piątek, 9 listopada 2012

Rozdział XI

Przepraszam, za marny rozdział, jakiś zupełnie pokręcony mi wyszedł. Tak to jest, jak dziwne pomysły wpadają do głowy w ostatniej chwili w trakcie pisania. Obiecałam, ze zamieszczę w piątek, to zamieszczam. Zdążę? Chyba tak. Nie przedłużając. Zapraszam do lektury :).



Zanim wyszłam zajęło mi trochę czasu doprowadzenie się do porządku. Musiałam opatrzyć ranę i zrobić to jak najciszej, ażeby nie obudzić taty, który jak zwykle o tej porze smacznie sobie spał. Musiałam także się przebrać, zatem wzięłam pierwsze lepsze jeansy, jakąś zwyczajną koszulkę i na nią ubrałam ciepłą bluzę, żebym znowu się nie przeziębiła tak jak ostatnim razem, bo naprawdę nie miałam ochoty chodzić przez następne parę dni z paskudnym katarem. Już wystarczająco byłam poszkodowana przez to szkło, w które wdepnęłam i rozcięłam sobie skórę, przez co przy każdym kroku odczuwałam dotkliwy ból, co natomiast sprawiło, że miałam chęć zabicia Styles'a za rozbicie mi okna w pokoju. Zastanawiające było to, czy to właśnie dlatego postanowiłam do niego wyjść. Kulejąc minęłam pokój mojego brata, z którego słyszałam odgłosy jakiejś gry, co mnie specjalnie nie dziwło. Ona zawsze siedział i grał po nocach. Po cichu zeszłam po schodach, po czym ubrawszy buty wyszłam na zewnątrz.
Jedną z zalet okolicy w której mieszkałam było to, że w nocy panował zupełny spokój i można się było nacieszyć ciszą, aczkolwiek kiedy wychodziłam z domu ta cisza troszeczkę mnie zaczęła przerażać. Każdy nawet najmniejszy dźwięk wydawał się być przerażający i sprawiał, że włosy stawały dęba, a już zwłaszcza, kiedy przebiegł tuż pod moimi nogami kot starej sąsiadki. Wzdrygnęłam się ze strachu i jeszcze przez chwilę stałam jak sparaliżowana, aż w końcu zobaczyłam zmierzającego w moją stronę Harry'ego, uśmiechającego się do mnie właśnie w ten sposób, który tak bardzo lubiłam. Przez to moja złość powoli zaczęła gdzieś odpływać. Przeklęty Styles chyba właśnie znalazł na mnie sposób, co nie bardzo mi odpowiadało, ale nic nie potrafiłam z tym zrobić. Ruszyłam się wreszcie z miejsca i wówczas wzrok Harry'ego automatycznie zatrzymał się na mojej nodze.
Spojrzał potem na mnie pytająco, na co właściwie tylko wzruszyłam ramionami, co mu się chyba nie spodobało, gdyż oczekiwał jakiejś pełnej odpowiedzi.
- Co się stało? – zapytał zainteresowany i może nawet odrobinę zatroskany.
- Weszłam w pozostałości po szybie - odparłam mu.- Chyba powinnam na ciebie za to nawrzeszczeć - stwierdziłam  jeszcze, zerkając na Harry'ego, który już szedł przy moim boku. Przez moje podwórko.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby ci się coś stało - wyjaśnił mi zbolałym głosem, co jeszcze bardziej sprawiło, że nie potrafiłam się na niego za to gniewać. - Możesz na mnie nakrzyczeć, jeśli to ci pomoże - dodał jeszcze, a kąciki jego ust uniosły się ku górze w cwaniackim uśmieszku. Następnie gwałtownie się zatrzymał złapał mnie w pasie, a drugą rękę umieścił pod moimi kolanami, po czym podniósł mnie z łatwością, przyciskając mnie do swojej piersi. To się działo tak szybko, że jedyne co zrobiłam, to pisnęłam głośno, lecz prędko zasłoniłam usta ręką, uświadamiając sobie moją głupotę. Byłam pewna, że postawiłam na nogi wszystkich sąsiadów łącznie z moim ojcem. Harry zaśmiał się cicho, a ja skrzywiłam się, chcąc się następnie mu wyrwać, ale bez żadnych rezultatów.
- No, ty chyba jesteś niepoważny - mruknęłam niezadowolona - Postaw mnie natychmiast na ziemi - nakazałam, ale  Harry puścił to mimo uszu. On zdecydowanie słyszał tylko to, co chciał słyszeć. - Czy ty naprawdę chcesz mnie zdenerwować?
- Nie - odpowiedział zadowolony z siebie. - Ale skoro ja przyczyniłem się do tego, że zraniłaś się w nogę, to muszę się jakoś zrehabilitować.
- Harry, naprawdę nie musisz tego brać do siebie. Możesz mnie puścić, od chodzenia nie umrę - powiedziałam już nieco spokojniej, gdyż ta jego chęć odkupienia win nieco mnie rozczuliła. Nie zmieniało to faktu, że nie musiał mnie nosić na rękach. Chłopak tylko pokręcił głową i spojrzał na mnie uważnie. Jego twarz była tak blisko mojej, że mogłam dojrzeć w jego oczach swoje odbicie pomimo słabego oświetlenia na ulicy.
- Wiem, ale cię nie puszczę – odrzekł, uparcie obstając przy swoim. Wiedziałam, że nie wygram. Chociaż może zbyt szybko się poddawałam, co było przyczyną tych moich ciągłych porażek. W każdym razie naprawdę nie chciałam się kłócić z nim w nocy na środku ulicy, kiedy akurat mnie niósł, właściwie sama nie wiedziałam gdzie.
- Może chociaż mi powiesz gdzie mnie niesiesz? – zapytałam zaciekawiona, a może nawet troszeczkę przestraszona tym, że nie znałam jego planów. Po nim to można się było chyba wszystkie spodziewać. Harry uśmiechnął się tylko tajemniczo i pokręcił głową, nie chcąc niczego zdradzić. Prychnęłam cicho zirytowana i uczepiłam się jego ramienia, ażeby tylko nie spaść, co najwyraźniej mu się spodobało.
- Zabawnie się złościsz - skwitował, a moja twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Zgromiłam go spojrzeniem, na co on tylko zareagował głośnym śmiechem.
- Przeginasz. Puszczaj mnie - powiedziałam ze zdecydowaniem. Harry spojrzał na mnie z miną zbitego psa. Potrząsnęłam głową chcąc dać mu znak, że to na mnie nie działa, chociaż będąc szczerą, można by o tym podyskutować. Styles w końcu postawił mnie ostrożnie na ziemi. Natychmiast zwiększyłam dystans między nami, powtarzając sobie w myślach, że powinnam się trzymać od niego z daleka. To było naprawdę trudne, zważywszy na to, że on bynajmniej nie zamierzał się trzymać z dala ode mnie i na każdym kroku mi to udowadniał.
- Masz straszne wahania nastrojów - zauważył po chwili milczenia. Zmrużyłam oczy i westchnęłam ze zrezygnowaniem.
- I dlatego wyciągnąłeś mnie z domu, żeby sobie na nie popatrzeć? - zapytałam, unosząc lekko brwi i podpierając biodra rękami. Nie mogłam uwierzyć, że wyciągnął mnie o tak później porze z domu tylko po to, żeby sobie troszeczkę pogadać. Jakby nie mógł tego zrobić o jakiejś przyzwoitej godzinie. Harry pokręcił głową.
- Nie. Musiałem w końcu coś zrobić, żebyś ze mną gdzieś wyszła, a najwyraźniej wykazujesz tylko takie chęci w okolicach północy - odrzekł z szerokim uśmiechem malującym się na ustach. Wywróciłam teatralnie oczami po czym uderzywszy się otwartą dłonią w czoło odwróciłam się i ruszyłam w stronę swojego domu. - Ej, a ty gdzie?
- Wracam do łóżka – mruknęłam ze wzruszeniem ramion. Nie widziałam sensu w dalszym prowadzeniu konwersacji i siedzeniu w nocy poza domem.
- No daj spokój. Naprawdę nie możesz spędzić ze mną wieczoru?
- Po pierwsze, nie wieczoru, tylko nocy. Po drugie, spędziłam w twoim towarzystwie trochę czasu dzisiejszego dnia. Po trzecie dlaczego zmuszasz mnie do tego, żebym gdzieś z tobą wyszła? – spytałam powoli zmierzając do drzwi frontowych.
- Ja cię zmuszam? Sama wyszłaś. Ja tylko poprosiłem - stwierdził, a ja zatrzymałam się i spojrzałam na niego w zamyśleniu. Harry uśmiechnął się do mnie szelmowsko, zdając sobie sprawę ze swojej wygranej. - Gdybyś nie chciała wyjść, to byś nie wyszła, proste - to była święta prawda i miałam tego świadomość, ale łatwiej mi było to zwalić na Harry'ego. Zwyczajnie chciałam z nim spędzać czas, chociaż wiedziałam, że to nienajlepszy pomysł. Chciałam spędzać czas w jego towarzystwie pomimo iż niekiedy doprowadzał mnie do szału, mimo, że nie chciałam się do niego w żaden sposób przywiązywać, aby się potem nie okazało, że to wszystko to jedna wielka ściema, mimo iż wiedziałam, że to ryzykowne i może się źle dla mnie skończyć. Byłam głupia, taka prawda, jednakże byłam również i rozsądna. I ten mój rozsądek jak zwykle dawał o sobie znać.
- Jednak to, co się chce robić, a to co się powinno, to dwie różne sprawy – odrzekłam pewnie. Ja postanowiłam robić to, co powinnam.
- To jest po prostu śmieszne – odparł i prychnął wyraźnie oburzony moim stwierdzeniem. - To nie żadna zbrodnia, Audrey. Uświadom sobie, że ja nie chcę dla ciebie źle. Myślałem, że to zrozumiałaś. I że dziś chociaż odrobinę się do mnie przekonałaś – rzekł nieco rozczarowany tym, że było inaczej niż myślał.
- Nie potrzebuję tego, żebyś tak się starał, przekonywał mnie, po to tylko, żeby zdobyć to, czego chcesz. Bo co mi z tego, jak to później się skończy? Podstawowa sprawa Harry, jeśli naprawdę chcesz kogoś do siebie przekonać, to nie powinieneś na siłę imponować i tak się starać, żeby cię zaakceptowano. To nie wychodzi – wyjaśniłam mu, sama siebie zaskakując swoim zdecydowaniem i bezpośredniością. Zazwyczaj nie byłam taka konkretna w wypowiadaniu swoich myśli. Zazwyczaj też nie wychodziłam z domu o tak później porze, bo ktoś mnie o to prosił. W ostatnim czasie, jak zauważyłam, nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po samej sobie.
- To czego ode mnie oczekujesz? – spytał, patrząc mi w oczy, chcąc uzyskać szczerą odpowiedź.
- Niczego. Po prostu niczego.
- A nie chcesz żebym cię zostawił w spokoju? – dopytywał, nieco się wahając.
- Jeżeli tylko przestaniesz się wygłupiać i na siłę zdobywać uznanie oraz męczyć mnie ciągle tym samym, jednocześnie trzymając ręce przy sobie, to niekoniecznie. 
- To pocieszające - mruknął, a ja posłałam mu delikatny uśmiech. - Jest jednak pewien problem - dodał, zbliżając się ostrożnie do mnie, jakby się obawiał, że zaraz się spłoszę i odskoczę gdzieś dalej. Ja jednak stałam prosto patrząc hardo wprost na niego, nawet kiedy znalazł się stanowczo zbyt blisko mnie, pochylając lekko głowę w moją stronę. Poczułam jego oddech na moim policzku, a mój własny automatycznie przyśpieszył. Poczułam gęsią skórkę na rękach i że dosłownie miękną mi nogi. Przygryzłam delikatnie dolną wargę i nie mogąc już wytrzymać chciałam zrobić krok do tyłu, lecz zanim to uczyniłam, chłopak założył mój jasny kosmyk włosów za ucho i położył rękę na moim ramieniu, jakby wyczuł, co chciałam zrobić. - Nie jestem pewien, czy potrafię przy tobie trzymać ręce przy sobie - szepnął, a ja zastygłam w bezruchu. Czułam się tak dziwnie, że nie byłabym nawet odnaleźć słów, by to opisać. Mnóstwo myśli kotłowało mi się w głowie, a ciało reagowało na bliskość Styles’a w sposób, który mi się nie podobał. Harry w końcu odsunął się ode mnie i spojrzał w moje oczy. Jego spojrzenie sprawiało, że czułam się strasznie malutka i jeszcze bardziej zagubiona niż byłam w rzeczywistości.
- Harry, proszę…- jęknęłam cicho, chcąc, aby przestał. Tymi słowami jeszcze bardziej mi wszystko utrudnił. Byłam przecież tylko zwyczajną dziewczyną, a która dziewczyna nie chciałaby usłyszeć od Harry’ego Styles’a czegoś takiego?
- Ale spokojnie. Postaram się, skoro takie jest twoje życzenie. Tylko powiedz mi czy jest w ogóle jakakolwiek szansa na to, żebyś się ze mną kiedykolwiek umówiła na randkę?
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie –powiedziałam, faktycznie uświadamiając sobie, że nie potrafiłam powiedzieć mu nie. Ale rozsądek nie pozwalał mi też powiedzieć tak.
- To przynajmniej daje mi jakąś nadzieję - kąciki jego ust uniosły się ku górze w nieznacznym uśmiechu. - Nie idź jeszcze. Chciałem cię gdzieś zabrać - dorzucił, patrząc na mnie wręcz błagalnie. Westchnęłam cicho, ale zgodziłam się pójść razem z nim. Z początku przemierzaliśmy ulicę w milczeniu. Dla bezpieczeństwa założyłam na głowę kaptur od bluzy, gdyż obawiałam się, że gdzieś tam mógł się czaić jakiś fotograf, a nie chciałam dopuścić do tego, aby moja twarz po raz kolejny znalazła się na jakiś zdjęciach. Harry tego nie skomentował, więc chyba nie uważał tego za taki zły pomysł. W czasie drogi oraz rozmowy, jaką w końcu podjęliśmy, chłopak pytał mnie wielokrotnie, czy bardzo mnie boli stopa, ale ja tylko kręciłam głową w odpowiedzi. Nie był to bowiem ból, którego nie byłabym w stanie znieść. Odczuwałam już znacznie gorszy, więc z głupią, dość głęboką raną potrafiłam jakoś funkcjonować.
Mimo iż znałam Wolverhampton jak własną kieszeń nie miałam pojęcia, dokąd Harry chciał mnie zaprowadzić. Tym bardziej, kiedy w końcu postanowił zakryć mi oczy i choć to nas znacznie spowalniało, jak i musiało być niezwykle dla niego niewygodne, to tak przemierzyliśmy dalszą część drogi. Słyszałam jego oddech niedaleko siebie i co jakiś czas szum przejeżdżających samochodów. Poza tym było cicho jak makiem zasiał, ale w jego towarzystwie właściwie czułam się bezpiecznie i ta cisza mnie tak nie przerażała. O dziwo będąc kierowaną przez Harry’ego nie doznałam żadnego uszczerbku na zdrowiu, nie wywróciłam się, ani razu się nawet o nic nie potknęłam, co mogłam zaliczyć do małych, dziennych sukcesów, bowiem w tak ekstremalnych warunkach normalnie ze dwa razu już leżałabym na ziemi, albo właśnie próbowałabym zatamować krwawienie ze złamanego nosa, co byłoby bardzo prawdopodobnym scenariuszem. Nic jednak się takiego nie stało, co było pozytywnym zaskoczeniem. Może to w większej mierze było zasługą Harry’ego, który nie pozwolił na to, żebym natrafiła na jakąkolwiek, nawet najmniejszą przeszkodę, aniżeli moją, ale tak czy siak byłam z siebie dumna. W końcu przystanęliśmy. Harry odsunął swoje dłoniei moim oczom ukazał się dość sporej wielkości, szary, piętrowy budynek, który doskonale znałam. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, po czym skierowałam swój wzrok na Harry'ego stojącego tuż obok mnie. Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Kiedy tylko otwierałam usta, natychmiast je zamykałam, coś mnie zatykało i dopiero po jakimś czasie poznałam co. Zamknęłam oczy, lecz spod powiek wypłynęły gorzkie łzy, które spłynęły po moich chłodnych policzkach.
- Audrey? - usłyszałam zatroskany głos Harry'ego, po czym otworzyłam oczy. Chłopak spoglądał na mnie zaniepokojony, stojąc naprzeciw mnie.
- Zabierz mnie stąd. Zabierz mnie stąd, natychmiast! - krzyknęłam rozpaczliwie, potrząsając nerwowo głową, jakbym chciała wymazać ze swojej pamięci obraz znajdującego się przede mną budynku i ciągnącego się wzdłuż niego, pogrążonej w mroku ulicy.
- Audrey, spokojnie. Co się dzieje? - Harry chwycił mnie za nadgarstki, ale ja usiłowałam mu się wyrwać, mamrocząc po nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Był to zwyczajny bełkot, zlepek próś©, aby mnie stamtąd zabrał i jęków rozpaczy. Wpadłam w panikę, chciałam się znaleźć jak najdalej od tego miejsca, które omijałam szerokim łukiem od roku. Od miejsca, do którego już nie należałam, a które niegdyś było mi tak bliskie jak mój własny dom. Od miejsca, w którym wszystko się skończyło. Właśnie to miejsce, gdzie stała moja dawna sala treningowa sprawiała, że zachowywałam się jak totalna wariatka i choć o tym wiedziałam nie potrafiłam się uspokoić. I nie mogłam pojąć dlaczego Harry przyprowadził mnie akurat tam. Skąd wiedział? Czyżby jednak Liam mu coś powiedział? Ale nawet jeśli, dlaczego sądził, że to dobry pomysł, aby mnie tam zaprowadzić? Mnóstwo pytań nasuwało mi się na myśl, ale żadnego nie wypowiedziałam na głos. Po prostu chciałam znaleźć się gdzie indziej. Tylko tyle oczekiwałam.  Znaleźć się gdziekolwiek, byleby nie na tej ulicy. Szarpałam się z Harry'm jeszcze przez chwilę, ale on był silniejszy i w efekcie ja straciłam na tym swoje siły. On wreszcie przycisnął mnie mocno do siebie obejmując mnie silnymi ramionami, pozwalając się wtulić w swoją pierś. Przez cały ten czas ciągle coś do mnie mówił, ale nie rozróżniałam żadnych słów. Najprawdopodobniej wciąż usiłował mnie uspokoić. Ja z kolei wypłakiwałam sobie oczy nie słuchając niczego, co usiłował mi przekazać. Łzy jednak nie przynosiły mi ulgi. Wręcz przeciwnie, pod ich wpływem czułam się jeszcze gorzej. Czułam się tak strasznie słaba i bezbronna. Nienawidziłam tego uczucia. Nienawidziłam okazywać słabości przy innych, zwłaszcza przy kimś, kogo nie znałam aż tak dobrze, ale tego nie dało się powstrzymać i za to nienawidziłam siebie.
- Nie chcę tu być, nie chcę tu być - powtarzałam ciągle, kiedy już się od niego odsunęłam wycierając zaczerwienione i mokre od łez oczy. Harry z troską wymalowaną na twarzy znów podniósł mnie z łatwością, jakbym co najmniej ważyła tyle co dwuletnie dziecko i postanowił wrócić ze mną w swoich ramionach. Nie mam pojęcia ile zajęła nam droga powrotna. Mi w każdym razie wydawało się, że znaleźliśmy się pod moim domem dosłownie w mgnieniu oka. Harry nie puścił mnie ani na moment. Przyjmując, że nie zamknęłam na klucz drzwi od domu po prostu nacisnął łokciem klamkę i otworzył je, wchodząc do środka, choć prosiłam już go, aby postawił mnie z powrotem na ziemi. Ten jednak mnie już nie słuchał. Od razu skierował się po schodach na górę, a następnie prosto do mojego pokoju, gdzie dopiero tam mnie wypuścił. Oddychałam szybko i czułam, że głowa zaraz mi eksploduje. Niewiele myśląc położyłam się na łóżku nawet nie ściągając butów. Skuliłam się w sobie obejmując nogi rękami, przymykając, to znowu otwierając oczy, z których co jakiś czas wypływały kolejne łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Harry usiadł na brzegu łóżka i gładził mnie po ramieniu nie odzywając się ani słowem. Powinnam przeprosić. Powinnam wyjaśnić. Powinnam podziękować, że całą drogę przeniósł mnie na rękach aż do mojego pokoju, ale nie mogłam się jakoś za to zabrać.. Pociągnęłam żałośnie nosem i skierowałam swój wzrok na niego. Napotkał moje spojrzenie i uśmiechnął się pokrzepiająco. Sama uśmiechnęłam się słabo przez łzy i w końcu, po długiej ciszy, wyszeptałam krótkie dziękuję.
- Nie ma za co - odpowiedział mi. - A ja przepraszam - dodał jeszcze łagodnie. Lekko pokręciłam głową, żeby się tym nie przejmował, ale nie byłam pewna, czy to w ogóle zauważył. Ostatecznie zamknęłam oczy, przetarłszy je wcześniej rękawem bluzy. I leżałam tak już niemalże nieruchomo, praktycznie nie kontaktując ze światem zewnętrznym, bo pogrążyłam się w swoich myślach, swoich wspomnieniach, które atakowały mnie ze wszystkich stron. Wspomnienia, które od dawna jakoś udawało mi się odpychać. To nie było dobre rozwiązanie. To tylko sprawiło, że w zaistniałej sytuacji w ogóle nie potrafiłam sobie z nimi poradzić.
Jedyne co docierało do mnie z mojego pokoju to głos Harry'ego, który cicho śpiewał sobie coś pod nosem nie opuszczając mnie, mimo tego, że ja mentalnie byłam już zupełnie gdzie indziej.

5 komentarzy:

  1. Fajny rozdział, czekam na NN

    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, cześć. Rozdział jak zwykle świetny, już myślałam że nie dodasz 09.11, ale na szczęście zdążyłaś ;) Przeczytałam go wcześniej ale nie za bardzo miałam czas żeby napisać komentarz. Twoje opowiadanie mogłabym czytać i czytać i czytać, ale cóż, tak się nie da, chyba że zacznę znów od początku xD Ciekawość mnie zżera co się wydarzy, ale pozostaje mi tylko czekać. Życzę dużo weny i żeby ci się miło i lekko pisało. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. JAk zwykle swietnie:P
    Mam nadzieje że rozwiniesz wątek tego wspomnienia...
    I niech Harry złatwi jej nową szybę kuloodporną:P

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały ! jak zawsze ! czekam na więcej ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem okropna! Pamiętam, że czytałam ten rozdział o dwunastej w nocy, chłonęłam każde słowo jak nie wiem... Czytałam na telefonie, więc nie miałam jak skomentować. Mówię sobie: "zdążysz, zrobisz to jutro". I co? I oczywiście zapomniałam! Do diabła z tą moją pamięcią. Po raz kolejny z ciekawości wpadła zobaczyć, czy wrzuciłaś coś nowego i nagle do mnie dociera, że poprzedni wciąż przeze mnie nie tknięty w komentarzu. Ech.
    No cóż, z tego, co pamiętam, to urzekłaś mnie tym rozdziałem *-* Tak, przejrzałam go po raz drugi, żeby móc tutaj cokolwiek napisać i teraz najbardziej ciśnie mi się na usta: Boże, kiedy ona z nim gdzieś wyjdzie? Będą w końcu razem?! A później pomyślałam, że może nas na razie nabierasz, a ona w ogóle nie będzie później z Hazzą... Ale nie, chyba byś nam tego nie zrobiła? W końcu oni tak do siebie pasują. Końcówka rozdziału była rozbrajająca. Rozpływałam się, jak tylko sobie wyobraziłam tę scenę, kiedy Harry śpiewa sobie pod nosem na przykład "Little Things", myśląc o Aud.
    W ogóle teraz, gdy myślę o Audrey... Ona wydaje się być taka krucha i bezbronna. Hazza mógłby się nią naprawdę zaopiekować. No cóż, opiekuje się nią, fakt, ale... No wiesz, o czym mówię, prawda? Tak, żeby byli razem i żeby on nie odstępował jej na krok.
    Ach, ale to tylko takie tam moje wyobrażenia :) Długość tego komentarza nieco mnie przeraża, mam nadzieję, że będzie Ci się chciało przeczytać go w całości ^,^
    Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo weny i lecę od razu czytać kolejny, którego mam nadzieję tym razem nie zapomnę skomentować :)

    OdpowiedzUsuń