poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział III

 Kochani, mam wenę. Trzyma się mnie jak cholera i nie chce odejść. To niezwykle dobrze. Tym razem zaszczycę was długim rozdziałem, może nieco zbyt tkliwym, zbyt pokręconym, ale może nie takim złym. Chyba. I jaram się tymi dwudziestoma paroma wizytami na blogu. Serio. Ale tak poza tym, to ze mną wszystko w porządku ;). Okey, nie zanudzam. Zapraszam do czytania. Byłabym wdzięczna za wszelkie opinie ;).

Jakże miło mi się spało szczelnie opatulona kołdrą. Zauważyłam, że odkąd zaczęłam swoją pracę w kuchni, w której temperatura zawsze była niezwykle wysoka, gdy tylko znajdowałam się poza nią, było mi zimno. Niejednokrotnie się zdarzało, że w naprawdę upalne dni ja potrafiłam chodzić w grubej bluzie i puchatych skarpetkach, skutecznie ogrzewających moje chłodne stopy. Tata miał w zwyczaju nazywać mnie kochanym zmarzluchem. Jeśli chodzi o mojego tatę, to zwolnił mnie z obowiązku zrobienia sobie śniadania, gdyż musiał naprawdę wcześnie wyjść i załatwić parę spraw i nie chciał, żebym wstawała o piątej rano, tylko po to, aby mu zrobić posiłek, tym bardziej, że zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że później już nie zasnę, a potem będę chodzić niemal zupełnie nieprzytomna. Miło żyć ze świadomością, że ktoś się o ciebie troszczy.
Byłam pewna, że obudzi mnie budzik, ale zamiast tego poczułam, że coś wbija mi się w ramię. Zmarszczyłam nos i jęknęłam cicho, nakładając kołdrę na głowę, ale ktoś najwyraźniej postanowił nie dać mi spokoju.
- Śpię - mruknęłam, jakby to nie było oczywiste. Chciałam skorzystać z danej mi szansy na wyspanie się.
- To widzę, Audrey, koleżanko Liam'a - usłyszałam, a uśmiech wykrzywił moje usta. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że coś tu się nie zgadza, nie ten głos powinnam usłyszeć. Wysunęłam głowę spod kołdry i widząc piątkę chłopców znajdującą się w moim pokoju, przy czym jednego z nich siedzącego na moim łóżku, tuż obok mnie, pisnęłam przeraźliwie, chowając się z powrotem pod pierzyną. No tego to bym się nie spodziewała. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Wystraszyłam się nie na żarty. Co oni do jasnej cholery robili w mojej sypialni? Przez moją głowę w jednym momencie przeleciały setki myśli.
- Jaką ty masz skalę głosu, dziewczyno - zaśmiał się Louis, dźgając mnie w ramię. Najwidoczniej to on musiał być tym, który postanowił mnie obudzić.- Dobra, wyłaź, nie mam zamiaru rozmawiać z tobą przez kołdrę - stwierdził, usiłując ściągnąć ze mnie pierzynę. Oszalał. On naprawdę oszalał. I przede wszystkim naruszał moją przestrzeń osobistą, na co byłam wyczulona. Raczej należałam do osób, które odczuwały skrępowanie przy niemal każdej możliwej okazji, gdy tylko ktoś był stanowczo zbyt blisko mnie i oczywiście jeśli był to ktoś, kogo nie znałam zbyt dobrze.
- To nie rozmawiaj ze mną - opowiedziałam mu, zupełnie zdezorientowana. - I wszyscy wyjdźcie z mojego pokoju - dorzuciłam, mając nadzieję, że ktokolwiek zrozumiał coś z tego, co powiedziałam, ponieważ nie miałam zamiaru wytknąć już nawet czubka głowy spod kołdry, pod którą czułam się w miarę bezpiecznie.
- Gdyby to było takie proste, to wierz mi, nie byłoby nas tutaj - usłyszałam głos Liam'a. To mnie akurat zaciekawiło, bo co to za problem nacisnąć klamkę, otworzyć drzwi i wyjść z pokoju? Może ja byłam jakaś dziwna, ale dla mnie to było niezwykle proste.
- Mnie tam się tu bardzo podoba, więc tak czy inaczej chętnie bym tu został - rozpoznałam głos Harry'ego. I zmarszczywszy czoło w końcu odkryłam swoją głowę i spojrzałam na niego uważnie. Chłopak w najlepsze grzebał w moich szafkach, co już w ogóle było szczytem wszystkiego. Nie dość, że przyszli z niezapowiedzianą wizytą z samego rana i siedzieli w mojej sypialni podczas gdy ja sobie smacznie spałam, to jeszcze postanowili przeszukać mój pokój
- Ej! - zwróciłam się do niego. On chyba musiał się zorientować, że zauważyłam, co robi i pośpiesznie zamknął szafkę nieco zmieszany przez to, że został nakryty. - Jakim prawem w ogóle znajdujecie się w moim pokoju, budzicie mnie i grzebiecie mi po szafkach? - zadałam pytanie, na które z początku nie dostałam odpowiedzi. - Niall, tam nie ma żadnego jedzenia - zwróciłam się do blondyna, który najwyraźniej przymierzał się do otworzenia szuflady z moją bielizną. Jeszcze tego mi brakowało, żeby zaczęli przebierać w moich stanikach. Blondyn spojrzał na mnie nieco urażony, choć to chyba ja powinnam być tą, która powinna być urażona z powodu tej nagłej wizyty. Czy oni zawsze tak pojawiali się zupełnie nieoczekiwanie i w zupełnie nieoczekiwanych miejscach?
- Oho, czyżby ktoś tu był poirytowany? - odezwał się Harry, obdarzając mnie zawadiackim uśmieszkiem. Tu miał rację, byłam poirytowana. A właściwie to rozdrażniona. Kto by nie był na moim miejscu? Nawet ja mam jakieś ograniczenia i w gruncie rzeczy da się mnie wyprowadzić z równowagi.
- Wyjaśni mi to ktoś? - spytałam, ignorując Harry'ego, aczkolwiek miałam ogromną ochotę powiedzieć mu coś złośliwego. Aż zdziwiło mnie to ile było we mnie złości. Chyba dawno się na nikim nie wyżyłam.
- Charlie nas wpuścił, zaprowadził nas do twojego pokoju i nas tu zamknął - wytłumaczył Payne, a ja już myślałam że wyjdę z siebie i stanę obok. Toż to mała menda. Zupełnie niczym się nie przejmując wyskoczyłam z łóżka i pognałam do drzwi uderzając je mocno pięścią, ale w efekcie zaczęła mnie boleć ręka. Zdecydowanie przeceniłam swoją siłę.
- Charlie! Ja cię kiedyś zabiję, przysięgam! Natychmiast otwórz te drzwi! - krzyknęłam i ponownie uderzyłam pięścią, narażając moją biedną rękę na jeszcze większy ból. Zza drzwi usłyszałam śmiech mojego brata.
- Zemsta jest słodka - doszło do moich uszu, co mnie jeszcze bardziej rozjuszyło.
- A żebyś wiedział. Nie myśl sobie, że ci to ujdzie płazem! - awanturowałam się dalej przez drzwi, niemalże zupełnie zapominając o obecności chłopców i tym, że właśnie stoję przed nimi ubrana w naprawdę skąpe krótkie spodenki i koszulkę, dodatkowo paradując bez stanika. Ktoś za mną zagwizdał. I pewnie nawet nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie to, że owa osoba się odezwała.
- Jakie nogi - naprawdę chciałam wbić mordercze spojrzenie w Harry'ego, ale zamiast tego oblałam się rumieńcem.
- Hazza, uspokój się - skarcił go Liam, gdy tak jak ja zauważył, że Harry chciał jeszcze coś dodać. Chyba bym tego nie zniosła. Chwyciłam kołdrę i zawinęłam się w nią, siadając na brzegu łóżka, nie mogąc się pozbyć koloru dorodnego pomidora z mojej twarzy. Louis zaśmiał się.
- Coś ty taka wstydliwa, Audrey, koleżanko Liam'a?
- Możesz przestać mnie tak nazywać?
- Nie, mała - wywróciłam teatralnie oczami, co chyba stało się już moim nawykiem. Inaczej już tego nie skomentowałam. Na moment zapanowała niezręczna cisza, która odrobinę mnie przytłaczała. Spojrzałam na zegarek. Dziewiąta dziesięć. Mój budzik powinien niedługo dzwonić, więc pośpiesznie go wyłączyłam, aby potem nie zwracał mi głowy swoim brzęczeniem.
 - A możecie mi powiedzieć, dlaczego właściwie przyszliście do mnie tak wcześnie? - zapytałam, bo to pytanie zaczynało mnie nurtować.
- Niall chciał przyjść na śniadanie - odparł Liam. Spojrzałam niepewnie na blondyna, który uśmiechnął się nieznacznie, potwierdzając tym samym wypowiedź przyjaciela. Po chwili jednak zwróciłam swój wzrok ku Payne'owi.
- Liam, ale przecież twoja mama potrafi gotować - powiedziałam.
- Prawda jest taka, że Niall próbuje cię sprawdzić, bo chce cię porwać i wykorzystać - odezwał się Zayn. Wytrzeszczyłam oczy z przerażenia, podczas gdy blondyn wyraźnie się zawstydził.
- Jako kucharkę oczywiście - mruknął Niall, unikając mojego wzroku. Cała reszta wybuchnęła śmiechem, a ja w końcu się uśmiechnęłam. Ale zaraz uśmiech zszedł z mojej twarzy, ponieważ koniecznie musiałam wygonić chłopców z mojej sypialni, aby się jakoś doprowadzić do porządku. Podeszłam razem z narzuconą na siebie kołdrą do drzwi i jeszcze raz uderzyłam w nie ręką.
- Charlie, otwieraj te drzwi, bo zadzwonię do ojca!
- Nie zrobisz tego. Nie będziesz chciała mu zawracać głowy - odpowiedział mi, niezwykle zadowolony z siebie. I tu mnie miał. Znał mnie po prostu zbyt dobrze i wiedział, że nie martwiłabym taty takimi bzdurami. Poza tym, ja w przeciwieństwie do mojego brata nie byłam kablem i nie zdawałam ojcu relacji z tego, co robi ł mój brat, niezależnie od tego jak było to wredne.
- Posprzątam ci pokój - zaoferowałam i po chwili usłyszałam szczęk zamka i drzwi w końcu stanęły otworem. Za nimi mój brat szczerzył się do mnie, po czym wyciągnął do mnie rękę, sądząc, że dobił targu.
- Umowa.
- Nieważna - odpowiedziałam i ruszyłam prosto na mojego brata z rodzącą się furią. Kołdra spadła z moich ramion, ale zignorowałam to, bo miałam ważniejszą sprawę do załatwienia w tamtym momencie. Chłopak natychmiast zerwał się do ucieczki. Jeszcze przez chwilę go goniłam, ale prawdę mówiąc moja kondycja w ostatnim czasie była naprawdę bardzo marna i szybko się męczyłam. To niesłychane, jak jeden rok może wiele zmienić.
- Charlie Alanie Munroe, wracaj tu do mnie natychmiast! - w tej chwili zabrzmiałam jak matka, ale zanim to do mnie doszło, mój brat gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na mnie ze złością, która mnie kompletnie zaskoczyła.
- Nigdy tak do mnie nie mów. Nie jesteś nią - warknął i ruszył prosto do swojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Chyba przegięłam. Nie zamierzałam już do niego iść, aby dać mu popalić za zamknięcie pięciu chłopców w moim pokoju. Właściwie to chciałam go przeprosić, ale dosłownie mnie zmroziło i nie miałam pojęcia co robić. Ktoś chrząknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Liam'a, który wyjrzał z mojego pokoju, aby zobaczyć co się dzieje. Popatrzyłam na niego smutno, a ten uśmiechnął się pokrzepiająco. Byłam pewna, że już o wszystkim wiedział. Na pewno jego mama powiedziała mu co wydarzyło się poprzedniego lata. Poczułam, że do moich oczu zbierają się łzy. Liam tez to dostrzegł i ruszył z miejsca zapewne chcąc mnie pocieszyć, ale wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł i że wówczas totalnie się rozkleję, jeśli tylko usłyszę jakieś słowa pocieszenia. Pokręciłam głową, aby tylko do mnie nie podchodził. Posłuchał. Jakże niezwykle cieszył mnie ten jego takt.
- Idźcie do kuchni. Zaraz do was dołączę - wymamrotałam i zaraz zobaczyłam, że cała piątka schodzi po schodach na dół najpierw wytaczając się leniwie z mojego pokoju. Sama natomiast podeszłam do drzwi prowadzących do pokoju mojego brata. Zapukałam leciutko, jakby to mogło jakoś załagodzić zaistniałą sytuację.
- Daj mi spokój - odezwał się. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Wiedziałam, że przesadziłam. Powinnam uważać na to, jak się do niego zwracam. Temat naszej mamy był trudny nie tylko dla mnie, ale także i dla niego. Każde jej wspomnienie wiązało się z ogromnym bólem, który mimo upływu czasu wcale się nie zmniejszył. Mówi się, że czas goi rany, ja natomiast twierdziłam, że on tylko przyzwyczaja do odczuwania bólu.
- Charlie, przepraszam - wykrztusiłam, właściwie nie wiedząc, co mogłabym mu powiedzieć.
- Odejdź.
- Nie chciałam, naprawdę - tłumaczyłam się, nie chcąc, aby był na mnie zły. Mimo, iż był wredny i złośliwy, to wciąż pozostawał moim bratem, którego bardzo kochałam i za wszelką cenę chciałam chronić przed jakimkolwiek bólem. A tu okazuje się, że to ja właśnie zadaję mu największy ból, nikt inny.
- Spieprzaj! - warknął, zatem postanowiłam już go bardziej nie drażnić, ignorując także jego słownictwo. Pewnie w innych okolicznościach zwróciłabym mu na to uwagę. Potulnie poszłam do pokoju i wzięłam czyste ciuchy, a następnie skierowałam się do łazienki. Potrzebowałam właściwie tylko pięciu minut. Ujarzmiłam nieład panujący na mojej głowie, ubrałam się i zbiegłam po schodach na dół, udając się prosto do kuchni, gdzie cała piątka już na mnie czekała.
- To co jemy? - spytał Niall, zacierając ręce. Najwidoczniej nie mógł się doczekać. Któremuś z chłopców zaburczało w brzuchu. Zaśmiałam się cicho. Powoli mój niezbyt dobry nastrój gdzieś odpływał. Prawdopodobnie wiązało się to z widokiem tych uśmiechniętych twarzy całej piątki, co automatycznie wprawiało mnie w lepszy humor, niezależnie od tego, jak byli irytujący.
- Co powiecie na czekoladowe naleśniki i koktajl truskawkowy? - stwierdziłam, że najlepszym sposobem na dogodzenie całej piątce będzie zrobienia czegoś słodkiego. Poza tym, szczerze miałam nadzieję, że to tak zapcha Niall'a, że ten będzie miał dość jedzenia na cały dzień. Mimo, iż ledwo go znałam odniosłam wrażenie, że przede mną jest naprawdę trudne zadanie do wykonania. Chłopakom najwyraźniej spodobał się mój pomysł, zatem szybko zabrałam się do roboty. Któryś nawet wykazał chęć pomocy, ale zignorowałam go, bo już byłam w swoim żywiole i nie chciałam, aby ktoś mi przeszkadzał w mojej pracy. Przynajmniej w domu miałam całkowicie wolną rękę i nikt nie mówił mi co mam robić, ani niczego po mnie nie poprawiał czyniąc dania jeszcze gorszymi. W końcu postawiłam przed nimi talerze z naleśnikami i po szklance koktajlu, a następnie wzięłam jeszcze jedną porcję i poszłam z nią na górę, aby zanieść bratu.
- Charlie, przyniosłam ci śniadanie - zero odzewu. Westchnęłam ciężko i postawiłam talerz i szklankę na podłodze przed drzwiami, będąc pewną, że mój brat nie oprze się czekoladowym naleśnikom i je sobie weźmie, po czym wróciłam do kuchni i sama zajęłam się pałaszowaniem. Nie dało się ukryć, że chłopcy naprawdę się najedli i chyba posiłek im smakował, co mnie niezwykle uradowało zatem i spowodowało, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili zabrałam się do zbierania talerzy i ku mojemu zaskoczeniu Harry też to zrobił. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale ten wydawał się w ogóle nie wiedzieć, o co mi chodzi. Chciałam od niego wziąć zebrane talerze i je umyć, lecz zamiast tego on zabrał talerze trzymane przeze mnie i ruszył z nimi w stronę zlewu.
- Co ty robisz? - spytałam  drapiąc się po skroni. Z początku myślałam, że mnie nabiera. Serio, nie wyglądał mi na kogoś, kto dobrowolnie zgłosiłby się do zmywania naczyń, ale z drugiej strony cóż ja tam mogłam wiedzieć? Ledwie go przecież znałam.
- Chcę umyć naczynia - odpowiedział trochę zbity z tropu.
- Nie, nie, nie. Ja będę zmywać - pokręciłam przy tym głową i stanęłam obok niego, żeby tylko się dobrać do talerzy. - Jesteś moim gościem - dodałam, jako wytłumaczenie.
- Gościem, który wprosił się do twojej sypialni, grzebał w twoich szafkach i kazał sobie zrobić śniadanie - odrzekł. Spojrzałam na niego i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że wyglądam przy nim jak mała dziewczynka. Może i nie był jakoś szczególnie wysoki, ale dla mnie, zdecydowanie był. Popatrzył mi w oczy uśmiechając się szeroko sądząc, że nie będę się już z nim kłócić. Odwróciłam pośpiesznie wzrok.
- Ale tak czy inaczej...- nie dokończyłam, po poczułam, że ktoś łapie mnie z tyłu, podnosi i przerzuca sobie przez ramię. Zacisnęłam pięści ze złości.
- Idziemy Audrey, koleżanko Liam'a - usłyszałam i szczerze w tamtym momencie miałam ochotę zdzielić Lou po głowie, ale chłopak trochę mi to uniemożliwił. W efekcie musiałam pocieszyć się jedynie okładaniem jego pleców moimi piąstkami, które nie robiły mu zbyt dużej szkody, a wprawiały go jedynie w większe rozbawienie, co mnie natomiast jeszcze bardziej denerwowało. A raczej denerwowała mnie moja bezsilność.
- Harry, wyglądasz sexy jako kura domowa - zwrócił się do Styles'a i parsknął śmiechem. Nie dane mi było jednak zobaczyć reakcji Harry'ego, bo Louis zaraz wyniósł mnie z kuchni w asyście Nialla i Zayn'a. Liam najwidoczniej został razem z Harry'm w kuchni zostawiając mnie na pastwę tejże trójki.
- Louis, puść mnie w tej chwili - wyjęczałam. Wspomniałam coś o naruszaniu przestrzeni osobistej? Lou zrobił to już dwukrotnie tego ranka, co nie bardzo mi się podobało, ale najwyraźniej nie miała za wiele do gadania w tej kwestii.
- Wedle życzenia - odparł i zrzucił mnie ze swojego ramienia prosto na kanapę w salonie, zanosząc się śmiechem po raz kolejny. Poczęłam się zastanawiać, czy on ma kiedykolwiek zły humor. - A teraz się posuń, będziemy oglądać. Gdzie jest pilot? Zayn, szukaj pilota - to powiedziawszy, usiadł obok i objął mnie ramieniem. - A teraz będziesz tu grzecznie siedzieć, mała. I nie pójdziesz wyręczać Styles'a - prychnęłam cicho. Denerwowało mnie to, ze najwyraźniej każdy wydawał się przewidywać mój następny ruch. Niall zajął miejsce obok Lou, a w jego ślady poszedł także Zayn z pilotem w ręku. Włączył telewizor, po czym Lou wyrwał mu pilota z rąk. - Teraz ja jestem władcą pilota - wypiął dumnie pierś i przełączył na inny kanał.
- Nie ma nic w telewizji - mruknęłam niezadowolona.
- Ciii, jest - uciszył mnie i dalej skakał z kanału na kanał. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem, po czym odchyliłam ją do tyłu, patrząc się tępo w sufit i zastanawiając się, jak to się stało, że chłopcy zaczęli rządzić w moim domu. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Liam'a, który dobiegał z kuchni. Oni wszyscy najwyraźniej nie umieli usiedzieć cicho na jednym miejscu.
- Weź ode mnie tą łyżkę, Harry! - parsknęłam śmiechem nie mogąc się powstrzymać. Niall, Zayn i Louis zawtórowali mi. Po chwili poczuliśmy wibracje czyjegoś telefonu. Lou wyciągnął swój i z uśmiechem na twarzy wpatrywał się w ekran.
- Eleanor dzwoni, Eleanor dzwoni! - wykrzyknął, ciesząc się jak małe dziecko. Zerwał się z miejsca, rzucił pilota na kanapę i wybiegł z salonu, o mało nie wpadając na drzwi. Zamrugałam parokrotnie nie kryjąc swojego zaskoczenia. Zauważyłam, że Niall przysunął się do mnie, zajmując miejsce, na którym siedział wcześniej Louis.
- Eleanor to jego dziewczyna - wyjaśnił mi blondyn. - On dosłownie za nią szaleje, jak widać na załączonym obrazku - zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Miło wiedzieć, że są jeszcze tacy faceci jak Liam i Louis, którzy szaleją za swoimi dziewczynami - stwierdziłam, odgarniającc z twarzy zbłąkane kosmyki jasnych włosów. Zazdrościłam trochę ich dziewczynom. Nie dlatego, że spotykały się z Liam'em czy Lou, tylko tego właśnie, że miały facetów, którzy byli w nich niemal na zabój zakochani. Jedyny związek w jakim byłam był...zwyczajny. Opierał się głównie na przyjaźni, ale szczerze powiedziawszy nigdy nie czułam żadnych motylków w brzuchu, a i nie czułam też, że jestem dla mojego partnera naprawdę ważna. Nasze rozstanie było właściwie kwestią czasu, ale chyba z wygody nic z tym nie robiłam. Dopiero po wypadku jakoś nabrałam odwagi i zdecydowałam, że to powinien być ostateczny koniec naszego związku. Niewątpliwie była to najlepsza decyzja jaką podjęłam. Ja bym się męczyła, on by się męczył ze mną. Nasza wspólna pasja zamiast pomagać, wszystko by utrudniała. Nie żałowałam rozstania. Żałowałam tylko, że zmarnował na mnie prawie półtora roku, podczas gdy w tym czasie mógł poznać swoją prawdziwą miłość.
- Sugerujesz, że nie ma takich wielu? - zapytał Niall, marszcząc czoło i wciąż wpatrując się w mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczami. Chyba zaczynałam rozumieć fenomen tych chłopaków. Oni wszyscy po prostu byli uroczy nawet jeżeli robili totalnie nieodpowiednie rzeczy, jak dajmy na to zaglądanie do cudzych szafek czy rozwalanie koszy na śmieci w środku miasta, chociaż to drugie było wyraźnie niezamierzone.
- Sugeruję, że nie ma wielu takich, którzy nie boją się tego pokazać - odpowiedziałam mu i w tym momencie naszą rozmowę przerwał Harry, który przybył wraz z niezadowolonym Liam'em, który natomiast był chyba na niego obrażony o atak łyżką.
- Gdzie Louis? - spytał Styles rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przyjaciela.
- Nie słyszałeś, jak krzyczał? Eleanor zadzwoniła. Właśnie z nią rozmawia - odpowiedział mu Zayn.
- Aa, dlatego tak się darł - przyjął do wiadomości, po czym przeskoczył przez kanapę i wepchał się między mnie, a Niall'a, rozpychając się łokciami. Dostałam od niego w żebra i jęknęłam przeciągle, po czym przygryzłam lekko dolną wargę.
- Wybacz Audrey, nie uszkodziłem cię za bardzo? - spytał chyba faktycznie zainteresowany moim stanem. Lustrował mnie wzrokiem jakby chciał sprawdzić czy nic mi nie jest. Za wiele by mu to nie pomogło, ale trzeba doceniać także chęci. Już miałam mu odpowiedzieć, że wszystko w porządku, ale Niall zwrócił uwagę Harry'ego, gdy prychnął niezadowolony.
- A ja to co, mebel?
- Niall, a ty cokolwiek poczułeś? - Harry uśmiechnął się łobuzersko, co tylko rozdrażniło blondyna.
- Czy tylko mi się wydaje, czy Harry robi się coraz bardziej złośliwy? - odezwał się blondyn, spoglądając na Styles'a.
- On się starzeje - odparł Liam , a ja w tym momencie się zaczęłam zastanawiać, jakim cudem oni ze sobą wytrzymują. Najwyraźniej mieli już wprawę.
- Ja tam bym powiedział, że czegoś mu brakuje - skomentował Zayn, przez co Styles posłał mu mordercze spojrzenie. Nie chciałabym, aby ktoś kiedykolwiek tak na mnie patrzył.
Chciałam sięgnąć po pilota leżącego gdzieś za Harry'm i w tym celu wyciągnęłam rękę, ażeby go znaleźć, co mogło wyglądać dość dziwnie, kiedy tak sięgałam ręką za jego plecami,
- Chcesz się przytulić? - zapytał rozbawiony Harry, a ja pewnie znów miałam ten swój przerażony i kompletnie zdezorientowany wyraz twarzy, bo roześmiał się głośno.
- N...ni...niespecjalnie - zająknęłam się i uciekłam wzrokiem speszona.
- Oj, wiem, że chcesz - to powiedziawszy przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami, akurat w momencie, kiedy Louis wszedł do salonu. Chłopak uniósł brwi do góry przyglądając nam się z zaciekawieniem.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co tu się dzieje -  ja właściwie sama nie wiedziałam co się dzieje, ale wydawało się to mało istotne. Najważniejsze było chyba to, że było mi przyjemnie i niezwykle ciepło przylegając do rozgrzanego Styles'a. Niemniej jednak postanowiłam nie robić większego cyrku i czym prędzej poczęłam się wyrywać z jego uścisku, zdając sobie sprawę z tego, że znów jestem czerwona na twarzy.
- A ty gdzie? - zmarszczył brwi. Usiłowałam na szybkiego znaleźć jakąś wymówkę.
- Do łazienki.
- A to proszę bardzo - puścił mnie, a ja pośpiesznie przeniosłam się na fotel, z dala od niego, bo przebywanie w jego pobliżu było dla mnie zbyt krępujące.
- Tam chyba nie ma łazienki - stwierdził niezbyt uradowany z tego faktu, że go wykiwałam.
- No nie ma - przyznałam.
- Hazza, ona cię nie lubi tak jak mnie, prawda, Audrey, koleżanko Liam'a? - Louis usiadł na oparciu mojego fotela i wyszczerzył się do Harry'ego. Nie odpowiedziałam. Wolałam to przemilczeć. Harry spojrzał na mnie udając zawiedzionego. Tak przynajmniej to odebrałam. Po chwili chłopak dorwał pilota, który leżał za nim i sam zaczął skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego do obejrzenia.
- Zjadłbym chipsy - oczy wszystkich skierowały się prosto na Niall'a.
- Niall, czy ty masz może dwa żołądki? - zapytałam, nie mogąc uwierzyć, że ten chłopak ma miejsce jeszcze na jakiekolwiek jedzenie po tych okropnie zapychających czekoladowych naleśnikach. Normalny człowiek nie tknąłby nic przynajmniej przez najbliższe parę godzin, ale już doszłam do tego, ze żaden z nich nie był normalny, więc właściwie nie powinno mnie to dziwić.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo - roześmiał się. - Kto pójdzie ze mną do sklepu?
- Ja. Bo się zgubisz - stwierdził Liam, splatając ręce na piersi.
- Ja też, muszę coś kupić - dorzucił Zayn, a następnie jeszcze chwilę krzątali się po pokoju, aż w końcu wyszli, zostawiając mnie z Harry'm i Lou, co nie wróżyło niczego dobrego i zdawałam sobie z tego sprawę. Ta dwójka wydawała mi się najbardziej powalona z nich wszystkich, oczywiście nikogo nie obrażając. Przyjemnie spędzało się z nimi czas, aczkolwiek momentami doprowadzali mnie do szaleństwa.
- A więc, kiedy wyjeżdżacie? Liam wspominał, że jesteście tylko na kilka dni, a potem wybieracie się do Birmingham - zagaiłam, wbijając wzrok w Lou, który wisiał tuż nade mną. Położył mi ręką na ramieniu i posłał mi szelmowski uśmiech.
- A co, już masz nas dosyć, Audrey, koleżanko Liam'a? - zapytał.
- Nie, skądże.
- Przyznaj się, niezwykle cię wkurzamy - włączył się Harry.
- Nie, po prostu robicie wokół siebie dużo zamieszania. Nie jestem do tego przyzwyczajona - zdobyłam się na szczerość.
- A ty nie robisz wokół siebie zamieszania? Nie szalejesz, nie bawisz się, nie robisz głupich rzeczy? - dopytywał się Louis, wyraźnie zaciekawiony.
- Nie mam okazji - wzruszyłam ramionami. Faktycznie, jakoś nie miałam an to czasu. Poza tym, tak naprawdę od dłuższego czasu nie utrzymywałam jakiś bliższych kontaktów ze znajomymi. Tyle, co widziałam się z nimi w szkole, ewentualnie napotykałam ich w sklepie, a tak, wystarczyło mi towarzystwo ojca i brata. Świadomie odgradzałam się od ludzi, uznając, że tak będzie mi łatwiej. Może i było, ale niejednokrotnie dochodziło do mnie to, jak bardzo jestem samotna i jak bardzo nieszczęśliwa i znudzona swoim ledwie osiemnastoletnim życiem.
- To co robisz w wolnym czasie? - zadał mi pytanie Styles, który uważnie mi się przyglądał.
- Śpię.
- Oczywiście. A poza tym? Tylko nie mów, że pracujesz - uśmiechnęłam się niewinnie, rozkładając ręce. Taka prawda. Spałam, gotowałam, zajmowałam się domem, pracowałam, czasem obejrzałam telewizję, czy posłuchałam muzyki. Nic szczególnego.
- O nie, tak nie może być, mała - rzekł dobitnie Louis. - Ja już ci znajdę ciekawe zajęcie - to powiedziawszy zamyślił się na moment, a po chwili kąciki jego ust uniosły się ku górze w uśmiechu, który tak do niego pasował. - Pojedziesz z nami za dwa dni do Birmingham - był bardzo zadowolony ze swojego pomysłu.
- Chyba śnisz - mruknęłam. Nie było mowy, żebym wybrała się z nimi do Birmingham. W prawdzie to było ledwie około pół godziny drogi, ale to nie zmieniało faktu, że nie zamierzałam się ruszać z Woverhampton, a już tym bardziej nie z chłopakami, których ledwie znałam. W prawdzie byłabym również z Liam'em, którego znałam od dziecka, ale tak czy inaczej to w ogóle nie wchodziło w grę.
- Przykro mi kochanie, ale nie masz zbyt wiele do gadania - zwrócił się do mnie Harry. Nazywanie mnie kochaniem, to był nie najlepszy pomysł, bo to znów mnie speszyło. I znowu nkt mnie nie chciał słuchać. Zastanawiałam się czy wszyscy mnie tak lekceważyli z powodu mojego wzrostu, czy ewidentnego braku siły przebicia.
- Ależ mam i nigdzie nie pojadę - odparłam i zaraz poczułam, jak palce Lou wbijają mi się między żebra, po czym chłopak zaczął mnie łaskotać.
- Jak mówi Harry, nie wykręcisz się, moja koleżanko - czy ja się aby nie przesłyszałam, czy Louis naprawdę nazwał mnie swoją koleżanką? Nie byłam w stanie się jednak długo nad tym zastanawiać, bo najwyraźniej nie potrafiłam jednocześnie myśleć i się śmiać. Styles zaraz mu pomógł z atakiem na mnie co już w ogóle sprawiło, że nie mogłam opanować śmiechu. Wierzgałam się, usiłowałam wyrwać, ale siła jednego znacznie przewyższała moją, a co dopiero ich dwóch.
- Kto zarzyna mi siostrę? - usłyszałam głos mojego brata dochodzący gdzieś ze schodów. Harry i Louis spojrzeli po sobie i parsknęli śmiechem.
- Tylko my - odpowiedzieli równocześnie. Mój brat skomentował to tylko głośnym aha i postanowił się ulotnić, mimo iż prosiłam go, żeby wrócił i mi pomógł. Ale przynajmniej się zainteresował, co się dzieje. Może jednak złość trochę mu przeszła. Wykorzystałam nieuwagę chłopców i wyrwałam się, po czym ruszyłam w stronę kanapy, chcąc ją przeskoczyć, ale niefortunnie zahaczyłam nogą o oparcie i runęłam jak długa na podłogę, uderzając w nią z głośnym hukiem, który rozległ się po całym pokoju. Miałam wrażenie, że coś chrupnęło i dosłownie panikowałam.
- Audrey? Nic ci nie jest? - usłyszałam spanikowany głos Lou. Najwyraźniej nie tylko ja śmiertelnie się przeraziłam. Tylko, że ja serio miałam powód, o którym chłopcy nie mieli pojęcia i w najgorszym wypadku mogłam już samodzielnie się z tej podłogi nie podnieść. Usiłowałam się choć trochę podnieść przynajmniej do pozycji siedzącej i na całe szczęście dałam radę. Odetchnęłam z ulgą, po czym zaśmiałam się głośno. Tak niewiele brakowało.
- N, nic mi nie jest - powiedziałam wciąż nie mogąc opanować wręcz histerycznego śmiechu. Harry chyba dostrzegł, że coś jest nie tak. Nie śmiał się, przyjrzał mi się tylko niepewnie, gdy tylko okrążył kanapę. Podał mi dłoń, aby pomóc mi wstać z podłogi. Przyjęłam ją i z jego pomocą podniosłam się.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał jeszcze. Kiwnęłam głową. Zdałam sobie sprawę, że popsułam zabawę. Och, nienawidziłam tego. Ostatnio stałam się okropną ofiarą losu i jednocześnie niszczycielką dobrych zabaw.
Spokojnie zajęliśmy miejsce na kanapie, po czym zaczęliśmy dyskutować na temat programów telewizyjnych i wydało się, że śledziłam ich poczynania w X Factorze. W końcu jako dobra koleżanka kibicowałam Liam'owi. Potem także wyszło, że wraz zakończeniem ich przygody z tym programem nie wgłębiałam się jakoś szczególnie w to, co się potem z nimi działo, oprócz tego, co mówiła mi mama Liam'a, która czasem zapraszała mnie na herbatę, albo okładki licznych gazet.
W końcu Niall, Liam i Zayn wrócili i dołączyli do nas. Odnaleźliśmy jakiś ciekawy program w telewizji i o dziwo wszyscy zajadaliśmy się chipsami Niall'a, którymi z początku w ogóle nie chciał się podzielić. Chyba się stawałam równie nienormalna co oni, skoro potrafiłam jeszcze cokolwiek przełknąć po takim śniadaniu.
Po skończeniu się programu dopiero spojrzałam na zegarek. Dwunasta czterdzieści. Zamarłam, wpatrując się w niego z przerażeniem. Niall szturchnął mnie, nie wiedząc co się dzieje.
- Już nie żyję - wybełkotałam.
- Mi tam wygląda na to, że całkiem nieźle się trzymasz - skwitował Zayn.
- Teraz jeszcze tak, ale niedługo będę martwa. Spóźniłam się do pracy - wykrzyknęłam spanikowana i zerwałam się ze swojego miejsca. - Mam przechlapane.
- To nie idź. Nie opłaca ci się iść - powiedział Harry. Popatrzyłam na niego jak na idiotę i zaczęłam wszystkich ich ciągnąć za ręce, aby wstawali ze swoich miejsc i wynosili się natychmiast z mojego domu, choć mogło to być nieco niegrzeczne, ale sama przecież musiałam ruszyć się do pracy. Takim to sposobem wykopałam ich wszystkich przed dom, wsiadłam na rower bez hamulców, ku przerażeniu Liam'a i odjechałam tak szybko, jak tylko mogłam, o mało nie potrącając jakiegoś dzieciaka po drodze. Zatrzymałam się w zaułku pod knajpą i w pośpiechu ruszyłam prosto do kuchni chwytając w biegu za fartuch.
- Munroe, w końcu postanowiłaś nas zaszczycić swoją obecnością - przywitał mnie kucharz, a jego twarz wykrzywił grymas wściekłości. - Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz? Że możesz się spóźniać prawie godzinę? Jesteś beznadziejna, wiesz o tym? - spuściłam głowę. Wiedziałam, że zawaliłam i było mi tak okropnie głupio z tego powodu, ale zupełnie straciłam poczucie czasu. Chciałam naprawdę obwinić o wszystko chłopaków, ale to naprawdę nie była ich wina, tylko i wyłącznie moja, co sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Powinnam się bardziej pilnować. Jeszcze przez następne pięć minut mój przełożony dawał mi reprymendę za to spóźnienie. Nie omieszkał także mi przypomnieć ile razy działałam za jego plecami i chciałam robić wszystko po swojemu. Na koniec powiedział, że rozmówi się z szefem na mój temat i żebym przygotowała się na ewentualne zwolnienie. Zniosłam cierpliwie wszystkie jego obelgi pod moim adresem, choć miałam ogromną ochotę odwrócić się na pięcie i wybiec z knajpy, aby więcej nie musieć na niego patrzeć i słuchać tego mężczyzny, który zamieniał moje życie w koszmar. Miałam serdecznie wszystkiego dosyć, chciałam się wyrwać jak najdalej stąd, ale to było zbyt ryzykowne. Razem z ojcem pracowaliśmy teraz na utrzymanie naszej całej trójki. Musiałam mu jakoś pomóc. Sam nie dałby rady.
Wróciłam do pracy. Przez następne parę godzin nie odezwałam się ani słowem, ale mój przełożony co chwila próbował mi jeszcze w jakiś sposób dopiec. Może myślał, że przez to sama zrezygnuję z pracy i przynajmniej nie będzie musiał wytaczać argumentów przed szefem do tego, aby w końcu pozbawił mnie tej posady. W końcu moja zmiana się skończyła. Na pożegnanie jeszcze usłyszałam parę przykrych słów, a następnie czym prędzej się ulotniłam z knajpy. Zajechałam pod dom i odstawiwszy rower do garażu, który właściwie pełnił rolę graciarni, usiadłam na trawie przed domem i przyciągnęłam nogi do siebie. Nie mogąc już opanować napływających do oczu łez po prostu przestałam się starać i teraz łzy ciurkiem spływały mi po policzkach. Nie fatygowałam się nawet, aby je zetrzeć. Byłam taka zła. Na siebie, na mojego przełożonego. Na cały ten niesprawiedliwy świat, który uczynił moje życie tak beznadziejnym. Nie wiem ile czasu spędziłam czasu na zewnątrz, ale w końcu usłyszałam odgłos otwieranych drzwi sąsiedniego domu. Odwróciłam głowę i zauważyłam stojącego w progu Liam'a. Widząc mnie wyraźnie posmutniał, po czym ruszył w moją stronę, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Nie zatrzymywałam go. Chyba potrzebowałam w tej chwili towarzystwa. Chłopak usiadł obok mnie i przytulił mnie do siebie.
- Co się stało? - zapytał w końcu, kiedy się odrobinę odsunęłam, uświadomiwszy sobie, że moimi głupimi łzami zamoczyłam mu rękaw podkoszulka.
- Wszystko się stało - jęknęłam i pociągnęłam żałośnie nosem. - Wszystko. Moje życie jest beznadziejne, wiesz? Nie, nawet sobie tego nie wyobrażasz. Straciłam wszystko. Nie mam już niczego. - bełkotałam, co chwila zanosząc się płaczem.
- To nieprawda - powiedział Liam łagodnie, próbując mnie pocieszyć.- Nie mów tak.
- Ależ prawda. Wiesz dlaczego? Bo ten przeklęty wypadek przekreślił wszystko. Wiesz już o nim, prawda? - chłopak kiwnął głową. - Ale pewnie nie wiesz, że ja też byłam w tym samochodzie, w którym zginęła moja mama. Jechałyśmy razem - zaczęłam. Już wiedziałam, że chcę mu powiedzieć wszystko, co mi się przydarzyło. I tak byłam przekonana, że on niedługo znowu wyjedzie i nie będę musiała widzieć jego zatroskanej twarzy zbyt długo.- Jakiś pijany idiota wjechał w nasz samochód. To były sekundy. Wiesz, w takich momentach mówi się, że całe życie staje przed oczami. Bzdura. Nie ma na to czasu. Mojej mamy nie udało się odratować. Zmarła w szpitalu, a ja wylądowałam tam w śpiączce i z urazem kręgosłupa, który nie pozwalał mi na dalsze trenowanie tańca. Rozumiesz? Straciłam jednocześnie matkę i moją pasję. Odebrano mi moje marzenia, przekreślono moje cele. Moja przyszłość została zrujnowana w jednej chwili. Całe życie stanęło mi do góry nogami. To tak, jakby tobie ktoś powiedział, ze nie możesz już śpiewać, ani grać - Liam wydawał się rozumieć przez co przechodziłam. Przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, gdy po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. - A potem było już tylko gorzej. Mieliśmy problemy finansowe, tata nie wyrabiał z utrzymaniem nas. Wysłał Humphrey'a na studia do Londynu, nie chciał, żeby ten tu siedział i się zamartwiał i wtedy to ja musiałam mu pomóc. Zatrudniłam się w tej koszmarnej knajpie, stara znajoma mnie poleciła, inaczej nie byłoby szans na to, żebym dostała pracę taką jak ta, a do tego się tylko nadaję oprócz tańca - kontynuowałam, ale już wyrwałam sie z jego uścisku. Wzięłam głęboki oddech. - Ale ta praca to jakiś jeden chory żart. Każdego dnia muszę znosić mojego przełożonego, który najchętniej wywaliłby mnie na zbity pysk, nie daje mi nic poprawić, pilnuje, aby nie zrobiła nic, czego mi nie kazano, a przy okazji uprzykrza mi życie jak tylko się da. A dzisiaj, a dzisiaj za to cholerne spóźnienie ubliżał mi przez cały dzień i nic nie mogłam mu powiedzieć. Nic, bo w końcu naprawdę mnie zwolnią, a ja nie będę miała innej szansy na zarobienie pieniędzy na utrzymanie - pożaliłam się i ukryłam w twarz w dłoniach. Byłam taka żałosna. Bardziej się już chyba nie dało.
- Aud...- zaczął, ale ktoś mu przerwał.
- Nie możesz pozwalać się poniżać, moja koleżanko - w drzwiach domu Liam'a stał Lou z poważną miną, przyglądając się nam z założonymi rękami. No pięknie. Jeszcze jego tutaj brakowało. Jęknęłam głośno. Miałam nadzieję, że przynajmniej nie słyszał całego mojego beznadziejnego, rozpaczliwego monologu. Louis podszedł do nas, po czym usiadł z mojej drugiej strony i objął mnie ramieniem.
- Nikt nie zasługuje na takie traktowanie, a już na pewno nie moja koleżanka - powiedział i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Sama także uśmiechnęłam się przez łzy. - No już, nie rycz, mała. Powinnaś zrezygnować z tej pracy, to nie dla ciebie - dodał. Westchnęłam ciężko i nawet nie zauważyłam kiedy oparłam głowę o jego ramię. Jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało.
- To nie jest takie proste, Lou - mruknęłam. Chłopak otarł zbłąkaną łzę z mojego policzka i potarł dłonią moje ramię.
- To jest prostsze niż ci się wydaje. Wszystko będzie dobrze - mrugnął do mnie i uśmiechnął się szeroko. Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. Naprawdę chciałam wierzyć w jego zapewnienie, ale chyba już dawno straciłam nadzieję, na to, że kiedykolwiek będzie dobrze. Ale może powinnam wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę tej nadziei? Jednocześnie byłam zaskoczona poznając inną stronę Tomlinson'a, twierdząc przy tym, że to zdecydowanie dobry materiał na przyjaciela. 

4 komentarze:

  1. świetny blog. bardzo mi się podoba i czekam na więcej ! :D Pozdrawiam.
    + zapraszam do mnie :D http://life-is-tooshort.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu ! Jak a ci zazdroszcze twojego stylu pisania !! Jestes świetna, czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajeiście piszesz, ale to wiesz. W czym masz bardzo rozbudowane słownicwo, na które mnie nie stać... i kilku snów znaczenia nie znałam... co gorsza nie potrafiłam ich wymówć ale to już inna sprawa. Chciałbym nawiązać do poprzedniej notki jak Li przedstawiał Louisa " Największy idiota " Rozbroiłaś mnie totaline, a później Harry. Uwierz że moje kakałko wylądowało na monitorze.Sprawa z Charlim mnie martwi... ale coś czyje że chłopaki zaproponują jej współpracę:D
    Pozdrawiam i dzx za komentarze:D
    Bd często wpadać:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogłam się doczekać, kiedy skończę się uczyć i znajdę chwilę na nadrabianie. Od razu wzięłam się za Twój kolejny rozdział :D To, jak brat Aud zamyka chłopców w jej pokoju, było niesamowite. Masz fenomenalne pomysły. Uwielbiam te luźne fragmenty, w których opisujesz zabawne teksty chłopaków i ogólnie ich luźne rozmowy. Postać Aud bardzo przypadła mi do gustu. Jest taka... nieśmiała, zamknięta w sobie, spokojna i... Jest super :D Jednak chłopacy chyba nie tylko w jej życiu namieszają. Wydaje mi się, że nawet jej charakter ulegnie zmianie ^.^ Aww, ostatnia scena była bardzo słodka. Wydaje mi się, czy między Lou a Aud coś iskrzy? Coś się święci? No cóż, chyba zobaczę w kolejnych rozdziałach :) Pozdrawiam i życzę dużo weny C:

    OdpowiedzUsuń