Krzyk Harry'ego rozległ się po całym domu, co
natomiast przywołało pozostawionego samemu sobie w salonie Liam'a. Ja
wykorzystując sytuację wymknęłam się Styles'owi, który popatrzył na mnie
oburzony, odgarniając z twarzy mokre kosmyki włosów. Nie wyglądał na
zadowolonego, ale sam się o to prosił, kiedy po raz kolejny zignorował to, co
do niego mówiłam.
- To było wredne - skwitował, a ja wzruszając
ramionami, uśmiechnęłam się do niego niewinnie, a jednocześnie z dziwną
satysfakcją. Cholernie lubiłam to uczucie. Liam stojący w progu kuchni roześmiał się
splatając ręce na piersi i opierając się o framugę drzwi.
- Czym sobie zasłużyłeś Harry? - zapytał Liam, na
co chłopak prychnął głośno potrząsając głową.
- Nic nie zrobiłem.
- Nieładnie tak kłamać – powiedziałam wesolutko
zadowolona z siebie. Harry zmrużył oczy
i wlepił we mnie oskarżycielskie spojrzenie, które ani trochę mi się nie
podobało.
- Ty mała, wredna małpo - to powiedziawszy ruszył
natychmiast, w moją stronę, a ja z piskiem pobiegłam w stronę Liam'a i
schowałam się za jego plecami, aby Harry nie mógł mnie dopaść.
- Liam, weź go ode mnie. Błagam. Zabierz go stąd -
jęczałam uskakując co chwila przed rękami Styles'a, które usiłowały sie do mnie
dobrać. Dobra, oblewanie go wodą nie było najmądrzejszym posunięciem.
Drażnienie się z nim także do najlepszych pomysłów nie należało, ale zwyczajnie
nie mogłam się powstrzymać. I gdzie ten mój rozsądek? Najwidoczniej postanowił
wziąć urlop.
- Dobra, Hazza, uspokój się. Nie strasz biednej
dziewczyny – nakazał Payne usiłując zatrzymać Styles’a, łapiąc go za łokieć.
Harry burknął coś pod nosem i wyrwał mu się.
- Biednej? Ona mnie zaatakowała – żalił się,
niczym mały chłopiec, który został uderzony w piaskownicy łopatką przez swojego
towarzysza zabaw. Tak, Harry Styles zdecydowanie miał coś z dziecka.
- To było w obronie własnej. Gdybyś wziął ręce i
zostawił mnie w spokoju tak jak prosiłam, nic by się takiego nie stało -
tłumaczyłam zawzięcie, chcąc udowodnić, że to ja mam w tej kwestii rację. Bo
ewidentnie miałam, nie było co do tego wątpliwości. To nie było takie sobie
widzimisię. Miałam pełne prawo oblać go tą wodą, wystarczyło trzymać się ode
mnie z daleka, a nie byłoby w ogóle takiej sytuacji. - Moja przestrzeń osobista
została naruszona, a w takim wypadku nie zostaje pozostaje nic innego jak
kontratak - dodałam z powagą, a Harry spojrzał na mnie z ukosa, po czym na jego
twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Ktoś tu ma chyba problem z bliskością osób płci
przeciwnej - stwierdził, a moje policzki momentalnie przybrały barwę dorodnego
pomidora. Spuściłam głowę zakrywając włosami rumieńce na mojej twarzy i nie
odezwałam się już na ten temat ani słowem. Trafił w samo sedno, z czego
natomiast nie byłam szczególnie zadowolona. Faktycznie, miałam niekiedy z tym
problem i zdawałam sobie z tego sprawę, nie znaczyło to jednak, że ktoś inny, a
już zwłaszcza on, powinien mi to wypominać. W milczeniu wyszłam z kuchni
kierując się w stronę salonu, słysząc za sobą kroki Liam'a i Harry'ego.
- Audrey, nie obrażaj się - odezwał się Harry prosząco.
Jego głos słyszałam niemal tuż przy uchu,
więc wywnioskowawszy z tego, że był tuż za mną, przyśpieszyłam.
- Nie jestem obrażona – wymamrotałam ledwie
słyszalnie i kiedy znalazłam się w
salonie przysiadłam sobie na oparciu kanapy.
- Przykro mi, że cię zawstydziłem – stwierdził i
jak dostrzegłam kącik jego ust lekko uniósł się ku górze.
- Wcale nie jest ci przykro.
- Faktycznie. Masz rację - powiedział po chwili i
wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Wywróciłam teatralnie oczami i splotłam
ręce na piersi.- Po prostu fajnie widzieć, jak się rumienisz – dodał jeszcze
sprawiając, że rumieniec kolejny raz pojawił się na moich policzkach, za co
miałam ochotę go zabić.
- Liam, czy on naprawdę musi tu być? – spojrzałam błagalnie
na Liama, mając nadzieję, że jakoś temu zaradzi, wsadzi Harry’ego w pociąg,
samolot czy jakieś auto i wyśle z powrotem do Londynu.
- Nie musi, ale chce. On jest jak bumerang. Jak go
wyrzucisz to wróci do ciebie w przeciągu paru sekund - zaśmiał się, spoglądając
na Harry'ego, który z kolei prychnął cicho, siadając na kanapie. Zaświtała mi w
głowie jedna myśl. Jeśli rzeczywiście było tak, jak mówił Liam, można by z tego
wywnioskować, że im bardziej odpychało się Styles'a tym bardziej on uparcie
domagał się czyjegoś towarzystwa. Może zatem, gdyby się go do siebie dopuściło,
on by zwyczajnie odpuścił. Wydawało mi się, że taka była jego strategia. Nie
byłam tylko pewna tego, czy w pełni świadoma. Przestraszyło mnie tylko to, że
pomyślałam o tym, by to jakoś wykorzystać, aby Styles raz na zawsze dał mi
spokój, aczkolwiek to było do mnie zupełnie niepodobne i byłam pewna, że nie
dałabym rady. Nie potrafiłam działać w taki sposób. Przez to zaczęło mi się
wydawać, że zupełnie nie pasowałam do otaczającego mnie brutalnego świata.
Skoro nie potrafiłam wykorzystać dla własnych korzyści nawet czegoś takiego jak
miałam sobie poradzić w życiu? To było przerażające, ale musiałam się z tym
jakoś pogodzić, że najwyraźniej pisane mi jest zostanie ofiarą losu do końca
życia, która w żaden sposób się nie wybije. Takie są fakty, tego się nie
zmieni.
- Ziemia do Audrey - Liam pomachał mi ręką przed
oczami, co mnie tak zaskoczyło, że aż się wzdrygnęłam o mało nie spadając ze
swojego miejsca. - Ktoś tu się chyba zamyślił. Lepiej nie rób tego w obecności
Harry'ego. Myślał, że przestałaś oddychać i chciał cię przywrócić do naszego świata
metodą usta -usta - powiedział rozbawiony, a ja popatrzyłam spode łba na
Harry'ego, który znajdował się całkiem niedaleko mnie oparty o kanapę,
uśmiechając się bezczelnie, co doprowadzało mnie do szału. Zaraz jednak rozległy
się czyjeś kroki i w salonie zjawił się mój brat, który popatrzył to na mnie,
to na chłopców, w których ostatecznie utkwił swój wzrok.
- Pójdzie któryś ze mną do mojego pokoju, bo moja
koleżanka, z którą rozmawiam na skype’ie nie chce mi uwierzyć, że właśnie w
moim domu znajdują się członkowie One Direction - odezwał się wreszcie,
aczkolwiek nieco niepewnie, jakby się bał, że mu odmówią, do czego oczywiście
mieli prawo. Co jak co, ale zapewnianie koleżanek mojego brata, że faktycznie
jest się tym, kim się jest, nie należało
zapewne do ciekawych doświadczeń.
- Co za koleżanka? - wyrwało mi się, a Liam
parsknął śmiechem usłyszawszy moje pytanie. Charlie z kolei popatrzył na mnie
jakbym co najmniej zasugerowała, że śpi z pluszowym misiem. Można zatem się
domyślić, że jego mina wyrażała zaskoczenie, zmieszanie jak i lekką irytację
przez moją dociekliwość.
- Taka jedna - mruknął wymijająco, co nie było według
mnie zbytnio zadowalające, więc postanowiłam drążyć temat.
- Agnes? Rebecca? Chelsea?- dociekałam dalej,
chcąc wiedzieć, cóż to za tajemnicza koleżanka, z którą rozmawiał mój brat i to
jeszcze na temat One Direction. Wcześniej nie wykazywał nimi jakiegoś większego
zainteresowania, najczęściej siedząc sobie w pokoju grając w różnoraki gry
komputerowe, których ja za żadne skarby świata nie potrafiłam zrozumieć.
- Żadna z nich.
- Rany, to kto to jest?
- Michelle - wyznał nieśmiało i mogłabym przysiąc,
że zauważyłam delikatny rumieniec na jego policzkach. Oto nadszedł dzień, kiedy
speszyłam własnego brata. Nie byłam do końca pewna, czy powinnam być z tego
dumna, niemniej jednak w pewnym stopniu mnie to cieszyło.
- Aud, daj mu spokój, chłopak chce zaimponować
koleżance, a ty go jeszcze strofujesz – odezwał się Liam, co sprawiło, że
Charlie jeszcze bardziej się zawstydził. Doszłam do wniosku, że to było chyba u
nas rodzinne.
- Ja? Skądże znowu. Ja tylko pytam. Jestem ciekawa
- odparłam niewinnie. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Zaczęłam odnosić wrażenie, że jak tak dalej pójdzie znajdę sobie tam miejsce.-
Weź Harry'ego. Może akurat będzie grzeczny i nie poderwie ci koleżanki - dorzuciłam,
ale zaraz tego pożałowałam, gdy zobaczyłam, Styles'a posyłającego mi ewidentnie
urażone spojrzenie. Byłam pewna, że nie było w tym żadnej ściemy. Nie wydawał
się być zły. Po prostu raczej dotknięty moją kąśliwą uwagą. Odwrócił wzrok i
bez słowa ruszył za Charlie'm. Kiedy zniknęli już na górze, rzuciłam okiem na
Liam'a nieco speszona.
- Przesadziłam? - zapytałam niepewnie,
przygryzając lekko dolną wargę.
- Wydaje mi się, że odrobinę tak - odpowiedział
mi, a ja jęknęłam żałośnie. Nie chciałam go urazić, sądziłam, że potraktuje to
z przymrużeniem oka i zabawnie to skomentuje. Mając przed oczami wytworzony
obraz Harry'ego podrywającego wszystko co się rusza i ma cycki nie miałam
pojęcia, że weźmie to do siebie. Aczkolwiek chyba faktycznie sądzenie, że byłby
zdolny do poderwania najprawdopodobniej trzynastoletniej koleżanki mojego brata
było chyba przesadą z mojej strony. To naprawdę nie była moja wina. Moja
podświadomość zwyczajnie podsuwała mi tak idiotyczne myśli.
- Sądzisz, że można być bardziej głupim? –
zapytałam przyjaciela ukrywając twarz w dłoniach ze wstydu.
- Ty chyba jeszcze nie widziałaś prawdziwej
głupoty – odparł, a ja dosłyszałam w jego głosie nutkę rozbawienia.
- Tak sądzisz? To ja może nie chcę widzieć
prawdziwej głupoty.
- Za późno. W naszym towarzystwie prędzej czy
później ją zobaczysz – oderwałam wreszcie ręce od swojej twarzy i zerknęłam na
Liama, który uśmiechał się do mnie serdecznie.
- Rany, Liam. W jakie towarzystwo żeś się ty
wpakował - westchnęłam, co Liam skomentował tylko głośnym śmiechem.
Minęły dwa dni, a Harry nie odezwał się do mnie
ani słowem. Liam wpadał przez ten czas, razem nawet rozmawialiśmy przez skype'a
z Lou, który skarżył się na to, że Harry nie odbierał od niego telefonów. Nie
był jednak zły, wydawał się raczej zmartwiony i rozżalony tym faktem, że nie
mógł nawiązać kontaktu z przyjacielem. Nie dziwiłam mu się. Sama pewnie
miałabym podobne odczucia, gdyby ktoś ignorował moje telefony. Cóż, właściwie
miałam podobne odczucia, bo Harry również unikał kontaktu ze mną i było mi z
tego powodu głupio, bo wiedziałam, że to przez to, co powiedziałam. Ale
jednocześnie wciąż zadziwiało mi to, że aż tak to go uraziło. Może nie był
jednak taki, za jakiego go brałam. Właściwie sama nie wiedziałam już co mam
myśleć na jego temat. Wciąż zaskakiwał, mieszał mi w głowie i nie miałam
pojęcia jaki tak naprawdę jest. Niemniej jednak należały mu się przeprosiny, na
które zdobyłam się dopiero po tych nieszczęsnych dwóch dniach kompletnego
ignorowania mnie przez Styles'a. Zapukałam do domu Payne'ów, a drzwi otworzyła mi
starsza siostra Liam'a, Ruth. Ruth zawsze miała większy kontakt z moim starszym
bratem niż ze mną, a to przez to, że byli w tym samym wieku i chodzili razem do
tych samych szkół od najmłodszych lat. Odkąd jednak mojego brata nie było w
pobliżu jeszcze rzadziej się widziałyśmy, pomimo tego, że mieszkałyśmy obok
siebie.
- Cześć Audrey - przywitała mnie serdecznie, z
szerokim uśmiechem na twarzy, który chyba nigdy z niej nie znikał. Szczerze,
nie przypominałam sobie, bym kiedykolwiek widziała zasmuconą Ruth. Zawsze była
wesoła i pełna życia.- Liam'a nie ma. Wyszedł do sklepu – wyjaśniła mi.
- Ja przyszłam do Harry'ego. Zastałam go? –
zapytałam cichutko, zastanawiając się jednak, czy może nie wrócić do domu.
- Jasne, siedzi w starym pokoju Nicole - kiwnęłam
głową w podzięce i kiedy Ruth przepuściła mnie w drzwiach, ruszyłam w stronę
schodów, by następnie wejść na górę i skierować się w stronę pokoju, który
obecnie zajmował Styles. Drzwi były zamknięte. Zapukałam więc ostrożnie i po
chwili w drzwiach stanął Harry. We własnej osobie. Widząc mnie kąciki jego ust
nieznacznie drgnęły, ale nic się nie odezwał. Zwyczajnie mnie wyminął i
obdarzając mnie przelotnym spojrzeniem poszedł do łazienki zostawiając za sobą
otwarte drzwi. Stałam przez moment całkowicie nieruchomo nie bardzo wiedząc co
mam zrobić. Zupełnie mnie zamurowało. Nie spodziewałam się aż takiego
kompletnego zignorowania mojej osoby. Usłyszawszy wodę lecącą z kranu i
niepewnie podążyłam za nim. Stojąc w progu zauważyłam, że chłopak jak gdyby
nigdy nic mył sobie ręce.
- Harry...- zaczęłam robiąc krok w jego stronę.
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął się i natychmiast zerwał się z miejsca,
zamknął za mną drzwi od łazienki przekręcił klucz i wyjął go z zamka,
zaciskając go mocno w dłoni. Wpatrywałam się w niego z zaskoczeniem wymalowanym
na twarzy. Harry tylko uśmiechnął się szeroko i skierował swe kroki w stronę
toalety. - Harry, co ty robisz?! - krzyknęłam z przerażeniem, lecz ten
zignorował mnie i zwyczajnie wrzucił klucz do muszli klozetowej po czym spuścił
wodę. Podbiegłam do niego chcąc zobaczyć, czy może jednak klucz jakimś cudem
się odratował, lecz nie było już po nim śladu. - Czy ty jesteś normalny?! -
krzyknęłam wbijając w Styles'a wściekłe spojrzenie. Nie, on zdecydowanie nie
był normalny. Ja gotowałam się z wściekłości od środka, a on stał uśmiechając
się do mnie bezczelnie, niewiarygodnie rozbawiony. - Jak my teraz wyjdziemy? -
spytałam usiłując utrzymać emocje na wodzy, aczkolwiek było to niezwykle
trudne. Nawet mój własny brat mnie tak nie wkurzył, kiedy zamknął chłopców z
moje sypialni.
- Właśnie o to chodzi, że nie wyjdziemy - odparł
wesoło, wybitnie zadowolony z tego, co zrobił. Zacisnęłam pięści ze złości i
pognałam do drzwi uderzając w nie najmocniej jak tylko potrafiłam. - Nie sądzę,
aby to pomogło - stwierdził. Odwróciłam się w jego stronę patrząc na niego z
niezadowoleniem.
- To wszystko było ustawione, prawda? Wcale nie byłeś
urażony tym, co powiedziałam - rzekłam z wyrzutem. Jak mogłam być taka głupia i
się na to nabrać. To było nie do pojęcia.
- Ależ byłem. Przykro mi, że masz o mnie takie
zdanie, dlatego postanowiłem je zmienić – odparł, a ja popatrzyłam na niego z
niedowierzaniem.
- Zamykając mnie ze sobą w łazience? Wiesz, to
raczej nie sprawi, że zmienię o tobie zdanie.
- Do odważnych świat należy. Trzeba próbować na
wszelkie sposoby – stwierdził wesoło, z pewnego rodzaju dumą. Może i miał być z
czego dumny, jego plan się powiódł. Wolałam już nawet nie wnikać jak wpadł na
to, że przyjdę go przeprosić, chociaż mogłoby się to wydawać oczywiste. Zawsze bowiem starałam się
postępować odpowiednio. Przeprosiny były zdecydowanie odpowiednią rzeczą.
- Ten akurat jest najmniej trafiony – burknęłam pod
nosem odwracając się do niego plecami.
- Audrey, porozmawiaj ze mną normalnie – poprosił łagodnie.
- Nie będę rozmawiać normalnie z wariatem, który
właśnie spuścił klucz w toalecie - prychnęłam, kręcąc głową z niezadowoleniem.
Co on sobie wyobrażał? Harry westchnął ciężko i usiadł na krawędzi wanny nie
spuszczając ze mnie swojego czujnego wzroku. Ja natomiast zaczęłam nerwowo
krążyć po łazience.
-To nie przez te ostatnie zdjęcia nie chciałaś się
ze mną umówić, mam rację?- odezwał się po chwili milczenia. Zatrzymałam się i
spojrzałam na niego niepewnie, drapiąc się delikatnie po skroni, nie bardzo
wiedząc do czego zmierza.
- Co sugerujesz?
- Boisz się - spoglądałam na niego skonsternowana.
Nie ma to jak wyrzucać komuś w twarz, że się czegoś boi.
- Niczego się nie boję. Tak jak mówiłam, nie chcę
być na celowniku fotografów, którzy podążają za wami niemal krok w krok.
- Kłamiesz - wywróciłam teatralnie oczami
wzdychając ciężko. Dobijające było to, że wszyscy co jakiś czas zarzucali mi
kłamstwo. No dobra, nie zawsze mówiłam prawdę, ale to nie znaczyło, że od razu
wszyscy mają przestać mi wierzyć.
- Nieprawda – zaprzeczyłam.
- Prawda. Rozgryzłem cię. Po prostu boisz się, że
cię wykorzystam. Za bardzo wzięłaś sobie słowa Paul'a do siebie – usłyszawszy to
wytrzeszczyłam oczy z przerażenia. Jakim cudem się domyślił? Byłam pewna, że dobrze mi szło z
przekonywaniem samej siebie i wszystkich dookoła, że to nie miało z tym żadnego
związku.
- A nie powinnam? On chyba cię zna wystarczająco
dobrze, by wiedzieć jak jest – odparłam w końcu.
- Mam cię! Czyli jednak mnie polubiłaś, a tylko to
co powiedział Paul cię powstrzymuje przed umówieniem się ze mną - dostrzegłam
wyraz triumfu na jego twarzy. Skrzywiłam się nieznacznie i odwróciłam wzrok.
- Masz rację. Jesteś teraz zadowolony? Nie zmienia
to faktu, że nie mam najmniejszego zamiaru się z tobą umówić, Harry.
- Czemu nie chcesz sobie sama wyrobić o mnie
zdania? – zapytał poważnie. Zerknęłam na niego posyłając mu zdecydowanie
spojrzenie.
- Już sobie wyrobiłam i myślę, że ci się ono nie
spodoba.
- Nie powinnaś się sugerować zdaniem Paul'a. Przez
to twój osąd może być błędny – mruknął, czym nieco mnie zaskoczył, ale z
drugiej strony czego innego miałabym się spodziewać.
- Musiałabym być głupia, aby się nim nie sugerować
- stwierdziłam. Dobra, to, że naprawdę byłam głupia, ustaliłam jakiś czas temu,
ale nie zgłupiałam do tego stopnia, by ignorować to, co mówią ci z bliskiego
środowiska Styles'a. - I czy ty właśnie sugerujesz, że twój manager nie zna cię
dostatecznie dobrze? Poza tym, chyba musiałeś sobie czymś zasłużyć na taką, a
nie inną opinię -
- Owszem, nie da się temu zaprzeczyć. Ale
rzeczywistość nie zawsze jest taka jak się innym wydaje - odrzekł. Dalsza
dyskusja jednak na ten temat zaczęła mi się wydawać niepotrzebna. Zupełnie się
ze sobą nie zgadzaliśmy i nic nie wskazywało na to, by się miało to zmienić.
Chciałam po prostu wydostać się z tej łazienki i zakończyć rozmowę z Harry'm.
Podeszłam do drzwi i zaczęłam się ponownie do nich dobijać, krzycząc na całe
gardło, aby ktoś mi pomógł i mnie stąd wypuścił, ale z sekundy na sekundę
traciłam w to wiarę.
- Audrey? - usłyszałam za drzwiami i odetchnęłam wreszcie
niewysłowioną z ulgą.
- Liam! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię
słyszę – odpowiedziałam z nieco zbyt wielką euforią.
- Dlaczego dobijasz się do drzwi? Gdzie jest
Harry? – pytał nie bardzo wiedząc co się dzieje.
- Jest ze mną.
- Co wy razem robicie w łazience? – słyszałam ogromne
zaskoczenie w jego glosie. Nie dziwiłam mu się. Gdyby mi ktoś to powiedział
jeszcze dzień wcześniej popatrzyłabym na niego jak na wariata.
- Ten idiota nas zamknął i spuścił klucz w kiblu.
Błagam, powiedz, że masz jakiś zapasowy i nas stąd wypuścisz - jęczałam, lecz
odpowiedziała mi głucha cisza. Zaraz jednak usłyszałam za sobą śmiech
Harry'ego, którego z kolei zgromiłam spojrzeniem.
- Obawiam się, że nie ma żadnego zapasowego klucza
i trzeba będzie wezwać ślusarza - odparł mi w końcu. Zrezygnowana uderzyłam
czołem o drzwi i zamknęłam oczy. Tak oto się kończą genialne pomysły Harry'ego
Styles'a.
- Jesteś z siebie zadowolony? - odwróciłam się w
jego stronę z zaciętą miną. Chłopak wstał ze swojego miejsca i uśmiechnął się
szelmowsko.
- Nawet bardzo. Mam jeszcze sporo czasu na to, by
cię przekonać, że się mylisz - to powiedziawszy zrobił krok w moją stronę.
Splotłam asekuracyjnie ręce na piersi i prychnęłam cicho.
- W ten sposób udowadniasz właśnie, wcale się nie
mylę, a ty zachowujesz się jak dzieciak - odparłam poirytowana, podczas gdy
Harry najwyraźniej w tej chwili był oazą spokoju i na dodatek świetnie się
bawił, co jeszcze bardziej wytrącało mnie z równowagi. Niewiarygodne jak się
zaczęłam przy nim wściekać. Chłopak zrobił kolejny krok w moją stronę z
niesłabnącym uśmiechem na ustach.
- Oho, dorosła się odezwała – mruknął, próbując
się ze mną droczyć.
- A żebyś wiedział. Ja nie zamykam się z nikim w
łazience i nie wyrzucam kluczy, po to, by z kimś porozmawiać - jeszcze tego
brakowało, bym zaczęła w taki sposób postępować. To nie było normalne. Nie
załatwia się niczego w taki sposób zmuszając kogoś do przebywania w swoim
towarzystwie. Dla mnie to było zachowanie godne zwyczajnego dzieciaka. Zupełnie
jakbym miała do czynienia z moim młodszym bratem. Pokręciłam głową z
dezaprobatą i westchnęłam ciężko, a Harry zrobił następny krok ku mnie.
- Jak inaczej miałem to zrobić, skoro ty unikasz
rozmowy na ten temat? - powiedział to z delikatną pretensją w głosie. Trudno
było mi rozmawiać z nim o tym, kiedy uznałam ten temat za zakończony.
- Ja unikam? A kto postanowił się nie odzywać
przez dwa dni udając obrażonego? - burknęłam, dopiero teraz tak na dobrą sprawę
zauważając, że Harry znajdował się ledwie kilkanaście centymetrów ode mnie. Wciągnęłam
głośno powietrze do ust wpatrując się w twarz Styles'a. Chciałam jeszcze coś
powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Nerwowo przygryzłam dolną wargę i
chciałam się wycofać, kiedy poczułam nagły przypływ gorąca, lecz na swojej
drodze napotkałam przeszkodę w postaci drzwi. Uderzyłam w nie plecami nie mając
już żadnej drogi ucieczki przed stojącym stanowczo zbyt blisko Harry'm.
- Dobra, przestańcie - doszedł do moich uszu głos
Liam'a. Zbłąkany kosmyk włosów opadł mi na twarz, a chłopak ostrożnie wyciągnął
rękę w jego stronę. Potrząsnęłam głową i odwróciłam wzrok od Harry'ego.
- Odejdź - powiedziałam do niego cicho. Harry
nawet nie drgnął stojąc z uniesioną ręka i wpatrując się we mnie uparcie,
jednak w końcu odpuścił i się wycofał postanawiając najwyraźniej uszanować moją
wolę co dopiero było niespodzianką. - Liam, jesteś tam jeszcze? – spytałam.
- Tak.
- To może zrobiłbyś coś, żeby nas stąd wyciągnąć? –
poprosiłam lecz dało się wyczuć, że byłam odrobinę niezadowolona z tego powodu,
że jeszcze się za to nie zabrał.
- Już idę, przepraszam. Tylko się tam nie
pozabijajcie – to powiedziawszy usłyszałam jego kroki. Najwyraźniej pozostawił
już nas samych sobie.
- Spróbujemy - odezwał się Harry na koniec,
posyłając mi figlarny uśmiech. Wzdychając ciężko usiadłam na podłodze i oparłam
się plecami o wannę, przyciągając nogi do siebie i obejmując je rękami. Nie
minęła chwila jak Styles przysiadł tuż obok mnie, w takie sposób, że nasze
ramiona stykały się ze sobą. Chłopak spojrzał na mnie zamyślony, z czającym się
uśmieszkiem w kącikach ust. - Przebywanie ze mną nie może być aż tak złe - nie
odpowiedziałam mu na to, wpatrując się tępo w przeciwległą ścianę. Nie chciałam
z nim rozmawiać, bo wiedziałam, że ten będzie usiłował mnie przekonać do zmiany
zdania, a obawiałam się, że mogłabym się złamać. Prościej było mi odmawiać i
odmawiać, kiedy miałam jakąś drogę ucieczki, a w tej chwili nie miałam takowej
zagwarantowanej. - Audrey...no proszę cię. Daj mi szansę - prosił patrząc na
mnie niemal błagalnie. Zamknęłam oczy, by go nie widzieć, oddychając głęboko i
powtarzając sobie w myślach by za żadne skarby świata nie ulec jego namowom.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? - zadałam mu
pytanie, w końcu rozchylając lekko powieki i wbijając w niego swoje spojrzenie.
- Nie wiem - odparł po prostu. Przynajmniej był
szczery i nie wymyślał niestworzonych rzeczy, żeby mnie do siebie przekonać, za
co byłam mu naprawdę wdzięczna. Nie omamiał, nie wciskał żadnych kitów. Co jak
co, ale szczerości nie dało mu się odmówić.
- No właśnie - wzruszyłam ramionami. - Wiesz czego
bardziej od wykorzystania się obawiam? - chłopak popatrzył na mnie niepewnie,
aczkolwiek wyczekując mojej odpowiedzi. - Straty czegoś lub kogoś, na kim mi
zależy - wyznałam w końcu smutno, patrząc na pełnego powagi Styles'a, który
opuszkami palców delikatnie dotknął mojej dłoni. - Dlatego nie chcę dopuścić do
takiej sytuacji i nie dziw mi się, że ci odmawiam. – cofnęłam rękę i sama
delikatnie się od niego odsunęłam.
- Mimo to nadal będę próbował niezależnie od tego
ile razy powiesz mi nie – zapewnił z mocą. Imponował mi ten jego upór, ale z
drugiej strony było to niezwykle irytujące, poza tym wciąż odnosiłam wrażenie,
że to tylko dlatego, że nie może dostać tego, czego chce.
- Dopóki ci się to nie znudzi.
- O to się nie martw. Tak się nie stanie. Mam
tylko jedną prośbę - posłałam mu pytające spojrzenie. - Nie traktuj mnie jak
swojego wroga. Ja naprawdę nie chcę zrobić ci krzywdy – ostrożnie znów się do
mnie przybliżył, patrząc mi prosto w oczy, jednak ja nie byłam w stanie długo
utrzymać tego kontaktu wzrokowego.
- Rozumiem Harry. Myślę, że to jestem w stanie zrobić
– odrzekłam z pełnym przekonaniem. - A przynajmniej do czasu dopóki znowu nie
postanowisz mnie zamknąć ze sobą w łazience - dorzuciłam posyłając mu delikatny
uśmiech. Chłopak roześmiał się i pokręcił głową z rozbawieniem.
- Obiecuję, że więcej już tego nie zrobię - powiedział
trzymając rękę na sercu. - A przynajmniej nie w łazience - dodał, za co oberwał
ode mnie z łokcia. Jakoś szczególnie go to nie zabolało, bo nawet się nie
skrzywił. Zupełnie mnie to nie dziwiło. Moja siła była wątpliwa już od
dłuższego czasu. - Tak apropo łazienki, niestety chyba koniecznie muszę z niej
skorzystać – wyznał po chwili bez cienia skrępowania.
- Co? Ty chyba sobie żartujesz – wlepiłam w niego
przestraszone spojrzenie.
- Chciałbym.
- O Bożee. Liam! - krzyknęłam głośno zrywając się
z miejsca i z powrotem stojąc pod drzwiami. - Olej ślusarza! Wywarzaj drzwi! -
uderzyłam jeszcze raz pięścią w drzwi chcąc jako go przywołać z powrotem.
Niestety Liam musiał nie słyszeć moich nawoływań,
bo nie przybył na ratunek, a drzwi nadal tkwiły na swoim miejscu. Harry jęczał
mi co chwila, że on dłużej nie wytrzyma, ja natomiast nie byłam pewna, czy
dłużej wytrzymam z nim w tej przeklętej łazience. Czas dłużył mi się
niemiłosiernie i miałam wrażenie, że zaraz się w niej dosłownie zestarzeję.
Styles wręcz skręcał się z powodu pełnego pęcherza i czułam się naprawdę winna
przez to, że nie pozwalałam mu korzystać z toalety, ale im dłużej siedzieliśmy
zamknięci czekając na przybycie ślusarza tym bardziej ja byłam popychana w
stronę krawędzi i wiedziałam, że w końcu będę musiała mu na to pozwolić. Na
szczęście w samą porę przybył ślusarz, który wkrótce nas wypuścił. Wyleciałam z
pomieszczenia w mgnieniu oka i niemal rzuciłam się na Liam'a stojącego w
przedpokoju czując się jakbym wyszła z więzienia po przynajmniej dekadzie.Harry
pierwsze co zrobił to przymknął za sobą drzwi by w końcu sobie ulżyć.
- Jeśli kiedykolwiek będę chciała iść za kimś do
łazienki, błagam, powstrzymaj mnie – zwróciłam się do Liam’a.
- Jasne, tylko wciąż nie rozumiem dlaczego razem
się tam znaleźliście – tak, faktycznie to mogło być nieco zastanawiające, więc
nie dziwiło mnie to, że padło akurat to pytanie.
- Bo mnie ignorował, a chciałam go przeprosi –
wytłumaczyłam to jakoś.
- Zawsze chodzisz do łazienki z kimś, kogo chcesz
przeprosić? – zapytał unosząc lekko brwi do góry.
- Oh, jesteś okropny - fuknęłam i wywróciłam teatralnie
oczami. Chłopak roześmiał się i objął mnie po przyjacielsku ramieniem.
- Dogadaliście się chociaż?
- Poniekąd – odparłam wzruszając ramionami.
- Doszliśmy mniej więcej do jakiegoś porozumienia
- odezwał się Harry, który już do nas dołączył i stał naprzeciw nas uśmiechając
się jak gdyby nigdy nic.
- Hazza, szkoda, żeś nie spuścił swojej głowy w
tym kiblu zamiast klucza – stwierdził Liam spoglądając na przyjaciela z
politowaniem.
- To była ofiara w dobrej sprawie. Klucz mi
wybaczy.
- Z pewnością – Payne pokręcił głową ze
zrezygnowaniem.
- A ja dalej nie usłyszałem swojego przepraszam -
stwierdził Harry patrząc wprost na mnie. Zrobiłam zaskoczoną minę, nie bardzo
wiedzieć co chce przez to osiągnąć.
- Teraz oczekujesz przeprosin? Myślałam, że tym
wszystkim wyrównaliśmy rachunki.
- Nie. Albo przeprosiny, albo randka – odparł pewnie
podpierając się rękami.
- Harry - jęknęłam przeciągle, marszcząc nos.
Znowu się zaczynało.
- Chyba jednak się nie dogadaliście - westchnął
Liam, patrząc to na mnie to na niego zawiedziony.
Całe przedpołudnie następnego dnia spędziłam na
rozmawianiu przez telefon i mogłabym przysiąc, że jeszcze nigdy tak długo tego
nie robiłam. Leżałam na łóżku w swoim pokoju po wypełnieniu podstawowych
obowiązków i rozmawiałam przez jakieś pół godziny ze swoim starszym bratem,
którego niejednokrotnie nie mogłam zrozumieć, ponieważ jego współlokator
najwyraźniej był niespełna rozumu i postanowił trochę powrzeszczeć na grę
komputerową. Oficjalnie stwierdziłam, że nigdy w życiu nie zrozumiem facetów.
Humphrey mimo hałasu starał się jakoś ze mną dogadać, przy tym co chwila
uciszał swojego kolegę, który chyba zwyczajnie postanowił to ignorować i dalej
robił swoje, dlatego Humphrey jak sam powiedział, wyszedł na spacer, bo choć
Londyńskie ulice do najcichszych nie należały, to jednak w przeciwieństwie do
jego mieszkania, tam dało sie przez telefon dogadać. Podczas tej rozmowy
uświadomiłam sobie, jak bardzo tęskniłam za moim bratem. Za naszymi długimi
rozmowami, dyskusjami na temat muzyki i wszystkiego co się dookoła działo. Za
wypadami na miasto, za naszymi wymyślonymi grami i żartami. Z nim zawsze miałam
naprawdę bardzo dobry kontakt. Byliśmy ze sobą blisko, wspieraliśmy się jak
tylko mogliśmy, byliśmy przykładem dobrze dogadującego się rodzeństwa.
Oczywiście nie zawsze było różowo, kiedy Humphrey mieszkał jeszcze z nami
często zdarzało nam się kłócić o pierwszeństwo w zajęciu łazienki z rana. O
ulubione płatki śniadaniowe. O pilota od telewizora, o to, że nie chciał mnie
podwieźć na trening, albo że ja zwinęłam mu płytę i nie chciałam oddać.
Zwyczajne rzeczy, o jakie tylko może się kłócić brat z siostrą. I nawet za tymi
sprzeczkami niewiarygodnie tęskniłam. Kiedy on był Londynie nie mieliśmy się o
co kłócić. Poza tym, od śmierci mamy to wszystko wydawało się takie nieistotne
i nie widzieliśmy potrzeby w roztrząsaniu zwyczajnych bzdur. Również od tamtego
czasu Humphrey stał się nieco bardziej opiekuńczy, czego nie dało się nie
zauważyć. Tłumaczył to tym, że niewiele brakowało, a i ja podzieliłabym los
mamy i on poczuwał się do obowiązku w opiekowaniu się mną. Można sobie zatem
wyobrazić, jak trudno było go wypchnąć z miasta i wysłać na studia do Londynu o
czym od dawna marzył. Zarzekał się, że zostanie, pomoże i razem z ojcem zatroszczy
się o mnie i o Charlie’ego, jednak ja i tata zgodnie stwierdziliśmy, że
poradzimy sobie bez niego i wiedzieliśmy jak ważne było to, żeby spełniał swoje
marzenia. Chociaż on jedyny. Taki był mój argument. Ażeby spełniał swoje
marzenia, bo on w przeciwieństwie do niektórych, może to zrobić. Wciąż kręcił
na to nosem, ale ostatecznie udało nam się go przekonać, że tak będzie lepiej.
Problem polegał na tym, że odkąd wyjechał nie zawsze byłam z nim szczera. Ani
ja, ani tata nie widzieliśmy sensu w martwieniu Humphrey'a, który szczerze
powiedziawszy potrafił zamartwiać bardziej ode mnie. Gdy tylko coś szło nie po
naszej myśli, ani słowem nie wspominaliśmy na ten temat mojemu bratu. Tkwił
sobie w błogiej nieświadomości, co było lepsze niż stresowanie się, że coś jest
nie tak, jak być powinno. To mogłoby zmusić go do powrotu i rzucenia studiów, a
to ostatnie, czego bym dla niego chciała. Oczywiście nikt nie twierdził, że
obrana przez nas strategia była dobra, okłamywanie go należało według mnie do
jednego z najcięższych wyzwań ostatniego roku. Humphrey znał mnie lepiej niż
ktokolwiek inny, potrafił zatem wyczuć, kiedy kłamię, musiałam więc się nieco
podszkolić w swojej grze aktorskiej, która zawsze było dość nędzna. Kłamanie
jednak przez telefon mimo wszystko lepiej mi wychodziło. Zdradzić mógłby mnie
bowiem tylko mój głos, a nie dodatkowy szereg innych podejrzanych zachowań.
Ostatnio jednak byłam z nim względnie szczera. Nie powiedziałam mu tylko o tym,
że zwolniłam się z pracy i o sytuacji z Harry'm, bo to raczej nie było coś, o
czym chciałabym z nim dyskutować. Oprócz tego, wszystko było w najlepszym
porządku, mogłam mu się pochwalić tym, że postanowiłam uczyć się gry na
gitarze. Mogłam mu opowiedzieć co nieco o wypadzie do Birmingham z chłopakami,
a jak mu wspomniałam o tym, że nasz tata grał na gitarze nie wydawał się być
zaskoczony. Doszłam do wniosku, że musiał jeszcze pamiętać ten czas, kiedy
gitara ojca nie kurzyła się pod stertą kartonów na strychu. Kiedy w końcu
skończyliśmy rozmawiać niedługo potem odebrałam telefon od Lou, który z kolei
opowiadał mi o czasie spędzonym ze swoją rodziną, a także z podekscytowaniem
mówił o tym, że wybiera się z powrotem do Londynu, gdzie ma spędzić jeszcze
parę dni w towarzystwie swojej dziewczyny. Tomlinson'owi najwyraźniej nie
przeszkadzał fakt, że nie znaliśmy się zbyt długo. Prawdopodobnie już przez te
ponad dwa tygodnie naszej znajomości dowiedziałam się o nim więcej niż o nie
jednym moim znajomym ze szkoły. Właściwie to nawet schlebiało mi to, że Louis
tak chętnie dzielił się ze mną opowieściami dosłownie o wszystkim, począwszy od
zabawnych historyjek z dzieciństwa, przez które śmiałam się do telefonu przez
dobre kilka minut, a skończywszy na tym, co oglądał w telewizji poprzedniego
wieczoru. Dość szybko przyzwyczaiłam się do jego obecności w moim życiu. Do
jego telefonów, ciągłych żartów, dziwnych sms'ów , których czasem nie mogłam
rozszyfrować. A przy tym dobrze się czułam ze świadomością, że jest ktoś z kim
naprawdę mogę o wszystkim porozmawiać. Jeśli ktoś może stać się czyimś
przyjacielem w ledwie dwa tygodnie, to Louis Tomlinson zdecydowanie moim się
stał. Było to w pewnym stopniu dla mnie zaskakujące, gdyż nie byłam osobą,
która skłonna była nazywać przyjacielem kogoś, kogo zna przez tak krótki okres
czasu. Doszło jednak do mnie, że to nie istotne ile się kogoś zna. Ważniejsze
natomiast jest to, jak dobrze się tego kogoś zna.
Louis nawijał mi do telefonu chyba przez godzinę,
jednak ani razu nie wspomniał o Harry'm i martwiło mnie to, bo nie wiedziałam,
czy Styles raczył się z nim skontaktować, czy Louis po prostu uznał, że nie ma
potrzeby o tym rozmawiać. Dlatego postanowiłam o to zapytać, może nie tyle z
samej ciekawości co zwyczajnej troski.
- Harry chyba postanowił się obejść bez kontaktu
ze mną - odparł z niezadowoleniem, co sprawiło, że zmartwiona zmarszczyłam
czoło.
- Jak go spotkam to nakopię mu w tyłek i powiem,
żeby do ciebie zadzwonił – zapewniłam go.
- Tak? To może Liam niech to nagra i mi wyśle
filmik. Chciałbym to zobaczyć, mała - roześmiał się, najwyraźniej wyobrażając
sobie takową sytuację. Gdy ja sobie ją wizualizowałam też wyała mi co co
najmniej śmieszna.
- Okey, nie nabijaj się ze mnie. To po prostu
powiem mu dosadnie, żeby się odezwał.
- Doceniam to, ale Harry sam musi tego chcieć –
westchnął. Wiedziałam, że był smutny z tego powodu, a naprawdę przykro było
widzieć, czy tak jak w tym przypadku słyszeć przygnębionego Tomlinson’a.
- Dlaczego on właściwie się do ciebie nie odzywa? –
zapytałam, bo nie było to dla mnie do końca jasne.
- Bo myśli, że jestem wściekły na niego, że
przyjechał do Wolverhampton i że będę prawić mu kazania – wyjaśnił mi pokrótce.
- A jesteś wściekły?
- Już nie. Jasne, w pierwszym momencie jak Liam mi
powiedział, byłem zły, ale zwyczajnie mi przeszło. Wiem doskonale, że nie mogę
mu mówić co ma robić – powiedział. Najwyraźniej musiało dotrzeć do niego, że
nie ma sensu mówić Styles’owi co ma robić, bo ten tak czy siak zrobi na odwrót.
To nawet ja zauważyłam.
- Przepraszam Lou, że to przeze mnie wszystko się
tak psuje między wami – odezwałam się po chwili zebrawszy się w sobie. Miałam świadomość
tego, że było to moją winą. Gdyby mnie tu nie było, Harry by nie przyjechał
zatem nie miałby też powodu, żeby wkurzać tym Lou, z kolei Harry nie miał by
powodu by nie odzywać się do swojego przyjaciela.
- Nie przepraszaj. To nie przez ciebie, a jeżeli
Hazza ci tak mówi, nie słuchaj go.
- Nic takiego nie mówi. Wiem po prostu, że to
zaszkodzi jego wizerunkowi jeśli zostanę przyłapana w jego towarzystwie.
- Coraz bardziej mi się wydaje, że byłoby wręcz
przeciwnie – skwitował.
- Co? - odezwałam się zaskoczona, ale Louis nie
chciał mi nic na ten temat powiedzieć, choć domagałam się tego jeszcze przez
następne paręnaście minut. W końcu zakończyliśmy rozmowę a ja byłam wielce
niepocieszona z tego powodu, że nie wyciągnęłam niczego więcej z Tomlinsona.
Musiałam się jednak z tym pogodzić i żeby zająć czymś myśli postanowiłam
wysprzątać w całym domu przed pójściem na kolejną lekcję gry na gitarze do
Benjamina. Uznałam, że jednak trochę się rozleniwiłam, bo miałam problem z
ruszeniem się z łóżka jeszcze przez następną godzinę. W każdym razie jednak
zabrałam się do pracy, choć z początku szło mi to dość mozolnie. Dopiero, gdy
puściłam muzykę niemal na cały regulator sprzątanie nagle zaczęło mi szybciej
iść. Kiedy skończyłam miałam jeszcze trochę czasu dla siebie, pooglądałam więc
telewizję, pobrzdąkałam na gitarze, a gdy przyszła już na mnie pora, zebrałam
się do wyjścia i wyszłam do garażu, by wziąć swój rower. Wyprowadziwszy go na
podjazd wsiadłam na niego i niewiele myśląc ruszyłam z miejsca, a kiedy tylko
wyjechałam na drogę o mało nie wpadłam na Harry'ego. Zatrzymałam się gwałtownie i prychnęłam
oburzona.
- Czyś ty oszalał? - spytałam, patrząc na niego i
kręcąc głową z dezaprobatą. Jakież szczęście, że mój rower miał już naprawione
hamulce inaczej obydwoje skończylibyśmy marnie, leżąc poobijani na drodze.
- Gdzie jedziesz? – zapytał, oczywiście ignorując
moje pełne pretensji pytanie.
- Do kolegi na lekcję gry na gitarze. A ty co,
czatujesz przy oknie czekając aż wyjadę, aby mi się rzucić pod koła? - Harry
posłał mi zawadiacki uśmiech, przytrzymując mój rower i nie chcąc mnie puścić.
Zupełnie jak ostatnio.
- Nie jedź - odparł po chwili milczenia
natrafiając na moje spojrzenie.
- Bo? – uniosłam brwi w pytaniu.
- Bo tak – odparł wzruszając ramionami, tak
naprawdę nie chcąc wyjaśnić mi prawdziwego powodu.
- To nie jest argument.
- Ostatnim razem jakoś ci to nie przeszkadzało -
przyznał, przypominając mi o tym, jak to zgodziłam się pojechać z chłopakami do
Birmingham. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło i westchnęłam ciężko. Teraz
już wiedziałam, że muszę naprawdę uważać na to co robię w towarzystwie
Styles'a, bo ta menda potrafiła wszystko wykorzystać przeciwko mnie. Skrzywiłam
się delikatnie ku rozbawieniu zadowolonego z siebie Harry'ego.
- Jadę i nic mnie nie zatrzyma - stwierdziłam i
już miałam ruszyć z miejsca, kiedy odezwał się telefon w mojej kieszeni.
Oczekiwałam, że to pewnie znowu Louis, ale jak się okazało, był to mój tata,
czym mnie kompletnie zaskoczył, ponieważ nie miał w zwyczaju do mnie dzwonić, a
już zł wasza nie kiedy był w pracy. Już się bałam, że coś mu się stało i
wstrzymałam oddech. Odebrałam telefon i usłyszawszy to, co miał mi do
powiedzenia, zbladłam, zaciskając mocno palce na telefonie.
- Audrey, wszystko w porządku? – zapytał Harry,
wyraźnie zmartwiony moim stanem i przybliżając się do mnie, na co właściwie w
żaden sposób nie zareagowałam. Rozłączyłam sięi w milczeniu włożyłam telefon z
powrotem do kieszeni - Audrey… co się stało? - dopytywał, położywszy rękę na
moim ramieniu i zaciskając na nim delikatnie palce.
- Ciotka Mathilda przyjedzie za jakąś godzinę -
powiedziałam z przerażeniem chyba bardziej do siebie aniżeli do niego, na co
Harry zwyczajnie wybuchnął śmiechem.
- I aż tak się przestraszyłaś jakiejś tam ciotki? –
nie mógł najwidoczniej uwierzyć, że to mnie aż tak przeraziło.
- To nie byle jaka ciotka, Harry. Ty nie znasz tej
kobiety – jęknęłam. - I masz co chciałeś. Nigdzie nie jadę – odrzekłam, wyrywając
mu się i chcąc odstawić rower z powrotem do garażu. Ciotka Mathilda była ostatnią osobą, jaka była
mi potrzebna w tej chwili. Ale musiałam się jakoś przygotować na jej przyjazd.
Że też ta kobieta zawsze musiała tak wpadać zapowiadając się ledwie godzinę
przed przyjazdem.
wspaniały rozdział zresztą jak wszystkie ! uwielbiam jak piszesz ! jesteś wspaniała ! :) czekam z niecierpliwością na więcej ! ;D
OdpowiedzUsuńStrasznie lubię Twoje opowiadanie.:D Jest dopiero 9 rozdziałów a akcja się już dzieje.xd i piszesz też bardzo dułgieee rozdziały i to też plus. No i wykreowanie przez Ciebie postaci i Twój styl pisanie też bardzo lubię.;)
OdpowiedzUsuńAch ten Harry i jego głupie, acz przezabawne pomysły. Przez chwilę myślałam, że może miła przy sobie zapasowy klucz, o którym Aud nie pomyślała wcześniej, a tu jednak zwyczajnie zamknął ich tam na amen. Ale przynajmniej co nieco sobie wyjaśnili. Chyba. Chociaż, oprócz tego, że ona nie będzie widziała w nim wroga i że on wcale nie chce jej skrzywdzić, to nic więcej nie ustalili. Rzeczywiście jego nachalność może być irytująca, ale z drugiej strony Aud powinna czuć się... err... wyjątkowa? Tak na swój sposób. W końcu po jego zachowaniu widać, że to nie jest tylko walka o coś, czego nie może się mieć. Jak zwykle w niektórych momentach śmiałam się niemal do łez. Masz talent do wymyślania zabawnych tekstów ^.^ O matulu, kim jest ta ciotka, że Aud się jej aż tak boi? Albo może aż tak jej nie lubi, że jest po prostu zdegustowana jej przyjazdem? Nie no, była przerażona, więc ta Mathilda musi mieć w sobie coś okropnego. Zgroza :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny! :)