No i zapraszam na ten kolejny rozdział, który był dla mnie istną mordęgą. To chyba przez tą ciotkę Mathildę ;P.
- To jest naprawdę kiepski pomysł, abyś tu był,
Harry - burknęłam stając na palcach, aby dosięgnąć miski znajdującej się w
kuchennej szafce. Zanim jednak to zrobiłam chłopak wyciągnął rękę w jej stronę
i podał mi ją ostrożnie. Podziękowałam mu delikatnym uśmiechem i położyłam
miskę na blacie, aby zabrać się w pośpiechu do przygotowania kolacji na
przyjazd ciotki Mathildy, który zmusił mnie niestety do zrezygnowania z
kolejnej lekcji gry na gitarze. Musiałam napisać sms'a do Benjamina, że nie dam
rady przyjść, po czym pierwsze o czym pomyślałam to o tym, żeby zrobić coś do
jedzenia. Miałam szczęście, że popołudnie spędziłam na sprzątaniu domu,
przynajmniej miałam z głowy i nie musiałam się tym martwić.
- Miałaś nie traktować mnie jak wroga - upomniał
mnie Harry z nutką zawodu w głosie, przez co znów na niego spojrzałam,
odgarniając z twarzy kosmyk włosów.
- Nie traktuję. Wierz mi, lepiej będzie, jeśli
sobie stąd pójdziesz zanim przyjedzie moja ciotka.
- Chcę tylko pomóc - odparł, a ja zmarszczywszy
czoło popatrzyłam na niego niepewnie, jak zawsze kiedy słyszałam takie
zapewnienia. Zwyczajnie wydawało mi się to podejrzane, kiedy ktoś usiłował mi
pomóc. Najprawdopodobniej wynikało to z tego, że w ciągu ostatnich miesięcy nie
zdarzało się to zbyt często za wyjątkiem namolnej ciotki Mathildy, a teraz
nagle wszyscy się obudzili i chcieli udzielać mi pomocy. Nie bardzo wiedziałam,
czy sobie na to zasłużyłam. Albo czym w przyszłości będę musiała za to płacić.
- Jeśli jej się nie pokażesz na oczy to najbardziej
pomożesz - stwierdziłam, ale widząc jego minę, zmieszałam się nieco, gdyż
najwyraźniej Styles nie odebrał tego tak, jak chciałam, żeby odebrał. Nie
zastanowiłam zbytnio nad tym co powiedziałam. - To nie tak Harry, że znowu
traktuję cię jak swojego wroga. Powiedziałam w końcu, że postaram się tego nie
robić. Wiem tylko, że to nienajlepszy pomysł, abyś poznał moją ciotkę bo...
- ...To straszna kobieta jest - wszedł mi w słowo
mój brat, który pojawił się w kuchni dosłownie znikąd. Kiedy usłyszał, że
ciotka Mathilda postanowiła wpaść miał podobną reakcję do mojej, z tym że
jeszcze zaklął siarczyście, ale nawet go za to nie skarciłam, bo można by rzec,
powiedział dokładnie to, co ja pomyślałam w pierwszej chwili, gdy ojciec mi to
zakomunikował. Prawdopodobnie bardziej powinnam zwracać uwagę na to, jak wyraża
się mój młodszy brat, ktoś musiał w końcu to robić, ale szczerze nie chciałam
jeszcze z nim na ten temat dyskutować.
- Jeszcze
się nie zabrałeś do sprzątania? - spytałam brata, kręcącego się po kuchni.
- Potrzebuje mokrej szmatki - odpowiedział mi.
Wskazałam mu szafkę pod zlewem, gdzie trzymaliśmy ścierki, skąd chłopak
następnie wyciągnął jedną i namoczył.
- Błagam Charlie, postaraj się. Wiesz, że ciotka
jest gorsza niż sanepid - Charlie tylko pokiwał głową i pośpiesznie wyszedł z
kuchni. Swoją drogą ciotka Mathilda była całkiem dobrą motywacją dla mojego
brata, aby posprzątał wreszcie swój pokój. Ja nie mogłam go o to doprosić już
od dłuższego czasu. Aż zaczęłam myśleć nad tym, czy przy następnej okazji nie
postraszyć go nią trochę.
- Czy twoja ciotka przeprowadza u ciebie w domu
jakąś inspekcję? - zapytał Harry, unosząc lekko brwi do góry, wciąż nie bardzo
rozumiejąc tego, dlaczego ciotka Mathilda powoduje taki popłoch między nami.
- Inspekcja to zbyt łagodne określenie - mruknęłam
podążając w stronę kolejnej szafki, aby wyciągnąć z niej garnek i patelnię.
Musiałam mieć wszystko w zasięgu ręki, aby nie biegać potem po całej kuchni.
Czułam na sobie wzrok Harry'ego, ale starałam się go ignorować, mimo, iż mi to
przeszkadzało. Miałam jedynie nadzieję, że nie robił tego tylko dlatego, aby
mnie rozdrażnić.
- Nie rozumiem tego. Dlaczego niby twoja ciotka
miałaby przeprowadzać inspekcję. Jak żyję, u mnie jeszcze żadna ciotka tego nie
robiła.
- To jest wyjątkowa sytuacja - odparłam, niewiele
myśląc i pognawszy do lodówki, wyciągnęłam z niej około dziesięciu jaj. Osiem z
nich wrzuciłam do garnka i zalałam wodą stawiając na kuchence.
- Co rozumiesz przez pojęcie wyjątkowa sytuacja? -
tak myślałam, że padnie tego typu pytanie i skarciłam się w myślach za zbytnie
gadulstwo. Naprawdę nie chciałam wchodzić w takiej chwili w moje osobiste
sprawy i dyskutować o nich akurat z Harry'm. Dla mnie samo opowiedzenie
wszystkiego Liam'owi było wystarczająco przerażającym i stresującym przeżyciem,
choć znałam go przecież znakomicie, a co dopiero takiemu Styles'owi, który
dosłownie pojawił się znikąd i mieszał mi w życiu jak i w głowie.
- Chcesz mi pomóc? - zbyłam go nieco tym pytaniem.
Chłopak pokiwał głową co potraktowałam jako ostateczne odejście od tematu - To
mógłbyś obrać ziemniaki, o ile nie zajmie ci to całej godziny - dodałam, a on
popatrzył na mnie nieco urażony taką sugestią. Wyciągnąwszy całą siatkę
ziemniaków, podałam ją Harry'emu wraz z niewielkim nożykiem. Skoro tak się
palił do pomocy, to spokojnie mogłam go do tego wykorzystać chociaż do obrania
ziemniaków, co szczerze do moich ulubionych czynności nie należało.
- Więc? Odpowiesz mi na moje pytanie? – chciał wiedzieć.
- Jakie pytanie? - chłopak spojrzał na mnie z ukosa.
Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że tym razem nie wygram. - Wyjątkową sytuacją nazywam to, kiedy ktoś
usilnie chce ci wmówić, że nie nadajesz się do prowadzenia domu, wytyka ci
błędy i chce przejąć wszystkie twoje obowiązki.
- Według mnie to brzmi świetnie, może poza
wytykaniem błędów.
- To wcale nie jest świetne, kiedy ktoś na siłę
chce pomagać, a tej pomocy się nie potrzebuje. I to jeszcze pomagając w taki
sposób. Poza tym, uświadamianie mi, że sobie nie radzę z zajmowaniem się domem
nie jest szczególnie dla mnie przyjemne. – wyjaśniłam mu jako tako.
- Dlaczego właściwie ty się zajmujesz domem? Co z
twoimi rodzicami? - zapytał. Najwyraźniej wciąż musiał nie wiedzieć, że coś
jest nie tak jak powinno, albo zwyczajnie sprawdzał, co mu odpowiem i czy
skłamię. Obstawiałam to drugie. Trudno byłoby już przez ten czas nie zauważyć
nieobecności mojej mamy. Harry mimo wszystko nie był głupi. Wierzyłam, że
dostrzegł brak jakże istotnego elementu układanki.
- Tata zajęty jest pracą. Robi wszystko, byleby
zarobić na nasze utrzymanie.
- Nie tylko on, jak zauważyłem. Ty też pracowałaś.
Właśnie, dlaczego już nie pracujesz? - zainteresował się. Zadziwiające było to,
że to wciąż było dla niego zagadką. A byłam pewna, że nic się przed nim nie
ukryje. A przy tym uświadomiłam sobie, jak bardzo lojalni są wobec mnie Liam i
Louis, którzy najwyraźniej nie pisnęli ani słówka na temat mojej sytuacji. Coraz bardziej zaczynałam doceniać ich jako
przyjaciół.
- Spytaj Liam'a - odrzekłam, czym zaskoczyłam
Harry'ego, który popatrzył na mnie niepewnie przerywając obieranie ziemniaków.
Chyba chciał coś powiedzieć na ten temat, ale jednak się powstrzymał i na jakiś
czas zapadła między nami cisza, która została ostatecznie przerwana przez
następne pytanie Harry'ego, które sprawiło, że musiałam przerwać na chwilę
swoją pracę przy misce z dopiero co dodanymi tam produktami.
- A co z
twoją mamą? - To pytanie wisiało w powietrzu jeszcze przez dobrych parę minut,
podczas gdy ja chcąc zająć czymś myśli przystąpiłam ponownie do mieszania
składników, całkowicie zapominając, że jeszcze muszę poczekać na gotujące się
jajka.
- Zmarła - odpowiedziałam w końcu nawet na niego
nie patrząc. Pochłonięta gotowaniem, dopiero gdy się odwróciłam zauważyłam
stojącego przy mnie Styles'a, który z troską ujął delikatnie moją dłoń i
natrafiając na mój wzrok uśmiechnął się pokrzepiająco, lekko pocierając ją
palcami. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu intensywnie wpatrujących się w
moje. Ale im dłużej w nie patrzyłam widząc w nich współczucie, coraz mniej mi
się to podobało.
- Przykro mi - powiedział w końcu, a ja wysunęłam
dłoń z jego uścisku. Współczucie. To było to, czego wprost nienawidziłam. Nie
chciałam, żeby komukolwiek było mnie żal, żeby ktokolwiek mi współczuł.
Wystarczyło, że ja sama współczułam sobie. Nie potrzebowałam do tego jeszcze
zapewnień innych ludzi.
- Niepotrzebnie – machnęłam ręką, odpowiadając mu
twardo.
- Znowu to robisz.
- Co? – zmarszczyłam czoło, nie bardzo wiedząc do
czego zmierza.
- Odpychasz mnie od siebie - wytknął mi, na co
skrzywiłam się nieznacznie.
- Wybacz.
- Tylko ze mną nie chcesz rozmawiać o sobie czy po
prostu już tak masz?
- Nie myśl sobie, że jesteś wyjątkowy, Harry. Ja
zwyczajnie nie jestem skora do rozmów na swój temat – odpowiedziałam mu,
zdobywając się na lekki uśmiech.
- Ktoś tu się robi coraz bardziej zgryźliwy -
skomentował żartem, nieco rozluźniając napiętą atmosferę. Więcej nie drążył
tematu. Podczas przygotowywania kolacji dyskutowaliśmy na całkowicie neutralne
tematy, co pozwoliło bardziej się skupić na gotowaniu i w końcu szło to jakoś
sprawniej. Trudne tematy nie sprzyjały pracy. Harry'emu zebrało się również na
wygłupy i rzucał we mnie kawałkami pokrojonych przez siebie ziemniaków, za co
parokrotnie mu się odpłaciłam trafiając go nawet prosto w głowę, co sprawiło,
że zaczęłam sądzić, iż nie miałam aż takiego złego cela, jak mi się wydawało.
Chłopak burknął wówczas coś pod nosem, ale zaraz z malującym się uśmiechem na
ustach podszedł do mnie i brutalnie zaczął mi wbijać palce między żebra,
ciesząc się przy tym jak małe dziecko. Piszczałam przy tym przeraźliwie,
próbowałam nawet uciekać, ale silne ręce Styles'a nie pozwoliły mi na ucieczkę.
Za każdym razem jak usiłowałam się wyrwać, chłopak zatrzymywał mnie, stawał mi
na drodze i kontynuował dręczenie mnie, tyle, że następnie przeszedł do
łaskotania, przez które śmiałam się niemal na cały dom. Kiedy się udało mi wyrwać, zebrałam wszystkie
ziemniaki z podłogi przemyłam je w zlewie, a następnie zaczęłam je smażyć na
dość dużym ogniu, a wtedy Styles znowu mnie dopadł, łaskocząc mnie. Uderzałam
pięściami w jego tors, aby tylko przestał, śmiejąc się przy tym, aż
zainteresowany Charlie przybiegł na dół, a gdy nas zobaczył zmarszczył czoło po
czym uniósł lekko brew do góry, jakby oczekiwał wytłumaczenia co się właściwie
takiego dzieje. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo rozległ się dzwonek do
drzwi. Wzdrygnęłam się i z przerażeniem spojrzałam na brata, a następnie
skierowałam swój wzrok na smażące się na patelni ziemniaki, a potem na
Harry'ego. Nie miałam teraz możliwości wypchać go z domu, kiedy ciotka Mathilda
już stała przed drzwiami.
- Pilnuj ziemniaków - zwróciłam się do chłopaka,
jako, że nic innego mi nie pozostało. Odetchnęłam głęboko i ruszając w stronę
drzwi zmusiłam się do szerokiego uśmiechu i z nim otworzyłam drzwi. Ciotka
Mathilda nic się nie zmieniła od czasu kiedy widziałam ją po raz ostatni, ale
szczególnie mnie to nie dziwiło. Ona nawet na fotografiach sprzed dwudziestu
paru lat wyglądała tak samo. Można powiedzieć była całkowitym przeciwieństwem
mnie. Wysoka, a przy tym dość pulchna blondynka o szarych oczach z grymasem
niezadowolenia wręcz przyszytym do twarzy. Swoje dość krótkie włosy upięła z
tyłu ogromną spinką, przez co uwydatniła jeszcze bardziej ostre rysy. Nie
robiła najlepszego pierwszego wrażenia. Utkwiła we mnie swoje spojrzenie i
wykrzywiła się w uśmiechu wyciągając ręce w moją stronę i z głośnym powitaniem
przycisnęła mnie mocno do siebie, trzymając mnie w objęciach tak długo, że
zaczęłam sądzić, iż żywa z tego nie wyjdę. W końcu mnie puściła, a ja nabrałam
trochę powietrza do płuc z niewiarygodną ulgą.
- Dobrze cię widzieć ciociu - powiedziałam, choć
było to wierutne kłamstwo, aczkolwiek ona nie musiała o tym wiedzieć.
- Ciebie też, Audrey, aczkolwiek odnoszę wrażenie,
że zmizerniałaś od naszego ostatniego spotkania. - próbowałam nie pokazać
swojej irytacji kiedy to powiedziała. Mówiła zawsze to samo za każdym razem,
gdy mnie widziała, a mnie zawsze tak samo to drażniło.
- Wydaje się cioci - odparłam tylko, mając
nadzieję, że na tym skończymy ten temat. Kobieta ściągnęła swój kanarkowy
żakiet i powiesiwszy go na wieszaku udała się razem ze mną do kuchni, skąd
dochodziły apetyczne zapachy kolacji. Sądziłam, że będę musiała jeszcze
rozłożyć talerze i sztućce, ale gdy weszłam do pomieszczenia zorientowałam się,
że chłopcy już to zrobili, a Harry właśnie układał ostatni sztuciec przy
talerzu. Chłopak uśmiechnął się do mnie, na co i ja odpowiedziałam uśmiechem,
wyrażając w ten sposób moją ogromną wdzięczność. To mu się chyba spodobało, bo
zaraz bezgłośnie zadał mi pytanie czy zasłużył na randkę. Skomentowałam to
tylko wywróceniem oczu, ale tak czy inaczej uśmiech nie zszedł z mojej twarzy,
a przynajmniej dopóki ciotka Mathilda po przywitaniu się z moim bratem nie
zaczęła się uważnie wpatrywać w Harry'ego.
- To twój chłopak?
- zadała pytanie prosto z mostu zajmując miejsce przy stole. Przyłożyłam
dłonie do piekących mnie policzków speszona spoglądając raz na ciotkę raz na
Harry'ego.
- To tylko znaj...- chciałam wytłumaczyć, ale
Styles nie dał mi takiej szansy, gdyż uśmiechając się figlarnie przedstawił się mojej ciotce. Charlie się nic
nie odezwał, ale popatrzył na mnie nieco niepewnie. Rozłożyłam tylko bezradnie
ręce w odpowiedzi.
- Gdzie jest William? - ciotka odwróciła głowę w
moją stronę i wbiła we mnie przeszywające spojrzenie.
- W drodze. Niedługo powinien być. Może zaczekamy
z kolacją na niego? - zapytałam, na co ciotka pokiwała głową i zaczęła
lustrować wzrokiem całą kuchnię i dopiero wtedy z przerażeniem zauważyłam, że w
zlewie były brudne naczynia, których nie zdążyłam umyć, a w tym pośpiechu nikt
w ogóle o nich nie pomyślał. Kobieta jednak nie powiedziała nic, ale wiedziałam
doskonale, że jeszcze przyjdzie czas na wytykanie każdego błędu. Zaciskając
wargi ze zdenerwowania zajęłam miejsce po drugiej stronie stołu.
- Twój kędzierzawy chłopak dołączy do nas na
kolacji? - zapytała, a ja popatrzyłam w zamyśleniu na Harry'ego, starając się
ignorować jej pogardliwy ton. Dałam ciotce odpowiedź twierdzącą, a Harry po tym
zadowolony usiadł obok mnie poruszając zabawnie brwiami. Charlie z kolei usiadł
po mojej drugiej stronie, z dala od ciotki, która miała w zwyczaju go tarmosić,
jakby był co najmniej trzyletnim dzieckiem. Nieznośną ciszę między nami
przerwało przybycie taty, który wparował do kuchni , po czym widząc ciotkę
Mathildę zaklął siarczyście, zrobił w tył zwrot i pognał w stronę łazienki.
Kobieta przez chwilę wpatrywała się w drzwi z konsternacją, po czym spojrzała
na mnie, jakbym ja była odpowiedzialna za zachowanie mojego ojca. Skuliłam się
w sobie przygryzając delikatnie dolną wargę i odwróciłam wzrok.
- Twój ojciec powinien nauczyć się kultury. Nie
wypada tak kląć przy dzieciach. Czego on was uczy - mruknęła niezadowolona, a
ja siedziałam cicho, woląc tego nie komentować, aby nie wdawać się w
bezsensowną dyskusję, która dla mnie i tak była przegrana. Kiedy w końcu tata
wrócił do kuchni przywitał się grzecznie z ciotką, lecz ta nie omieszkała
zrobić mu wykładu na temat jego języka. Byłam zażenowana tym faktem, że Harry
musiał tego wysłuchiwać. Mimo wszystko zależało mi na tym, aby nie uważał mojej
rodziny za bardziej nienormalną niż jest, choć nie miałam najmniejszego pojęcia
skąd mi się to brało. Wreszcie mogliśmy zająć się jedzeniem, aczkolwiek kolacja
nie przebiegła bez komentarzy i sugestii ciotki. W końcu zwróciła mi uwagę na
talerze w zlewie, przyczepiła się do tego, że według niej byłam za chuda i za
płaska, jak to stwierdziła, kobieta powinna wyglądać jak kobieta, a nie jak facet
przebrany za kobietę. Według Charlie'ego było to niezwykle zabawne, dla mnie
było to wręcz upokarzające. Nerwowo stukając opuszkami palców w blat stołu,
spłonęłam rumieńcem i odwróciłam, głowę, aby tylko nie patrzeć na ciotkę.
Napotkałam wzrok Harry'ego, który uśmiechnął się do mnie delikatnie, nakładając
swoją dłoń na moją. Momentalnie moje palce się uspokoiły, a kąciki ust
odruchowo uniosły się ku górze. W oczach Harry'ego dostrzegłam wesołe iskierki.
Jego ciepła dłoń, sprawiła, że moje zdenerwowanie i zażenowanie tą sytuacją
nieco zmalało. Po chwili jednak chłopak zabrał rękę i puścił do mnie oko,
przystępując do dalszego jedzenia kolacji. Ta jedna, krótka chwila w zupełności
mi wystarczyła, aby dodać mi sił, żebym przetrwała ten wieczór. Właściwie
Styles był dziwnie cichy. Nie udzielał się za bardzo, jedynie jeśli pytała go o
coś moja ciotka, która zawsze należała do nieco zbyt ciekawskich osób.
Nie spodziewałam się tego po nim. Musiałam
przyznać, że obawiałam się, iż chłopak zaszczyci nas jakimiś dziwnymi żartami,
komentarzami, które będzie można dwojako rozumieć, jednakże nic takiego nie
nastąpiło. Grzeczny, kulturalny Harry Styles z ciągłym uśmiechem na twarzy
wydawał się być idealnym towarzystwem do kolacji w rodzinnym gronie. Jego
obecność wypływała na mnie kojąco i szczerze cieszyłam się, że jednak nie udało
mi się go przekonać, żeby sobie poszedł, choć w pewnym stopniu było to
niepokojące. Wcale nie chciałam lubić Styles'a. Lepiej byłoby go tylko
tolerować, łatwiej odmawiać, łatwiej odpychać gdy zachodziła taka potrzeba. Ale
najwyraźniej nic nie mogło mi przychodzić z łatwością.
Kolacja dobiegła końca, więc poczęłam zbierać
naczynia i w tym mogłam liczyć na pomoc Harry'ego, który zaraz zabrał się do
pracy z wciąż niesłabnącym uśmiechem. Gdy zanosiłam naczynia do zlewu ciotka
jeszcze upomniała mnie, abym szła prosto i się nie garbiła. Kiedy nie patrzyła
wywróciłam teatralnie oczami, ale wyprostowałam się, aby więcej się nie
czepiała.
Harry zdecydował się wrócić do domu Liam'a. Stojąc
w progu drzwi patrzył na mnie tak, jakby na coś czekał. Uniosłam lekko brwi w
niemym pytaniu, nie bardzo wiedząc, czego on oczekuje.
- Byłem grzeczny. Dostanę coś za to? - nie
spuszczał ze mnie wzroku, a ja westchnęłam ciężko.
- Dziękuję Harry. Dzięki tobie jakoś przeżyłam ten
wieczór - powiedziałam, ale Harry tylko popatrzył na mnie z politowaniem.
- Serio? Tylko tyle? Obierałem ziemniaki,
rozkładałem naczynia, sprzątałem, siedziałem cicho, wiesz jakie to było
poświęcenie z mojej strony? - jęczał, marszcząc brwi, potem mamrotał coś
jeszcze pod nosem, aż w końcu zrezygnowana wyciągnęłam ręce w jego stronę i go
nieco nieśmiało uściskałam. Chłopak natychmiast się zamknął i objął mnie lekko,
lecz po kilku sekundach się od niego odsunęłam. Tak czy inaczej posłał mi
szeroki uśmiech , wbijając ręce w kieszenie spodni. - Jakiś postęp - stwierdził
wesoło, a następnie ruszył w stronę domu Liam'a, machając mi jeszcze na
pożegnanie. Zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam do salonu, gdzie siedział ojciec
z ciotką. Żywo dyskutowali na jakiś temat, a ja wiedziałam, że musiałam tatę
jakoś poratować i nieco odwrócić od niego uwagę ciotki Mathildy, która zaczęła
następną tyradę na ten temat, że zdecydowanie sobie nie radzimy i potrzeba nam
w domu jeszcze jednej kobiecej ręki. Przez następną połowę wieczoru
próbowaliśmy przekonać ją z tatą, że wcale nie potrzebujemy jej pomocy, jednocześnie
chodząc za nią krok w krok, kiedy postanowiła odwiedzić wszystkie pomieszczenia.
Skończyło się na tym, że po dwóch godzinach opuściła nasz dom obrażona, ale ja
jedynie cieszyłam się z tego, że nareszcie miałam ją z głowy. Byłam tak
zmęczona jej wizytą, że jedyne czego pragnęłam to położyć się do łóżka i zapaść
w bardzo głęboki sen. Po wzięciu bardzo długiego ciepłego prysznica i wbicia
się w piżamę, wślizgnęłam się do łóżka szczelnie opatulając się kołdrą.
Parokrotnie przekręcałam się to z jednej strony, na drugą, gniotłam poduszkę,
aby jakoś wygodnie ułożyć sobie na niej głowęi już myślałam, że spokojnie oddam
się w objęcia Morfeusza, kiedy nagle coś zaczęło stukać mi w szybę. Jeden raz.
Potem kolejny. Cichutkie, ale jakże drażniące, zwłaszcza, kiedy w moim pokoju
panowała głucha cisza. Nie reagowałam, ale odgłosy uderzeń stawały się coraz
głośniejsze. Przykryłam się kołdrą po sam czubek głowy usiłując to zignorować,
aż w końcu usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, który natychmiast zerwał mnie na
równe nogi. Na podłodze leżały odłamki szkła, a pośród nich zauważyłam dość
konkretnej wielkości kamień, który najwyraźniej doprowadził do tej szkody.
Przez dziurę w oknie świszczał wiatr. Ostrożnie podeszłam do okna, stawiając
kroki tak, aby bosą stopą nie wdepnąć w w odłamki szkła. Na podwórku Payne'ów
stał Harry, który pomachawszy do mnie
zrobił niewinną minkę. Zrezygnowana wypuściłam powietrze z ust i przytknęłam
czoło do framugi okna. Kątem oka zerknęłam na stojący na nocnej szafce zegarek.
Dwudziesta trzecia dwadzieścia.
- Czy to naprawdę było konieczne? - odezwałam się
do Styles'a spoglądając na niego zmęczonym wzrokiem.
- Nie odpisywałaś na moje sms'y – wytłumaczył,
wzruszając ramionami. Zastanowiłam się przez chwilę i uświadomiłam sobie, że
telefon zostawiłam najprawdopodobniej w kuchni. Żałowałam naprawdę, że nie
wzięłam go ze sobą, bo przynajmniej nie miałabym problemu ze zbitym oknem.
- To nie znaczy Harry, że masz mi wybijać okna.
- To był wypadek. Ale to nieważne. Zapłacę za
szkody – odparł. - Chcę, żebyś wyszła - powiedział poważnie, ale mimo tego, ja
spojrzałam na niego tak, jakby żartował.
- Jest późno. Jestem w piżamie, nigdzie nie
wychodzę.
- W jakiej piżamie? - spytał z ciekawością, a ja
prychnęłam cicho, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Spadaj Styles - burknęłam i chciałam zamknąć
okno i sobie pójść, ale sobie przypomniałam, że okno już jest zamknięte, także
zrobiłam jedynie krok do tyłu tym samym wdeptując w szkło. Syknęłam cicho z
bólu, po czym zacisnęłam zęby.
- Proszę, Audrey. Wyjdź - prosił nadal,
najwyraźniej nie zamierzając rezygnować.
To był kolejny raz, kiedy uległam Harry'emu
Styles'owi.
oooooo super *.* nareszcie sie doczekalam nastepnego rozdzialu ale warto bylo czekac bo jest zajebisty :D Ciekawe co tym razem Harry wymyslil :D czekam nn :*
OdpowiedzUsuńjak zawsze wspaniały ! czekam na więcej ! :)
OdpowiedzUsuńJestem z siebie dumna w końcu nadrobiłam wszystkie notki ^^
OdpowiedzUsuńCiotka Mathilda nie jest aż tak zła:) Osobiście myslałam że jest gorszaxD
Przypomina mi ciotkę z Pottera :P
Ciekawe cóż to Harry wymyślił??
Ja osobiście w jednych przypadkach dała bym mu w pysk i nauczyła dyscypliny:P
Pozdro :*
Ciotka Mathilda to niezły agent! Robić inspekcje rodzince, wytykać im błędy. Zastanawiam się, czy ona nie ma własnego życia? No cóż, ludzie mają swoje "odpały", co raczej teraz nie powinno już dziwić. Szkoda mi tylko biednej Aud, jej ojca i Charliego. Śmiać mi się chciało, jak przez całą kolację Hazza był brany za chłopaka Audrey. Ech, jeszcze się facet przyzwyczai do tej myśli i jej jeszcze ciężej będzie się go pozbyć. HAHAHA, no teraz to już Harry'emu odbiło. Rozumiem, że może się za nią uganiać, ale żeby jej szyby w oknach wybijać? :D Jakby to, że zapłaci za szkody, dało mu pełną swobodę. Jakby mógł robić, co tylko by zapragnął :D Ech ta Audrey, nie potrafi mu nigdy odmówić. Ale ciekawe co dla nich przygotował. Bo chyba nie zawołał jej tylko po to, by móc na nią popatrzeć i sobie pójść? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Weny życzę! :)
Właśnie trafiłam na twojego blooga jest cudowny serio. I co ja mam powiedzieć kiedy mam tylko 5 komentarzy do rozdziału. Mam nadzieję że mi w tym pomożesz. Podoba mi się strona. Jako sama w sobie. Łatwo się czyta, a tło nie odciąga uwagi od czytania. Tak powinno być. A teraz przejdźmy do opowiadania. Początek mega mnie rozbawił a potem zrobiło się ciekawie. Liczę na Krwawą scenkę!!! Baaardzo mi się rozdział podoba. Liczę że skomentujesz też mojego blooga. www.everyoung69.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOczywiście czekam na neexta!!!!
<33 Kocham już tego blooga..
Świetny blog :) czekam na następny rozdział ;) informuj mnie na tt : @givemynamebackx i zapraszam na rockme-onedirection.blogspot.com , pojawił się pierwszy rozdział ^^
OdpowiedzUsuń