Miśki kochane, nawet nie wiecie jaka ogarnia mnie
radość, kiedy widzę tyle wizyt na tym blogu i te komentarze od was. Cieszę się
dosłownie jak dziecko. Świadomość, że ktoś czyta moje wypociny i nawet komuś
się to podoba jest cholernie mobilizująca i z ogromną przyjemnością piszę dla
was dalej. Co do tego pomysłu pisania z różnych perspektyw to chyba się na to
zdecyduję, tym bardziej, że…a nie, nie powiem. W każdym razie w następnym rozdziale coś już
będę robić w tym kierunku, na początek będzie tego niewiele, ale potem się to zmieni. Mam nadzieję, że tego nie zawalę.
Okey, zabieram się za pisanie ciągu dalszego, a
tymczasem zapraszam na rozdział piąty. Mam nadzieję, że was nie zawiedzie.
Wiem, że to czytasz miśku, bo to by było do ciebie niepodobne, gdybyś nie zerknęła na tekst małą czcionką, i powiem ci, że o żadnych czwartkach nie ma mowy. Rozdziały czwartkowe, kto to widział. (prawie jak obiady czwartkowe xd. Taa, za dużo historii.) I powiem ci jeszcze, że czytając list o mało nie umarłam ze śmiechu :P. A i mam dla ciebie na jutro niespodziankę ;P.
Gdzie ja miałam rozum, kiedy zgadzałam się na ten
wyjazd? Chyba wyszedł w ten czas na spacer i powrócił dopiero, kiedy znalazłam
się w samochodzie ściśnięta między Zayn'em i Lou. Nie miałam naprawdę bladego
pojęcia, dlaczego podjęłam taką, a nie inną decyzję, bo zdecydowanie
stwierdzenie 'bo tak chcę' nie było zbyt przekonujące. Zwyczajnie oszalałam i
tyle. A przy tym zaczęła mnie przerażać moja uległość. Zastanawiało mnie to, czy gdyby któryś z
chłopców poprosił mnie o wyskoczenie z okna, czy bym to zrobiła. Absurdalne,
prawda? Lecz na wszelkie absurdy powinnam być przygotowana.
Manager chłopców miał wysłać po nas ich Tour Busa,
co wydawało mi się nadzwyczaj dziwne, zważywszy, że to właściwie było niedaleko
i nie było żadnego sensu w fatygowaniu się, ale zmieniłam zdanie, gdy okazało
się, że z przyczyn technicznych sami musimy zorganizować sobie transport i
padło na samochód mamy Liam’a. W efekcie w szóstkę musieliśmy się zmieścić do
pięcioosobowego samochodu. Jakże w tamtej chwili się cieszyłam ze swojej
drobnej sylwetki.
Tata z entuzjazmem przyjął do wiadomości fakt, że
chcę spędzić trochę czasu ze znajomymi, bo jak twierdził, należał mi się w
końcu odpoczynek i odrobina rozrywki. Ja jednak miałam wątpliwości, czy to aby
na pewno dobry pomysł zostawiać go na parę dni samego z Charlie'm. Obawiałam
się, że po powrocie mogę już nie zastać kuchni. Ostatecznie jednak niemal siłą
zostałam wypchana z domu i ojciec nakazał mi nie wracać wcześniej niż w sobotę.
Poczułam się urażona, że chciał się mnie aż tak bardzo pozbyć z domu, ale
postanowiłam tego nie roztrząsać.
Jeszcze wczoraj miałam obiekcje co do wyjazdu ze
względu na to, że zupełnie nie miałam pojęcia jak będzie stała sprawa z
noclegiem, lecz Harry uspokoił mnie, że bynajmniej nie będę musiała spać na
ulicy. Miałam wrażenie, że on najchętniej przyjąłby mnie do swojego łóżka, ale
całe szczęście niczego takiego nawet nie zasugerował, za co byłam wdzięczna, bo
nie zniosłabym kolejnych rumieńców wykwitających na mojej twarzy w jego
towarzystwie.
Jakoś zmieściliśmy się w tym samochodzie i
ruszyliśmy w drogę. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że dobrze byłoby
odebrać ostatnią wypłatę i poprosiłam Harry'ego, który usiadł za kierownicą,
aby po drodze zatrzymał się pod moim dawnym miejscem pracy. Przy wysiadaniu
usiłowałam przecisnąć się obok Zayn'a bez proszenia go, aby wysiadł, ponieważ
nie chciałam robić mu kłopotu, ale tym właśnie sprawiłam go jeszcze więcej.
Zaplątałam się o jego nogi i w efekcie przypadkowo wylądowałam na jego
kolanach.
- Przepraszam - bąknęłam zaczerwieniona i czym
prędzej usiłowałam wysiąść z tego przeklętego auta.
- Nie szkodzi - odparł łagodnie, posyłając mi
szeroki uśmiech, co jeszcze bardziej mnie speszyło. Właściwie byłam pewna, ze
chłopak będzie zły na mnie za gwałtowną pobudkę poprzedniego dnia. Rąbnęłam
głową o drzwiczki samochodowe i jęknęłam głośno, nie mogąc się nadziwić temu,
jak bardzo jestem niezdarna, co natomiast wywołało ogólne rozbawienie. Liam z
kolei postanowił okazać swe zainteresowanie i zapytał, czy wszystko w porządku.
Energicznie pokiwałam głową i ruszyłam na spotkanie z moim byłym szefem.
Przemknęłam ciasnym korytarzykiem, ale nie udało mi się tego zrobić
niepostrzeżenie, bowiem mignęła mi złośliwie uśmiechnięta twarz kucharza. Sama
natomiast się uśmiechnęłam, ciesząc się niezmiernie, że już nie będę musiała z
nim pracować. Dopełniwszy wszystkich formalności z gotówką w ręku, władowałam
się z powrotem do wozu, tyle, że tym razem Zayn postanowił już z niego wyjść,
abym miała wolną drogę. Zapewne nie chciał ryzykować, że znowu wyląduję na jego
kolanach.
- I jak? - spytał Louis, gdy zajęłam miejsce obok
niego. Przyjrzał mi się uważnie, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy o czym
właśnie myślę.
- Idealnie - odparłam z szerokim uśmiechem. Jeśli
mam być szczera, to byłam naprawdę szczęśliwa z tego powodu, że uwolniłam się
od tej nieprzyjemnej atmosfery panującej w kuchni w tej knajpie, aczkolwiek
było mi trochę dziwnie siedząc w samochodzie z chłopakami, podczas gdy w środku
wszyscy pracowali, a mnie tam nie było, żeby im pomóc.
Jazda samochodem przebiegła bardzo szybko, tym
bardziej, że chłopcy co chwila rzucali żartami, które zapełniały jakoś czas.
Niall pomiędzy nimi domagał się jedzenia, a Zayn pytał co chwila, czy daleko
jeszcze do Birmingham. Zupełnie jak osioł z wiadomego filmu. Zauważyłam jednak,
że ani Harry, ani Louis nie zwracali się bezpośrednio do siebie, co pozwoliło
mi sądzić, że ich konflikt nie został tak naprawdę rozwiązany, co natomiast
mnie zasmuciło. Louis dość szybko to dostrzegł.
- Co cię trapi, moja koleżanko? - zadał mi
pytanie, lekko dźgając mnie palcem w ramię. Usiłowałam zablokować go ręką, ale
miałam zbyt małe pole do manewrowania i przez to o mało nie rąbnęłam go w nos.
- Uu, wyluzuj, mała, nie tak nerwowo - zaśmiał się. Posłałam mu przepraszające
spojrzenie, a on tylko machnął delikatnie na to ręką, żebym się tym nie
przejmowała.
- Dalej nie rozmawiacie - stwierdziłam gorzko,
kręcąc się na swoim miejscu, bo jednak było mi odrobinę niewygodnie.
- Kto z kim nie rozmawia? - Louis udawał
zdziwionego, co szło mu naprawdę nieźle, ale nie aż tak dobrze, jak sądził. Nie
dawałam się zmylić.
- Ty i Harry - mruknęłam, patrząc na niego z
ukosa. Rzeczony Harry odwrócił się do nas.
- Przecież rozmawialiśmy - odezwał się, wciąż nie
patrząc na drogę. Uderzyłam kolanem w jego siedzenie, aby się przestał wygłupiać
i się odwrócił ale chyba nie zaczaił, o co mi chodziło. Jakiś samochód właśnie
przejechał tuż obok nas z zawrotną szybkością.
- Harry, patrz do jasnej cholery na drogę! -
dopiero po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to spanikowanym głosem.
Doszło również do mnie, że się cała trzęsę ze strachu. Louis popatrzył na mnie
z troską i chwycił moją dłoń, mocno ją ściskając. Musiał już sobie skojarzyć
pewne fakty i chciał okazać mi wsparcie.
- Spokojnie, mała - zaczął z zaskakującą wręcz
delikatnością, chcąc mnie uspokoić. - Hazza, natychmiast się odwróć i prowadź
jak na normalnego człowieka przystało - zwrócił się twardo do Styles'a, nie
zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Harry popatrzył na mnie niepewnie,
nie bardzo wiedząc, co się właściwie ze mną dzieje, ale posłusznie się
odwrócił. Zapadła cisza, która przyprawiała mnie niemal o dreszcze, tym
bardziej, że zapadła znowu z mojej winy. Nienawidziłam tego. Cisza została
jednak przerwana przez czkawkę Niall'a, która rozładowała napięta atmosferę. I
to właśnie ja ze wszystkich śmiałam się z tego najgłośniej.
Leżałam w pokoju hotelowym, który odstąpił mi Zayn
i nie umknęło mi jego lekki niezadowolenie z tego powodu, choć zarzekał się na
wszystko, że wcale tak nie jest. Miałam wyrzuty
sumienia, że pozbawiłam go pokoju, ale on usiłował mnie przekonać, że i tak
gdyby miał mieszkać samotnie w pokoju czułby się nieszczęśliwy, choć ja
uważałam, że byłoby wręcz przeciwnie. Przynajmniej nikt by go nie budził. On
jednak przeniósł się do pokoju Harry'ego i Liam'a, zostawiając mnie całkiem
samą. Rozglądałam się po pomieszczeniu zastanawiając się, co ja właściwie tu
robię i nie mogłam wymyślić sensownej odpowiedzi na moje pytanie. Może wynikało
to z wewnętrznej potrzeby przeżycia jakiejś przygody, potrzeby przebywania w
towarzystwie tej piątki wariatów, a może po prostu byłam głupia i pojechałam bo
Styles tak chciał. Niemal modliłam się w duchu, aby to ostatnie nie okazało się
prawdą, bo to oznaczałoby, że straciłam resztki rozumu. W prawdzie zawsze
mogłam uznać, że Harry ma niesamowity dar przekonywania i naprawdę chciałam w
to wierzyć, ale obawiałam się, że to po prostu ja jestem zbyt uległa. Wystarczy
spojrzeć, jak wszystko tym chłopcom uchodziło płazem. Moje przemyślenia
gwałtownie zostały przerwane przez przybycie Liam'a, który zastał mnie leżącą
na plecach na łóżku z rozciągniętymi rękami prawie na całą jego szerokość.
- Aż tak się zmęczyłaś jazdą? - spytał unosząc
brwi do góry. Usiadł na skraju łóżka i zerknął na mnie.
- Jeśli jedzie się ściśniętą jak serdelka, to
wierz mi, można się zmęczyć nawet półgodzinną jazdą. Ciesz się, że siedziałeś z
przodu - wymamrotałam, czując, że bolą mnie mięśnie. Zupełnie, jakbym właśnie
wróciła z treningu jak za dawnych, dobrych czasów. Najwyraźniej brakowało mi
tego uczucia, bo pomimo bólu byłam zadowolona. Oczywiście równie dobrze mogło
to oznaczać, że byłam masochistką. Głupota, jasne, wchodziła w grę, ale
masochizm to była ostatnia rzecz o jaką siebie podejrzewałam.
- Właściwie się nie dziwię. Ja już bym się zmęczył
samym jęczeniem Zayn'a tuż przy uchu.
- To nie było właściwie takie złe. Można
powiedzieć, że wyrażał myśli za nas dwoje - odparłam podnosząc się na łokciach
i uśmiechając się do przyjaciela. Chłopak odwzajemnił uśmiech.
- Jak w ogóle przekonał cię Harry do tego wyjazdu?
- zapytał ni stąd ni zowąd. Wolałam, żeby o to nie pytał.
- Nie mam bladego pojęcia. Spytaj jego, może ma
jakąś teorię - skwitowałam, ale stwierdziłam po chwili, że chyba jednak
wolałabym, aby nie pytał o teorie Styles'a, obawiając się, że te mogą mnie
potem trochę przerazić. Doszłam bowiem do wniosku, ze Harry Styles ma bardzo
bujną wyobraźnię i bynajmniej nie chciałam, aby puszczał wodze fantazji w tej
kwestii. - Liam? - zaczęłam po chwili milczenia. Payne spojrzał na mnie
pytająco.- Wiesz, o co pokłócili się Louis i Harry, prawda? - Liam pokiwał
głową.
- Wczoraj mi powiedzieli w czym rzecz. Ale Audrey,
wybacz, ja nie jestem upoważniony do tego, aby ci mówić, o co dokładnie poszło.
Chyba by mi łeb ukręcili. Sam Louis jest zły na Harry'ego, że cokolwiek ci
powiedział – odrzekł, posyłając mi przepraszający uśmiech, a ja spuściłam wzrok
zawiedziona.
- Przepraszam Liam, nie chciałam być przyczyną
kłótni twoich przyjaciół. Czuję, że tylko wprowadzam zamęt w waszych relacjach
- powiedziałam smutno, czując się jednocześnie zażenowana całą tą sytuacją.
Było mi tak strasznie głupio z tego powodu, tym bardziej, że nie wiedziałam,
jak mogę to naprawić, a nienawidziłam być taka bezradna. Liam przysunął do mnie
i otoczył mnie delikatnie ramieniem, uśmiechając się pokrzepiająco.
- Przestań, Aud, nic takiego nie robisz. To tylko
małe niedogodności. Przejdzie im, jak zawsze, a kiedyś wszyscy będziecie się z
tego śmiać. Nie masz się czym zamartwiać. I przestań się smucić, bo zawołam
Lou, a on zrobi z tobą porządek - popatrzyłam na niego z nieskrywaną
wdzięcznością, uświadamiając sobie, jak ważna jest dla mnie jego obecność.
Minęło tylko kilka dni, a on już tyle dla mnie zrobił, a nie miałam jak się w
ogóle za to odwdzięczyć. Należało zatem jak na razie nie psuć humorów innym i
cieszyć się tym wyjazdem.
Chłopak poklepał mnie jeszcze po ramieniu, po czym
wstał ze swojego miejsca ruszając pewnie w stronę drzwi.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, gdyby jutro w
twoim pokoju zamieszkała Danielle? Obiecała mi, że przyjedzie. Dawno się nie
widzieliśmy - powiedział to z takim entuzjazmem, że tylko człowiek bez serca
potrafiłby powiedzieć nie. Dostrzegłam w jego oczach tańczące wesołe ogniki.
Tak się cieszył z przyjazdu ukochanej, że moje usta automatycznie wykrzywiły
się w szerokim uśmiechu na ten widok.
- Skądże. Pod warunkiem, że nie będziesz się
wpraszał w środku nocy - zachichotałam. Liam spojrzał na mnie z wymalowanym na
twarzy rozbawieniem.
- Widzę, że udziela ci się nasze towarzystwo -
zaśmiał się, otwierając drzwi i będąc już jedną nogą na korytarzu.
- Nawet nie wiesz jak, Daddy - dorzuciłam, jeszcze
bardziej go rozśmieszając.
W ciągu następnych paru godzin odebrałam aż dwa
telefony od taty. To, że z takim entuzjazmem wysłał mnie z chłopakami do
Birmingham, nie znaczyło, że się nie martwił. Pytał czy wszystko w porządku, a
pod wieczór, gdy zadzwonił ten drugi raz pytał również jak ma zrobić smażoną
rybę, bo chciałby ją zjeść na kolacje, więc przez telefon dokładnie mówiłam mu,
co mam robić.
Po południu wszyscy poszliśmy na dół na posiłek, a
tak resztę dnia spędziliśmy w hotelu, aczkolwiek chłopcy wyszli na jakąś
godzinę przed budynek, pod którym koczowało stado fanek, czekających na swoich
idoli. Przez okno swojego pokoju przyglądałam się całemu zamieszaniu z cieniem
uśmiechu na ustach. Widziałam jak Harry pozuje do zdjęć z rozanielonymi
dziewczynami, patrzyłam jak Lou wygłupia się razem z Niall'em, co chwila
podpisując podtykane im pod nos płyty, koszulki i książki. Dostrzegłam jak Liam
rozmawia z jakąś fanką, która wydawała mi się najspokojniejsza z całej zgrai ,
zauważyłam też Zayn'a obleganego przez chmarę dziewczyn, proszących go o
zdjęcie i autograf, albo chociażby o krótką rozmowę, on natomiast wydawał się
nieco przygaszony w porównaniu do całej reszty. Jakby coś zaprzątało jego myśli
w tym czasie, a ja zupełnie nie wiedziałam co to mogło by być. Zayn trzymał
mnie na dystans, dlatego jego najtrudniej było mi rozszyfrować i cokolwiek o
nim powiedzieć. Stanowił w pewnym sensie dla mnie zagadkę. Gdy im się tak wszystkim przyglądałam doszło do mnie, ile te
dziewczyny byłyby w stanie zrobić, aby być w tej chwili na moim miejscu.
Zdecydowanie powinnam bardziej docenić moje aktualne położenie. Wkrótce chłopcy
zebrali się sprzed hotelu i wrócili do swoich pokoi wyraźnie zmęczeni, sądząc
po ich rozmowach dobiegających z korytarza. Ja z kolei postanowiłam zatopić się
w lekturze, którą zabrałam ze sobą. Leżałam na łóżku rozkoszując się ciszą i
spokojem podczas czytania, nie minęło jednak pół godziny, jak dostałam sms'a od
Harry'ego, w którym pisał abym przyszła do nich do pokoju. Odłożyłam książkę na
półkę i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Już na korytarzu słyszałam dobiegającą
z pokoju Harry'ego, Liam'a i Zayn'a muzykę. Niepewnie nacisnęłam klamkę i
weszłam do środka. Niemal od razu dopadły mnie czyjeś ręce i zostałam porwana
do szalonego tańca przez Lou, co mnie tak zaskoczyło, że o mało nie runęłam na
podłogę. Z tego, co udało mi sie zaobserwować muzyka wcale nie pochodziła z
radia. Niall grał na gitarze, a Liam, Zayn i Harry wspólnie śpiewali. Wychodziło
im to tak doskonale, że nie mogłam się nasłuchać. Jednak w pełnym skupieniu przeszkadzał mi Louis ,
który właśnie przystępował do wykonywania obrotów i musiałam prędko się mu wyrwać. Taki taniec to
niby niewiele, ale nie mogłam pozwolić na to, by mnie on skusił. Nie tańczyłam
od roku i tak musiało pozostać. Świadomość, że nie będę mogła tak naprawdę do
tego powrócić wręcz zabijała mnie od środka, nie było zatem sensu w wałkowaniu
tego od początku.
- Louis, przestań - nakazałam. Chłopak uszanował
to, lecz udając tym faktem wielce
zasmuconego, ale zamiast tego podniósł mnie z łatwością i zaczął się kręcić
dookoła. Kiedy jednak jemu samemu zakręciło się w głowie, puścił mnie i klapnął
sobie na fotelu w rogu pokoju. Zaśmiałam się i przytrzymałam się parapetu, aby
przypadkiem nie upaść, bo świat wirował mi przed oczami. Lou, gdy doszedł do
siebie dołączył do chłopców śpiewając już razem z nimi. Jak zahipnotyzowana
wpatrywałam się w nich słuchając śpiewanej przez nich piosenki. Ich głosy
doskonale się uzupełniały, a razem brzmieli tak niesamowicie, że kiedy
skończyli, nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, by to opisać. Chłopcy
przypatrywali się z zaciekawieniem mojej minie. Co chwila otwierałam usta, to
znów zamykałam nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Byłam pod wrażeniem
i nie miałam pojęcia, jak mam to wyrazić. Harry parsknął w końcu śmiechem nie
mogąc najwyraźniej wytrzymać.
- Audrey? - zaczął niepewnie Liam. - Co o tym
sądzisz? To piosenka z nowego materiału na płytę. Chcielibyśmy poznać twoją
opinię - dokończył, wbijając we mnie wyczekujące spojrzenie.
- Moją? Ale ja się nie znam. Wy tu jesteście
specami od muzyki - odpowiedziałam nieco przerażona tym, że pytają mnie o
zdanie w tej kwestii. Muzyka to ich
broszka. Nie powinnam się w to mieszać.
- Nie wydziwiaj. Zawsze miałaś dobry gust
muzyczny.
- Może mi się pogorszył? - Liam popatrzył na mnie
z politowaniem i popukał się w czoło. Jęknęłam żałośnie, uświadamiając sobie,
że nie uda mi się wykręcić od odpowiedzi.
- Dalej, mała, co nas nie zabije, to nas wzmocni,
jak to mówią - nakłaniał Louis. Usiłowałam się zebrać w sobie, aby przekazać im
to, co myślałam.
- Cóż mogę wam powiedzieć oprócz tego, że
jesteście świetni? A to było...niesamowite. Takie nie w moim guście, ale tak
czy inaczej niesamowite. Niall tylko mógłby głośniej śpiewać – wyraziłam końcu
swoje zdanie, spoglądając na nich. Uśmiechnęłam się szeroko odrywając się
wreszcie od parapetu. - Serio, mówię poważnie. Moglibyście zaśpiewać to jeszcze
raz? – poprosiłam grzecznie robiąc najsłodszą minkę, na jaką tylko było mnie
stać. Harry popatrzył na mnie i jęknął. Spojrzałam na niego zaskoczona jego
reakcją, nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Nie rób tak - powiedział. Podrapałam się
niepewnie po skroni.
- Bo? - chciałam wiedzieć.
- Bo Harry wymięknie i zaraz zrobi dla ciebie
wszystko - stwierdził roześmiany Niall. Pierwszy raz widziałam tak
zakłopotanego Styles'a, co wydało mi się całkiem urocze biorąc pod uwagę to, że
zwykle wręcz grzeszył pewnością siebie. Uśmiechnęłam się triumfalnie ciesząc
się z nowoodkrytej broni na Harry'ego jak małe dziecko. Louis widząc minę
przyjaciela zaśmiał się głośno, a tamten posłał mu krzywe spojrzenie. Ulegli
jednak mojej prośbie i ponownie zaśpiewali tą piosenkę, a uśmiech z mojej
twarzy nie zszedł ani na chwilę.
- Tej pani, to już chyba starczy - skomentował
moją minę Lou. Pokręciłam głową z rozbawieniem domagając się kolejnej piosenki,
ale chłopcy stwierdzili, że posłuchać będę mogła ich następnego dnia podczas
prób i wieczornego koncertu i po tym najprawdopodobniej słuchać mi się ich
odechce. Protestowałam, ale nikt mnie nie słuchał, więc musiałam obejść się
smakiem. Jedynie Niall postanowił mnie uszczęśliwić i zagrał na gitarze jeden z
ich kawałków kiedy przysiadłam się do niego na łóżku, podczas gdy reszta
zastanawiała się nad wyborem filmu do obejrzenia.
- Zawsze chciałam się nauczyć grać na gitarze -
wyznałam, gdy Niall skończył grać. Wbił we mnie spojrzenie swoich niebieskich
oczu i uśmiechnął się, wyraźnie ciesząc się, że to powiedziałam.
- Nigdy nie jest za późno na naukę. Chcesz
spróbować? - zapytał. Pokiwałam energicznie głową z wyraźnym entuzjazmem.
Chłopak podał mi gitarę, a ja chwyciłam ją delikatnie, bojąc się, że mogę ją
uszkodzić. Blondyn widząc to, zaśmiał się cicho. - Nic się jej nie stanie,
Audrey - powiedział rozbawiony. Przygryzłam dolną wargę po czym lekko
pociągnęłam za strunę. Jedną, drugą, trzecią, by następnie przejechać palcami
po wszystkich na raz. Wyszczerzyłam zęby w zadowoleniu. - Jaka jest twoja
ulubiona piosenka? Może uda mi się cię nauczyć przynajmniej tych pierwszych
dźwięków.
- Use Somebody, Kings of Leon - odparłam, a po
chwili usłyszałam, jak coś z łoskotem spada na podłogę. Odwróciłam się, aby
zobaczyć co się stało i dostrzegłam, że to tylko Harry upuścił pilota od
telewizora po czym pośpiesznie podniósł go z podłogi. Nie zawracając sobie
zatem tym głowy, spojrzałam ponownie na Horana, który następnie zaczął mnie
instruować. Kiepsko mi szło, ciągle się myliłam, ale Niall był bardzo
cierpliwym nauczycielem. Aż zaczynałam go podziwiać, że nie tracił
cierpliwości, pomimo tego, ze po raz któryś z rzędu pomyliłam się przy tym
samym dźwięku, choć pokazywał mi jak go zagrać wielokrotnie. Po chwili dołączył
do nas Styles, który najwyraźniej znudził się poszukiwaniami ciekawego filmu do
obejrzenia.
- Pomóc? - spytał wesoło, usadawiając się obok
mnie na łóżku. Niall popatrzył na niego krzywo.
- Przecież ty nie umiesz grać, Harry. W czym ty tu
chcesz pomagać?
- Ja tu przyszedłem z ofertą udzielenia duchowego
wsparcia podczas nauki. To też może się okazać bardzo pomocne - odparł z
formującym się zawadiackim uśmieszkiem, po czym zaczął mnie bacznie obserwować,
co natomiast było niezwykle krępujące, ale postanowiłam się nie odzywać na ten
temat. Próbując ignorować przebywającego w pobliżu Harry'ego zaczęłam grać tak
jak wcześniej uczył mnie Niall, lecz zupełnie mi to nie wychodziło, przez co
się denerwowałam i jeszcze bardziej myliłam przy każdym dźwięku.
- Spokojnie, masz prawo do pomyłek. Dopiero się
uczysz. Nie można wszystkiego od razu opanować do perfekcji - powiedział Niall,
widząc moje zdenerwowanie i jednocześnie zażenowanie. Nawet nie zdawał sobie
sprawy, jak bardzo dążyłam do perfekcji we wszystkim za co tylko się brałam. I
wszystko chciałam umieć od razu, nie lubiłam długo czekać na efekty mojej
ciężkiej pracy.
- Nie było tak źle, Audrey - stwierdził Harry. -
Spieprzyłaś tylko każdy możliwy dźwięk - usłyszawszy to jęknęłam przeciągle i
zaczerwieniłam się. Niall spiorunował go wzrokiem, zapewne uznając jego
podejście za bardzo niepedagogiczne, ale szczerze mówiąc Harry miał rację i nie
mogłam go winić za to, że powiedział prawdę. Nawet jeśli zupełnie nie było to
podobne do duchowego wparcia, którego rzekomo chciał mi udzielić. Podałam
Horanowi gitarę i pośpiesznie wstałam ze swojego miejsca, lecz Harry pociągnął
mnie mocno za rękę i w rezultacie znów wylądowałam na łóżku.
- Nie poddawaj się tak łatwo. Nie poddawaj się,
niezależnie od tego, co mówią inni - powiedział z mocą patrząc mi prosto w
oczy. Przygryzłam nerwowo dolną wargę i odwróciłam po chwili wzrok, nie mogąc
długo znieść jego przeszywającego spojrzenia, wywołującego dreszcze, których w
żaden sposób nie potrafiłam zrozumieć. W końcu od tej dziwnej sytuacji wybawił
mnie Liam, który zawołał nas na film. Odeszłam od Styles'a i planowałam zająć
sobie miejsce gdzieś na podłodze, ale Louis siedzący na sąsiednim łóżku
przywołał mnie ruchem ręki. Poklepał miejsce obok siebie, nakazując mi usiąść.
Tak też zrobiłam. Po niecałych dwóch minutach Liam włączył film, który był tak
nudny, że już w połowie oddałam się objęciom morfeusza. Dopiero po jakimś
czasie usłyszałam czyjeś głosy, które wyrwały mnie ze snu, choć nie otwierałam
oczu. Byłam tak zmęczona, że nie rozróżniałam ich głosów i jedyne o czym
myślałam, to, to, by przestali gadać i dali mi spać w spokoju.
- Patrzcie, śpi - zauważył to któryś z chłopców.
- Co ty robisz? - zapytał ktoś.
- Chcę ją przenieść. - odniosłam wrażenie, że był
to głos Harry'ego, ale było to całkiem prawdopodobne, że mogłam się mylić, bo
ledwie kontaktowałam.
- Najlepiej weź te łapy. Sam sobie poradzę.
- Wyluzujesz w końcu?
- Ciszej, bo ją obudzicie. - dobiegł do moich uszu
głos kogoś jeszcze.
- To wszystko przez Harry'ego.
- Wcale nie. To ty robisz problem.
- Och, dajcie spokój - usłyszałam kolejny głos i
po chwili poczułam, że ktoś podnosi mnie do góry i przyciska mocno do siebie, a
następnie przenosi, najpewniej do mojego pokoju. Zostałam delikatnie położona
do łóżka, po czym niemal natychmiast wtuliłam się w miękką poduszkę. Ktokolwiek
mnie przeniósł, albo spędził trochę więcej czasu w moim pokoju, albo ja
pogrążyłam się w głębokim śnie niedługo po zetknięciu się z łóżkiem, bo nie
usłyszałam odgłosu zamykających się drzwi.
Tak jak się spodziewałam obudziłam się we własnym
pokoju zawinięta w kołdrę, pomimo tego, że było mi gorąco jak diabli, co było
właściwie jakąś nowością. Aż poczęłam się zastanawiać czy to tylko w moim domu
było tak zimno.
Przeciągnęłam się leniwie i ziewnęłam głośno
przecierając jednocześnie oczy. Powitały mnie promienie słońca padające prosto
na moją twarz. Uśmiechnęłam się sama do siebie i stwierdziwszy, że wypadałoby
się doprowadzić do porządku, zwlekłam się z łóżka i wziąwszy czyste ubrania
udałam się do łazienki, ażeby wziąć prysznic i się przebrać. Wróciwszy do
pokoju zdałam sobie sprawę, że było grubo po dziewiątej, więc postanowiłam nie
zawracać głowy chłopakom. Należał im się wypoczynek przed koncertem.
Pościeliłam łóżko, a potem zabrałam się do czytania książki i tak mijały mi
kolejne minuty, aż w końcu wpadł do mojego pokoju Louis, mówiąc, żebym zeszła
na śniadanie. Podążyłam za nim widząc, jak reszta zespołu idzie leniwie
korytarzem. Odniosłam wrażenie, że to ja w tamtej chwili miałam najwięcej
energii. Pewnie dlatego, że zasnęłam jako pierwsza.
Śniadanie przebiegło sprawnie, wszyscy uwinęli się
z jedzeniem bardzo szybko. Nawet Niall nie opóźniał nas kolejnymi dokładkami.
Jak się później dowiedziałam to wszystko wynikało z pośpiechu, bowiem chłopcy
już mieli się stawić na próbie przed wieczornym występem. Zastanawiało mnie
tylko jedno, dlaczego wszyscy byli tacy wyciszeni. Nie pytałam jednak, nie
będąc pewną, czy to oby na pewno dobry pomysł.
Pod hotelem czekał na nas Tour bus One Direction,
który zawiózł nas na miejsce ich koncertu. Jak się okazało była to powalająca
swoją wielkością hala, w której już rozstawiona była scena. Dookoła krzątali
się liczni technicy i ochroniarze, niektórzy z nich spokojnie mogli budzić
grozę, a tych w szczególności omijałam szerokim łukiem. Razem z chłopakami
przeszłam przez płytę główną w stronę sceny, pod którą czekał na nas jakiś
mężczyzna. Jego wzrok od razu spoczął na mnie i poczułam się tak, jakbym miała
jakieś kłopoty, co przywołało mi na myśl mojego dyrektora. Tyle, że mój
dyrektor nigdy w taki sposób na mnie nie patrzył. Chociaż może raz, ale to było
tak dawno, że miałam wrażenie, jakby wydarzyło się to w innym życiu.
- Dobrze się bawiliście przez ten tydzień wolnego?
- mężczyzna zwrócił się do chłopaków, co w końcu ich nieco ożywiło. Zaczęli o
czymś dyskutować, w co nie miałam ochoty wnikać, więc oddaliłam się na parę
kroków rozglądając się dookoła i wyobrażając sobie co to się będzie działo
wieczorem, kiedy hala zapełniona będzie niemal po brzegi fanami tej piątki. Krzyki,
piski, śpiewy i płacz. To właśnie to, co towarzyszyło niejednokrotnie tego typu
wydarzeniom. Usiłowałam się postawić w sytuacji chłopców, próbując dowiedzieć
się, jak to jest być podziwianym przez miliony, ale mi to zupełnie nie
wychodziło i postanowiłam, że przy najbliższej okazji po prostu o to ich
zapytam. Dziwne było to, ze dotąd jeszcze tego nie zrobiłam.
- A to kto? - usłyszałam za sobą głoś nieznanego
mi mężczyzny. Byłam pewna, że to chodziło o mnie, dlatego odwróciłam się w ich
stronę.
- To Audrey. Mała, chodź tu do nas - zawołał mnie
Louis, a ja nieco niepewnie ruszyłam w ich kierunku, chociaż miałam ochotę
odwrócić się na pięcie i uciec.
- Paul Higgins, manager zespołu - powiedział
mężczyzna, wyciągając do mnie rękę. Uścisnęłam ją lekko, uśmiechając się
delikatnie.
- Audrey Munroe - przedstawiłam się grzecznie,
aczkolwiek z lekko drżącym głosem.
- To moja przyjaciółka - wytłumaczył Liam. Paul
spojrzał na niego z ukosa.
- To nasza maskotka - dodał roześmiany Louis.
Zgromiłam go spojrzeniem, a on tylko posłał mi szeroki uśmiech i rozczochrał mi
włosy, przez co, jak sądziłam, wyglądałam jak strach na wróble. Paul nie
skomentował żadnej z wypowiedzi, ani też więcej się już do mnie nie zwrócił,
więc postanowiłam pokręcić się przy scenie nie chcąc im przeszkadzać, podczas,
gdy chłopcy zawzięcie omawiali coś ze swoim managerem. W końcu mężczyzna ich
opuścił, a oni wdrapali się na scenę. Co chwila chodzili raz w jedną, raz w
drugą stronę, pytali o coś panów zajmujących się nagłośnieniem, śpiewali,
wymieniali się uwagami, a ja przyglądałam się wszystkiemu z zaciekawieniem.
Było to dla mnie czymś zupełnie nowym. Obserwowałam ich z nieznacznym uśmiechem
na ustach bijąc brawo, po każdej zaśpiewanej piosence. Cieszyłam się, mogąc
widzieć ich podczas tych prób. Zdążyłam jednak zauważyć, że Liam dość często
się mylił w piosenkach, przerywał śpiewanie i nakazywał wszystkim śpiewać od
początku. Był lekko podenerwowany, a ja, widząc za każdym razem, gdy coś mu nie
wychodziło, nie trafiał w dźwięk, albo mylił tekst, coraz bardziej się martwiłam.
Kiedy chłopcy postanowili sobie zrobić przerwę, jakaś kobieta przyniosła im po
butelce wody mineralnej, którą każdy odkręcił niemal natychmiast, a po chwili
Liam zniknął z nią gdzieś za sceną. Podążyłam za nim wzrokiem zastanawiając
się, co się dzieje i już miałam ruszyć za przyjacielem, kiedy zatrzymał mnie
głos Lou.
- Nie idź za nim, chłopak sam musi ochłonąć
-odezwał się. Zerknęłam na niego smutno. Chłopak siedział sobie na skraju sceny
i patrzył na mnie, po czym pokazał, żebym usiadła obok. Spojrzałam jeszcze raz
w stronę, w którą poszedł Payne, ale ostatecznie posłuchałam Lou. Przeszłam
przez barierki, a potem przy pomocy chłopaka wdrapałam się na scenę usadawiając
się obok niego.
- Co się dzieje? - zapytałam, machając nogami
niczym mała dziewczynka.
- Danielle jednak nie uda się przyjechać. Liam
jest zdołowany, bo strasznie zależało mu, na spotkaniu z nią. Nie widzieli się
prawie od czterech tygodni - wyjaśnił mi nieco markotnie, co dało mi nieco do
myślenia.
- To musi być straszne, nie móc się widzieć tyle
czasu z ukochaną osobą - zaczęłam. Naprawdę potrafiłam sobie to wyobrazić i
dlatego było mi strasznie żal Liam'a. Rzuciłam okien na zatroskanego Lou. - Ty
też musisz strasznie tęsknić za swoją dziewczyną. Kiedy ostatni raz się
widzieliście? - Louis podrapał się po karku zastanawiając się nad tym.
- Jakieś dwa tygodnie temu. Jest ciężko. Kiedy coś
idzie nie tak nie ma przy tobie osoby, z którą chcesz najbardziej się tym
podzielić. Kiedy dzieje się coś dobrego, okazuje się, że między tobą, a osobą,
którą kochasz i z którą chcesz się tym cieszyć, są setki kilometrów. Właściwie
wszystko opiera się na czekaniu na spotkanie i cieszeniu się każdą spędzoną
wspólnie chwilą. Z jednej strony to dobre, nie ma szans na to, że się znudzisz
towarzystwem, ale z drugiej strony to czekanie i niepewność czy uda wam się
spotkać, czy też nie, jest po prostu wykańczające, tym bardziej, że nie wie się,
czy druga osoba wciąż cię kocha - wyznał wpatrując się tępo w swoje dłonie.
Dałam mu lekkiego kuksańca i uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
- Nie ma co się zamartwiać Louis. Miłości
kilometry nie straszne, a czekanie zawsze się opłaci. Poza tym, czy ty
sugerujesz, że ciebie da się przestać kochać?
- rzekłam, a chłopak pokręcił głową w rozbawieniu.
- Jak to się stało, że to teraz ty zaczęłaś być
pocieszycielką?
- Wracam do swojej dawnej roli. Kiedyś to była
moja specjalność - odparłam ze wzruszeniem ramion, lecz po raz kolejny
wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
- Dzięki - powiedział jeszcze, po czym rozległo
się donośne wołanie Niall'a.
- Pizza przyszła! – nie trzeba było mi dwa razy
tego mówić, bo byłam tak głodna, że zjadłabym wręcz konia z kopytami.
Było około dwudziestej trzeciej, kiedy wszyscy
siedzieliśmy już w pokoju zajętym przez Zayn'a, Liam'a i Harry'ego. Koncert się udał, Liam ‘owi udało się odrzucić gdzieś na bok
osobiste odczucia i całkowicie skupił się na muzyce, więc nie było wręcz mowy o
żadnej pomyłce. Przypomniały mi się czasy,
kiedy chłopak śpiewał tylko i wyłącznie dla siebie, a nie dla tysięcy
fanów przed sceną. Tak czy inaczej zawsze robił to z pełnym zaangażowaniem,
niezależnie od tego, ilu miał słuchaczy. Ja cały koncert spędziłam przyglądając się
temu co się działo na scenie z boku razem z jakimś tęgim mężczyzną od
nagłośnienia, który dotrzymywał mi przez cały koncert towarzystwa. Było to
naprawdę ciekawe doświadczenie, które wiedziałam, że zapadnie mi w pamięci na
lata.
Chłopcy byli dosłownie wykończeni koncertem, a
potem także rozdawaniem autografów i spotkaniami z fanami. Nie sądziłam, że to
aż tak wyczerpujące, dopóki nie zobaczyłam na własne oczy, jak chłopcy
prezentowali się po wszystkim.
- Umieram - wyjęczał Louis, który rozłożył się na
łóżku. I przez dłuższą chwilę w ogóle się nie ruszał i obawiałam się, że on
serio zszedł tego świata.
- Boli mnie już ręka od podpisywania się i
obejmowania tych wszystkich fanek- rzucił Zayn i skrzywił się nieznacznie, gdy
podniósł rękę do góry.
- Jestem głodny - odezwał się Niall. - Zjadłbym
jakieś ciastka - wszyscy wybuchliśmy śmiechem po tym wyznaniu. Mnie samą od
śmiechu aż rozbolał brzuch i śmiało mogłam dołączyć do tej obolałej i
wyczerpanej zgrai. W końcu uspokoiłam
się i popatrzyłam na nich wszystkich, wyglądających, jakby faktycznie mieli
zaraz skonać.
- Mogę pójść poszukać jakiegoś sklepu całodobowego
i kupić ci te ciastka - zaoferowałam, a Niall aż wytrzeszczył oczy ze
zdziwienia.
- Naprawdę? Mogłabyś? Rany, jesteś aniołem -
zachichotałam usłyszawszy to. Kojarzyło mi się to stwierdzenie z moim tatą,
który zwykł właśnie nazywać mnie aniołem.
Wstałam z fotela, który zajmowałam i podeszłam do blondyna. Niall
leniwie zwlekł się ze swojego miejsca i zaczął poszukiwać swojego portfela. Kiedy
go odnalazł, wyciągnął kilka banknotów i wręczył mi je.
- Ktoś chce coś jeszcze? - zadałam pytanie, ale
nie otrzymałam na nie żadnej odpowiedzi.
- Mogę pójść z tobą? - zapytał Harry, który
siedział na podłodze i opierał się o łóżko, na którym odpoczywał Louis.
- Nie - odpowiedziałam machinalnie, stwierdzając,
że to chyba nie jest najlepszy pomysł, abyśmy spędzili trochę czasu tylko i
wyłącznie w swoim towarzystwie. Harry posłał mi złośliwy uśmiech, podniósł się
z podłogi i ruszył w moją stronę, najwyraźniej ignorując mój sprzeciw.
- To pójdę - wywróciłam teatralnie oczami.
Właściwie nie powinno mnie to dziwić, Styles praktycznie w ogóle nie liczył się
z moim zdaniem. Musiałam zatem jakoś przeżyć czas spędzony z nim sam na sam,
nie było innej możliwości, bo ten nie wydawał się, zmienić zdania, mimo, iż
przed chwilą wyglądał na umierającego.
- Skoro idziesz, to kup mi fajki, Harry -
powiedział Zayn. Styles kiwnął głową. Chwycił jeszcze swoją marynarkę, po czym
przepuścił mnie w drzwiach, co odrobinę mnie zaskoczyło. Wyszliśmy z pokoju, a
ja jeszcze pobiegłam do siebie, po swoje pieniądze, po czym zaraz dołączyłam do
swojego towarzysza.
W milczeniu przemierzyliśmy hotelowe korytarze, aż
w końcu wyszliśmy na zewnątrz. Powitał mnie chłodny podmuch wiatru. Zadrżałam.
Kompletnie zapomniałam o tym, że o tej porze robi się naprawdę chłodno. Raczej
nie miałam w zwyczaju wychodzić z domu po dwudziestej trzeciej, miałam zatem
święte prawo o tym zapomnieć. W każdym razie usiłowałam ignorować ten chłód i
nawet się nie trzęsłam z zimna, jedynie gęsia skórka, mogłaby by być sygnałem,
że jednak zimno daje mi się we znaki.
Szliśmy powoli, bo zauważyłam, że Harry ledwie
trzymał się na nogach. Nie rozumiałam, dlaczego taki zmęczony szedł jeszcze ze
mną do sklepu, ale nie zamierzałam prawić mu żadnych kazań, choć miałam na to
ogromną ochotę. Tak samo jak na odesłanie go do pokoju hotelowego, jednakże jego
obecność była w pewnym stopniu nieco pokrzepiająca.
- Daliście dziś wieczór świetny koncert -
odezwałam się po jakimś czasie. Chłopak uśmiechnął się do mnie i przeczesał
dłonią swoje loki.
- Cieszę się, że ci się podobało - odparł, nie
spuszczając ze mnie swojego wzroku. Nie lubiłam, gdy ktoś tak otwarcie się na
mnie gapił, a Harry robił to wręcz notorycznie. Jednocześnie strasznie mnie
irytował, a zarazem jego urok nie pozwalał mi się na niego wściekać. - Wkurzam
cię? - przybliżył się do mnie tak, że moje ramię stykało się z jego ręką.
- W tej chwili tylko troszeczkę - wyznałam mu,
pokazując palcami jak owo troszeczkę wyglądało - Ciągle się na mnie gapisz. To
irytujące - wyjaśniłam pokrótce, co tak mnie właściwie drażniło.
- Wybacz, nie potrafię inaczej. Ciężko oderwać od
ciebie wzrok - powiedział z powagą, a ja spłonęłam rumieńcem pod wpływem jego
wypowiedzi. - Uwielbiam, jak się rumienisz. - to wyznanie sprawiło, że
zaczerwieniłam się jeszcze bardziej. Spuściłam głowę zmieszana, usiłując zakryć
włosami czerwone policzki. Harry odgarnął delikatnie moje włosy i założył je za
ucho. - Tak lepiej – stwierdził łagodnie i odsunął rękę. Zerknęłam na niego
uśmiechając się nieśmiało jednocześnie czując, że ten gest sprawił, ze zrobiło
mi się jakoś cieplej na sercu, które biło nierównym rytmem.
- Mam nadzieję, że nie żałujesz, że z nami
przyjechałaś? - pokręciłam przecząco głową. - To dobrze, chciałem, żebyś się
dobrze bawiła. Nie można żyć w końcu samą pracą i obowiązkami – stwierdził wsuwając
zapewne zmarznięte dłonie do kieszeni spodni.
- Nie można też żyć samą zabawą.
- To fakt, ale teraz jeszcze jest ten czas, kiedy
można sobie na to pozwolić. Jesteśmy młodzi Audrey, mamy prawo się bawić i szaleć
- posłał mi szeroki uśmiech, który rozpromienił jego twarz, a następnie złapał
mnie za rękę i mocno pociągnął. - Chodź.
- Gdzie? - zapytałam zaskoczona.
- Jeszcze nie wiem - odpowiedział ze śmiechem, a
ja ruszyłam za nim, mając tylko nadzieję, że nie wpakujemy się w żadne kłopoty,
choć szybko przestało mnie to w ogóle interesować.
Szliśmy przez miasto dyskutując przez całą drogę,
praktycznie zapominając o naszym pierwotnym celu opuszczenia hotelu. Ale to
naprawdę wydawało się mało istotne. Przyglądaliśmy się ludziom, którzy tak jak
my przemierzali ulice Birmingham i usiłowaliśmy zgadnąć dlaczego włóczą się
nocą po okolicy. Jakiemuś wyraźnie załamanemu mężczyźnie przypisaliśmy kłótnię
z żoną. Wyglądał tak nędznie, że aż chciałam go jakoś pocieszyć, ale zanim w
ogóle ruszyłam w jego stronę Harry już ciągnął mnie za rękę, abym szła z nim
dalej. Skąpo ubrana dziewczyna wydawała nam się wracać wcześniej z piątkowej
imprezy. Kolejną młodą kobietę wzięliśmy za zbłąkaną turystkę, co okazało się
trafne, ponieważ podeszła do nas i zapytała o najbliższy hotel. Rozpoznawszy w
Harry'm gwiazdę, aż zaniemówiła na moment, a potem grzebiąc w swoim plecaku
wyciągnęła jakąś kartkę i długopis i poprosiła o autograf. Przyglądałam się
chłopakowi z uśmiechem, widząc jak podpisuje się i tym samym uszczęśliwia tę
uroczą kobietę, która musiała uznać się za ogromną szczęściarę. Powiedzieliśmy
jej jeszcze, że mijaliśmy po drodze jakieś dwa hotele i mniej więcej
wytłumaczyliśmy jak ma dojść do jednego z nich. Nie chciała się wręcz z nami
pożegnać tak była podekscytowana spotkaniem z Harry'm, ale chłopak powiedział
jej, że musimy już iść, a ona, chcąc nie chcąc, ruszyła w swoją stronę
dziękując nam na odchodnym za pomoc.
- Nie do wiary, jak ty działasz na fanki -
skomentowałam to, kiedy sami ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Nie do wiary, że nie działam tak na ciebie -
uśmiechnął się łobuzersko, aczkolwiek usłyszałam w jego głosie odrobinę żalu.
Zaśmiałam się nerwowo, uświadamiając sobie, że Harry jednak odrobinę mylił się
co do tego. W prawdzie nie szalałam na jego widok, ale przebywanie w jego
towarzystwie mimo, że było dla mnie krępujące, to jednocześnie sprawiało mi
mnóstwo przyjemności. Więcej przyjemności niż spędzanie czasu z kimkolwiek
innym. Martwiło mnie to, ale zarazem sprawiało, że czułam się z tym dobrze. Mijaliśmy
przeróżne budynki, zatrzymywaliśmy się przy pogrążonych w mroku wystawach
sklepowych i oglądaliśmy to, co mieli do zaoferowania, komentując co ciekawsze
rzeczy. Kiedy przeszliśmy koło sklepu muzycznego Harry zaczął śpiewać tak
głośno, że siłą rzeczy musiałam zatkać mu usta ręką, aby się uciszył, choć
naprawdę nie chciałam tego robić. Lubiłam jego śpiew, ale w tamtej chwili za
bardzo zwracał uwagę przechodniów. Złapał mnie za nadgarstek i odciągnął moją
rękę od swoich ust, po czym lekko ujął moją dłoń, delikatnie kreśląc palcem
kółka na jej wierzchu. Widząc, że nie cofnęłam ręki, kącik jego ust uniósł się
w delikatnym uśmiechu, przez który trudno było oderwać od niego wzrok. Ten
właśnie uśmiech najbardziej lubiłam. Harry postanowił jednak dać sobie spokój i
puścił moją dłoń, co przyjęłam z żalem, lecz zaraz skarciłam się za to w
myślach. Ostatnią rzeczą jaką chciałam była potrzeba jego bliskości i tych
całkiem niewinnych gestów.
Gdy chłopak zauważył nieopodal park z placem zabaw
niewiele myśląc pociągnął mnie w tamtą stronę, jak dziecko, które zobaczyło
wystawę sklepu ze słodyczami. Z radością usiadł na huśtawce i wskazał na drugą,
znajdującą się obok, żebym poszła w jego ślady. Zrobiłam to i następnie
bujaliśmy się i cieszyliśmy jak kilkuletnie dzieci, które czerpią radość, z tak
błahych rzeczy jakim jest spędzanie czasu na beztroskiej zabawie na placu
zabaw. Wielokrotnie chciałam wrócić właśnie do tych czasów, kiedy wszystko było
takie proste, a jedyne o co można się było martwić to, to, czy mama kupi
czekoladę w sklepie tak jak się ją o to prosiło, ale uświadomiłam sobie, że
teraz, tak na dobrą sprawę, też było dobrze. Martwiłam się jedynie tym, że to
wszystko może zniknąć w mgnieniu oka.
Po chwili za swój cel obrałam karuzelę.
Zeskoczyłam z huśtawki i skierowałam swoje kroki ku niej. Jako dziecko zawsze
miałam słabość do karuzel. Harry widząc
to, podążył za mną.
- Wskakuj - powiedział, a gdy to zrobiłam, zaczął
kręcić karuzelą, co sprawiało zarówno mi, jak i jemu ogromną frajdę, sądząc po
wyrazie jego twarzy. Śmiał się w głos, kiedy ja zaczęłam piszczeć, gdy karuzela
osiągnęła zbyt dużą, jak dla mnie, prędkość. I to by było na tyle, jeśli chodzi
o nie zwracanie na siebie uwagi. Kiedy
poczułam, że zaczyna mi się kręcić w głowie ze śmiechem kazałam mu się
zatrzymać. Podał mi rękę i pomógł mi wysiąść, a następnie zaproponował, abyśmy
usiedli na ławce. Po drodze otoczył mnie ramieniem, ale nie protestowałam. Usiedliśmy
na ławce, a ja wyciągnęłam nogi do przodu pozwalając im odpocząć.
- Nie wiedziałem, że drzemie w tobie jeszcze takie
dziecko, Audrey – skomentował moją świetną zabawę na karuzeli. Zachichotałam
cichutko, uświadamiając sobie, że ja również nie wiedziałam, że mogę jeszcze
się oddać tak beztroskiej i niewinnej zabawie na placu zabaw. Ciągle
zaskakiwałam samą siebie w ostatnim czasie i nie miałam pojęcia, czy to dobrze,
czy też źle.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Harry –
odparłam, a dostrzegając błysk w jego oczach uśmiechnęłam się ni to do siebie
ni to do niego.
- Stawiasz przede mną wyzwanie? – zapytał zaintrygowany
i już wiedziałam, że niezależnie od
tego, co bym powiedziała on i tak zrobi swoje.
- Nie, skądże – pokręciłam głową.
- Czyli jednak tak – wyszczerzył zęby w szerokim
uśmiechu, tak jak się spodziewałam.
- Harry, który idiota ci powiedział, że jak dziewczyna
mówi nie, to oznacza to tak? – zaśmiałam się, a on udawał, że zupełnie nie wie
o czym w ogóle do niego mówię. To by się zgadzało, dlaczego Harry ignorował
moje wszelkie sprzeciwy. To było takie
proste, że aż poczułam się głupio z tego powodu, że wcześniej na to nie
wpadłam. Tak, głupiałam. Zdecydowanie
głupiałam w towarzystwie Harry’ego Styles’a i choć nie napawało mnie to
szczególną dumą tej nocy po prostu przestało mnie to obchodzić.
- Idiota ze mnie - usłyszałam kilka sekund
później. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, czy chodzi mu o to, co
powiedziałam wcześniej. Ale najwyraźniej nie do tego zmierzał. Chłopak odsunął
się ode mnie na moment i począł ściągać z siebie marynarkę, którą zaraz mi
wręczył.
- Daj spokój.
- Nie marudź, tylko wkładaj - nakazał, a ja
posłusznie to zrobiłam. Harry po raz drugi otoczył mnie ramieniem , a ja
oparłam głowę o jego ramię. Czułam, jak oczy same mi się zamykają, ale starałam
się walczyć z sennością, bo jeszcze tego by brakowało, abym zasnęła na ławce w
parku.
- Dziękuję. Za marynarkę. I za dzisiejszy wieczór.
A raczej noc. Szkoda, że jutro ostatni raz będziemy się widzieć – mruknęłam,
zdając sobie z tego sprawę, że już mieliśmy sobotę.
- Wierz mi, to nie będzie ostatni raz –
odpowiedział, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Naprawdę? - zapytałam z nadzieją w głosie i
podniosłam wzrok, aby na niego spojrzeć.
- Obiecuję - kąciki moich ust lekko uniosły się ku
górze. Zamknęłam oczy, co najwyraźniej nie uszło jego uwadze. - Nie zasypiaj.
Nie będę cię niósł przez pół miasta. Jesteś lekka, ale ja też jestem zmęczony,
a w takim wypadku mogłoby się to dla nas źle skończyć - powiedział z
rozbawieniem. Sama zaśmiałam się cicho i otworzyłam oczy.
- Jak wychodziliśmy, to myślałam, że sama będę
musiała cię nieść. Wydawałeś się być wyczerpany.
- Powiedzmy, że cudownie odzyskałem siły, kiedy
powiedziałaś, że daliśmy świetny koncert - stwierdził, wywołując kolejny
uśmiech na mojej twarzy, co wciąż mnie intrygowało. Jeszcze chwilę
posiedzieliśmy na ławce, ale wkrótce zgodnie stwierdziliśmy, że należałoby w
końcu poszukać jakiegoś całodobowego sklepu i co najważniejsze, wrócić do
hotelu. Sklep udało nam się znaleźć po dziesięciu minutach. Kupiłam dwie paczki
ciastek dla Niall'a na wszelki wypadek, wzięłam nawet Liam'owi chrupki serowe,
pamiętałam, że kiedyś je uwielbiał, a po tym, jak jego dziewczyna nie przyjechała,
należało mu się coś na pocieszenie. Wzięłam też żelki dla Lou, po tym, jak
spytałam Harry'ego, co ten lubi. Sobie z kolei kupiłam orzechy w czekoladzie, a
Harry natomiast wziął papierosy dla Zayn'a mimo swojego ewidentnego
niezadowolenia z tego powodu. Wydawał się, jakby najchętniej te papierosy
wcisnął w łapę sprzedawcy i sobie poszedł. Kiedy tylko chciałam zapłacić swoimi
pieniędzmi za zakupione słodycze dla chłopaków, Harry wepchnął się ze swoimi
banknotami i nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu zapłacił znużonemu kasjerowi za
wszystkie zakupy. Już mieliśmy wyjść ze sklepu, kiedy chłopak jednak o czymś
sobie przypomniał i zawrócił. Podszedł do mężczyzny i zapytał go o drogę do
hotelu, w którym mieszkaliśmy, ponieważ musiał sobie uświadomić, że przebyliśmy
spory kawał i zwyczajnie się zgubiliśmy. Ja nie znałam Birmingham na tyle
dobrze, by wiedzieć gdzie w ogóle się znajdowaliśmy i jak mamy wrócić tam, skąd
wyszliśmy. Na całe szczęście mężczyzna znał drogę i po tym, jak dokładnie wytłumaczył
nam, jak dojść do miejsca, o które nam chodziło, ruszyliśmy według jego
wskazówek. Straciłam rachubę czasu, gdy tak szliśmy i szliśmy pogrążeni w
rozmowie, więc nie miałam pojęcia, jak długo zajęła nam droga powrotna. Tak czy
inaczej udało nam się dotrzeć w końcu pod budynek hotelu. Byłam tak padnięta,
że miałam ochotę położyć się już na chodniku, ale Harry stwierdził, że to
byłoby ryzykowne, bo ktoś mógłby zechcieć mnie ukraść, po czym roześmiani udaliśmy
się do środka. Weszliśmy do pokoju chłopców i aż nie mogłam się napatrzeć na
ten jakże uroczy obrazek, który zastaliśmy. Louis spał na łóżku, tam, gdzie
wcześniej przyciskając do siebie pilota od telewizora. Niall chrapał sobie na
fotelu wcześniej zajętym przeze mnie. Liam spał na podłodze z poduszką pod
głową na środku pokoju, a Zayn owinięty w kołdrę leżał na wpółprzytomny na
drugim łóżku. Wbił w nas swoje spojrzenie mamrocząc coś niezrozumiałego pod
nosem, próbując się wyswobodzić z pościeli.
- Gdzie byliście tak długo? - w końcu udało mu się
powiedzieć coś, co udało nam się zrozumieć.
- Na spacerze. Czemu nie śpisz? – Harry popatrzył
na przyjaciela nieco zdziwiony tym, że
ten jeszcze nie pogrążył się we śnie.
- Czekałem.
- Na co? - zapadła długa cisza, jakby Zayn
zastanawiał się nad tym, jakiej ma udzielić odpowiedzi. Popatrzył niepewnie raz
na mnie, raz na Styles’a i zrobiwszy jakąś dziwną minę odwrócił wzrok i utkwił
go w suficie.
- Na papierosy - wymamrotał w końcu, co Harry
skomentował tylko głębokim westchnięciem. Rzucił przyjacielowi paczkę
papierosów, a ten jęknął, kiedy dostał nią w głowę.
- Dzięki - mruknął i chwycił paczkę by odłożyć ją
zaraz na półkę, co było dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Czekać pół nocy na
papierosy i ich nie zapalić. Pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem i skierowałam
się w stronę stolika, na którym ułożyłam ciastka dla Niall'a, chrupki dla
Liam'a i żelki dla Lou, mając nadzieję, że ucieszy ich ten widok, po czym
prędko wyszłam z pokoju, aby przypadkiem któregoś z nich nie obudzić. Harry
wyszedł zaraz za mną. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziałam i zdjęłam
jego marynarkę, aby mu ją oddać.
- Zawsze do usług - odparł wesoło, mimo znużenia. Przyjął
swoją marynarkę i przycisnął ją mocno do siebie. Przyglądałam mu się uważnie,
studiując niemal każdy centymetr jego twarzy aż w końcu zrobiłam niepewny krok
w jego stronę i przytuliłam go, chcąc w jakiś sposób wyrazić swoją wdzięczność.
Poczułam jego delikatnie napinające się mięśnie i ciepło jego skóry, które
dawało się odczuć nawet przez koszulkę. Nie tkwiliśmy jednak długo w tym
uścisku, bo szybko stwierdziłam, że zdecydowanie potrzebuję snu, gdyż robiłam
tak niepodobne do siebie rzeczy, że funkcjonowanie w takim stanie mogłoby być
niebezpieczne w swych skutkach.
- Dobranoc, Harry – powiedziałam na pożegnanie,
gdy już się od niego odsunęłam.
- Dobranoc, Audrey. Słodkich snów - odpowiedział mi, z zadowoleniem wymalowanym na
twarzy. Uśmiechnęłam się po raz kolejny i zaraz ruszyłam w stronę swojego
pokoju zupełnie zapominając o tym, że trzeba otworzyć drzwi i w rezultacie uderzyłam
w nie całym ciałem.
- Naciśnij klamkę – zasugerował Harry, ledwie
powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Zażenowana i jednocześnie rozbawiona
westchnęłam głęboko i weszłam do pokoju, zostawiając chłopaka na korytarzu.
Trzecia czterdzieści siedem. Niechże ktoś powie, że o tej godzinie zrobiłam z
siebie idiotkę dlatego, że byłam cholernie zmęczona, a nie dlatego, że Harry
Styles zaczynał mi się naprawdę podobać.
Czy mi sie zdaje, czy szykuje się trójkącik? Mam na myśli Zayna Aud i Harrego??
OdpowiedzUsuńMasz zajebiste opisy i przemyślenia bohaterki, których ci cholernie zazdroszczę! Też bym tak chciała pisać:D
Moją dużą proźbą byłoby to abyś rozszeżyła troche tekst bo sie kijowo czyta na takim wąskim:D
Weny życzę!!
<3
Ale świetny rozdział :)Jak ja ci zazdroszczę stylu pisania. :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że nie komentowałam, ale czytałam na telefonie, a tamtejsza szybkość jest porównywalna do ślimaka -,-
Pozdrawiam, Heaven.
Trafiłam tu przypadkiem i nie żałuje.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog. Rozdział świetny. No i czekam na kolejny.;D
Kate.
Strasznie podoba mi sie twoj styl pisania. Jestem ciekawa jak to sie wszysko potoczy.
OdpowiedzUsuńNo i bardzo ciesze sie ze rozdzialy sa takie dlugie, uwielbiam czytac to co napisalas. Do nastepnego!
Zachowanie Zayna jest dla mnie totalnie nie zrozumiałe. W Twoim opowiadaniu Malik jest taki tajemniczy! Prawie nic o nim nie wiemy, a już możemy wyczuć, że jednak coś jest na rzeczy. To cudowne, jak potrafisz nam zaplątać akcję ^.^ Dzieje się, dzieje. Podoba mi się to, że Hazza i Aud się do siebie trochę zbliżyli. Zdecydowanie bym chciała, żeby byli razem. Pasują do siebie, tak sądzę :) Fragment, w którym Niall uczy Audrey grać na gitarze. I nagle pojawia się Harry, aaww :D Żebyś ty widziała moją zawiedzioną minę, jak się nagle okazało, że własnie przeczytałam ostatnie zdanie rozdziału! Na moje szczęście dodałaś szósteczkę i bez przeszkód mogę czytać dalej. Jakie to szczęście, że piszesz tak długie rozdziały! :D
OdpowiedzUsuńcześć, właśnie natrafiłam na twojego bloga i muszę powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. jestem dopiero na piątym rozdziale, ale zaraz planuję to nadrobić! po prostu tak mi się spodobał, że aż zachciało mi się skomentować! postaram się go przeczytać całego jeszcze dzisiaj, ale nic nie obiecuję. dodaję do obserwatorów i zapraszam do mnie: http://theysaywearetooyoungonedirectionstory.blogspot.com/:)
OdpowiedzUsuń