wtorek, 30 października 2012

Rozdział X

Ciężko było, ale jest. Krótki, bo krótki, na ten wyjątkowo nie miałam weny. Naprawdę was przepraszam, że daję wam coś tak beznadziejnego, ale obiecuję poprawę. Słuchając sobie Little Things wpadło mi do głowy parę pomysłów, ale nie mam pojęcia kiedy je zrealizuję. Jakoś dziwnie długo to wszystko ciągnę. Mam nadzieję, że jakoś strasznie was nie zanudzam, bo bardzo bym tego nie chciała. Jak coś to piszcie ;P.
No i zapraszam na ten kolejny rozdział, który był dla mnie istną mordęgą. To chyba przez tą ciotkę Mathildę ;P.



- To jest naprawdę kiepski pomysł, abyś tu był, Harry - burknęłam stając na palcach, aby dosięgnąć miski znajdującej się w kuchennej szafce. Zanim jednak to zrobiłam chłopak wyciągnął rękę w jej stronę i podał mi ją ostrożnie. Podziękowałam mu delikatnym uśmiechem i położyłam miskę na blacie, aby zabrać się w pośpiechu do przygotowania kolacji na przyjazd ciotki Mathildy, który zmusił mnie niestety do zrezygnowania z kolejnej lekcji gry na gitarze. Musiałam napisać sms'a do Benjamina, że nie dam rady przyjść, po czym pierwsze o czym pomyślałam to o tym, żeby zrobić coś do jedzenia. Miałam szczęście, że popołudnie spędziłam na sprzątaniu domu, przynajmniej miałam z głowy i nie musiałam się tym martwić.
- Miałaś nie traktować mnie jak wroga - upomniał mnie Harry z nutką zawodu w głosie, przez co znów na niego spojrzałam, odgarniając z twarzy kosmyk włosów.
- Nie traktuję. Wierz mi, lepiej będzie, jeśli sobie stąd pójdziesz zanim przyjedzie moja ciotka.
- Chcę tylko pomóc - odparł, a ja zmarszczywszy czoło popatrzyłam na niego niepewnie, jak zawsze kiedy słyszałam takie zapewnienia. Zwyczajnie wydawało mi się to podejrzane, kiedy ktoś usiłował mi pomóc. Najprawdopodobniej wynikało to z tego, że w ciągu ostatnich miesięcy nie zdarzało się to zbyt często za wyjątkiem namolnej ciotki Mathildy, a teraz nagle wszyscy się obudzili i chcieli udzielać mi pomocy. Nie bardzo wiedziałam, czy sobie na to zasłużyłam. Albo czym w przyszłości będę musiała za to płacić.
- Jeśli jej się nie pokażesz na oczy to najbardziej pomożesz - stwierdziłam, ale widząc jego minę, zmieszałam się nieco, gdyż najwyraźniej Styles nie odebrał tego tak, jak chciałam, żeby odebrał. Nie zastanowiłam zbytnio nad tym co powiedziałam. - To nie tak Harry, że znowu traktuję cię jak swojego wroga. Powiedziałam w końcu, że postaram się tego nie robić. Wiem tylko, że to nienajlepszy pomysł, abyś poznał moją ciotkę bo...
- ...To straszna kobieta jest - wszedł mi w słowo mój brat, który pojawił się w kuchni dosłownie znikąd. Kiedy usłyszał, że ciotka Mathilda postanowiła wpaść miał podobną reakcję do mojej, z tym że jeszcze zaklął siarczyście, ale nawet go za to nie skarciłam, bo można by rzec, powiedział dokładnie to, co ja pomyślałam w pierwszej chwili, gdy ojciec mi to zakomunikował. Prawdopodobnie bardziej powinnam zwracać uwagę na to, jak wyraża się mój młodszy brat, ktoś musiał w końcu to robić, ale szczerze nie chciałam jeszcze z nim na ten temat dyskutować.
-  Jeszcze się nie zabrałeś do sprzątania? - spytałam brata, kręcącego się po kuchni.
- Potrzebuje mokrej szmatki - odpowiedział mi. Wskazałam mu szafkę pod zlewem, gdzie trzymaliśmy ścierki, skąd chłopak następnie wyciągnął jedną i namoczył.
- Błagam Charlie, postaraj się. Wiesz, że ciotka jest gorsza niż sanepid - Charlie tylko pokiwał głową i pośpiesznie wyszedł z kuchni. Swoją drogą ciotka Mathilda była całkiem dobrą motywacją dla mojego brata, aby posprzątał wreszcie swój pokój. Ja nie mogłam go o to doprosić już od dłuższego czasu. Aż zaczęłam myśleć nad tym, czy przy następnej okazji nie postraszyć go nią trochę.
- Czy twoja ciotka przeprowadza u ciebie w domu jakąś inspekcję? - zapytał Harry, unosząc lekko brwi do góry, wciąż nie bardzo rozumiejąc tego, dlaczego ciotka Mathilda powoduje taki popłoch między nami.
- Inspekcja to zbyt łagodne określenie - mruknęłam podążając w stronę kolejnej szafki, aby wyciągnąć z niej garnek i patelnię. Musiałam mieć wszystko w zasięgu ręki, aby nie biegać potem po całej kuchni. Czułam na sobie wzrok Harry'ego, ale starałam się go ignorować, mimo, iż mi to przeszkadzało. Miałam jedynie nadzieję, że nie robił tego tylko dlatego, aby mnie rozdrażnić.
- Nie rozumiem tego. Dlaczego niby twoja ciotka miałaby przeprowadzać inspekcję. Jak żyję, u mnie jeszcze żadna ciotka tego nie robiła.
- To jest wyjątkowa sytuacja - odparłam, niewiele myśląc i pognawszy do lodówki, wyciągnęłam z niej około dziesięciu jaj. Osiem z nich wrzuciłam do garnka i zalałam wodą stawiając na kuchence.
- Co rozumiesz przez pojęcie wyjątkowa sytuacja? - tak myślałam, że padnie tego typu pytanie i skarciłam się w myślach za zbytnie gadulstwo. Naprawdę nie chciałam wchodzić w takiej chwili w moje osobiste sprawy i dyskutować o nich akurat z Harry'm. Dla mnie samo opowiedzenie wszystkiego Liam'owi było wystarczająco przerażającym i stresującym przeżyciem, choć znałam go przecież znakomicie, a co dopiero takiemu Styles'owi, który dosłownie pojawił się znikąd i mieszał mi w życiu jak i w głowie.
- Chcesz mi pomóc? - zbyłam go nieco tym pytaniem. Chłopak pokiwał głową co potraktowałam jako ostateczne odejście od tematu - To mógłbyś obrać ziemniaki, o ile nie zajmie ci to całej godziny - dodałam, a on popatrzył na mnie nieco urażony taką sugestią. Wyciągnąwszy całą siatkę ziemniaków, podałam ją Harry'emu wraz z niewielkim nożykiem. Skoro tak się palił do pomocy, to spokojnie mogłam go do tego wykorzystać chociaż do obrania ziemniaków, co szczerze do moich ulubionych czynności nie należało.
- Więc? Odpowiesz mi na moje pytanie? – chciał wiedzieć.
- Jakie pytanie? - chłopak spojrzał na mnie z ukosa. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że tym razem nie wygram.  - Wyjątkową sytuacją nazywam to, kiedy ktoś usilnie chce ci wmówić, że nie nadajesz się do prowadzenia domu, wytyka ci błędy i chce przejąć wszystkie twoje obowiązki.
- Według mnie to brzmi świetnie, może poza wytykaniem błędów.
- To wcale nie jest świetne, kiedy ktoś na siłę chce pomagać, a tej pomocy się nie potrzebuje. I to jeszcze pomagając w taki sposób. Poza tym, uświadamianie mi, że sobie nie radzę z zajmowaniem się domem nie jest szczególnie dla mnie przyjemne. – wyjaśniłam mu jako tako.
- Dlaczego właściwie ty się zajmujesz domem? Co z twoimi rodzicami? - zapytał. Najwyraźniej wciąż musiał nie wiedzieć, że coś jest nie tak jak powinno, albo zwyczajnie sprawdzał, co mu odpowiem i czy skłamię. Obstawiałam to drugie. Trudno byłoby już przez ten czas nie zauważyć nieobecności mojej mamy. Harry mimo wszystko nie był głupi. Wierzyłam, że dostrzegł brak jakże istotnego elementu układanki.
- Tata zajęty jest pracą. Robi wszystko, byleby zarobić na nasze utrzymanie.
- Nie tylko on, jak zauważyłem. Ty też pracowałaś. Właśnie, dlaczego już nie pracujesz? - zainteresował się. Zadziwiające było to, że to wciąż było dla niego zagadką. A byłam pewna, że nic się przed nim nie ukryje. A przy tym uświadomiłam sobie, jak bardzo lojalni są wobec mnie Liam i Louis, którzy najwyraźniej nie pisnęli ani słówka na temat mojej sytuacji.  Coraz bardziej zaczynałam doceniać ich jako przyjaciół.
- Spytaj Liam'a - odrzekłam, czym zaskoczyłam Harry'ego, który popatrzył na mnie niepewnie przerywając obieranie ziemniaków. Chyba chciał coś powiedzieć na ten temat, ale jednak się powstrzymał i na jakiś czas zapadła między nami cisza, która została ostatecznie przerwana przez następne pytanie Harry'ego, które sprawiło, że musiałam przerwać na chwilę swoją pracę przy misce z dopiero co dodanymi tam produktami.
 - A co z twoją mamą? - To pytanie wisiało w powietrzu jeszcze przez dobrych parę minut, podczas gdy ja chcąc zająć czymś myśli przystąpiłam ponownie do mieszania składników, całkowicie zapominając, że jeszcze muszę poczekać na gotujące się jajka.
- Zmarła - odpowiedziałam w końcu nawet na niego nie patrząc. Pochłonięta gotowaniem, dopiero gdy się odwróciłam zauważyłam stojącego przy mnie Styles'a, który z troską ujął delikatnie moją dłoń i natrafiając na mój wzrok uśmiechnął się pokrzepiająco, lekko pocierając ją palcami. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu intensywnie wpatrujących się w moje. Ale im dłużej w nie patrzyłam widząc w nich współczucie, coraz mniej mi się to podobało.
- Przykro mi - powiedział w końcu, a ja wysunęłam dłoń z jego uścisku. Współczucie. To było to, czego wprost nienawidziłam. Nie chciałam, żeby komukolwiek było mnie żal, żeby ktokolwiek mi współczuł. Wystarczyło, że ja sama współczułam sobie. Nie potrzebowałam do tego jeszcze zapewnień innych ludzi.
- Niepotrzebnie – machnęłam ręką, odpowiadając mu twardo.
- Znowu to robisz.
- Co? – zmarszczyłam czoło, nie bardzo wiedząc do czego zmierza.
- Odpychasz mnie od siebie - wytknął mi, na co skrzywiłam się nieznacznie.
- Wybacz.
- Tylko ze mną nie chcesz rozmawiać o sobie czy po prostu już tak masz?
- Nie myśl sobie, że jesteś wyjątkowy, Harry. Ja zwyczajnie nie jestem skora do rozmów na swój temat – odpowiedziałam mu, zdobywając się na lekki uśmiech.
- Ktoś tu się robi coraz bardziej zgryźliwy - skomentował żartem, nieco rozluźniając napiętą atmosferę. Więcej nie drążył tematu. Podczas przygotowywania kolacji dyskutowaliśmy na całkowicie neutralne tematy, co pozwoliło bardziej się skupić na gotowaniu i w końcu szło to jakoś sprawniej. Trudne tematy nie sprzyjały pracy. Harry'emu zebrało się również na wygłupy i rzucał we mnie kawałkami pokrojonych przez siebie ziemniaków, za co parokrotnie mu się odpłaciłam trafiając go nawet prosto w głowę, co sprawiło, że zaczęłam sądzić, iż nie miałam aż takiego złego cela, jak mi się wydawało. Chłopak burknął wówczas coś pod nosem, ale zaraz z malującym się uśmiechem na ustach podszedł do mnie i brutalnie zaczął mi wbijać palce między żebra, ciesząc się przy tym jak małe dziecko. Piszczałam przy tym przeraźliwie, próbowałam nawet uciekać, ale silne ręce Styles'a nie pozwoliły mi na ucieczkę. Za każdym razem jak usiłowałam się wyrwać, chłopak zatrzymywał mnie, stawał mi na drodze i kontynuował dręczenie mnie, tyle, że następnie przeszedł do łaskotania, przez które śmiałam się niemal na cały dom.  Kiedy się udało mi wyrwać, zebrałam wszystkie ziemniaki z podłogi przemyłam je w zlewie, a następnie zaczęłam je smażyć na dość dużym ogniu, a wtedy Styles znowu mnie dopadł, łaskocząc mnie. Uderzałam pięściami w jego tors, aby tylko przestał, śmiejąc się przy tym, aż zainteresowany Charlie przybiegł na dół, a gdy nas zobaczył zmarszczył czoło po czym uniósł lekko brew do góry, jakby oczekiwał wytłumaczenia co się właściwie takiego dzieje. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo rozległ się dzwonek do drzwi. Wzdrygnęłam się i z przerażeniem spojrzałam na brata, a następnie skierowałam swój wzrok na smażące się na patelni ziemniaki, a potem na Harry'ego. Nie miałam teraz możliwości wypchać go z domu, kiedy ciotka Mathilda już stała przed drzwiami.
- Pilnuj ziemniaków - zwróciłam się do chłopaka, jako, że nic innego mi nie pozostało. Odetchnęłam głęboko i ruszając w stronę drzwi zmusiłam się do szerokiego uśmiechu i z nim otworzyłam drzwi. Ciotka Mathilda nic się nie zmieniła od czasu kiedy widziałam ją po raz ostatni, ale szczególnie mnie to nie dziwiło. Ona nawet na fotografiach sprzed dwudziestu paru lat wyglądała tak samo. Można powiedzieć była całkowitym przeciwieństwem mnie. Wysoka, a przy tym dość pulchna blondynka o szarych oczach z grymasem niezadowolenia wręcz przyszytym do twarzy. Swoje dość krótkie włosy upięła z tyłu ogromną spinką, przez co uwydatniła jeszcze bardziej ostre rysy. Nie robiła najlepszego pierwszego wrażenia. Utkwiła we mnie swoje spojrzenie i wykrzywiła się w uśmiechu wyciągając ręce w moją stronę i z głośnym powitaniem przycisnęła mnie mocno do siebie, trzymając mnie w objęciach tak długo, że zaczęłam sądzić, iż żywa z tego nie wyjdę. W końcu mnie puściła, a ja nabrałam trochę powietrza do płuc z niewiarygodną ulgą.
- Dobrze cię widzieć ciociu - powiedziałam, choć było to wierutne kłamstwo, aczkolwiek ona nie musiała o tym wiedzieć.
- Ciebie też, Audrey, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że zmizerniałaś od naszego ostatniego spotkania. - próbowałam nie pokazać swojej irytacji kiedy to powiedziała. Mówiła zawsze to samo za każdym razem, gdy mnie widziała, a mnie zawsze tak samo to drażniło.
- Wydaje się cioci - odparłam tylko, mając nadzieję, że na tym skończymy ten temat. Kobieta ściągnęła swój kanarkowy żakiet i powiesiwszy go na wieszaku udała się razem ze mną do kuchni, skąd dochodziły apetyczne zapachy kolacji. Sądziłam, że będę musiała jeszcze rozłożyć talerze i sztućce, ale gdy weszłam do pomieszczenia zorientowałam się, że chłopcy już to zrobili, a Harry właśnie układał ostatni sztuciec przy talerzu. Chłopak uśmiechnął się do mnie, na co i ja odpowiedziałam uśmiechem, wyrażając w ten sposób moją ogromną wdzięczność. To mu się chyba spodobało, bo zaraz bezgłośnie zadał mi pytanie czy zasłużył na randkę. Skomentowałam to tylko wywróceniem oczu, ale tak czy inaczej uśmiech nie zszedł z mojej twarzy, a przynajmniej dopóki ciotka Mathilda po przywitaniu się z moim bratem nie zaczęła się uważnie wpatrywać w Harry'ego.
- To twój chłopak?  - zadała pytanie prosto z mostu zajmując miejsce przy stole. Przyłożyłam dłonie do piekących mnie policzków speszona spoglądając raz na ciotkę raz na Harry'ego.
- To tylko znaj...- chciałam wytłumaczyć, ale Styles nie dał mi takiej szansy, gdyż uśmiechając się figlarnie  przedstawił się mojej ciotce. Charlie się nic nie odezwał, ale popatrzył na mnie nieco niepewnie. Rozłożyłam tylko bezradnie ręce w odpowiedzi.
- Gdzie jest William? - ciotka odwróciła głowę w moją stronę i wbiła we mnie przeszywające spojrzenie.
- W drodze. Niedługo powinien być. Może zaczekamy z kolacją na niego? - zapytałam, na co ciotka pokiwała głową i zaczęła lustrować wzrokiem całą kuchnię i dopiero wtedy z przerażeniem zauważyłam, że w zlewie były brudne naczynia, których nie zdążyłam umyć, a w tym pośpiechu nikt w ogóle o nich nie pomyślał. Kobieta jednak nie powiedziała nic, ale wiedziałam doskonale, że jeszcze przyjdzie czas na wytykanie każdego błędu. Zaciskając wargi ze zdenerwowania zajęłam miejsce po drugiej stronie stołu.
- Twój kędzierzawy chłopak dołączy do nas na kolacji? - zapytała, a ja popatrzyłam w zamyśleniu na Harry'ego, starając się ignorować jej pogardliwy ton. Dałam ciotce odpowiedź twierdzącą, a Harry po tym zadowolony usiadł obok mnie poruszając zabawnie brwiami. Charlie z kolei usiadł po mojej drugiej stronie, z dala od ciotki, która miała w zwyczaju go tarmosić, jakby był co najmniej trzyletnim dzieckiem. Nieznośną ciszę między nami przerwało przybycie taty, który wparował do kuchni , po czym widząc ciotkę Mathildę zaklął siarczyście, zrobił w tył zwrot i pognał w stronę łazienki. Kobieta przez chwilę wpatrywała się w drzwi z konsternacją, po czym spojrzała na mnie, jakbym ja była odpowiedzialna za zachowanie mojego ojca. Skuliłam się w sobie przygryzając delikatnie dolną wargę i odwróciłam wzrok.
- Twój ojciec powinien nauczyć się kultury. Nie wypada tak kląć przy dzieciach. Czego on was uczy - mruknęła niezadowolona, a ja siedziałam cicho, woląc tego nie komentować, aby nie wdawać się w bezsensowną dyskusję, która dla mnie i tak była przegrana. Kiedy w końcu tata wrócił do kuchni przywitał się grzecznie z ciotką, lecz ta nie omieszkała zrobić mu wykładu na temat jego języka. Byłam zażenowana tym faktem, że Harry musiał tego wysłuchiwać. Mimo wszystko zależało mi na tym, aby nie uważał mojej rodziny za bardziej nienormalną niż jest, choć nie miałam najmniejszego pojęcia skąd mi się to brało. Wreszcie mogliśmy zająć się jedzeniem, aczkolwiek kolacja nie przebiegła bez komentarzy i sugestii ciotki. W końcu zwróciła mi uwagę na talerze w zlewie, przyczepiła się do tego, że według niej byłam za chuda i za płaska, jak to stwierdziła, kobieta powinna wyglądać jak kobieta, a nie jak facet przebrany za kobietę. Według Charlie'ego było to niezwykle zabawne, dla mnie było to wręcz upokarzające. Nerwowo stukając opuszkami palców w blat stołu, spłonęłam rumieńcem i odwróciłam, głowę, aby tylko nie patrzeć na ciotkę. Napotkałam wzrok Harry'ego, który uśmiechnął się do mnie delikatnie, nakładając swoją dłoń na moją. Momentalnie moje palce się uspokoiły, a kąciki ust odruchowo uniosły się ku górze. W oczach Harry'ego dostrzegłam wesołe iskierki. Jego ciepła dłoń, sprawiła, że moje zdenerwowanie i zażenowanie tą sytuacją nieco zmalało. Po chwili jednak chłopak zabrał rękę i puścił do mnie oko, przystępując do dalszego jedzenia kolacji. Ta jedna, krótka chwila w zupełności mi wystarczyła, aby dodać mi sił, żebym przetrwała ten wieczór. Właściwie Styles był dziwnie cichy. Nie udzielał się za bardzo, jedynie jeśli pytała go o coś moja ciotka, która zawsze należała do nieco zbyt ciekawskich osób.
Nie spodziewałam się tego po nim. Musiałam przyznać, że obawiałam się, iż chłopak zaszczyci nas jakimiś dziwnymi żartami, komentarzami, które będzie można dwojako rozumieć, jednakże nic takiego nie nastąpiło. Grzeczny, kulturalny Harry Styles z ciągłym uśmiechem na twarzy wydawał się być idealnym towarzystwem do kolacji w rodzinnym gronie. Jego obecność wypływała na mnie kojąco i szczerze cieszyłam się, że jednak nie udało mi się go przekonać, żeby sobie poszedł, choć w pewnym stopniu było to niepokojące. Wcale nie chciałam lubić Styles'a. Lepiej byłoby go tylko tolerować, łatwiej odmawiać, łatwiej odpychać gdy zachodziła taka potrzeba. Ale najwyraźniej nic nie mogło mi przychodzić z łatwością.
Kolacja dobiegła końca, więc poczęłam zbierać naczynia i w tym mogłam liczyć na pomoc Harry'ego, który zaraz zabrał się do pracy z wciąż niesłabnącym uśmiechem. Gdy zanosiłam naczynia do zlewu ciotka jeszcze upomniała mnie, abym szła prosto i się nie garbiła. Kiedy nie patrzyła wywróciłam teatralnie oczami, ale wyprostowałam się, aby więcej się nie czepiała.
Harry zdecydował się wrócić do domu Liam'a. Stojąc w progu drzwi patrzył na mnie tak, jakby na coś czekał. Uniosłam lekko brwi w niemym pytaniu, nie bardzo wiedząc, czego on oczekuje.
- Byłem grzeczny. Dostanę coś za to? - nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja westchnęłam ciężko.
- Dziękuję Harry. Dzięki tobie jakoś przeżyłam ten wieczór - powiedziałam, ale Harry tylko popatrzył na mnie z politowaniem.
- Serio? Tylko tyle? Obierałem ziemniaki, rozkładałem naczynia, sprzątałem, siedziałem cicho, wiesz jakie to było poświęcenie z mojej strony? - jęczał, marszcząc brwi, potem mamrotał coś jeszcze pod nosem, aż w końcu zrezygnowana wyciągnęłam ręce w jego stronę i go nieco nieśmiało uściskałam. Chłopak natychmiast się zamknął i objął mnie lekko, lecz po kilku sekundach się od niego odsunęłam. Tak czy inaczej posłał mi szeroki uśmiech , wbijając ręce w kieszenie spodni. - Jakiś postęp - stwierdził wesoło, a następnie ruszył w stronę domu Liam'a, machając mi jeszcze na pożegnanie. Zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam do salonu, gdzie siedział ojciec z ciotką. Żywo dyskutowali na jakiś temat, a ja wiedziałam, że musiałam tatę jakoś poratować i nieco odwrócić od niego uwagę ciotki Mathildy, która zaczęła następną tyradę na ten temat, że zdecydowanie sobie nie radzimy i potrzeba nam w domu jeszcze jednej kobiecej ręki. Przez następną połowę wieczoru próbowaliśmy przekonać ją z tatą, że wcale nie potrzebujemy jej pomocy, jednocześnie chodząc za nią krok w krok, kiedy postanowiła odwiedzić wszystkie pomieszczenia. Skończyło się na tym, że po dwóch godzinach opuściła nasz dom obrażona, ale ja jedynie cieszyłam się z tego, że nareszcie miałam ją z głowy. Byłam tak zmęczona jej wizytą, że jedyne czego pragnęłam to położyć się do łóżka i zapaść w bardzo głęboki sen. Po wzięciu bardzo długiego ciepłego prysznica i wbicia się w piżamę, wślizgnęłam się do łóżka szczelnie opatulając się kołdrą. Parokrotnie przekręcałam się to z jednej strony, na drugą, gniotłam poduszkę, aby jakoś wygodnie ułożyć sobie na niej głowęi już myślałam, że spokojnie oddam się w objęcia Morfeusza, kiedy nagle coś zaczęło stukać mi w szybę. Jeden raz. Potem kolejny. Cichutkie, ale jakże drażniące, zwłaszcza, kiedy w moim pokoju panowała głucha cisza. Nie reagowałam, ale odgłosy uderzeń stawały się coraz głośniejsze. Przykryłam się kołdrą po sam czubek głowy usiłując to zignorować, aż w końcu usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, który natychmiast zerwał mnie na równe nogi. Na podłodze leżały odłamki szkła, a pośród nich zauważyłam dość konkretnej wielkości kamień, który najwyraźniej doprowadził do tej szkody. Przez dziurę w oknie świszczał wiatr. Ostrożnie podeszłam do okna, stawiając kroki tak, aby bosą stopą nie wdepnąć w w odłamki szkła. Na podwórku Payne'ów stał Harry, który pomachawszy  do mnie zrobił niewinną minkę. Zrezygnowana wypuściłam powietrze z ust i przytknęłam czoło do framugi okna. Kątem oka zerknęłam na stojący na nocnej szafce zegarek. Dwudziesta trzecia dwadzieścia.
- Czy to naprawdę było konieczne? - odezwałam się do Styles'a spoglądając na niego zmęczonym wzrokiem.
- Nie odpisywałaś na moje sms'y – wytłumaczył, wzruszając ramionami. Zastanowiłam się przez chwilę i uświadomiłam sobie, że telefon zostawiłam najprawdopodobniej w kuchni. Żałowałam naprawdę, że nie wzięłam go ze sobą, bo przynajmniej nie miałabym problemu ze zbitym oknem.
- To nie znaczy Harry, że masz mi wybijać okna.
- To był wypadek. Ale to nieważne. Zapłacę za szkody – odparł. - Chcę, żebyś wyszła - powiedział poważnie, ale mimo tego, ja spojrzałam na niego tak, jakby żartował.
- Jest późno. Jestem w piżamie, nigdzie nie wychodzę.
- W jakiej piżamie? - spytał z ciekawością, a ja prychnęłam cicho, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Spadaj Styles - burknęłam i chciałam zamknąć okno i sobie pójść, ale sobie przypomniałam, że okno już jest zamknięte, także zrobiłam jedynie krok do tyłu tym samym wdeptując w szkło. Syknęłam cicho z bólu, po czym zacisnęłam zęby.
- Proszę, Audrey. Wyjdź - prosił nadal, najwyraźniej nie zamierzając rezygnować.
To był kolejny raz, kiedy uległam Harry'emu Styles'owi.
 

6 komentarzy:

  1. oooooo super *.* nareszcie sie doczekalam nastepnego rozdzialu ale warto bylo czekac bo jest zajebisty :D Ciekawe co tym razem Harry wymyslil :D czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zawsze wspaniały ! czekam na więcej ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem z siebie dumna w końcu nadrobiłam wszystkie notki ^^
    Ciotka Mathilda nie jest aż tak zła:) Osobiście myslałam że jest gorszaxD
    Przypomina mi ciotkę z Pottera :P
    Ciekawe cóż to Harry wymyślił??
    Ja osobiście w jednych przypadkach dała bym mu w pysk i nauczyła dyscypliny:P
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciotka Mathilda to niezły agent! Robić inspekcje rodzince, wytykać im błędy. Zastanawiam się, czy ona nie ma własnego życia? No cóż, ludzie mają swoje "odpały", co raczej teraz nie powinno już dziwić. Szkoda mi tylko biednej Aud, jej ojca i Charliego. Śmiać mi się chciało, jak przez całą kolację Hazza był brany za chłopaka Audrey. Ech, jeszcze się facet przyzwyczai do tej myśli i jej jeszcze ciężej będzie się go pozbyć. HAHAHA, no teraz to już Harry'emu odbiło. Rozumiem, że może się za nią uganiać, ale żeby jej szyby w oknach wybijać? :D Jakby to, że zapłaci za szkody, dało mu pełną swobodę. Jakby mógł robić, co tylko by zapragnął :D Ech ta Audrey, nie potrafi mu nigdy odmówić. Ale ciekawe co dla nich przygotował. Bo chyba nie zawołał jej tylko po to, by móc na nią popatrzeć i sobie pójść? :)
    Pozdrawiam serdecznie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie trafiłam na twojego blooga jest cudowny serio. I co ja mam powiedzieć kiedy mam tylko 5 komentarzy do rozdziału. Mam nadzieję że mi w tym pomożesz. Podoba mi się strona. Jako sama w sobie. Łatwo się czyta, a tło nie odciąga uwagi od czytania. Tak powinno być. A teraz przejdźmy do opowiadania. Początek mega mnie rozbawił a potem zrobiło się ciekawie. Liczę na Krwawą scenkę!!! Baaardzo mi się rozdział podoba. Liczę że skomentujesz też mojego blooga. www.everyoung69.blogspot.com

    Oczywiście czekam na neexta!!!!
    <33 Kocham już tego blooga..

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny blog :) czekam na następny rozdział ;) informuj mnie na tt : @givemynamebackx i zapraszam na rockme-onedirection.blogspot.com , pojawił się pierwszy rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń