzo knajpa była
zaniedbana. Liam nawet jeśli chciał to skomentować, nie zrobił tego, ale
nie musiał. Widziałam po minie jego ogromne zaskoczenie.
Uśmiechnęłam się dla niepoznaki i poprowadziłam go w stronę zaułka, w którym znajdowało się wejście na zaplecze.
- Cóż, oto moje królestwo – rzekłam wskazując na drzwi.- Naprawdę miło mi było spędzić z tobą czas – powiedziałam
grzecznie i uśmiechnęłam się w podzięce za dotrzymanie mi towarzystwa w
czasie drogi do pracy. Ale Liam nie odwzajemnił uśmiechu i to mnie nieco
zmartwiło.
- Co się dzieje, Audrey? – zadał mi pytanie, ale ja nie wiedziałam co mam mu na to odpowiedzieć.
- Nic.
- Kłamanie wciąż ci nie wychodzi – stwierdził. Westchnęłam ciężko i
przypięłam rower, aby przypadkiem ktoś nie zechciał go ukraść.
- Zawsze trzeba próbować – odparłam uśmiechając się nieznacznie i usiłując go tym samym zbyć.
- Macie jakieś problemy? – spytał. Pokręciłam głową.
- Daj spokój, Liam. Nic się nie dzieje – najwyraźniej chłopak niewiele
się zmienił. Wciąż był tym samym Liam’em, który troszczy się o
wszystkich, nawet o dawnych przyjaciół, ale ja bynajmniej nie
potrzebowałam jego troski. Chłopak na razie dał za wygraną, ale
sądziłam, że jeszcze do tego wrócimy o ile uda nam się spotkać jeszcze
przed jego wyjazdem.
- Spodziewaj się mnie i chłopaków w najbliższym czasie – usłyszawszy to,
wytrzeszczyłam oczy. Liam zaśmiał się, widząc mój wyraz twarzy. –
Wyglądasz, jakbym co najmniej powiedział, że przyprowadzę ze sobą
kosmitów – właściwie to co powiedział niewiele różniło się od tego, co
przetworzył mój mózg. Dwie inne osoby to już tłum, a co dopiero cała
piątka. Facetów. Nie to, żebym coś do nich miała, niemniej jednak
wiedziałam, że to będzie dla mnie trochę niekomfortowe. Nie wiedziałam
tylko jak mu to sensownie wytłumaczyć. – Oni nie gryzą Aud. Są idiotami,
ale naprawdę nie gryzą. – powiedział z rozbawieniem, jakby wyczuł co
chciałam mu powiedzieć. Postanowiłam mu zatem zaufać.
- O…okey – zająknęłam się. – To do zobaczenia, wkrótce, nie? –
zwróciłam się do niego, stojąc już tuż przed drzwiami. Chłopak kiwnął
głową i uśmiechnął się. Zrobiłam to samo, po czym pomachawszy mu,
otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Hej! Na samym początku chciałabym Ci ogromnie podziękować za miły komentarz na moim blogu :) Miło jest wiedzieć, że ktoś czyta moje bazgroły ^.^ A więc trafiłam do Ciebie już nieco wcześniej, z jakiegoś bloga, na którym znalazłam się przypadkowo. Tak czy siak, zdecydowałam się zostać na dłużej :) Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to, że będę komentować każdy rozdział z osobna? Osobiście nie lubię wprowadzać chaosu, dlatego wolę pomału wszystko poukładać ^.^
OdpowiedzUsuńTak więc już od razu mogę powiedzieć, że uwielbiam Twój styl pisania. Najdrobniejsza i najzwyklejsza czynność staje się ciekawsza, kiedy opisuje się to w tak lekki sposób. W dodatku historia również jest warta uwagi. Co prawda zdarzyło mi się już przeczytać o tym, jak to jedna z przyjaciółek któregoś z chłopców spotyka się z nimi po czasie, w którym oni zdobyli tak wielką sławę. Jednakże Twoja w szczególności przyciągnęła moją uwagę. Przykra sytuacja w domu Aud, śmierć mamy... Ech, to takie smutne. W dodatku musiała nagle przejąć wszystkie jej obowiązki. Na pewno jest jej trudno, zwłaszcza że odczuła to, że popada w rutynę. Dobrze, że zjawił się Liam. Jestem głęboko przekonana, że w pewnym sensie spotkanie z nim jej pomogło. Zwłaszcza, że ma poznać resztę wariatów ^.^ Koniec paplania, nadrabiam kolejne rozdziały ^.^