poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział V





Miśki kochane, nawet nie wiecie jaka ogarnia mnie radość, kiedy widzę tyle wizyt na tym blogu i te komentarze od was. Cieszę się dosłownie jak dziecko. Świadomość, że ktoś czyta moje wypociny i nawet komuś się to podoba jest cholernie mobilizująca i z ogromną przyjemnością piszę dla was dalej. Co do tego pomysłu pisania z różnych perspektyw to chyba się na to zdecyduję, tym bardziej, że…a nie, nie powiem.  W każdym razie w następnym rozdziale coś już będę robić w tym kierunku, na początek będzie tego niewiele, ale potem się to zmieni. Mam nadzieję, że tego nie zawalę.
Okey, zabieram się za pisanie ciągu dalszego, a tymczasem zapraszam na rozdział piąty. Mam nadzieję, że was nie zawiedzie.
 Wiem, że to czytasz miśku, bo to by było do ciebie niepodobne, gdybyś nie zerknęła na tekst małą czcionką, i powiem ci, że o żadnych czwartkach nie ma mowy. Rozdziały czwartkowe, kto to widział. (prawie jak obiady czwartkowe xd. Taa, za dużo historii.) I powiem ci jeszcze, że czytając list o mało nie umarłam ze śmiechu :P. A i mam dla ciebie na jutro niespodziankę ;P.


Gdzie ja miałam rozum, kiedy zgadzałam się na ten wyjazd? Chyba wyszedł w ten czas na spacer i powrócił dopiero, kiedy znalazłam się w samochodzie ściśnięta między Zayn'em i Lou. Nie miałam naprawdę bladego pojęcia, dlaczego podjęłam taką, a nie inną decyzję, bo zdecydowanie stwierdzenie 'bo tak chcę' nie było zbyt przekonujące. Zwyczajnie oszalałam i tyle. A przy tym zaczęła mnie przerażać moja uległość.  Zastanawiało mnie to, czy gdyby któryś z chłopców poprosił mnie o wyskoczenie z okna, czy bym to zrobiła. Absurdalne, prawda? Lecz na wszelkie absurdy powinnam być przygotowana.
Manager chłopców miał wysłać po nas ich Tour Busa, co wydawało mi się nadzwyczaj dziwne, zważywszy, że to właściwie było niedaleko i nie było żadnego sensu w fatygowaniu się, ale zmieniłam zdanie, gdy okazało się, że z przyczyn technicznych sami musimy zorganizować sobie transport i padło na samochód mamy Liam’a. W efekcie w szóstkę musieliśmy się zmieścić do pięcioosobowego samochodu. Jakże w tamtej chwili się cieszyłam ze swojej drobnej sylwetki.
Tata z entuzjazmem przyjął do wiadomości fakt, że chcę spędzić trochę czasu ze znajomymi, bo jak twierdził, należał mi się w końcu odpoczynek i odrobina rozrywki. Ja jednak miałam wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł zostawiać go na parę dni samego z Charlie'm. Obawiałam się, że po powrocie mogę już nie zastać kuchni. Ostatecznie jednak niemal siłą zostałam wypchana z domu i ojciec nakazał mi nie wracać wcześniej niż w sobotę. Poczułam się urażona, że chciał się mnie aż tak bardzo pozbyć z domu, ale postanowiłam tego nie roztrząsać.
Jeszcze wczoraj miałam obiekcje co do wyjazdu ze względu na to, że zupełnie nie miałam pojęcia jak będzie stała sprawa z noclegiem, lecz Harry uspokoił mnie, że bynajmniej nie będę musiała spać na ulicy. Miałam wrażenie, że on najchętniej przyjąłby mnie do swojego łóżka, ale całe szczęście niczego takiego nawet nie zasugerował, za co byłam wdzięczna, bo nie zniosłabym kolejnych rumieńców wykwitających na mojej twarzy w jego towarzystwie.
Jakoś zmieściliśmy się w tym samochodzie i ruszyliśmy w drogę. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że dobrze byłoby odebrać ostatnią wypłatę i poprosiłam Harry'ego, który usiadł za kierownicą, aby po drodze zatrzymał się pod moim dawnym miejscem pracy. Przy wysiadaniu usiłowałam przecisnąć się obok Zayn'a bez proszenia go, aby wysiadł, ponieważ nie chciałam robić mu kłopotu, ale tym właśnie sprawiłam go jeszcze więcej. Zaplątałam się o jego nogi i w efekcie przypadkowo wylądowałam na jego kolanach.
- Przepraszam - bąknęłam zaczerwieniona i czym prędzej usiłowałam wysiąść z tego przeklętego auta.
- Nie szkodzi - odparł łagodnie, posyłając mi szeroki uśmiech, co jeszcze bardziej mnie speszyło. Właściwie byłam pewna, ze chłopak będzie zły na mnie za gwałtowną pobudkę poprzedniego dnia. Rąbnęłam głową o drzwiczki samochodowe i jęknęłam głośno, nie mogąc się nadziwić temu, jak bardzo jestem niezdarna, co natomiast wywołało ogólne rozbawienie. Liam z kolei postanowił okazać swe zainteresowanie i zapytał, czy wszystko w porządku. Energicznie pokiwałam głową i ruszyłam na spotkanie z moim byłym szefem. Przemknęłam ciasnym korytarzykiem, ale nie udało mi się tego zrobić niepostrzeżenie, bowiem mignęła mi złośliwie uśmiechnięta twarz kucharza. Sama natomiast się uśmiechnęłam, ciesząc się niezmiernie, że już nie będę musiała z nim pracować. Dopełniwszy wszystkich formalności z gotówką w ręku, władowałam się z powrotem do wozu, tyle, że tym razem Zayn postanowił już z niego wyjść, abym miała wolną drogę. Zapewne nie chciał ryzykować, że znowu wyląduję na jego kolanach.
- I jak? - spytał Louis, gdy zajęłam miejsce obok niego. Przyjrzał mi się uważnie, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy o czym właśnie myślę.
- Idealnie - odparłam z szerokim uśmiechem. Jeśli mam być szczera, to byłam naprawdę szczęśliwa z tego powodu, że uwolniłam się od tej nieprzyjemnej atmosfery panującej w kuchni w tej knajpie, aczkolwiek było mi trochę dziwnie siedząc w samochodzie z chłopakami, podczas gdy w środku wszyscy pracowali, a mnie tam nie było, żeby im pomóc.
Jazda samochodem przebiegła bardzo szybko, tym bardziej, że chłopcy co chwila rzucali żartami, które zapełniały jakoś czas. Niall pomiędzy nimi domagał się jedzenia, a Zayn pytał co chwila, czy daleko jeszcze do Birmingham. Zupełnie jak osioł z wiadomego filmu. Zauważyłam jednak, że ani Harry, ani Louis nie zwracali się bezpośrednio do siebie, co pozwoliło mi sądzić, że ich konflikt nie został tak naprawdę rozwiązany, co natomiast mnie zasmuciło. Louis dość szybko to dostrzegł.
- Co cię trapi, moja koleżanko? - zadał mi pytanie, lekko dźgając mnie palcem w ramię. Usiłowałam zablokować go ręką, ale miałam zbyt małe pole do manewrowania i przez to o mało nie rąbnęłam go w nos. - Uu, wyluzuj, mała, nie tak nerwowo - zaśmiał się. Posłałam mu przepraszające spojrzenie, a on tylko machnął delikatnie na to ręką, żebym się tym nie przejmowała.
- Dalej nie rozmawiacie - stwierdziłam gorzko, kręcąc się na swoim miejscu, bo jednak było mi odrobinę niewygodnie.
- Kto z kim nie rozmawia? - Louis udawał zdziwionego, co szło mu naprawdę nieźle, ale nie aż tak dobrze, jak sądził. Nie dawałam się zmylić.
- Ty i Harry - mruknęłam, patrząc na niego z ukosa. Rzeczony Harry odwrócił się do nas.
- Przecież rozmawialiśmy - odezwał się, wciąż nie patrząc na drogę. Uderzyłam kolanem w jego siedzenie, aby się przestał wygłupiać i się odwrócił ale chyba nie zaczaił, o co mi chodziło. Jakiś samochód właśnie przejechał tuż obok nas z zawrotną szybkością.
- Harry, patrz do jasnej cholery na drogę! - dopiero po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to spanikowanym głosem. Doszło również do mnie, że się cała trzęsę ze strachu. Louis popatrzył na mnie z troską i chwycił moją dłoń, mocno ją ściskając. Musiał już sobie skojarzyć pewne fakty i chciał okazać mi wsparcie.
- Spokojnie, mała - zaczął z zaskakującą wręcz delikatnością, chcąc mnie uspokoić. - Hazza, natychmiast się odwróć i prowadź jak na normalnego człowieka przystało - zwrócił się twardo do Styles'a, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Harry popatrzył na mnie niepewnie, nie bardzo wiedząc, co się właściwie ze mną dzieje, ale posłusznie się odwrócił. Zapadła cisza, która przyprawiała mnie niemal o dreszcze, tym bardziej, że zapadła znowu z mojej winy. Nienawidziłam tego. Cisza została jednak przerwana przez czkawkę Niall'a, która rozładowała napięta atmosferę. I to właśnie ja ze wszystkich śmiałam się z tego najgłośniej.

Leżałam w pokoju hotelowym, który odstąpił mi Zayn i nie umknęło mi jego lekki niezadowolenie z tego powodu, choć zarzekał się na wszystko, że wcale tak nie jest.  Miałam wyrzuty sumienia, że pozbawiłam go pokoju, ale on usiłował mnie przekonać, że i tak gdyby miał mieszkać samotnie w pokoju czułby się nieszczęśliwy, choć ja uważałam, że byłoby wręcz przeciwnie. Przynajmniej nikt by go nie budził. On jednak przeniósł się do pokoju Harry'ego i Liam'a, zostawiając mnie całkiem samą. Rozglądałam się po pomieszczeniu zastanawiając się, co ja właściwie tu robię i nie mogłam wymyślić sensownej odpowiedzi na moje pytanie. Może wynikało to z wewnętrznej potrzeby przeżycia jakiejś przygody, potrzeby przebywania w towarzystwie tej piątki wariatów, a może po prostu byłam głupia i pojechałam bo Styles tak chciał. Niemal modliłam się w duchu, aby to ostatnie nie okazało się prawdą, bo to oznaczałoby, że straciłam resztki rozumu. W prawdzie zawsze mogłam uznać, że Harry ma niesamowity dar przekonywania i naprawdę chciałam w to wierzyć, ale obawiałam się, że to po prostu ja jestem zbyt uległa. Wystarczy spojrzeć, jak wszystko tym chłopcom uchodziło płazem. Moje przemyślenia gwałtownie zostały przerwane przez przybycie Liam'a, który zastał mnie leżącą na plecach na łóżku z rozciągniętymi rękami prawie na całą jego szerokość.
- Aż tak się zmęczyłaś jazdą? - spytał unosząc brwi do góry. Usiadł na skraju łóżka i zerknął na mnie.
- Jeśli jedzie się ściśniętą jak serdelka, to wierz mi, można się zmęczyć nawet półgodzinną jazdą. Ciesz się, że siedziałeś z przodu - wymamrotałam, czując, że bolą mnie mięśnie. Zupełnie, jakbym właśnie wróciła z treningu jak za dawnych, dobrych czasów. Najwyraźniej brakowało mi tego uczucia, bo pomimo bólu byłam zadowolona. Oczywiście równie dobrze mogło to oznaczać, że byłam masochistką. Głupota, jasne, wchodziła w grę, ale masochizm to była ostatnia rzecz o jaką siebie podejrzewałam.  
- Właściwie się nie dziwię. Ja już bym się zmęczył samym jęczeniem Zayn'a tuż przy uchu.
- To nie było właściwie takie złe. Można powiedzieć, że wyrażał myśli za nas dwoje - odparłam podnosząc się na łokciach i uśmiechając się do przyjaciela. Chłopak odwzajemnił uśmiech.
- Jak w ogóle przekonał cię Harry do tego wyjazdu? - zapytał ni stąd ni zowąd. Wolałam, żeby o to nie pytał.
- Nie mam bladego pojęcia. Spytaj jego, może ma jakąś teorię - skwitowałam, ale stwierdziłam po chwili, że chyba jednak wolałabym, aby nie pytał o teorie Styles'a, obawiając się, że te mogą mnie potem trochę przerazić. Doszłam bowiem do wniosku, ze Harry Styles ma bardzo bujną wyobraźnię i bynajmniej nie chciałam, aby puszczał wodze fantazji w tej kwestii. - Liam? - zaczęłam po chwili milczenia. Payne spojrzał na mnie pytająco.- Wiesz, o co pokłócili się Louis i Harry, prawda? - Liam pokiwał głową.
- Wczoraj mi powiedzieli w czym rzecz. Ale Audrey, wybacz, ja nie jestem upoważniony do tego, aby ci mówić, o co dokładnie poszło. Chyba by mi łeb ukręcili. Sam Louis jest zły na Harry'ego, że cokolwiek ci powiedział – odrzekł, posyłając mi przepraszający uśmiech, a ja spuściłam wzrok zawiedziona.
- Przepraszam Liam, nie chciałam być przyczyną kłótni twoich przyjaciół. Czuję, że tylko wprowadzam zamęt w waszych relacjach - powiedziałam smutno, czując się jednocześnie zażenowana całą tą sytuacją. Było mi tak strasznie głupio z tego powodu, tym bardziej, że nie wiedziałam, jak mogę to naprawić, a nienawidziłam być taka bezradna. Liam przysunął do mnie i otoczył mnie delikatnie ramieniem, uśmiechając się pokrzepiająco.
- Przestań, Aud, nic takiego nie robisz. To tylko małe niedogodności. Przejdzie im, jak zawsze, a kiedyś wszyscy będziecie się z tego śmiać. Nie masz się czym zamartwiać. I przestań się smucić, bo zawołam Lou, a on zrobi z tobą porządek - popatrzyłam na niego z nieskrywaną wdzięcznością, uświadamiając sobie, jak ważna jest dla mnie jego obecność. Minęło tylko kilka dni, a on już tyle dla mnie zrobił, a nie miałam jak się w ogóle za to odwdzięczyć. Należało zatem jak na razie nie psuć humorów innym i cieszyć się tym wyjazdem.
Chłopak poklepał mnie jeszcze po ramieniu, po czym wstał ze swojego miejsca ruszając pewnie w stronę drzwi.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, gdyby jutro w twoim pokoju zamieszkała Danielle? Obiecała mi, że przyjedzie. Dawno się nie widzieliśmy - powiedział to z takim entuzjazmem, że tylko człowiek bez serca potrafiłby powiedzieć nie. Dostrzegłam w jego oczach tańczące wesołe ogniki. Tak się cieszył z przyjazdu ukochanej, że moje usta automatycznie wykrzywiły się w szerokim uśmiechu na ten widok.
- Skądże. Pod warunkiem, że nie będziesz się wpraszał w środku nocy - zachichotałam. Liam spojrzał na mnie z wymalowanym na twarzy rozbawieniem.
- Widzę, że udziela ci się nasze towarzystwo - zaśmiał się, otwierając drzwi i będąc już jedną nogą na korytarzu.
- Nawet nie wiesz jak, Daddy - dorzuciłam, jeszcze bardziej go rozśmieszając.

W ciągu następnych paru godzin odebrałam aż dwa telefony od taty. To, że z takim entuzjazmem wysłał mnie z chłopakami do Birmingham, nie znaczyło, że się nie martwił. Pytał czy wszystko w porządku, a pod wieczór, gdy zadzwonił ten drugi raz pytał również jak ma zrobić smażoną rybę, bo chciałby ją zjeść na kolacje, więc przez telefon dokładnie mówiłam mu, co mam robić.
Po południu wszyscy poszliśmy na dół na posiłek, a tak resztę dnia spędziliśmy w hotelu, aczkolwiek chłopcy wyszli na jakąś godzinę przed budynek, pod którym koczowało stado fanek, czekających na swoich idoli. Przez okno swojego pokoju przyglądałam się całemu zamieszaniu z cieniem uśmiechu na ustach. Widziałam jak Harry pozuje do zdjęć z rozanielonymi dziewczynami, patrzyłam jak Lou wygłupia się razem z Niall'em, co chwila podpisując podtykane im pod nos płyty, koszulki i książki. Dostrzegłam jak Liam rozmawia z jakąś fanką, która wydawała mi się najspokojniejsza z całej zgrai , zauważyłam też Zayn'a obleganego przez chmarę dziewczyn, proszących go o zdjęcie i autograf, albo chociażby o krótką rozmowę, on natomiast wydawał się nieco przygaszony w porównaniu do całej reszty. Jakby coś zaprzątało jego myśli w tym czasie, a ja zupełnie nie wiedziałam co to mogło by być. Zayn trzymał mnie na dystans, dlatego jego najtrudniej było mi rozszyfrować i cokolwiek o nim powiedzieć. Stanowił w pewnym sensie dla mnie zagadkę. Gdy im się tak wszystkim przyglądałam doszło do mnie, ile te dziewczyny byłyby w stanie zrobić, aby być w tej chwili na moim miejscu. Zdecydowanie powinnam bardziej docenić moje aktualne położenie. Wkrótce chłopcy zebrali się sprzed hotelu i wrócili do swoich pokoi wyraźnie zmęczeni, sądząc po ich rozmowach dobiegających z korytarza. Ja z kolei postanowiłam zatopić się w lekturze, którą zabrałam ze sobą. Leżałam na łóżku rozkoszując się ciszą i spokojem podczas czytania, nie minęło jednak pół godziny, jak dostałam sms'a od Harry'ego, w którym pisał abym przyszła do nich do pokoju. Odłożyłam książkę na półkę i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Już na korytarzu słyszałam dobiegającą z pokoju Harry'ego, Liam'a i Zayn'a muzykę. Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Niemal od razu dopadły mnie czyjeś ręce i zostałam porwana do szalonego tańca przez Lou, co mnie tak zaskoczyło, że o mało nie runęłam na podłogę. Z tego, co udało mi sie zaobserwować muzyka wcale nie pochodziła z radia. Niall grał na gitarze, a Liam, Zayn i Harry wspólnie śpiewali. Wychodziło im to tak doskonale, że nie mogłam się nasłuchać. Jednak w  pełnym skupieniu przeszkadzał mi Louis , który właśnie przystępował do wykonywania obrotów i  musiałam prędko się mu wyrwać. Taki taniec to niby niewiele, ale nie mogłam pozwolić na to, by mnie on skusił. Nie tańczyłam od roku i tak musiało pozostać. Świadomość, że nie będę mogła tak naprawdę do tego powrócić wręcz zabijała mnie od środka, nie było zatem sensu w wałkowaniu tego od początku.
- Louis, przestań - nakazałam. Chłopak uszanował to,  lecz udając tym faktem wielce zasmuconego, ale zamiast tego podniósł mnie z łatwością i zaczął się kręcić dookoła. Kiedy jednak jemu samemu zakręciło się w głowie, puścił mnie i klapnął sobie na fotelu w rogu pokoju. Zaśmiałam się i przytrzymałam się parapetu, aby przypadkiem nie upaść, bo świat wirował mi przed oczami. Lou, gdy doszedł do siebie dołączył do chłopców śpiewając już razem z nimi. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w nich słuchając śpiewanej przez nich piosenki. Ich głosy doskonale się uzupełniały, a razem brzmieli tak niesamowicie, że kiedy skończyli, nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, by to opisać. Chłopcy przypatrywali się z zaciekawieniem mojej minie. Co chwila otwierałam usta, to znów zamykałam nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Byłam pod wrażeniem i nie miałam pojęcia, jak mam to wyrazić. Harry parsknął w końcu śmiechem nie mogąc najwyraźniej wytrzymać.
- Audrey? - zaczął niepewnie Liam. - Co o tym sądzisz? To piosenka z nowego materiału na płytę. Chcielibyśmy poznać twoją opinię - dokończył, wbijając we mnie wyczekujące spojrzenie.
- Moją? Ale ja się nie znam. Wy tu jesteście specami od muzyki - odpowiedziałam nieco przerażona tym, że pytają mnie o zdanie w tej kwestii.  Muzyka to ich broszka. Nie powinnam się w to mieszać.
- Nie wydziwiaj. Zawsze miałaś dobry gust muzyczny.
- Może mi się pogorszył? - Liam popatrzył na mnie z politowaniem i popukał się w czoło. Jęknęłam żałośnie, uświadamiając sobie, że nie uda mi się wykręcić od odpowiedzi.
- Dalej, mała, co nas nie zabije, to nas wzmocni, jak to mówią - nakłaniał Louis. Usiłowałam się zebrać w sobie, aby przekazać im to, co myślałam.
- Cóż mogę wam powiedzieć oprócz tego, że jesteście świetni? A to było...niesamowite. Takie nie w moim guście, ale tak czy inaczej niesamowite. Niall tylko mógłby głośniej śpiewać – wyraziłam końcu swoje zdanie, spoglądając na nich. Uśmiechnęłam się szeroko odrywając się wreszcie od parapetu. - Serio, mówię poważnie. Moglibyście zaśpiewać to jeszcze raz? – poprosiłam grzecznie robiąc najsłodszą minkę, na jaką tylko było mnie stać. Harry popatrzył na mnie i jęknął. Spojrzałam na niego zaskoczona jego reakcją, nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Nie rób tak - powiedział. Podrapałam się niepewnie po skroni.
- Bo? - chciałam wiedzieć.
- Bo Harry wymięknie i zaraz zrobi dla ciebie wszystko - stwierdził roześmiany Niall. Pierwszy raz widziałam tak zakłopotanego Styles'a, co wydało mi się całkiem urocze biorąc pod uwagę to, że zwykle wręcz grzeszył pewnością siebie. Uśmiechnęłam się triumfalnie ciesząc się z nowoodkrytej broni na Harry'ego jak małe dziecko. Louis widząc minę przyjaciela zaśmiał się głośno, a tamten posłał mu krzywe spojrzenie. Ulegli jednak mojej prośbie i ponownie zaśpiewali tą piosenkę, a uśmiech z mojej twarzy nie zszedł ani na chwilę. 
- Tej pani, to już chyba starczy - skomentował moją minę Lou. Pokręciłam głową z rozbawieniem domagając się kolejnej piosenki, ale chłopcy stwierdzili, że posłuchać będę mogła ich następnego dnia podczas prób i wieczornego koncertu i po tym najprawdopodobniej słuchać mi się ich odechce. Protestowałam, ale nikt mnie nie słuchał, więc musiałam obejść się smakiem. Jedynie Niall postanowił mnie uszczęśliwić i zagrał na gitarze jeden z ich kawałków kiedy przysiadłam się do niego na łóżku, podczas gdy reszta zastanawiała się nad wyborem filmu do obejrzenia.
- Zawsze chciałam się nauczyć grać na gitarze - wyznałam, gdy Niall skończył grać. Wbił we mnie spojrzenie swoich niebieskich oczu i uśmiechnął się, wyraźnie ciesząc się, że to powiedziałam.
- Nigdy nie jest za późno na naukę. Chcesz spróbować? - zapytał. Pokiwałam energicznie głową z wyraźnym entuzjazmem. Chłopak podał mi gitarę, a ja chwyciłam ją delikatnie, bojąc się, że mogę ją uszkodzić. Blondyn widząc to, zaśmiał się cicho. - Nic się jej nie stanie, Audrey - powiedział rozbawiony. Przygryzłam dolną wargę po czym lekko pociągnęłam za strunę. Jedną, drugą, trzecią, by następnie przejechać palcami po wszystkich na raz. Wyszczerzyłam zęby w zadowoleniu. - Jaka jest twoja ulubiona piosenka? Może uda mi się cię nauczyć przynajmniej tych pierwszych dźwięków.
- Use Somebody, Kings of Leon - odparłam, a po chwili usłyszałam, jak coś z łoskotem spada na podłogę. Odwróciłam się, aby zobaczyć co się stało i dostrzegłam, że to tylko Harry upuścił pilota od telewizora po czym pośpiesznie podniósł go z podłogi. Nie zawracając sobie zatem tym głowy, spojrzałam ponownie na Horana, który następnie zaczął mnie instruować. Kiepsko mi szło, ciągle się myliłam, ale Niall był bardzo cierpliwym nauczycielem. Aż zaczynałam go podziwiać, że nie tracił cierpliwości, pomimo tego, ze po raz któryś z rzędu pomyliłam się przy tym samym dźwięku, choć pokazywał mi jak go zagrać wielokrotnie. Po chwili dołączył do nas Styles, który najwyraźniej znudził się poszukiwaniami ciekawego filmu do obejrzenia.
- Pomóc? - spytał wesoło, usadawiając się obok mnie na łóżku. Niall popatrzył na niego krzywo.
- Przecież ty nie umiesz grać, Harry. W czym ty tu chcesz pomagać?
- Ja tu przyszedłem z ofertą udzielenia duchowego wsparcia podczas nauki. To też może się okazać bardzo pomocne - odparł z formującym się zawadiackim uśmieszkiem, po czym zaczął mnie bacznie obserwować, co natomiast było niezwykle krępujące, ale postanowiłam się nie odzywać na ten temat. Próbując ignorować przebywającego w pobliżu Harry'ego zaczęłam grać tak jak wcześniej uczył mnie Niall, lecz zupełnie mi to nie wychodziło, przez co się denerwowałam i jeszcze bardziej myliłam przy każdym dźwięku.
- Spokojnie, masz prawo do pomyłek. Dopiero się uczysz. Nie można wszystkiego od razu opanować do perfekcji - powiedział Niall, widząc moje zdenerwowanie i jednocześnie zażenowanie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo dążyłam do perfekcji we wszystkim za co tylko się brałam. I wszystko chciałam umieć od razu, nie lubiłam długo czekać na efekty mojej ciężkiej pracy.
- Nie było tak źle, Audrey - stwierdził Harry. - Spieprzyłaś tylko każdy możliwy dźwięk - usłyszawszy to jęknęłam przeciągle i zaczerwieniłam się. Niall spiorunował go wzrokiem, zapewne uznając jego podejście za bardzo niepedagogiczne, ale szczerze mówiąc Harry miał rację i nie mogłam go winić za to, że powiedział prawdę. Nawet jeśli zupełnie nie było to podobne do duchowego wparcia, którego rzekomo chciał mi udzielić. Podałam Horanowi gitarę i pośpiesznie wstałam ze swojego miejsca, lecz Harry pociągnął mnie mocno za rękę i w rezultacie znów wylądowałam na łóżku.
- Nie poddawaj się tak łatwo. Nie poddawaj się, niezależnie od tego, co mówią inni - powiedział z mocą patrząc mi prosto w oczy. Przygryzłam nerwowo dolną wargę i odwróciłam po chwili wzrok, nie mogąc długo znieść jego przeszywającego spojrzenia, wywołującego dreszcze, których w żaden sposób nie potrafiłam zrozumieć. W końcu od tej dziwnej sytuacji wybawił mnie Liam, który zawołał nas na film. Odeszłam od Styles'a i planowałam zająć sobie miejsce gdzieś na podłodze, ale Louis siedzący na sąsiednim łóżku przywołał mnie ruchem ręki. Poklepał miejsce obok siebie, nakazując mi usiąść. Tak też zrobiłam. Po niecałych dwóch minutach Liam włączył film, który był tak nudny, że już w połowie oddałam się objęciom morfeusza. Dopiero po jakimś czasie usłyszałam czyjeś głosy, które wyrwały mnie ze snu, choć nie otwierałam oczu. Byłam tak zmęczona, że nie rozróżniałam ich głosów i jedyne o czym myślałam, to, to, by przestali gadać i dali mi spać w spokoju.  
- Patrzcie, śpi - zauważył to któryś z chłopców.
- Co ty robisz? - zapytał ktoś.
- Chcę ją przenieść. - odniosłam wrażenie, że był to głos Harry'ego, ale było to całkiem prawdopodobne, że mogłam się mylić, bo ledwie kontaktowałam.
- Najlepiej weź te łapy. Sam sobie poradzę.
- Wyluzujesz w końcu?
- Ciszej, bo ją obudzicie. - dobiegł do moich uszu głos kogoś jeszcze.
- To wszystko przez Harry'ego.
- Wcale nie. To ty robisz problem.
- Och, dajcie spokój - usłyszałam kolejny głos i po chwili poczułam, że ktoś podnosi mnie do góry i przyciska mocno do siebie, a następnie przenosi, najpewniej do mojego pokoju. Zostałam delikatnie położona do łóżka, po czym niemal natychmiast wtuliłam się w miękką poduszkę. Ktokolwiek mnie przeniósł, albo spędził trochę więcej czasu w moim pokoju, albo ja pogrążyłam się w głębokim śnie niedługo po zetknięciu się z łóżkiem, bo nie usłyszałam odgłosu zamykających się drzwi.

Tak jak się spodziewałam obudziłam się we własnym pokoju zawinięta w kołdrę, pomimo tego, że było mi gorąco jak diabli, co było właściwie jakąś nowością. Aż poczęłam się zastanawiać czy to tylko w moim domu było tak zimno.
Przeciągnęłam się leniwie i ziewnęłam głośno przecierając jednocześnie oczy. Powitały mnie promienie słońca padające prosto na moją twarz. Uśmiechnęłam się sama do siebie i stwierdziwszy, że wypadałoby się doprowadzić do porządku, zwlekłam się z łóżka i wziąwszy czyste ubrania udałam się do łazienki, ażeby wziąć prysznic i się przebrać. Wróciwszy do pokoju zdałam sobie sprawę, że było grubo po dziewiątej, więc postanowiłam nie zawracać głowy chłopakom. Należał im się wypoczynek przed koncertem. Pościeliłam łóżko, a potem zabrałam się do czytania książki i tak mijały mi kolejne minuty, aż w końcu wpadł do mojego pokoju Louis, mówiąc, żebym zeszła na śniadanie. Podążyłam za nim widząc, jak reszta zespołu idzie leniwie korytarzem. Odniosłam wrażenie, że to ja w tamtej chwili miałam najwięcej energii. Pewnie dlatego, że zasnęłam jako pierwsza.
Śniadanie przebiegło sprawnie, wszyscy uwinęli się z jedzeniem bardzo szybko. Nawet Niall nie opóźniał nas kolejnymi dokładkami. Jak się później dowiedziałam to wszystko wynikało z pośpiechu, bowiem chłopcy już mieli się stawić na próbie przed wieczornym występem. Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego wszyscy byli tacy wyciszeni. Nie pytałam jednak, nie będąc pewną, czy to oby na pewno dobry pomysł.
Pod hotelem czekał na nas Tour bus One Direction, który zawiózł nas na miejsce ich koncertu. Jak się okazało była to powalająca swoją wielkością hala, w której już rozstawiona była scena. Dookoła krzątali się liczni technicy i ochroniarze, niektórzy z nich spokojnie mogli budzić grozę, a tych w szczególności omijałam szerokim łukiem. Razem z chłopakami przeszłam przez płytę główną w stronę sceny, pod którą czekał na nas jakiś mężczyzna. Jego wzrok od razu spoczął na mnie i poczułam się tak, jakbym miała jakieś kłopoty, co przywołało mi na myśl mojego dyrektora. Tyle, że mój dyrektor nigdy w taki sposób na mnie nie patrzył. Chociaż może raz, ale to było tak dawno, że miałam wrażenie, jakby wydarzyło się to w innym życiu.
- Dobrze się bawiliście przez ten tydzień wolnego? - mężczyzna zwrócił się do chłopaków, co w końcu ich nieco ożywiło. Zaczęli o czymś dyskutować, w co nie miałam ochoty wnikać, więc oddaliłam się na parę kroków rozglądając się dookoła i wyobrażając sobie co to się będzie działo wieczorem, kiedy hala zapełniona będzie niemal po brzegi fanami tej piątki. Krzyki, piski, śpiewy i płacz. To właśnie to, co towarzyszyło niejednokrotnie tego typu wydarzeniom. Usiłowałam się postawić w sytuacji chłopców, próbując dowiedzieć się, jak to jest być podziwianym przez miliony, ale mi to zupełnie nie wychodziło i postanowiłam, że przy najbliższej okazji po prostu o to ich zapytam. Dziwne było to, ze dotąd jeszcze tego nie zrobiłam.
- A to kto? - usłyszałam za sobą głoś nieznanego mi mężczyzny. Byłam pewna, że to chodziło o mnie, dlatego odwróciłam się w ich stronę.
- To Audrey. Mała, chodź tu do nas - zawołał mnie Louis, a ja nieco niepewnie ruszyłam w ich kierunku, chociaż miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec.
- Paul Higgins, manager zespołu - powiedział mężczyzna, wyciągając do mnie rękę. Uścisnęłam ją lekko, uśmiechając się delikatnie.
- Audrey Munroe - przedstawiłam się grzecznie, aczkolwiek z lekko drżącym głosem.  
- To moja przyjaciółka - wytłumaczył Liam. Paul spojrzał na niego z ukosa.
- To nasza maskotka - dodał roześmiany Louis. Zgromiłam go spojrzeniem, a on tylko posłał mi szeroki uśmiech i rozczochrał mi włosy, przez co, jak sądziłam, wyglądałam jak strach na wróble. Paul nie skomentował żadnej z wypowiedzi, ani też więcej się już do mnie nie zwrócił, więc postanowiłam pokręcić się przy scenie nie chcąc im przeszkadzać, podczas, gdy chłopcy zawzięcie omawiali coś ze swoim managerem. W końcu mężczyzna ich opuścił, a oni wdrapali się na scenę. Co chwila chodzili raz w jedną, raz w drugą stronę, pytali o coś panów zajmujących się nagłośnieniem, śpiewali, wymieniali się uwagami, a ja przyglądałam się wszystkiemu z zaciekawieniem. Było to dla mnie czymś zupełnie nowym. Obserwowałam ich z nieznacznym uśmiechem na ustach bijąc brawo, po każdej zaśpiewanej piosence. Cieszyłam się, mogąc widzieć ich podczas tych prób. Zdążyłam jednak zauważyć, że Liam dość często się mylił w piosenkach, przerywał śpiewanie i nakazywał wszystkim śpiewać od początku. Był lekko podenerwowany, a ja, widząc za każdym razem, gdy coś mu nie wychodziło, nie trafiał w dźwięk, albo mylił tekst, coraz bardziej się martwiłam. Kiedy chłopcy postanowili sobie zrobić przerwę, jakaś kobieta przyniosła im po butelce wody mineralnej, którą każdy odkręcił niemal natychmiast, a po chwili Liam zniknął z nią gdzieś za sceną. Podążyłam za nim wzrokiem zastanawiając się, co się dzieje i już miałam ruszyć za przyjacielem, kiedy zatrzymał mnie głos Lou.
- Nie idź za nim, chłopak sam musi ochłonąć -odezwał się. Zerknęłam na niego smutno. Chłopak siedział sobie na skraju sceny i patrzył na mnie, po czym pokazał, żebym usiadła obok. Spojrzałam jeszcze raz w stronę, w którą poszedł Payne, ale ostatecznie posłuchałam Lou. Przeszłam przez barierki, a potem przy pomocy chłopaka wdrapałam się na scenę usadawiając się obok niego.
- Co się dzieje? - zapytałam, machając nogami niczym mała dziewczynka.  
- Danielle jednak nie uda się przyjechać. Liam jest zdołowany, bo strasznie zależało mu, na spotkaniu z nią. Nie widzieli się prawie od czterech tygodni - wyjaśnił mi nieco markotnie, co dało mi nieco do myślenia.
- To musi być straszne, nie móc się widzieć tyle czasu z ukochaną osobą - zaczęłam. Naprawdę potrafiłam sobie to wyobrazić i dlatego było mi strasznie żal Liam'a. Rzuciłam okien na zatroskanego Lou. - Ty też musisz strasznie tęsknić za swoją dziewczyną. Kiedy ostatni raz się widzieliście? - Louis podrapał się po karku zastanawiając się nad tym.
- Jakieś dwa tygodnie temu. Jest ciężko. Kiedy coś idzie nie tak nie ma przy tobie osoby, z którą chcesz najbardziej się tym podzielić. Kiedy dzieje się coś dobrego, okazuje się, że między tobą, a osobą, którą kochasz i z którą chcesz się tym cieszyć, są setki kilometrów. Właściwie wszystko opiera się na czekaniu na spotkanie i cieszeniu się każdą spędzoną wspólnie chwilą. Z jednej strony to dobre, nie ma szans na to, że się znudzisz towarzystwem, ale z drugiej strony to czekanie i niepewność czy uda wam się spotkać, czy też nie, jest po prostu wykańczające, tym bardziej, że nie wie się, czy druga osoba wciąż cię kocha - wyznał wpatrując się tępo w swoje dłonie. Dałam mu lekkiego kuksańca i uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
- Nie ma co się zamartwiać Louis. Miłości kilometry nie straszne, a czekanie zawsze się opłaci. Poza tym, czy ty sugerujesz, że ciebie da się przestać kochać?  - rzekłam, a chłopak pokręcił głową w rozbawieniu.
- Jak to się stało, że to teraz ty zaczęłaś być pocieszycielką?
- Wracam do swojej dawnej roli. Kiedyś to była moja specjalność - odparłam ze wzruszeniem ramion, lecz po raz kolejny wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
- Dzięki - powiedział jeszcze, po czym rozległo się donośne wołanie Niall'a.
- Pizza przyszła! – nie trzeba było mi dwa razy tego mówić, bo byłam tak głodna, że zjadłabym wręcz konia z kopytami.

Było około dwudziestej trzeciej, kiedy wszyscy siedzieliśmy już w pokoju zajętym przez Zayn'a, Liam'a i Harry'ego.  Koncert się udał,  Liam ‘owi udało się odrzucić gdzieś na bok osobiste odczucia i całkowicie skupił się na muzyce, więc nie było wręcz mowy o żadnej pomyłce. Przypomniały mi się czasy,  kiedy chłopak śpiewał tylko i wyłącznie dla siebie, a nie dla tysięcy fanów przed sceną. Tak czy inaczej zawsze robił to z pełnym zaangażowaniem, niezależnie od tego, ilu miał słuchaczy.  Ja cały koncert spędziłam przyglądając się temu co się działo na scenie z boku razem z jakimś tęgim mężczyzną od nagłośnienia, który dotrzymywał mi przez cały koncert towarzystwa. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie, które wiedziałam, że zapadnie mi w pamięci na lata.
Chłopcy byli dosłownie wykończeni koncertem, a potem także rozdawaniem autografów i spotkaniami z fanami. Nie sądziłam, że to aż tak wyczerpujące, dopóki nie zobaczyłam na własne oczy, jak chłopcy prezentowali się po wszystkim.
- Umieram - wyjęczał Louis, który rozłożył się na łóżku. I przez dłuższą chwilę w ogóle się nie ruszał i obawiałam się, że on serio zszedł tego świata.
- Boli mnie już ręka od podpisywania się i obejmowania tych wszystkich fanek- rzucił Zayn i skrzywił się nieznacznie, gdy podniósł rękę do góry.
- Jestem głodny - odezwał się Niall. - Zjadłbym jakieś ciastka - wszyscy wybuchliśmy śmiechem po tym wyznaniu. Mnie samą od śmiechu aż rozbolał brzuch i śmiało mogłam dołączyć do tej obolałej i wyczerpanej zgrai.  W końcu uspokoiłam się i popatrzyłam na nich wszystkich, wyglądających, jakby faktycznie mieli zaraz skonać.
- Mogę pójść poszukać jakiegoś sklepu całodobowego i kupić ci te ciastka - zaoferowałam, a Niall aż wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Naprawdę? Mogłabyś? Rany, jesteś aniołem - zachichotałam usłyszawszy to. Kojarzyło mi się to stwierdzenie z moim tatą, który zwykł właśnie nazywać mnie aniołem.  Wstałam z fotela, który zajmowałam i podeszłam do blondyna. Niall leniwie zwlekł się ze swojego miejsca i zaczął poszukiwać swojego portfela. Kiedy go odnalazł, wyciągnął kilka banknotów i wręczył mi je. 
- Ktoś chce coś jeszcze? - zadałam pytanie, ale nie otrzymałam na nie żadnej odpowiedzi.
- Mogę pójść z tobą? - zapytał Harry, który siedział na podłodze i opierał się o łóżko, na którym odpoczywał Louis.
- Nie - odpowiedziałam machinalnie, stwierdzając, że to chyba nie jest najlepszy pomysł, abyśmy spędzili trochę czasu tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie. Harry posłał mi złośliwy uśmiech, podniósł się z podłogi i ruszył w moją stronę, najwyraźniej ignorując mój sprzeciw.
- To pójdę - wywróciłam teatralnie oczami. Właściwie nie powinno mnie to dziwić, Styles praktycznie w ogóle nie liczył się z moim zdaniem. Musiałam zatem jakoś przeżyć czas spędzony z nim sam na sam, nie było innej możliwości, bo ten nie wydawał się, zmienić zdania, mimo, iż przed chwilą wyglądał na umierającego.
- Skoro idziesz, to kup mi fajki, Harry - powiedział Zayn. Styles kiwnął głową. Chwycił jeszcze swoją marynarkę, po czym przepuścił mnie w drzwiach, co odrobinę mnie zaskoczyło. Wyszliśmy z pokoju, a ja jeszcze pobiegłam do siebie, po swoje pieniądze, po czym zaraz dołączyłam do swojego towarzysza.
W milczeniu przemierzyliśmy hotelowe korytarze, aż w końcu wyszliśmy na zewnątrz. Powitał mnie chłodny podmuch wiatru. Zadrżałam. Kompletnie zapomniałam o tym, że o tej porze robi się naprawdę chłodno. Raczej nie miałam w zwyczaju wychodzić z domu po dwudziestej trzeciej, miałam zatem święte prawo o tym zapomnieć. W każdym razie usiłowałam ignorować ten chłód i nawet się nie trzęsłam z zimna, jedynie gęsia skórka, mogłaby by być sygnałem, że jednak zimno daje mi się we znaki.
Szliśmy powoli, bo zauważyłam, że Harry ledwie trzymał się na nogach. Nie rozumiałam, dlaczego taki zmęczony szedł jeszcze ze mną do sklepu, ale nie zamierzałam prawić mu żadnych kazań, choć miałam na to ogromną ochotę. Tak samo jak na odesłanie go do pokoju hotelowego, jednakże jego obecność była w pewnym stopniu nieco pokrzepiająca.
- Daliście dziś wieczór świetny koncert - odezwałam się po jakimś czasie. Chłopak uśmiechnął się do mnie i przeczesał dłonią swoje loki.
- Cieszę się, że ci się podobało - odparł, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku. Nie lubiłam, gdy ktoś tak otwarcie się na mnie gapił, a Harry robił to wręcz notorycznie. Jednocześnie strasznie mnie irytował, a zarazem jego urok nie pozwalał mi się na niego wściekać. - Wkurzam cię? - przybliżył się do mnie tak, że moje ramię stykało się z jego ręką.
- W tej chwili tylko troszeczkę - wyznałam mu, pokazując palcami jak owo troszeczkę wyglądało - Ciągle się na mnie gapisz. To irytujące - wyjaśniłam pokrótce, co tak mnie właściwie drażniło.
- Wybacz, nie potrafię inaczej. Ciężko oderwać od ciebie wzrok - powiedział z powagą, a ja spłonęłam rumieńcem pod wpływem jego wypowiedzi. - Uwielbiam, jak się rumienisz. - to wyznanie sprawiło, że zaczerwieniłam się jeszcze bardziej. Spuściłam głowę zmieszana, usiłując zakryć włosami czerwone policzki. Harry odgarnął delikatnie moje włosy i założył je za ucho. - Tak lepiej – stwierdził łagodnie i odsunął rękę. Zerknęłam na niego uśmiechając się nieśmiało jednocześnie czując, że ten gest sprawił, ze zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu, które biło nierównym rytmem.
- Mam nadzieję, że nie żałujesz, że z nami przyjechałaś? - pokręciłam przecząco głową. - To dobrze, chciałem, żebyś się dobrze bawiła. Nie można żyć w końcu samą pracą i obowiązkami – stwierdził wsuwając zapewne zmarznięte dłonie do kieszeni spodni.
- Nie można też żyć samą zabawą.
- To fakt, ale teraz jeszcze jest ten czas, kiedy można sobie na to pozwolić. Jesteśmy młodzi Audrey, mamy prawo się bawić i szaleć - posłał mi szeroki uśmiech, który rozpromienił jego twarz, a następnie złapał mnie za rękę i mocno pociągnął. - Chodź.
- Gdzie? - zapytałam zaskoczona.
- Jeszcze nie wiem - odpowiedział ze śmiechem, a ja ruszyłam za nim, mając tylko nadzieję, że nie wpakujemy się w żadne kłopoty, choć szybko przestało mnie to w ogóle interesować.
Szliśmy przez miasto dyskutując przez całą drogę, praktycznie zapominając o naszym pierwotnym celu opuszczenia hotelu. Ale to naprawdę wydawało się mało istotne. Przyglądaliśmy się ludziom, którzy tak jak my przemierzali ulice Birmingham i usiłowaliśmy zgadnąć dlaczego włóczą się nocą po okolicy. Jakiemuś wyraźnie załamanemu mężczyźnie przypisaliśmy kłótnię z żoną. Wyglądał tak nędznie, że aż chciałam go jakoś pocieszyć, ale zanim w ogóle ruszyłam w jego stronę Harry już ciągnął mnie za rękę, abym szła z nim dalej. Skąpo ubrana dziewczyna wydawała nam się wracać wcześniej z piątkowej imprezy. Kolejną młodą kobietę wzięliśmy za zbłąkaną turystkę, co okazało się trafne, ponieważ podeszła do nas i zapytała o najbliższy hotel. Rozpoznawszy w Harry'm gwiazdę, aż zaniemówiła na moment, a potem grzebiąc w swoim plecaku wyciągnęła jakąś kartkę i długopis i poprosiła o autograf. Przyglądałam się chłopakowi z uśmiechem, widząc jak podpisuje się i tym samym uszczęśliwia tę uroczą kobietę, która musiała uznać się za ogromną szczęściarę. Powiedzieliśmy jej jeszcze, że mijaliśmy po drodze jakieś dwa hotele i mniej więcej wytłumaczyliśmy jak ma dojść do jednego z nich. Nie chciała się wręcz z nami pożegnać tak była podekscytowana spotkaniem z Harry'm, ale chłopak powiedział jej, że musimy już iść, a ona, chcąc nie chcąc, ruszyła w swoją stronę dziękując nam na odchodnym za pomoc.
- Nie do wiary, jak ty działasz na fanki - skomentowałam to, kiedy sami ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Nie do wiary, że nie działam tak na ciebie - uśmiechnął się łobuzersko, aczkolwiek usłyszałam w jego głosie odrobinę żalu. Zaśmiałam się nerwowo, uświadamiając sobie, że Harry jednak odrobinę mylił się co do tego. W prawdzie nie szalałam na jego widok, ale przebywanie w jego towarzystwie mimo, że było dla mnie krępujące, to jednocześnie sprawiało mi mnóstwo przyjemności. Więcej przyjemności niż spędzanie czasu z kimkolwiek innym. Martwiło mnie to, ale zarazem sprawiało, że czułam się z tym dobrze. Mijaliśmy przeróżne budynki, zatrzymywaliśmy się przy pogrążonych w mroku wystawach sklepowych i oglądaliśmy to, co mieli do zaoferowania, komentując co ciekawsze rzeczy. Kiedy przeszliśmy koło sklepu muzycznego Harry zaczął śpiewać tak głośno, że siłą rzeczy musiałam zatkać mu usta ręką, aby się uciszył, choć naprawdę nie chciałam tego robić. Lubiłam jego śpiew, ale w tamtej chwili za bardzo zwracał uwagę przechodniów. Złapał mnie za nadgarstek i odciągnął moją rękę od swoich ust, po czym lekko ujął moją dłoń, delikatnie kreśląc palcem kółka na jej wierzchu. Widząc, że nie cofnęłam ręki, kącik jego ust uniósł się w delikatnym uśmiechu, przez który trudno było oderwać od niego wzrok. Ten właśnie uśmiech najbardziej lubiłam. Harry postanowił jednak dać sobie spokój i puścił moją dłoń, co przyjęłam z żalem, lecz zaraz skarciłam się za to w myślach. Ostatnią rzeczą jaką chciałam była potrzeba jego bliskości i tych całkiem niewinnych gestów.  
Gdy chłopak zauważył nieopodal park z placem zabaw niewiele myśląc pociągnął mnie w tamtą stronę, jak dziecko, które zobaczyło wystawę sklepu ze słodyczami. Z radością usiadł na huśtawce i wskazał na drugą, znajdującą się obok, żebym poszła w jego ślady. Zrobiłam to i następnie bujaliśmy się i cieszyliśmy jak kilkuletnie dzieci, które czerpią radość, z tak błahych rzeczy jakim jest spędzanie czasu na beztroskiej zabawie na placu zabaw. Wielokrotnie chciałam wrócić właśnie do tych czasów, kiedy wszystko było takie proste, a jedyne o co można się było martwić to, to, czy mama kupi czekoladę w sklepie tak jak się ją o to prosiło, ale uświadomiłam sobie, że teraz, tak na dobrą sprawę, też było dobrze. Martwiłam się jedynie tym, że to wszystko może zniknąć w mgnieniu oka.
Po chwili za swój cel obrałam karuzelę. Zeskoczyłam z huśtawki i skierowałam swoje kroki ku niej. Jako dziecko zawsze miałam słabość do karuzel.  Harry widząc to, podążył za mną.
- Wskakuj - powiedział, a gdy to zrobiłam, zaczął kręcić karuzelą, co sprawiało zarówno mi, jak i jemu ogromną frajdę, sądząc po wyrazie jego twarzy. Śmiał się w głos, kiedy ja zaczęłam piszczeć, gdy karuzela osiągnęła zbyt dużą, jak dla mnie, prędkość. I to by było na tyle, jeśli chodzi o nie zwracanie na siebie uwagi.  Kiedy poczułam, że zaczyna mi się kręcić w głowie ze śmiechem kazałam mu się zatrzymać. Podał mi rękę i pomógł mi wysiąść, a następnie zaproponował, abyśmy usiedli na ławce. Po drodze otoczył mnie ramieniem, ale nie protestowałam. Usiedliśmy na ławce, a ja wyciągnęłam nogi do przodu pozwalając im odpocząć.
- Nie wiedziałem, że drzemie w tobie jeszcze takie dziecko, Audrey – skomentował moją świetną zabawę na karuzeli. Zachichotałam cichutko, uświadamiając sobie, że ja również nie wiedziałam, że mogę jeszcze się oddać tak beztroskiej i niewinnej zabawie na placu zabaw. Ciągle zaskakiwałam samą siebie w ostatnim czasie i nie miałam pojęcia, czy to dobrze, czy też źle.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Harry – odparłam, a dostrzegając błysk w jego oczach uśmiechnęłam się ni to do siebie ni to do niego.
- Stawiasz przede mną wyzwanie? – zapytał zaintrygowany  i już wiedziałam, że niezależnie od tego, co bym powiedziała on i tak zrobi swoje.
- Nie, skądże – pokręciłam głową.
- Czyli jednak tak – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, tak jak się spodziewałam.
- Harry, który idiota ci powiedział, że jak dziewczyna mówi nie, to oznacza to tak? – zaśmiałam się, a on udawał, że zupełnie nie wie o czym w ogóle do niego mówię. To by się zgadzało, dlaczego Harry ignorował moje wszelkie sprzeciwy.  To było takie proste, że aż poczułam się głupio z tego powodu, że wcześniej na to nie wpadłam.  Tak, głupiałam. Zdecydowanie głupiałam w towarzystwie Harry’ego Styles’a i choć nie napawało mnie to szczególną dumą tej nocy po prostu przestało mnie to obchodzić.
- Idiota ze mnie - usłyszałam kilka sekund później. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, czy chodzi mu o to, co powiedziałam wcześniej. Ale najwyraźniej nie do tego zmierzał. Chłopak odsunął się ode mnie na moment i począł ściągać z siebie marynarkę, którą zaraz mi wręczył.
- Daj spokój.
- Nie marudź, tylko wkładaj - nakazał, a ja posłusznie to zrobiłam. Harry po raz drugi otoczył mnie ramieniem , a ja oparłam głowę o jego ramię. Czułam, jak oczy same mi się zamykają, ale starałam się walczyć z sennością, bo jeszcze tego by brakowało, abym zasnęła na ławce w parku.
- Dziękuję. Za marynarkę. I za dzisiejszy wieczór. A raczej noc. Szkoda, że jutro ostatni raz będziemy się widzieć – mruknęłam, zdając sobie z tego sprawę, że już mieliśmy sobotę.
- Wierz mi, to nie będzie ostatni raz – odpowiedział, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Naprawdę? - zapytałam z nadzieją w głosie i podniosłam wzrok, aby na niego spojrzeć.
- Obiecuję - kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze. Zamknęłam oczy, co najwyraźniej nie uszło jego uwadze. - Nie zasypiaj. Nie będę cię niósł przez pół miasta. Jesteś lekka, ale ja też jestem zmęczony, a w takim wypadku mogłoby się to dla nas źle skończyć - powiedział z rozbawieniem. Sama zaśmiałam się cicho i otworzyłam oczy.  
- Jak wychodziliśmy, to myślałam, że sama będę musiała cię nieść. Wydawałeś się być wyczerpany.
- Powiedzmy, że cudownie odzyskałem siły, kiedy powiedziałaś, że daliśmy świetny koncert - stwierdził, wywołując kolejny uśmiech na mojej twarzy, co wciąż mnie intrygowało. Jeszcze chwilę posiedzieliśmy na ławce, ale wkrótce zgodnie stwierdziliśmy, że należałoby w końcu poszukać jakiegoś całodobowego sklepu i co najważniejsze, wrócić do hotelu. Sklep udało nam się znaleźć po dziesięciu minutach. Kupiłam dwie paczki ciastek dla Niall'a na wszelki wypadek, wzięłam nawet Liam'owi chrupki serowe, pamiętałam, że kiedyś je uwielbiał, a po tym, jak jego dziewczyna nie przyjechała, należało mu się coś na pocieszenie. Wzięłam też żelki dla Lou, po tym, jak spytałam Harry'ego, co ten lubi. Sobie z kolei kupiłam orzechy w czekoladzie, a Harry natomiast wziął papierosy dla Zayn'a mimo swojego ewidentnego niezadowolenia z tego powodu. Wydawał się, jakby najchętniej te papierosy wcisnął w łapę sprzedawcy i sobie poszedł. Kiedy tylko chciałam zapłacić swoimi pieniędzmi za zakupione słodycze dla chłopaków, Harry wepchnął się ze swoimi banknotami i nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu zapłacił znużonemu kasjerowi za wszystkie zakupy. Już mieliśmy wyjść ze sklepu, kiedy chłopak jednak o czymś sobie przypomniał i zawrócił. Podszedł do mężczyzny i zapytał go o drogę do hotelu, w którym mieszkaliśmy, ponieważ musiał sobie uświadomić, że przebyliśmy spory kawał i zwyczajnie się zgubiliśmy. Ja nie znałam Birmingham na tyle dobrze, by wiedzieć gdzie w ogóle się znajdowaliśmy i jak mamy wrócić tam, skąd wyszliśmy. Na całe szczęście mężczyzna znał drogę i po tym, jak dokładnie wytłumaczył nam, jak dojść do miejsca, o które nam chodziło, ruszyliśmy według jego wskazówek. Straciłam rachubę czasu, gdy tak szliśmy i szliśmy pogrążeni w rozmowie, więc nie miałam pojęcia, jak długo zajęła nam droga powrotna. Tak czy inaczej udało nam się dotrzeć w końcu pod budynek hotelu. Byłam tak padnięta, że miałam ochotę położyć się już na chodniku, ale Harry stwierdził, że to byłoby ryzykowne, bo ktoś mógłby zechcieć mnie ukraść, po czym roześmiani udaliśmy się do środka. Weszliśmy do pokoju chłopców i aż nie mogłam się napatrzeć na ten jakże uroczy obrazek, który zastaliśmy. Louis spał na łóżku, tam, gdzie wcześniej przyciskając do siebie pilota od telewizora. Niall chrapał sobie na fotelu wcześniej zajętym przeze mnie. Liam spał na podłodze z poduszką pod głową na środku pokoju, a Zayn owinięty w kołdrę leżał na wpółprzytomny na drugim łóżku. Wbił w nas swoje spojrzenie mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, próbując się wyswobodzić z pościeli.
- Gdzie byliście tak długo? - w końcu udało mu się powiedzieć coś, co udało nam się zrozumieć.
- Na spacerze. Czemu nie śpisz? – Harry popatrzył na przyjaciela nieco zdziwiony  tym, że ten jeszcze nie pogrążył się we śnie.
- Czekałem.
- Na co? - zapadła długa cisza, jakby Zayn zastanawiał się nad tym, jakiej ma udzielić odpowiedzi. Popatrzył niepewnie raz na mnie, raz na Styles’a i zrobiwszy jakąś dziwną minę odwrócił wzrok i utkwił go w suficie.
- Na papierosy - wymamrotał w końcu, co Harry skomentował tylko głębokim westchnięciem. Rzucił przyjacielowi paczkę papierosów, a ten jęknął, kiedy dostał nią w głowę.
- Dzięki - mruknął i chwycił paczkę by odłożyć ją zaraz na półkę, co było dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Czekać pół nocy na papierosy i ich nie zapalić. Pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem i skierowałam się w stronę stolika, na którym ułożyłam ciastka dla Niall'a, chrupki dla Liam'a i żelki dla Lou, mając nadzieję, że ucieszy ich ten widok, po czym prędko wyszłam z pokoju, aby przypadkiem któregoś z nich nie obudzić. Harry wyszedł zaraz za mną. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziałam i zdjęłam jego marynarkę, aby mu ją oddać.
- Zawsze do usług - odparł wesoło, mimo znużenia. Przyjął swoją marynarkę i przycisnął ją mocno do siebie. Przyglądałam mu się uważnie, studiując niemal każdy centymetr jego twarzy aż w końcu zrobiłam niepewny krok w jego stronę i przytuliłam go, chcąc w jakiś sposób wyrazić swoją wdzięczność. Poczułam jego delikatnie napinające się mięśnie i ciepło jego skóry, które dawało się odczuć nawet przez koszulkę. Nie tkwiliśmy jednak długo w tym uścisku, bo szybko stwierdziłam, że zdecydowanie potrzebuję snu, gdyż robiłam tak niepodobne do siebie rzeczy, że funkcjonowanie w takim stanie mogłoby być niebezpieczne w swych skutkach.
- Dobranoc, Harry – powiedziałam na pożegnanie, gdy już się od niego odsunęłam.
- Dobranoc, Audrey. Słodkich snów -  odpowiedział mi, z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. Uśmiechnęłam się po raz kolejny i zaraz ruszyłam w stronę swojego pokoju zupełnie zapominając o tym, że trzeba otworzyć drzwi i w rezultacie uderzyłam w nie całym ciałem.
- Naciśnij klamkę – zasugerował Harry, ledwie powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Zażenowana i jednocześnie rozbawiona westchnęłam głęboko i weszłam do pokoju, zostawiając chłopaka na korytarzu. Trzecia czterdzieści siedem. Niechże ktoś powie, że o tej godzinie zrobiłam z siebie idiotkę dlatego, że byłam cholernie zmęczona, a nie dlatego, że Harry Styles zaczynał mi się naprawdę podobać.

6 komentarzy:

  1. Czy mi sie zdaje, czy szykuje się trójkącik? Mam na myśli Zayna Aud i Harrego??
    Masz zajebiste opisy i przemyślenia bohaterki, których ci cholernie zazdroszczę! Też bym tak chciała pisać:D
    Moją dużą proźbą byłoby to abyś rozszeżyła troche tekst bo sie kijowo czyta na takim wąskim:D
    Weny życzę!!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale świetny rozdział :)Jak ja ci zazdroszczę stylu pisania. :)
    Przepraszam że nie komentowałam, ale czytałam na telefonie, a tamtejsza szybkość jest porównywalna do ślimaka -,-
    Pozdrawiam, Heaven.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam tu przypadkiem i nie żałuje.
    Bardzo ciekawy blog. Rozdział świetny. No i czekam na kolejny.;D

    Kate.

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie podoba mi sie twoj styl pisania. Jestem ciekawa jak to sie wszysko potoczy.
    No i bardzo ciesze sie ze rozdzialy sa takie dlugie, uwielbiam czytac to co napisalas. Do nastepnego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zachowanie Zayna jest dla mnie totalnie nie zrozumiałe. W Twoim opowiadaniu Malik jest taki tajemniczy! Prawie nic o nim nie wiemy, a już możemy wyczuć, że jednak coś jest na rzeczy. To cudowne, jak potrafisz nam zaplątać akcję ^.^ Dzieje się, dzieje. Podoba mi się to, że Hazza i Aud się do siebie trochę zbliżyli. Zdecydowanie bym chciała, żeby byli razem. Pasują do siebie, tak sądzę :) Fragment, w którym Niall uczy Audrey grać na gitarze. I nagle pojawia się Harry, aaww :D Żebyś ty widziała moją zawiedzioną minę, jak się nagle okazało, że własnie przeczytałam ostatnie zdanie rozdziału! Na moje szczęście dodałaś szósteczkę i bez przeszkód mogę czytać dalej. Jakie to szczęście, że piszesz tak długie rozdziały! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. cześć, właśnie natrafiłam na twojego bloga i muszę powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. jestem dopiero na piątym rozdziale, ale zaraz planuję to nadrobić! po prostu tak mi się spodobał, że aż zachciało mi się skomentować! postaram się go przeczytać całego jeszcze dzisiaj, ale nic nie obiecuję. dodaję do obserwatorów i zapraszam do mnie: http://theysaywearetooyoungonedirectionstory.blogspot.com/:)

    OdpowiedzUsuń