Och, nawet nie wiecie, jak cieszy mnie fakt, że ktokolwiek to czyta :D.
Serio. Wprawiacie mnie w dobry humor ;).Jak zauważyliście
rozdziały pojawiają się dość często i są długie (nie mam pojęcia jak ja to
robię), nie wiem ile jeszcze zdołam tak pociągnąć, ale uprzedzam już w razie
czego, że powinniście się spodziewać rozdziałów przynajmniej raz na tydzień,
ewentualnie dwa tygodnie. Ach i mam jeszcze takie pytanie, bo się zastanawiam
właśnie nad opisywaniem tejże historii z różnych perspektyw i chciałabym poznać
opinię na ten temat, czy chcielibyście czytać o tym, co dzieje się w główkach
także innych bohaterów. Dziękuję również za komentarze i szczerze mam nadzieję,
że będzie ich więcej ;). Zapraszam na kolejny rozdział.
Po wyrzuceniu z siebie wszystkich żali zdałam sobie sprawę, jak bardzo tego
potrzebowałam. Jak bardzo potrzebna była mi obecność drugiej osoby, która mogła
mnie wysłuchać. Ja ciągle byłam przekonana, że nikt tego nie zrozumie, że
wygadanie się komukolwiek w niczym mi nie pomoże, a sprawi jedynie, że ludzie
będą postrzegać mnie jako większą ofiarę niż byłam w rzeczywistości. Nie
chciałam tego. Nie chciałam ich litości, nie chciałam widzieć tej ich troski
wymalowanej na twarzy i współczucia widocznego w oczach. Nie potrzebowałam
usłyszeć, że komuś jest przykro z tego powodu. Chciałam jedynie, żeby moje
życie w końcu było normalne, mimo, iż chyba sama sprawiałam, że było jeszcze
gorsze nie dopuszczając innych do siebie i nie pozwalając moim dawnym znajomym
być po prostu przy sobie, kiedy było najciężej. Sądziłam, że tak będzie lepiej.
Nie mogłam się bardziej mylić i zarówno Liam jak i Louis mi to uświadomili.
Potrzebowałam innych do uporania się z moim życiem, bo bez nich wciąż będę
tkwić w martwym punkcie.
Następnego dnia ranek rozpoczęłam z pozytywnym nastawieniem. Miałam zamiar iść
do pracy tak jak zwykle, tyle że musiałam przestać brać do siebie te wszystkie
obelgi i zwyczajnie je ignorować. Wiedziałam, że to będzie trudne, nie byłam
bowiem osobą, która potrafiła puszczać mimo uszu to, co ludzie mówili złego na
mój temat, jednakże chciałam się tego nauczyć. Wierzyłam, że to zrobi ze mnie
silniejszą osobę.
Wstałam wcześniej, zrobiłam ojcu śniadanie, nie budziłam mojego brata, bo ten
dalej się na mnie złościł, a nie chciałam jeszcze bardziej pogarszać sprawy.
Potem jak zwykle doprowadziłam się do ładu, rozczesałam splątane włosy, które
po zrobieniu na noc warkocza układały się w miękkie fale. Wbiłam się w szare spodnie
i białą bluzkę z nadrukiem i klapnęłam sobie na kanapie w salonie, zajadając
się swoim własnym śniadaniem, które składało się ze zwykłych tostów. Włączyłam
telewizor i natrafiłam na jakiś program śniadaniowy, który musiał mi
wystarczyć, jako, że nie miałam cierpliwości do tego, aby szukać po ogromnej
ilości stacji telewizyjnych czegoś interesującego do oglądania, zwłaszcza o tej
porze. Po godzinie dziewiątej na dół zszedł zaspany Charlie i spojrzał na mnie
niepewnie, niewątpliwie zastanawiając się, cóż się takiego stało, że go nie
obudziłam na śniadanie. Postał chwilę w salonie milcząc, po czym skierował się
ślamazarnie do kuchni, gdzie czekał na niego posiłek, by po jakiś dziesięciu
minutach wrócić na górę. Nie umył naczyń, ale to było do przewidzenia. Zaskakujące
było to, że mój własny brat nie potrafił po sobie posprzątać, podczas gdy moi
goście to robili.
W spokoju dokończyłam swojego tosta oglądając telewizję, gdy rozległo się
pukanie do drzwi wejściowych. Zwlekłam się z kanapy odstawiając talerz na
stolik i ruszyłam w stronę drzwi. Właściwie wiedziałam kogo mogę się
spodziewać. Zaskoczyło mnie tylko to, że gdy otworzyłam drzwi zastałam jedynie
Liam'a i Lou.
- Cześć - przywitałam ich i ruchem ręki zaprosiłam ich do środka, jednocześnie
lustrując ich wzrokiem. - Gdzie reszta? - zapytałam patrząc to na jednego to na
drugiego.
- My ci nie wystarczamy? - odpowiedział pytaniem na pytanie Louis, co tak swoją
drogą zaczynało mnie odrobinę irytować i chyba dałam po sobie to poznać.
Strasznie nie lubiłam tego, że z mojej twarzy dało się wyczytać niemal
wszystko. Gdzie tu jakiś element zaskoczenia, gdzie tu jakakolwiek
tajemniczość? Lou wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Lenią się jeszcze w
łóżkach, a my tu przychodzimy z dobrą nowiną- powiedział wesoło jak zwykle
stojąc już naprzeciwko mnie. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się o co też może
chodzić. Splotłam ręce na piersi w oczekiwaniu, cierpliwości zdecydowanie mi
brakowało.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy – oznajmił mi Liam i wbił dłonie do kieszeni
spodni, po czym oparł się o ścianę w korytarzu, uśmiechając się nieśmiało,
jakby nie był pewny, czy to dobry pomysł mówić mi coś takiego.
- Ależ oczywiście, że idę. Czy wy słuchaliście mnie wczoraj? Nie mogę sobie
zrobić ot tak wolnego dnia - odrzekłam, będąc absolutnie przekonaną, że będą
usiłowali zmienić moje zdanie. Nie mogłam do tego dopuścić, gdyż miałam pełną
świadomość, że ulegnę, chociażby dla świętego spokoju.
- Nie masz po co tam iść. Oficjalnie już tam nie pracujesz – odezwał się Lou z
łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, sądząc, pewnie, że ucieszę się z tej
wiadomości, co było tak odległe od rzeczywistości. Ani myślałam się cieszyć.
Stałam tak patrząc na nich wstrząśnięta, mając nadzieję, że to tylko głupi
żart, z którego za chwilę będę się śmiać.
- Jakim cudem? - wykrztusiłam wreszcie, wplatając palce we włosy i
zastanawiając się, czy aby nie zacząć już ich sobie rwać.
- Wczoraj wieczorem złożyliśmy u ciebie w pracy oficjalne wymówienie -
usłyszawszy to, zamrugałam parokrotnie nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Co
oni najlepszego zrobili? Jakim prawem mieszali się w moje życie? To, że
opowiedziałam im o swojej sytuacji nie dawało im żadnego prawa do robienia
czegoś takiego. Przekraczało to wszelkie granice, a Louis wydawał się w ogóle
tego nie pojmować, sądząc po jego zadowoleniu malującym się na twarzy. Wróciłam
do salonu i usiadłam na fotelu ukrywając twarz w dłoniach usiłując uspokoić
emocje, jednocześnie powtarzając sobie w myślach, że to tylko zwykłe żarty, a
oni nic takiego nie zrobili. I uczepiłam się tej myśli, lecz z każdą sekundą
przestawałam w to wierzyć. Odetchnęłam głęboko parę razy i w końcu podniosłam
głowę, w której kłębiło się mnóstwo myśli. Przewijały się również przez nią
przeróżne przekleństwa, których wolałam nie wypowiadać na głos. Z resztą, to
było do mnie takie niepodobne. Takie rzeczy zwykle zatrzymywałam dla siebie. Nawet
w takiej sytuacji starałam się być choć odrobinkę miła. Wbiłam swoje spojrzenie
w tą dwójkę, która podążyła do salonu zaraz za mną. Chłopcy wydawali się już
przeczuwać to, co zaraz miało nadejść.
- Jak mogliście mi to zrobić! - krzyknęłam, patrząc już tylko na Lou. Byłam
pewna, że to on wpadł na tak idiotyczny pomysł. Jak dobrze znałam Liam'a to
wiedziałam, że nigdy nie zrobiłby czegoś za moimi plecami w brew mojej woli. On
był tym rozważnym, dobrym Liam’em, który jednak zawsze pomógłby potrzebującej
tego osobie w granicach rozsądku, a to bynajmniej takie nie było. Na pewno
uległ namowom Tomlinson'a, byłam o tym święcie przekonana.- Świetnie, po prostu
świetnie. Czy wy postanowiliście zniszczyć mi życie? - jęczałam, dając upust
mojemu rozżaleniu przynajmniej w taki sposób, skoro postanowiłam nie rzucać
wyzwiskami na prawo i lewo. Louis podszedł do mnie i chciał mnie przytulić,
abym się nieco uspokoiła, ale pokręciłam stanowczo głową, nie chcąc go w swoim
pobliżu. Byłam na niego zbyt zła.
- Nie próbuj, Tomlinson - warknęłam i odwróciłam wzrok od jego zaskoczonej
miny. I cały dobry humor szlag trafił. Zacisnęłam pięści ze złości, wbijając
sobie boleśnie paznokcie w skórę. Miałam nauczkę za to, że komukolwiek powiedziałam
o mojej sytuacji. Zmieniłam zdanie, nie zamierzałam więcej tego robić. Inni
ludzie wcale nie byli mi potrzebni. Oni tylko wszystko komplikowali, a ja
żadnych komplikacji w życiu nie potrzebowałam.
- Audrey, spokojnie. Nie działaliśmy przeciwko tobie. Chcieliśmy ci pomóc -
Liam usiłował załagodzić sytuację, ale to nie wiele dawało w tej chwili,
ponieważ byłam zbyt wzburzona tym, co usłyszałam i zwyczajnie nad sobą nie
panowałam. Jeszcze nigdy nikt tak często nie wyprowadzał mnie z równowagi w tak
krótkim czasie jak ci chłopcy- Ty się nawet do mnie nie odzywaj. Ja rozumiem,
że on mógł to zrobić, ale żebyś ty był w to jeszcze zamieszany? Nie spodziewałam
się tego po tobie- byłam ewidentnie zawiedziona tym, że Liam dał się w to
wciągnąć. Akurat on. Jedyna osoba, którą bym o to w ogóle nie podejrzewała.
Ufałam mu, a on zawiódł moje zaufanie, czego nie mogłam przeboleć. Chłopakowi
chyba zrobiło się głupio, bo zauważyłam, że spuszcza wzrok. I powinno mu być
głupio za takie zachowanie, ale ten widok sprawił, że poczułam się jak
najgorsza zdzira, która właśnie zjechała przyjaciela za to, że chciał jej
pomóc. Może w rzeczywistości nią byłam? A może Liam próbował wzbudzić we mnie
poczucie winy, żebym dała sobie spokój i wysłuchała co mi mają na ten temat do
powiedzenia? Tak czy inaczej poskutkowało. Niezależnie od tego jak byłam zła,
chciałam usłyszeć ich usprawiedliwienie. - Co wy sobie w ogóle myśleliście? Co
ja mam teraz zrobić? - zadawałam pytania, stopniowo się wyciszając, aczkolwiek
przy tym poczułam, że łzy zaczynają napływać mi do oczu, ponieważ sytuacja
zwyczajnie mnie przerastała i emocje brały górę. Potrząsnęłam głową, chcąc im
to uniemożliwić. Najwyraźniej pomogło.
- Już opanowałaś emocje? - zapytał Louis, ale widząc moją minę, chyba pożałował
swoich słów i zamilknął na moment, lecz zaraz znów podjął temat.- Audrey, to
nic takiego. Powinnaś już to zrobić dawno temu. Jaki sens jest w pracowaniu w
miejscu, w którym czujesz się nieszczęśliwa?
- Taki, że ta praca pomaga mi utrzymać rodzinę - odparłam hardo, broniąc moich
przekonań i udowodnić im, że to, co zrobili było iście szczeniackim
zachowaniem.
- Rozumiem, ale to nie powinno odbywać się twoim kosztem. Zrozum, że to dla
twojego dobra. Odpoczniesz sobie trochę od obowiązków, a potem znajdziemy dla
ciebie coś lepszego – tłumaczył, a ja powoli zaczynałam ulegać temu, co mówił,
bo brzmiało to zbyt rozsądnie. Udawało mu się jakoś ułagodzić sytuację, chodź zupełnie
nie miałam pojęcia jak on to robi, że pomimo mojego wcześniejszego wzburzenia w
tak szybkim tempie stawałam się potulna niczym baranek.
- Nigdzie mnie nie przyjmą.
- Wątpisz w nas, moja koleżanko? – skrzyżował ręce na piersi patrząc na mnie,
oczekując odpowiedzi. Pokręciłam głową.
- Zatem głowa do góry Aud, teraz możesz się cieszyć wolnością - powiedział Liam,
czując, że złość mi już przechodziła. - A i w najbliższym czasie masz się
zgłosić po swoją ostatnią wypłatę za te ostatnie dni - dodał, a ja westchnęłam
ciężko. Nie mogłam uwierzyć, że tak się właśnie kończy moja praca w tej
knajpie, w której spędziłam ostatni rok mojego życia.
- Jesteście niemożliwi – skwitowałam, kręcąc głową z niedowierzaniem, że
odpuściłam im to, co zrobili. Oni wszyscy wywracają moje życie do góry nogami.
Czy skoro raz już ono zostało wywrócone, czy teraz powróci na swoje pierwotne
miejsce? Raczej w to wątpiłam, ale mimo wszystko sądziłam, że jestem na dobrej
drodze by w końcu mieć życie choć w przybliżeniu tak dobre, jak kiedyś.
Martwiło mnie tylko to, co będzie po tym, jak wyjadą. Wszystko wróci do normy,
a oni zostaną tylko mglistym wspomnieniem. Chłopcy uśmiechnęli się triumfalnie.
Definitywnie wygrali to starcie. Louis otoczył mnie ramieniem, a wolną ręką
rozczochrał moje włosy. Wywróciłam teatralnie oczami, a Liam parsknął śmiechem,
a ja wciąż nie rozumiałam, dlaczego go to tak bawi.
Wciąż byłam trochę zła, ale chyba musiałam się pogodzić z zaistniałą sytuacją.
Wiedziałam, że chcieli mi po prostu pomóc. Może lepiej byłoby, gdyby wcześniej
poinformowaliby mnie o swoich planach, aczkolwiek to było pewne, że się nie
zgodzę, a gdyby zrobili to pomimo mojego sprzeciwu byłabym chyba jeszcze
bardziej wściekła, więc chyba lepiej było tak, jak było.
Pozostawało jedynie jedno bardzo dobre pytanie. Co ja mam do jasnej cholery
teraz robić? Skoro nie miałam pracy to dysponowałam całą masą wolnego czasu,
którego nie potrafiłam sensownie zagospodarować. Leżenie plackiem na łóżku i
słuchanie muzyki, albo czytanie książek nie wchodziło w grę, bo od tego można zbzikować
tak na dłuższą metę, a ja miałam to do siebie, że nie lubiłam siedzieć
bezczynnie, a to trochę dla mnie takie było. Musiałam czymś się zająć, chociaż
na chwilę.
- To macie jakiś pomysł, co mogłabym robić w wolnym czasie, skoro pozbawiliście
mnie pracy? - zapytałam, a moje brwi automatycznie uniosły się ku górze.
- Pomysłów to się znajdzie mnóstwo, mała. Ale inna sprawa to, czy aby na pewno
chcesz o nich usłyszeć - tu musiałam się zgodzić z Lou, bo nie byłam pewna, czy
chcę wiedzieć, jakie mogą wpaść mu pomysły do głowy. Chciałam po prostu zdać
się na niego. Zaufać, że nie będzie zagrażało to mojemu życiu, zdrowiu,
fizycznemu, ani psychicznemu, ani także nie będzie związane z łamaniem prawa,
bo jednak nie uśmiechało mi się wylądowanie na komisariacie, aczkolwiek sądziłam,
że chłopcy byli jednak nieco ostrożni, jako osoby publiczne musieli dbać o swój
wizerunek. Łamanie prawa nie byłoby zbyt dobrze postrzegane przez opinię
publiczną. To już nie byli zwyczajni chłopcy, którzy mogli robić co im się
żywnie podoba, nie zważając na nic. Aż się dziwiłam, że jeszcze nie usłyszałam
o tej wieczornej eskapadzie sprzed dwóch dni, kiedy to Louis wraz z Harry'm
wjechali moim rowerem w kosz na śmieci. A może media nie interesowały się
zwyczajnymi wygłupami piątki nastolatków? A właściwie czwórki, Louis już do
nastolatków się nie zaliczał.
- Masz rację, wolę teraz nie wiedzieć. Co będzie, to będzie - powiedziałam,
choć nie dało się ukryć, że aż ciężko w ogóle przechodziło mi to przez gardło.
Nie byłam osobą, która postępowała w taki sposób. Musiałam mieć jasno wszystko
przedstawione, aby wiedzieć, na co się przygotować. Spontaniczność nie
zaliczała się do moich cech.
- To świetnie - ucieszył się Lou. - To najpierw idziemy zwlec chłopaków z łóżka
- dorzucił, a ja uśmiechnęłam się szeroko. O z chęcią zwlekłabym ich z łóżka za
wtargnięcie do mojej sypialni poprzedniego poranka. Czas na słodką zemstę.
- Aud, nie chcę mieć powodzi w domu - usłyszałam głos Liam'a, który po prostu
irytował mnie tym, że zawsze wiedział o czym myślę. Nie miałam pojęcia, jak to
robił. - Z resztą, wymyśl coś oryginalniejszego - prychnęłam cicho, kręcąc
głową z dezaprobatą.
- Skąd wiedziałeś, o czym myślę? - zadałam mu pytanie. Chłopak uśmiechnął się
cwanie. Rzuciłam okiem na Lou, który wydawał się być zaciekawiony.
- Nietrudno zgadnąć. Z resztą, domyśliłem się, że chętnie powtórzysz ten numer
sprzed paru lat - odpowiedział mi.
- O czym wy mówicie? - zapytał zainteresowany Louis, który chyba nie lubił być
niedoinformowany.
- Trzy lata temu Liam obiecał mi, że pojedzie ze mną do Birmingham na pokazy
taneczne. Rozpoczynały się one w południe. Była jedenasta trzydzieści, a ten
smacznie sobie spał, bo zapomniał ustawić budzika. Wpadłam wtedy do jego pokoju
i usiłowałam go obudzić, ale to nie skutkowało, więc poprosiłam mamę Liam'a o
jakieś wiaderko, które następnie napełniłam wodą. Efekt finalny był taki, że
Liam natychmiast obudził się cały mokry, przerażony i zdezorientowany
jednocześnie. Pojechał ze mną w końcu na te pokazy, ale przez pół dnia się do
mnie nie odzywał - opowiedziałam Lou historię i na samo jej wspomnienie
zachichotałam.
- Miałem powód - obruszył się Liam, lecz zaraz obdarzył mnie łagodnym
uśmiechem.
- No, no, zuch dziewczyna - skomentował Lou wyraźnie rozbawiony. - Liam, nigdy
o tym nie wspominałeś - zaśmiał się i trącił przyjaciela łokciem. Ja natomiast
wzięłam talerz z salonu i zaniosłam go do kuchni, by na szybkiego umyć naczynia
leżące w zlewie. Następnie w trójkę udaliśmy się do domu Payne'ów. Już w progu
przywitała mnie Karen, mama Liama.
- Miło cię wiedzieć, Audrey. Tak dawno u nas nie byłaś - powiedziała,
uśmiechając się do mnie. Miała niemal taki sam uśmiech jak jej syn, co
dostrzegłam dopiero teraz.
- Mnie również miło cię widzieć, Karen - zwróciłam się do niej po imieniu, tak
jak mi już kiedyś nakazała. - W końcu wypadałoby odwiedzić moich ulubionych
sąsiadów - stwierdziłam wesoło. Czułam, że dobry nastrój do mnie powraca.
Szybko oswoiłam się z myślą, że właśnie straciłam źródło utrzymania. Przy tych
chłopakach generalnie dało się zapomnieć i oswoić się ze wszystkim. Po
wymienieniu grzeczności z Karen Payne udałam się z chłopakami na górę.
Doskonale znałam drogę, niejednokrotnie
przebywałam w tym domu, zarówno w dzieciństwie jak i podczas nieobecności
Liam'a. Karen miała w zwyczaju mnie zapraszać na kawę czy herbatę i ciastka,
gdy tylko udało się jej mnie spotkać, co jakby nie patrzeć było nie lada
wyczynem. Często opowiadała o Liam'ie, za którym ewidentnie tęskniła. Była
również niezwykle dumna ze swojego syna, nic więc dziwnego, że wciąż chciała o
nim rozmawiać i opowiadać o jego kolejnych sukcesach, a ja zawsze z
zaciekawieniem o tym słuchałam.
Ruszyłam za chłopakami prosto do dawnego pokoju najstarszej siostry Liam'a,
Nicole, która już jakiś czas temu się wyprowadziła. Z tym co się dzieje u
Payne'ów, akurat byłam zawsze na bieżąco. Weszliśmy do pokoju, którego ściany
pokryte były żółtą farbą, a dookoła panował taki bałagan, jakby przeszło przez
niego tornado. Pokój mojego brata przy tym śmiało można uznać za wysprzątany. W
środku zastaliśmy Zayn'a i Niall'a smacznie śpiących w łóżku, zaś po Harry'm
nie było ani śladu, no chyba, że spał gdzieś pod jakąś stertą ciuchów. Nie da
się ukryć, że na obudzeniu właśnie jego najbardziej mi zależało, ale skoro
najwyraźniej się ulotnił musiała mi wystarczyć ta dwójka.
- Liam, prooszę, proszę, pozwól mi ich oblać wodą - spojrzałam błagalnie na
przyjaciela, ten westchnął ciężko, ale ostatecznie się zgodził, co mnie
niezwykle uradowało. Z ogromnym entuzjazmem zbiegłam z powrotem na dół, prosząc
Karen o wiadro. Kobieta już wiedziała co się święci. Uśmiechnęła się szeroko, a
ja w podskokach wróciłam na górę i udałam się prosto w stronę łazienki, aby
nalać wody do wiadra. I wtedy natknęłam się na wychodzącego z łazienki
Harry'ego. Wpadłam na niego z impetem, nawet go nie zauważając, bo byłam zbyt
pochłonięta moimi myślami. Odbiłam się od niego i zachwiałam się, ale udało mi
się utrzymać równowagę, a obawiałam się, że znów trzeba będzie mnie zbierać z
podłogi, co było ostatnio dość częste.
- Nie spodziewałem się, że aż tak mnie lecisz, Audrey - spłonęłam rumieńcem,
robiąc krok do tyłu. Zauważyłam, że Harry swobodnie paradował sobie po domu w
samych bokserkach. To było dla mnie za wiele. Zrobiłam wielkie oczy i speszona
uciekłam wzrokiem, po czym zręcznie go ominęłam udając się w pośpiechu do
łazienki. Chłopak jednak podążył za mną.
- Audrey, tylko się zgrywam - powiedział, stojąc w progu i bacznie mnie
obserwując, jak zauważyłam, bo oczywiście nie mogłam się skupić na nalewaniu
wody do wiaderka jak normalna osoba, tylko musiałam jeszcze zerkać w stronę na
wpół rozebranego Styles'a, pomimo tego, że odrobinę mnie to krępowało. To było
silniejsze ode mnie. - Co ty właściwie robisz? - zadał mi pytanie, nie
spuszczając ze mnie czujnego wzroku. Przeczesał palcami swoją bujną czuprynę i
splótł ręce na piersi, opierając się o framugę drzwi. Przeszło mi przez myśl,
że Harry wyglądał w tej chwili niezwykle pociągająco, ale zbeształam się w
myślach. To była ostatnia rzecz, o jakiej chciałam myśleć. Dlaczego zatem to
zrobiłam?
- Szykuję skuteczną pobudkę dla śpiochów – wyznałam, czym go nieco zaskoczyłam.
Unikałam jego wzroku, obawiając się, że będzie z mojej twarzy wyczytać coś,
czego bym nie chciała. Najwyraźniej chłopak nie spodziewał się po mnie takich
pomysłów. Cóż, ja sama też byłam właściwie zaskoczona swoim zachowaniem, ale
chyba chciałam poczuć się tak jak kiedyś. Tak beztrosko, jakby żadna tragedia
mnie nigdy nie dotknęła, jakby konsekwencje moich czynów mnie nie dotyczyły.
- To całe szczęście, że wcześniej się obudziłem - skwitował, a to spowodowało,
że chłopak natychmiast pożałował swoich słów, gdy wylałam na niego połowę
zawartości wiadra. Cóż, może go i nie obudziłam, ale przynajmniej go oblałam,
co było równie satysfakcjonujące. Harry był zbyt zaskoczony, żeby w jakikolwiek
sposób zareagować. Stał tam tak, a z jego włosów, twarzy i nagiego torsu
spływały krople wody. Uznałam to za bezcenny widok, ale nie miałam czasu na to,
by nacieszyć tym oczy. Minąwszy go szybko, pobiegłam z wiadrem w stronę pokoju,
w którym spali Zayn i Niall i pośpiesznie wylałam na nich resztę pozostałej w
wiadrze wody. Tak jak się spodziewałam, reakcja była natychmiastowa. Zayn
zaczął wrzeszczeć, a zaraz do niego dołączył Niall, który dodatkowo spadł
z łóżka z łoskotem. Nie dość, że mokry, to jeszcze poobijany. Aż mu
współczułam, lecz nie potrafiłam mu tego okazać. Parsknęłam śmiechem, ale nie
mogłam nacieszyć się widokiem ich zdezorientowanych min, ponieważ Harry zaraz
wbiegł do pokoju i wbił we mnie swoje spojrzenie. Lou i Liam popatrzyli na
niego zdziwieni, ale po chwili roześmiali się, uświadamiając sobie, że po
drodze musiałam dopaść także Styles'a.
- Nialler, Zayn, nie jęczcie tylko pomóżcie mi się zemścić - zwrócił się do
swoich przyjaciół. Jęknęłam cicho i zaczęłam się wycofywać, nie chcąc zostać
dorwaną. Wpadłam na komodę, z której przypadkiem coś strąciłam. Nie było czasu
zastanawiając się właściwie nad tym, co to był, bo chłopak ruszył prosto na
mnie i z łatwością przerzucił sobie przez mokre ramię, mimo moich protestów. Po
raz kolejny okazałam się kompletnie bezsilna. Choć usiłowałam się wyrwać, nie
na wiele się to zdało. Harry kierował się prosto do łazienki, a tuż za nim zły
Zayn i wciąż rozespany Niall.
Harry wpakował mnie do wanny, z której próbowałam rzecz jasna uciec, ale
dodatkowa para rąk skutecznie mnie unieruchomiła. Jak zauważyłam, był to Niall,
który właściwie też miał sporo siły. Przytrzymywał moje ręce, podczas gdy Harry
skutecznie unieruchamiał moje nogi. Zayn w tym czasie chwycił za słuchawkę
prysznica i odkręcił wodę, którą zaraz zostałam oblana. Woda spływała ze mnie
ciurkiem. Ubrania stały się tak ciężkie, że miałam wrażenie, jakby ważyły
drugie tyle, co ja. Potrząsnęłam mokrą głową, przez co ochlapałam chłopców wodą
z włosów. Wołałam Lou i Liam'a na pomoc, ale ci tej pomocy mi nie udzielili. Co
za fatalni kumple. Stali w drzwiach i się śmiali, podczas gdy ja przeżywałam katusze.
No dobra, to była przesada, ale tak czy inaczej powinni mi pomóc. W końcu Zayn
dał sobie spokój, a i Niall i Harry puścili mnie. Westchnęłam z ulgą i
rozłożyłam się w wygodnie w wannie, z której już mi się nie chciało wychodzić,
ale wiedziałam, że pozostanie w niej, mogłoby jeszcze ich skusić do dalszego
maltretowania mnie zimną wodą.
- Teraz jesteśmy kwita - odezwał się Styles i podał mi rękę, aby pomóc mi
wstać, a przy tym uśmiechał się łobuzersko. Prychnęłam cicho, ale zaraz sama
się uśmiechnęłam, mimo iż byłam mokra od stóp do głów i myślałam, że pod
ciężarem mokrych ciuchów zaraz się przewrócę. Właściwie byłam całkiem
zadowolona. Z pomocą Harry'ego wyszłam w końcu z tej nieszczęsnej wanny i
usiadłam na jej brzegu, odklejając od swojej twarzy kosmyki włosów. Jakże
cieszyłam się, że nie byłam szczególną zwolenniczką makijażu, bo w tamtej
chwili wyglądałabym jak siedem nieszczęść, gdybym miała chociażby odrobinę
makijażu na twarzy. Co prawda jak sądziłam tak czy inaczej nie prezentowałam
się szczególnie dobrze, ale w końcu zawsze mogło być gorzej.
- Moja koleżanko, teraz wiesz, że z nimi się nie zaczyna - powiedział
rozbawiony niemal do łez Lou.
- Trzeba było mi to wcześniej powiedzieć - mruknęłam, udając niezadowoloną, co
jednak średnio mi wychodziło.
- Wybacz, zapomniałem - zaśmiał się. Najwyraźniej i on zemścił się w ten sposób
za nie powiedzenie mu o niedziałających hamulcach w moim rowerze. W końcu
wstałam z miejsca ociekając wodą. Liam rzucił mi jakiś ręcznik, który zamiast
trafić w moje ręce wpadł prosto do wanny i się nieco zamoczył. Wspominałam już,
że jestem ofiarą losu? Oto był kolejny dowód. Pokręciłam głową zrezygnowana i
chwyciłam ręcznik powierzchownie się nim wycierając. I tak musiałam wrócić do
domu przebrać się i dokładnie wysuszyć. Oddałam Liam'owi ręcznik i wyszłam z
łazienki, obijając się jeszcze o klamkę, komentując to głośnym sykiem. Kolejny
siniak do kolekcji jak nic.
- Idę się przebrać i wysuszyć, niedługo wrócę - oznajmiłam, kierując się w
stronę schodów. Louis zaraz do mnie dołączył. Popatrzyłam na niego niepewnie, zastanawiając
się, czy on przypadkiem nie przesadza.
- Lou, ja umiem się ubrać, nie musisz iść ze mną - stwierdziłam, drapiąc się po
skroni.
- Wiem. Ale wczoraj niestety nie udało mi się przeszukać twojej szafy i strasznie
nad tym ubolewam - wyznał, a widząc moje zaskoczone spojrzenie wyszczerzył zęby
w szerokim uśmiechu. - Ale nie bój się, twoją bieliznę zostawię w spokoju -
Harry usłyszawszy wzmiankę o bieliźnie zainteresował się.
- Ej, czekajcie na mnie, ja też idę - powiedział, lecz Louis pokręcił głową.
- To sprawa między mną, szafą i moją koleżanką, Harry. Nie jesteś zaproszony.
- Tommo, nie podoba mi się, że mnie wykluczasz z dobrej zabawy.
- Mi się nie podoba, że chcesz się dobrać do bielizny mojej nowej koleżanki -
chrząknęłam głośno przypominając im o swojej obecności, odnoszcząc wrażenie, że
zupełnie o niej zapomnieli. Po chwili doszło też do mnie jak dwuznacznie
brzmiała wypowiedź Lou. Zapadła niezręczna cisza. Przygryzłam leciutko dolną
wargę, spoglądając na chłopców. Harry nie był zbyt zadowolony. Popatrzył na Lou
jakby miał ochotę go zaraz zdzielić, ale więcej się już nie odezwał. Bez słowa
wrócił do łazienki, podczas gdy Louis zaczął mnie ciągnąć w stronę schodów,
abym się pośpieszyła. Posłusznie poszłam za nim.
Chwilę później już byliśmy w moim pokoju. Louis nie pytając mnie o zdanie
otworzył szafę i zaczął przeglądać moje ciuchy, robiąc czasem dość dziwne miny,
których za cholerę nie mogłam rozszyfrować i mrucząc pod nosem coś o jakiś
paskach, w co natomiast chyba nie chciałam wnikać. Poszłam do łazienki po
suszarkę, po czym wróciłam z nią, o mało nie potykając się o zwisający długi
kabel. Podłączyłam suszarkę do kontaktu i susząc włosy przyglądałam się Lou,
który wciąż przeglądał zawartość mojej szafy, potem dorwał się jeszcze do
szafki i w efekcie, gdy już wysuszyłam włosy, na moim łóżku leżał idealnie
dobrany zestaw. Popatrzyłam z ukosa na Lou, po czym zmarszczyłam czoło.
- Czym mnie jeszcze zaskoczysz? - spytałam. Może jednak nie powinnam się dziwić
temu, że tak dobrze dobrał ciuchy dla mnie. Niewątpliwie miał dobry gust. Jak
zauważyłam, sam dobrze się ubierał, nie można było mu nic zarzucić. Także teraz
wyglądał, jakby wyrwał się z katalogu mody dla panów.
- Jeszcze wieloma rzeczami, moja koleżanko - stwierdził posyłając mi szelmowski
uśmiech, który odwzajemniłam, a zaraz po tym, chwyciłam granatowe spodnie i luźną
brzoskwiniową koszulkę, a także długi naszyjnik z piórkami i poszłam się ubrać
do łazienki. Kiedy wróciłam, Lou zmierzył mnie wzrokiem oceniając mój wygląd.
Zrobił krok w moją stronę, a następnie lekko poprawił moją bluzkę tak, że jedno
ramię miałam odkryte. Natychmiast je zakryłam. Chłopak pokręcił głową z
dezaprobatą i zrobił to samo co wcześniej, ale ja nie dawałam za wygraną.-
Przestań - nakazał i dałam sobie w końcu spokój. Poprawił bluzkę po raz ostatni
i zadowolony wepchnął mi w rękę jakąś moją bransoletkę, którą pośpiesznie
założyłam. - I teraz dobrze - skwitował po czym powrócił do przeszukiwania
moich szafek z ciuchami. Nie protestowałam, spokojnie patrzyłam jak to robi.
Usiadłam na brzegu łóżka nie spuszczając z chłopaka wzroku.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego mi pomagasz? - zapytałam, właściwie nie
rozumiejąc kierujących nim pobudek.
- Bo jesteś przyjaciółką Liam'a - odparł i zerknął na mnie. Chyba byłam
ogromnym niedowiarkiem, bo jakoś to mnie do tego nie przekonywało i
najwidoczniej dało się to odczytać z mojej twarzy - Bo tak trzeba - dodał,
jakby próbując znaleźć lepszą wymówkę. Pokręciłam głową.
- To nie wytłumaczenie.
- Bo mi przypominasz moją młodszą siostrę, Charlotte - wyznał w końcu,
zamykając ostatnią dokładnie przeszukaną szafkę. Już miał rozeznanie w moich
ciuchach.
- Serio? - nie da się ukryć, że mnie to zaskoczyło. Chłopak usiadł obok mnie na
łóżku i spojrzał na mnie.
- Serio. Obie jesteście...nie wiem jak to określić. Takie...niewinne? Tak, to
chyba dobre słowo. Niewinne. I zawsze chcecie pomagać wszystkim naokoło nie
przejmując się tym, że same potrzebujecie pomocy. Jesteście jednocześnie słabe,
nieśmiałe i wstydliwe, ale również dysponujecie jakąś wewnętrzną siłą, którą
wręcz wzrasta z każdym niepowodzeniem. Tylko ty, w przeciwieństwie do mojej
siostry jesteś bardziej obowiązkowa i wiele rzeczy traktujesz zbyt poważnie.
Ale to może ze względu na wiek. Charlotte ma dopiero czternaście lat - zdziwiło
mnie to, jak dogłębnej analizy mojej osobowości dokonał Louis, skoro dostrzegł
we mnie podobieństwo do swojej siostry, tym bardziej, że znaliśmy się dopiero
kilka dni, a wydawać by się mogło, jakby znał mnie od paru ładnych lat. Ja
właściwie coraz bardziej zaczynałam się czuć swobodnie w jego towarzystwie i
odnosiłam wrażenie, jakbym faktycznie znała go nieco dłużej. Polubiłam go.
Polubiłam to jego szaleństwo, poczucie humoru, spontaniczność i bezpośredniość,
a także tę jego nieco poważniejszą stronę i cieszyłam się, że dał mi się
również poznać jako troskliwy i pomocny człowiek, który kiedy chce, potrafi
przestać się wygłupiać i rozsądnie może porozmawiać z drugim człowiekiem.
Właściwie byłam zadowolona z tego powodu, że dowiedział się o tym, co
ukrywałam. Pomijając fakt, że podsłuchał moją rozmowę z Liam'em, ale nie byłam
o to zła.
- Tęsknisz za swoją rodziną? - udało mi się zauważyć, że gdy wspominał o swojej
siostrze w jego oczach pojawiły się wesołe ogniki.
- Każdego dnia. Codziennie dzwonię do domu, żeby pogadać ze wszystkimi i
dowiedzieć się, czy u nich wszystko w porządku. Czasem po prostu chciałbym się
spakować i wrócić do domu na dobre. Ale z drugiej strony nie potrafię
zrezygnować z szansy, jaką dało mi życie. To byłoby marnotrawstwo. Moja rodzina
jednak rozumie to, że spełniam swoje marzenia i nie mogę być z nimi w każdej
chwili. Wspierają mnie, co jest dla mnie bardzo ważne, a ja staram się dać im
od siebie tyle, ile tylko potrafię.
- Muszą być dumni, mając kogoś takiego jak ty w rodzinie - powiedziałam, a
kąciki moich ust uniosły się ku górze w szerokim uśmiechu. - Dbasz o nich,
troszczysz się, a jednocześnie robisz oszałamiającą karierę. Czegóż chcieć
więcej?
- Powiedział ci ktoś ostatnio, że jesteś świetna? - Lou otoczył mnie ramieniem,
z czego wywnioskowałam, że chyba spodobały mu się moje słowa.
- Tak, Niall, gdy dowiedział się, że sama przygotowałam dla was dania w knajpie
- zaśmiałam się, a Louis pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nialler się nie mylił, mała - skwitował i rozczochrawszy moje włosy, wstał z
łóżka. - Wracajmy, bo chłopcy jeszcze umrą z tęsknoty za nami - pociągnął mnie
za rękę, a ja zaśmiawszy się, podążyłam za nim.
Kiedy znaleźliśmy się już na schodach w domu Payne'ów, Harry już na nas czekał
w korytarzu.
- Rany, co wy tak długo robiliście?
- Tajemnica - odparł Lou i trącił mnie lekko łokciem. Uśmiechnęłam się. Harry
wydawał się być nieco naburmuszony, przez to, że go tak lekceważyliśmy,
postanowił więc nie wynikać i pokazać nam, że mu to zwisa.
- Audrey, robisz się sławna - powiedział obojętnie, gdy w trójkę zmierzaliśmy
do pokoju, w którym wcześniej spali chłopcy. Popatrzyłam na niego
zdezorientowana, zaraz jednak przeniosłam wzrok na Lou, myśląc, że on może coś
na ten temat wiedzieć, lecz ten tylko wzruszył ramionami, nie mając pojęcia o
czym mówi Styles.
- Co? - zapytałam, chcąc się dowiedzieć, co się za tym kryje. Czyżby zrobili mi
jakiś głupi numer?
- Zayn znowu sprawdzał w google swoje nazwisko - oznajmił Liam z lekkim
politowaniem spoglądając na bruneta, kiedy tylko przekroczyliśmy próg pokoju.
- Muszę być na bieżąco - odpowiedział Zayn, wzruszając ramionami.
- O Malik, źle z tobą, skoro ty nawet sam za sobą nie nadążasz - zaśmiał się
Niall leżący na łóżku, które jak spostrzegłam, nie było mokre. Chłopcy musieli
już zmienić pościel i wysuszyć materac pod naszą nieobecność. Zayn zmrużył
gniewnie oczy i rzucił w blondyna jakimś długopisem leżącym tuż obok. Niall
jęknął głośno, kiedy długopis w niego trafił i zrobił urażoną minę.
- Okey, ale co to ma ze mną wspólnego? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc do
czego zmierzają.
- Spójrzcie - nakazał Zayn i odwrócił laptopa tak, abyśmy razem z Lou mogli
zobaczyć serię zdjęć, które zostały nam zrobione podczas naszego wieczornego
spaceru, na który chłopcy mnie zaciągnęli. Właściwie to były zwyczajne zdjęcia
przedstawiające grupkę znajomych spędzających czas na mieście, ale tak czy
inaczej zaniepokoiło mnie to, że te zdjęcia pojawiły się na jakimś portalu.
Artykuł w gruncie rzeczy był krótki. Informował o tym, że chłopcy z One
Direction postanowili spędzić trochę czasu w Wolverhampton u rodziny Liam'a,
przed najbliższym koncertem, a podczas całej wieczornej eskapady towarzyszyła
im nieznajoma dziewczyna, którą rzecz jasna byłam ja. Może bym się tym
szczególnie nie przejęła, gdyby nie to, że owy portal wyraził chęć poznania
mojej tożsamości. Los bywa niezwykle złośliwy, tym bardziej że jakiś czas temu
się zastanawiałam, gdzież podziali się paparazzi chodzący za tymi chłopakami
niemal krok w krok i dziwiłam się temu, że nie słyszałam nic na temat ich
pobytu w Wolverhampton. Teraz wiadomo, czemu nie słyszałam. Bo zwyczajnie nie
czytałam plotkarskich portali internetowych. Musiałam mieć nietęgą minę, bo
Louis szturchnął mnie delikatnie, ażebym dała jakiś znak życia. Wypuściłam więc
ze świstem powietrze z ust i pokręciłam głową z lekkim niedowierzaniem, że się
w to wpakowałam.
- To nic takiego, mała - powiedział Louis, usiłując mi dać do zrozumienia, że
nie ma się czym martwić. On i ten jego optymizm. Naprawdę zaczynałam go
podziwiać. - I tak jest dobrze. Co to by dopiero było, gdyby paparazzi
przyłapali cię na obściskiwaniu się z którymś z nas - zaśmiał się, lecz mnie
wcale nie było do śmiechu. Ale właściwie miał rację, cóż mediom ze mnie? Mają
parę fotek na których się znalazłam i tyle z tego. Niechcianej kariery na tym
nie zrobię, sensacji nie wzbudziłam, więc chyba faktycznie nie było tak źle.
- Obiecaj mi, że będzie dobrze - zwróciłam się do Lou z nadzieją w głosie.
- Mogę ci obiecać, ale w tej chwili to niewiele już ode mnie zależy - to
stwierdziwszy utkwił spojrzenie w Harry'm, który wciąż milczał, stojąc w kącie
pokoju. Nie wiedziałam o co chodzi, ci dwaj zachowywali się, jakby nawzajem
byli na siebie o coś źli, ale naprawdę nie chciałam się w to mieszać. Sądziłam,
że wyjaśnią sobie sprawę i wszystko będzie w porządku.
- Dobra, nie ma co tu siedzieć leniwce. Idziemy - zarządził Louis i
bezceremonialnie zamknął laptopa tuż przed nosem Zayn'a.
- Ty też chodź królewno - zwrócił się do niego szczerząc zęby w łobuzerskim
uśmiechu. Zayn nie skomentował tego, tylko z niezadowoloną miną wstał ze
swojego miejsca. Odnosiłam wrażenie, że Zayn ciągle chodził jakiś taki
naburmuszony, co natomiast sprawiało, ze trochę się go bałam, lecz na wszelkie
możliwe sposoby próbowałam ukryć moje odczucia. Niall chyba nie chciał wstawać
z łóżka, bo obrócił się do nas plecami i udawał, że śpi.
- Nialler, chodź no, potem pójdziemy do Nandos - blondyn, gdy tylko to usłyszał
niemal natychmiast zerwał się z miejsca oznajmiając swoją gotowość do drogi. W
końcu, wszyscy jakoś się zebraliśmy i pożegnawszy się z mamą Liam'a, ruszyliśmy
w drogę, choć nie miałam zupełnie pojęcia dokąd szliśmy. Przyłapałam się na
tym, że co jakiś czas rozglądałam się nerwowo po okolicy, co nie umknęło uwadze
Harry'ego, który szedł tuż za mną.
- Szukasz paparazzi? - zapytał i przyśpieszył kroku, aby iść tuż przy moim
boku.
- Nie - skłamałam, a on obdarzył mnie złośliwym uśmieszkiem.
- Nieładnie tak kłamać - pogroził mi palcem. Dostrzegłam na jego twarzy
rozbawienie, które uszło z niego, gdy tylko spojrzał na idącego przed nami
Tomlinson'a.
- Czy ty i Lou o coś się pokłóciliście? - chciałam wiedzieć, bo jednak moja
ciekawość zwyciężyła. I szlag trafił chęć nie mieszania się w ich sprawy.
- Jasne, że nie.
- Nie ładnie tak kłamać - powtórzyłam jego słowa. Kącik jego ust uniósł się
lekko ku górze w delikatnym uśmiechu, który dodawał mu niepowtarzalnego uroku.
- Zawsze chciałem, żeby ludzie mnie cytowali - zaśmiał się cicho, zadowolony z
siebie.
- Odbiegasz od tematu - powiedziałam, ale i na mojej twarzy malowało się
rozbawienie.
- Dlaczego sądzisz, że się pokłóciliśmy? - zapytał, a ja jęknęłam zrezygnowana
i pokręciłam głową z niezadowoleniem.
- Serio, co wy macie z tym odpowiadaniem pytaniem na pytanie? - to naprawdę
powoli zaczynało mnie doprowadzać do szału. Dobra, nieco przesadziłam, ale tak
czy inaczej niezwykle mnie to irytowało, natomiast Styles'a wydawała się bawić
moja irytacja.
- Ty też to właśnie zrobiłaś - zauważył. Wywróciłam oczami i przyśpieszyłam
kroku, stwierdzając, że nie ma sensu już z nim dyskutować. - Nie obrażaj się -
dogonił mnie bez większego wysiłku. Jakby nie patrzeć miał dłuższe nogi ode
mnie, zatem i stawiał większe kroki. Jego dwa to jak moje cztery.
- Wcale się nie obrażam - odparłam zgodnie z prawdą. Nie miałam w zwyczaju
obrażać się na ludzi, co najwyżej strzelałam teatralnego focha na pięć minut,
ale zwykle to on trwał nie dłużej niż trzydzieści sekund, maksymalnie minutkę.
Ale tak czy inaczej nie miało to nic wspólnego z powyżej przedstawionym fochem.
- Skoro unikasz odpowiedzi na moje pytania, to nie widzę sensu w dalszej
rozmowie – wyjaśniłam pokrótce.
- Czy coś by to zmieniło, gdybym potwierdził twoje przypuszczenia? - spojrzał
na mnie z powagą, drapiąc się po karku.
- Może mogłabym pomóc zażegnać konflikt - zaproponowałam, mając mieszane
uczucia. Z jednej strony ciesząc się, że miałam rację, że coś jest nie tak, z
drugiej strony będąc niezadowoloną właśnie z tego samego powodu.
- Nie sądzę - pokręcił głową, lecz w tonie jego głosu usłyszałam nutkę
rozbawienia.
- Wątpisz w moje umiejętności mediatorskie? - spytałam, patrząc na niego
wyczekująco.
- Broń boże! Wierzę, że jesteś w tym dobra, ale tutaj miałabyś spory problem.
- Ponieważ? - próbowałam to z niego wyciągnąć.
- Ponieważ ty jesteś jego przyczyną - to powiedziawszy, uśmiechnął się
łobuzersko, mrugnął do mnie i ruszył szybciej w stronę idącego na samym
przedzie Liam'a, zostawiając mnie kompletnie zdezorientowaną i wstrząśniętą
jego wyznaniem. Z jakiego powodu ta dwójka miałaby się kłócić przeze mnie? Ani
trochę mi się to nie podobało. Może Styles mnie wkręcał? Co byłoby chyba
bardziej prawdopodobne niż to, że Louis i Harry mieliby się kłócić przez kogoś
takiego jak ja. Niemniej jednak chciałam się dowiedzieć więcej. Jeżeli była to
prawda nie miałam pojęcia jak bym to zniosła. Przyśpieszyłam kroku, aby dogonić
Tomlinson'a, który szedł w towarzystwie Niall'a. Żeby ich dogonić musiałam
właściwie do nich podbiec.
- Lou, możemy porozmawiać? - spytałam, posyłając Niall'owi przepraszające
spojrzenie. Blondyn kiwnął głową, uśmiechnął się nieznacznie, po czym ruszył
żwawo do przodu, pozwalając nam porozmawiać.
- O co chodzi, mała? - zerknął na mnie, a widząc moją nieco zakłopotaną minę,
zmarszczył czoło.
- Czy to prawda? To znaczy, czy ty i Harry naprawdę się pokłóciliście przeze
mnie? - zaskoczyłam go tym. W jego oczach dostrzegłam mieszaninę przerażenia i
czystej złości, aczkolwiek dobrze się maskował i pewnie, gdybym nie patrzyła mu
w oczy nawet bym tego nie zauważyła.
- Kto ci to powiedział? - zanim jednak odpowiedziałam na jego pytanie, Louis
spojrzał w stronę zagadanego Harry'ego.- No tak, nie przejmuj się, moja
koleżanko. Styles wygaduje bzdury. Chciał cię nabrać - stwierdził ze swobodą,
ale zauważyłam, że zaciskał mocno pięści. Komu zatem wierzyć? Postanowiłam
jednak, że zaufam Lou, co właściwie robiłam już od jakiegoś czasu.
- Gdzie my właściwie idziemy? - zadałam pytanie, nieco zmieniając temat, choć
tamten mimo wszystko trochę nie dawał mi spokoju. Louis uśmiechnął się
tajemniczo.
- Zobaczysz. Ostatnio wyczaiłem to miejsce - odpowiedział, a następnie razem
dołączyliśmy do reszty chłopców.
Dziesięć minut później stanęliśmy przed kręgielnią. Cóż, całkiem zwyczajny
pomysł na spędzenie czasu, obawiałam się, że Louis może wymyślić coś zupełnie
nienormalnego. Ale byłam pozytywnie zaskoczona.
W środku powitał nas półmrok, które potęgowały fioletowo-czarne ściany. Na
przeciwko wejścia za ladą stał wysoki i szczupły mężczyzna o kędzierzawych
włosach, który wbił w nas swoje spojrzenie, gdy tylko weszliśmy do środka.
Prawdopodobnie poznał chłopców, bo zaraz zrobił wielkie oczy i przez przypadek
strącił łokciem wymyślny wazon. Zachichotałam, w duchu ciesząc się, że ja nie
miałam podobnej reakcji na ich widok.
- Ostatnim razem byłam tu dwa lata temu z moim bratem. Nie miałam z nim szans -
puściłam to w eter dokładnie obserwując wnętrze kręgielni. Nic się od tamtej
pory nie zmieniło.
- To ile lat miał wtedy twój brat? - zdziwił się Niall, drapiąc się po głowie.
- Nie, to nie o Charlie'ego chodzi - odparłam, wiedząc, że to właśnie jego miał
na myśli. - Tutaj byłam z moim starszym bratem, Humphrey'em. Ma dwadzieścia lat
- wyznałam, żeby była jasność, że bynajmniej nie przegrałam w kręgle z wówczas
jedenastoletnim bratem. Liam, zerknął na mnie, gdy wspomniałam o Humphrey'u.
- Właśnie, co tam u Humphrey'a? W ogóle go nie widziałem odkąd przyjechałem.
- Bo go nie ma w Wolverhampton - odrzekłam. - Studiuje teraz ekonomię w
Londynie - dodałam i spojrzałam na Payne'a, który miał dość dziwną minę, której
nie byłam w stanie rozszyfrować. To było strasznie frustrujące, że wszyscy
wydawali się wiedzieć, co ja mam na myśli, albo co chcę zrobić, podczas gdy ja
niemal w ogóle nie orientowałam się w tym co się dookoła mnie dzieje i dlaczego
jest tak, a nie inaczej. I nikt mnie nie chciał uświadomić. W końcu
skierowaliśmy się w stronę mężczyzny, który wcześniej tak sie nam przyglądał i
wypożyczyliśmy od niego buty do grania i zamówiliśmy dwa tory na całą naszą
szóstkę po czym ruszyliśmy w ich stronę. Ja byłam w drużynie z Lou i Niall'em i
to właśnie blondyn rozpoczynał naszą grę. Ja natomiast byłam ostatnia i również
jako ostatnia uplasowałam się w klasyfikacji, bowiem kula ciągle zjeżdżała mi
na boki. Przyznam szczerze, nie byłam zbyt dobra w grze w kręgle. Przy którymś
z kolei rzucie podszedł do mnie Harry z sąsiedniego toru i ruchem ręki
zatrzymał mnie, zanim zdążyłam rzucić. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Co ty robisz? - zapytałam, gdy Styles wyrwał mi kulę z rąk.
- Nauczę cię grać, bo coś ci marnie idzie - odrzekł, posyłając mi zawadiacki
uśmiech. - Po pierwsze, ta kula jest dla ciebie za ciężka - stwierdził i
wymienił ją na nieco lżejszą. Widząc to, Louis wstał ze swojego miejsca i
podszedł do nas, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Hazza, może byś tak poszedł do swojego toru zobaczyć, czy cię tam nie ma? –
poczułam, jak jego palce wbijają się w moje ramię. Wyrwałam je, gdyż zaczęło mi
to naprawdę przeszkadzać.
- Próbuję jej pomóc, skoro żaden z was nie jest tak łaskawy, żeby nauczyć ją
grać, mimo, iż jesteście w jednej drużynie.
- A bo ty nagle zechciałeś pomóc przeciwnej drużynie. Jakiś ty dobroduszny. Idź
zgrywać dobrego gdzie indziej
- Niech cię szlag trafi Lou i to twoje mówienie mi co mam robić. Przestań się wtrącać.
To ciebie przecież nie dotyczy.
- Ale dotyczy ciebie i to jest wystarczające jak dla mnie - Ja, Liam, Zayn i
Niall patrzyliśmy zaskoczeni na tą sprzeczkę, nie bardzo wiedząc, co zrobić.
Czyli jednak Harry miał rację. Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Szczerze
powiedziawszy byłam tym przerażona, ze najlepsi kumple właśnie z nieznanego mi
powodu kłócą się przeze mnie. Nic chciałam, aby to wymknęło się spod kontroli,
dlatego poczuwałam się do odpowiedzialności do tego, aby zainterweniować.
- Możecie mi w końcu powiedzieć do jasnej cholery, o co wam chodzi? - zapytałam
poirytowana, ale także kompletnie zmieszana, splatając ręce na piersi i
wpatrując się wyczekująco raz w jednego, raz w drugiego. Żaden nie wyrażał
chęci powiedzenia mi o co tak naprawdę się kłócą.
- Świetnie, milczcie sobie. Bardzo dojrzałe, naprawdę - prychnęłam niezadowolona
i ruszyłam z miejsca, nie chcąc brać udziału w tej dziwnej scenie, która się tu
rozgrywała. - Ja mam dość na dziś -
powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Przebrawszy wcześniej buty,
wyszłam na zewnątrz sfrustrowana i aż zabolały mnie oczy, gdyż te przyzwyczaiły
się do półmroku panującego w kręgielni. Słońce ogrzewało moją twarz, a wiatr
rozwiewał jasne kosmyki włosów, stwarzając artystyczny nieład na mojej głowie,
który niemal odzwierciedlał chaos panujący w mojej głowie. Zalała mnie cała
gama uczuć, od smutku i żalu począwszy, na czystej złości skończywszy. Nie
czekając długo, ruszyłam przed siebie, kierując swoje kroki prosto do domu, w
którym znalazłam się dość szybko. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym rozsiadłam
się na kanapie i włączyłam jakąś pierwszą lepszą stację. Po chwili dołączył do
mnie mój brat, który chyba musiał usłyszeć jak trzaskam frontowymi drzwiami i
postanowił wyjść ze swojego pokoju i zaszczycić mnie swoim towarzystwem.
- Dlaczego nie jesteś w pracy? - zapytał, zajmując miejsce obok mnie.
- Tak jakby, już nie pracuję - Charlie spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie
skomentował tego. Może myślał, że to
jest przyczyną mojego zdenerwowania, którego, choćbym chciała, nie potrafiłam
ukryć.- Dalej jesteś na mnie zły? – spytałam, próbując zapomnieć o kłótni
chłopaków.
- Nie.
- Charlie, jeszcze raz cię przepraszam, Wiesz, że nie zrobiłam tego specjalnie,
prawda? - chłopak kiwnął głową. Uśmiechnęłam się do niego i zmierzwiłam jego
lekko przydługie włosy. - Też tęsknię za mamą. Nawet nie wiesz jak bardzo mi
jej brakuje - westchnęłam ciężko, mówiąc to. Ona była silna. Była najsilniejszą
kobietą jaką znałam. Nie załamywała się mimo niepowodzeń, potrafiła rozwiązać
każdy problem. I zawsze wiedziała, kiedy coś było nie tak i niezależnie od
problemu wiedziała co trzeba zrobić. Teraz też pewnie by wiedziała i pomogłaby
mi zrozumieć zachowanie tamtej dwójki, które pozostawało dla mnie tajemnicą. W
takich chwilach jak ta, gdy nie rozumiałam tego, co się dookoła mnie dzieje,
jeszcze bardziej mi jej brakowało.
- Myślę, że chyba wiem – stwierdził, uśmiechając się smutno. Przytuliłam go,
ale po chwili się wyrwał przez ten nadmiar czułości, ale nie spodziewałam się
innej reakcji. Potem w ciszy oglądaliśmy jakiś przypadkowy program, aż do
czasu, kiedy do domu przyszedł tata. Był zaskoczony widokiem mnie leżącej na
kanapie o tak wczesnej porze, tak samo jak mojego brata, który siedział na
końcu kanapy i co jakiś czas komentował to, co widział akurat w telewizji.
Rzadko bowiem razem spędzaliśmy czas, tak zwyczajnie, bez żadnych docinków i
złośliwości.
- A ty kochanie nie w pracy? – zapytał z niepokojem mi się przyglądając.
- Zwolniłam się - odpowiedziałam mu prosto z mostu ku jego ogromnego
zaskoczeniu. Potem zasypał mnie całą masą pytań, co, jak i dlaczego, a ja
odpowiadałam na jego pytania, pomijając jedynie to, że to Liam i Louis
właściwie zwolnili mnie z pracy bez wcześniejszego omówienia tego ze mną. Był
niezwykle zmartwiony z powodu tego, co usłyszał, zwłaszcza kiedy opowiadałam
mu, jak traktował mnie mój przełożony, dlatego, na koniec stwierdził, że bardzo
dobrze zrobiłam i żebym na razie się nie kłopotała z szukaniem nowej pracy.
- Jakoś to będzie. O nic się nie martw - uśmiechnął się i ucałowawszy mnie w
czoło, poszedł do łazienki, aby odświeżyć się po całym dniu pracy. Ja natomiast
poszłam do mojego pokoju. Włączyłam radio i położyłam się na łóżku. Wpatrywałam
się tępo w sufit nucąc jedynie melodie puszczanych w radiu piosenek, aż w końcu
poczułam wibracje mojego telefonu. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam
na ekran. Miałam jedną wiadomość od nieznanego mi numeru. Otworzyłam ją.
Mogę wejść?
Przeczytawszy, zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, od kogo mógł być ten sms,
dlatego pośpiesznie odpisałam, chcąc wiedzieć, kto postanowił zakłócić mój
spokój.
To ja, Harry.
Westchnęłam ciężko i leniwie zeszłam na dół, aby otworzyć chłopakowi drzwi.
Stał tam, z rękami wbitymi w kieszenie spodni i ze spuszczoną głową, wpatrywał
się w wycieraczkę. Gdy zorientował się, że drzwi zostały otwarte, podniósł
wzrok i uśmiech rozlał się na jego twarzy na mój widok, co było zaskakująco
miłe, pomimo tego, że byłam rozżalona jego wcześniejszym zachowaniem.
- To co, wpuścisz mnie? - bez słowa zaprosiłam go do środka, po czym ruszyliśmy
prosto do mojego pokoju. Zamknęłam za nami drzwi, a następnie zajęłam miejsce
na łóżku, natomiast Harry odwrócił krzesło stojące przy biurku tak, by usiąść
na przeciwko mnie. Przez chwilę wpatrywał się we mnie w milczeniu. Ja
przyciągnęłam nogi do siebie i objęłam je rękoma, uciekając wzrokiem gdzie
tylko się dało. Jego obecność w moim pokoju zaczęła mnie krępować, jako, że
byliśmy tu sam na sam.
- Pojedziesz jutro z nami do Birmingham na te parę dni? - zapytał nieco
niepewnie, co w pewnym stopniu mnie zaskoczyło, bo trochę nie pasowało mi do
tego pewnego siebie Styles'a.
- Nie. Po to tutaj przyszedłeś? Trzeba było mi wysłać sms'a z pytaniem, albo
zadzwonić, skoro masz mój numer, a nie się fatygować. – wymamrotałam ni kryjąc,
że nie jestem zbyt szczęśliwa. Właśnie, skąd go masz? Nie przypominam sobie,
abym któremukolwiek z was go podawała - spytałam oschle. Wciąż byłam zła o to,
co się stało na kręgielni, ale jednocześnie nie potrafiłam się długo złościć i
powoli wymiękłam, chociażby patrząc na niego.
- Nie tak trudno wziąć numer z twojego telefonu, który leżał na biurku, kiedy
twój brat nas tutaj zamknął - odparł, wzruszając obojętnie ramionami. - Ale
proszę, pojedź z nami. Co masz do stracenia? Liam powiedział, że i tak już nie
pracujesz – przygryzłam lekko dolną wargę, mając nadzieję, że Liam nie zdradził
mu, dlaczego już nie pracuję.
- Mam pojechać po to, żeby widzieć jak ty i Lou kłócicie się przeze mnie i nie
chcecie powiedzieć dokładnie dlaczego? Nie, dzięki, jakoś mnie to nie kręci -
prychnęłam wciąż niezadowolona.
- To już wyjaśniona sprawa. Nie masz o co się martwić, to się nie powtórzy -
powiedział kładąc dłoń w miejscu serca, jakby chciał tym mnie zapewnić, że
obiecuje nie dopuścić więcej do takiej sytuacji. - To co? Pojedziesz? – zapytał
niemal błagalnie
- Nie wiem - mruknęłam, przeczesując niepewnie palcami swoje włosy. Jak w ogóle
to sobie wyobrażał.
- Jeśli chodzi o twojego tatę, to Liam powiedział, że z nim porozmawia -
próbował dalej jakoś przekonać mnie do tego szalonego pomysłu.
- To akurat jest najmniejszy problem. Czasem mam wrażenie, że tata pozwoliłby
mi dosłownie na wszystko.
- On ci ufa - stwierdził, uśmiechając się łagodnie.
- Nie znaczy to, że mam tego zaufania nadużywać - wyznałam i przechyliłam się
do tyłu, aby się położyć na łóżku. Podłożyłam ręce pod głowę i powróciłam do
mojej poprzedniej niezwykle interesującej czynności, a mianowicie patrzenia w
sufit. Po chwili zorientowałam się, że Harry, usiadł obok mnie, ale nawet nie
chciało mi się mówić mu, żeby wrócił na swoje miejsce z dala ode mnie. Jego
towarzystwo, zwłaszcza tak bliskie towarzystwo mnie peszyło.
- Jedź - powiedział. Obróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego.
Opierał się z tyłu rękoma i również na mnie patrzył, a pojedynczy kosmyk jego
włosów zwisał mu zabawnie tuż przy twarzy.
- Dlaczego? - zadałam pytanie, bo nie wiedziałam, dlaczego tak im wszystkim na
tym zależy. A wszystkim miałam na myśli Lou i jemu, A także i Liam’owi, bo
wywnioskowałam z rozmowy, ze ten też był bardzo chętny. Co do pozostałej dwójki
nie byłam pewna, chociaż Niall pewnie był zadowolony z tego pomysłu, uznawszy,
że będzie miał mu kto gotować.
- Bo tak chcę - odpowiedział, a jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu,
przez co serio musiałam się zastanowić nad swoją ostatnią odpowiedzią.
Szczeże nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Jestem ciekawe co się stało pomiędzy Lou i Harrym... Nie sądze aby Lu porzucił swoją dziewczynę.. zapewne bawi sie w starszego brata i chce ochrnić And od tego, że Harry jest gówniażem wobec dziewczyn ( tak sadze ale to tylko mieje domysły ) Strasznie mało piszesz o Zaynie. Nw jak go bohaterka postrzega. A Liam to też taka cicha myszka:P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny:D
Ps. Osobiście uwarzam abyś to pisała z perspektywy jednego bohatera. A z innego tylko wtedy kiedy Np. Ktoś ma wypadek albo jak np. Rozdzielili się.
Pozdrawiam:D
Rozdział jak zwykle swietny :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem fajnie było by, gdybyś wprowadziła perspektywy innych bohaterów. Nie wiem dlaczego.. moze dlatego, że jestem ciekawa co siedzi w główce Harolda i Lou.. tak, chyba tak :)
Pozdrawiam, Heaven.
Rozdział genialny bardzo ciekaiw piszesz i zgadzam sie z Heaven dobrze by bylo pisac z perspektywy innych. Pozdrawiam Eve;** i zapraszam do mnie na www.dark-killer-jb.blogspot.com mzoe akurat Ci się spodoba
OdpowiedzUsuńKłótnia Lou i Hazzy mną wstrząsnęła ;O To stało się tak nagle... wcześniej ledwo było widać, że coś między nimi zgrzyta, a później takie zaskoczenie. No, ale skoro Harry stwierdził, że już wszystko wyjaśnione, to chyba nie ma powodów do zastanawiania się nad tą dziwną sprzeczką o Aud. Przez cały fragment o tym, jak ona budziła ich wodą z wiadra, a później oni topili ją w wannie, śmiałam się do monitora. Niektórymi tekstami chłopaków po prostu mnie powalasz. Między innymi dla tego tak dobrze się czyta. Nie wspominając o wspaniałej fabule i cudownym stylu :D No nie wiedziałam, że chłopcy są zdolni aż do tego, by zwolnić Aud z pracy. Przeszli samych siebie, ale w końcu chcieli dobrze. Nawet tata g. bohaterki stwierdził, że tak jest lepiej, skoro przechodziła tam takie katusze. Co się dziwić.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że dodałaś już piątkę! Od razu mam lekturkę na wieczór ^.^ Pozdrawiam serdecznie! C: